poniedziałek, 13 maja 2013

12. Pierwsza zwycięstwo


Szybko odskoczył unikając kolejnego ataku. Był przyparty do muru, żaden jego atak nie potrafił zranić przeciwnika, każdy atak potrafił rozbić w pył, przez co był on praktycznie bezbronny. Znów upadł powalony kolejnym ciosem. Zamknął na chwilę oczy i zacisnął pięści. Nie mógł tu przegrać. Musiał ratować swoją przyjaciółkę. Musiał przypomnieć ją sobie. Tak bardzo chciał teraz wiedzieć dlaczego chce tak bardzo wygrać. Nie pamiętał jej twarzy uśmiechu czy głosu, ale tak bardzo chciał wygrać, tak bardzo chciał ją zobaczyć.
-Poddajesz się sopelku- znów ten szyderczy śmiech. Gray od razu otworzył oczy i z trudem zaczął się podnosić. Wstał opierając się o ścianę. Ostatni atak dał o sobie znać. Osoba z którą walczył była potworem, a mówił że nie jest jeszcze tak silny jak reszta. Przyjrzał mu się. Był niskiej budowy, ale w jego magii było coś strasznego, coś ciemnego.
-Lodowe tworzenie: Łuk- krzyknął , a w jego ręce pojawił się wielki lodowy łuk , w drugiej dłoni strzała.
-Głupi dzieciaku, to nic nie da!- mężczyzna był już znudzony całą tą walką, przeciwnik w końcu nie robił na nim wrażenia. Jego ataki nie działały, a przeciwnik nie miał nawet draśnięcia. Gray jednak nie wystrzelił strały z łuku, tylko zaczął biec w stronę przeciwnika. Na jego twarzy pojawiło się zdecydowanie, jakby postanowił już że tego dokona. Gdy był już blisko, wyrzucił strzałę z ręki w stronę przeciwnika i jak się spodziewał była to kamienna kopia,  szybko zrobił obrót o 360 stopni i napinając łuk stworzył nową strzałę i strzelił za siebie.
-Mówiłem że to….- jednak mężczyzna nie dokończył bo strzała nagle zmieniła kierunek lotu. Gdy była już praktycznie przed mężczyzną , zwróciła i zaczęła lecieć w stronę ściany. Uderzyła w nią mocno rozkruszając ją przy tym, a sufit zaczął lekko się kruszyć.
-Hmm wiedziałem- powiedział czarnowłosy widząc mężczyznę wyskakującego ze ściany trzymającego się za krwawiącą rękę.
-Skąd ty?-  zdenerwowany facet odskoczył od maga lodu i przyglądał mu się z nienawiścią wypisaną na twarzy.
-Trochę i to zajęło, ale w końcu zauważyłem. Za każdym razem gdy w ciebie uderzyłem był to klon, mimo iż nie widziałem byś je tworzył. Wyjaśnienie było tylko jedno. Byleś tu , ale nie na polu walki, ukrywałeś się. Czekałeś aż sam padnę z wycieńczenia. Jednak popełniłeś jeden błąd- Gray uśmiechnął się odrzucając łuk na bok.
-Błąd?- mężczyzna zdziwił się i widocznie był strasznie ciekawy jakiż mógł popełnić błąd.
-Zbyt bardzo chroniłeś jedno miejsce. Odciągałeś mnie od tamtej ściany, nawet gdy tam upadłe to próbowałeś mnie usunąć stamtąd wykopując mnie gdzie indziej. Twoja postawa , zawsze wyglądała obronie , gdyż zbyt bardzo zbliżałem się do tej ściany, sam się zdemaskowałeś.
-Magia tworzenia: Miecz
-To nic, umrzesz, ja jestem potężniejszy od klonów, a miecz ci nic nie da- odparł mężczyzna prostując się i znów przybierając szaleńczy wyraz twarzy. Na jego ustach pojawił się uśmiech szaleńca.
-Nie lekceważ magów Fairy tail- krzyknął po czym ruszył w stronę swojego przeciwnika. Musiał to wygrać, nie mógł tutaj przegrać, nie mógł zawieść przyjaciół.
-Lawina skał- Gray słysząc te słowa i dłoń przeciwnika skierowaną ku górze natychmiast się zatrzymał i spojrzał w górę. Sufit zaczął się trząść , ale skały nie opadały. Jakby chciał go tylko nastraszyć. Mag lodu prychnął po czym znów ruszyć na przeciwnika, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, teraz albo nigdy. Naparł na przeciwnika mieczem, lecz ten stworzył szybko kamienna tarczę, ale na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie że ktoś przełamał się przez jego barierę.
-Zadarłeś z najgorszą rodziną- powiedział z uśmiechem Fullbuster gdy był blisko przeciwnika. Tamten tylko prychnął i odepchnął od siebie Gray’a. Ty razem to on ruszył szybko na maga lodu, przez co on nie zdążył zareagować i przyjął cios. Od razu odleciał trochę dalej i znów uderzył w  ścianę , a z jego głowy pociekła stróżka krwi. Podniósł się natychmiast nie przejmując się raną.
-Lodowe tworzenie: Knykcie- spod stóp przeciwnika wyrosły dwie wierze, które powinny go uderzyć, lecz nie robiły tego. Z nich wysunęły się dwie ręce które unieruchomiły przeciwnika.
-To na nic!- krzyknął mężczyzna i zaczął się wyrywać  , a lód zaczął pękać.
-Jeszcze nie skończyłem! Lodowa skorupa!
-Niewypał? Pfff- gray usłyszał za sobą sarkastyczny głos przeciwnika, lecz nie odskoczył od jego uderzenia. Nawet go nie poczuł. Widział zdziwienie na twarzy przeciwnika gdy ten go uderzył, ale Gray nic nie poczuł. Tak lodowa skorupa była obroną idealną, ale kosztowała go wiele energii. Jego ciało zmieniało się  w lód nie do rozpuszczenia, tylko jedo zaklęcie mogło je przełamać. Wiedział że nie zostało mu już zbyt wiele energii, więc postanowił położyć wszystko na jedna kartę.
-Nieograniczone Lodowe Tworzenie: Jednostronnie Chaotyczny Taniec!-z rąk maga lodu wysunęły się ogromne lodowe łańcuchy, a zaraz pod nimi zaczęły tworzyć się lodowe miecze. Było ich pełno i otaczały przeciwnika.
-Co jest!?- krzyknął przerażony rozglądając się wokół siebie. Nie miał drogi ucieczki, był przerażony przez co nie potrafił utworzyć żadnego zaklęcia obronnego. Nagle wszystkie miecze ruszyły w stronę przeciwnika. Próbował je omijać i zachować spokój , ale ich nie ubywało. W końcu jeden miecz trafił go w nogę, przez co upad  na kolano i dostał mieczem w ramię. Chwytając się za nie nie zauważył nadlatującego łańcucha który przygwoździł go za szyję do ściany , a miecz wbił mu się w drugie ramię. Zamknął oczy widząc nadlatujący miecz i czekając na wyrok, jednak ni nie poczuł. Otworzył oczy i dostrzegł przed sobą uśmiechniętego Gray’a. Jednak tak szybko jak otworzył oczy znów je zamknął. Fullbuster utworzył ostatecznie młot i nim zakończył pojedynek uderzając przeciwnika w głowę , a ten stracił przytomność. Spojrzał na niego ostatni raz, po czym odetchnął z ulga, a jego ciało zaczęło powoli opadać na ziemie. Był wykończony, nie miał już siły, ale wygrał.
-Lucy- szepnął z uśmiechem i stracił przytomność. Pamiętał.


Siedziała przypięta do tego wielkiego kamienia z głową spuszczoną w dół.  Czuła jak po trochu opuszcza ją magia. Czekali tylko na niego, tylko to że się spóźniał dawało jej szansę na troszkę dłuższe życie. Podniosła na chwilę głowę i spojrzała na to wielkie urządzenie. Jej biedne klucze, jej kochani przyjaciele. Dusiła w sobie łzy, nie chciała płakać. Jej klucze były uwięzione w kapsułach w tym urządzeniu, a gdy nadejdzie odpowiednia pora i przyjdzie Zeref ich magia zostanie użyta razem z jej. Teraz jej magia napędza powoli urządzenie, ale gdy wróci mag ciemności to zginie. Wiedziała to, ale mimo to wciąż bolało. Nie chciała teraz umierać, chciała żyć wiedząc że przyjaciele próbują ją uratować.
-Szybko pogodziłaś się ze swoim losem- przeniosła zmęczone spojrzenie na niebieskowłosego mężczyznę który stał bez uczuć nad nią.
-Dlaczego to robicie?- zapytała chrapliwym głosem, opuszczając głowę. Nie potrafiła ciągle patrzeć ku górze, czuła zmęczenie. Seiatro  klęknął przed nią, a na jego twarzy pojawił się jakby delikatny cień uśmiechu, pocieszającego w jej stronę. Dłonią przejechał po jej policzku, a ta spojrzała na niego niezrozumiale.
-Chyba mogę ci powiedzieć- szepnął , po czym przejechał palcami po końcówkach jej włosów. Usiadł po turecku przed nią i podał jej trochę wody- widzisz , ten dzieciak Akihito i ja znamy się od zawsze. Zawsze kochaliśmy się jak rodzina. Była jeszcze starsza siostra Akiego, Haru, była piękna, jej uśmiech zawsze sprawiał że robiło nam się ciepło na sercu. Troszczyła się o nas , a ja kochałem ją i wierzyłem że kiedyś będziemy razem. Niestety, jak i Aki zaczęliśmy bawić się czarną magią, zawsze nas ostrzegał byśmy byli ostrożni z magią, ale chcieliśmy być potężni by móc ją chronić. W ostateczności, sprawiliśmy że demon opętał jednego z naszych kolegów i zaczął szaleć w mieście , zabijał ludzi, a my byliśmy bezbronni.  Wtedy pojawiła się Haru i nawet nie odezwała się do nas, odwróciła się i ruszyła ku potworowi. Próbowaliśmy ją namówić by zawróciła, że musimy uciekać, że nikt go nie powstrzyma, ale ona tylko odwróciła się i delikatnie uśmiechnęła. Nie była zła, a powinna. Dla nas oddała duszę i serce potworowi ratując przy tym nas i resztę mieszkańców. Nigdy więcej jej nie ujrzeliśmy. Zatraciłem się w magii by móc ja przywrócić, lecz za każdym razem moje działa przerywał Aki, nie chciał powtórki, nie chciał żebym znów bawił się czarną magią. Dlatego pomaga Zerefowi, mimo moich starań nie potrafiłem jej przywrócić do życia, ale On będzie potrafił. W kocu potrafi dawać życie, dlatego obiecałem mu że mu pomogę a on zwróci mi moją ukochaną Haru. Wiem że Aki tu przybył by mnie pilnować, ale wizja że znów będzie mógł zobaczy siostrę, tę która była dla niego niczym matka, sprawiła że także pomaga Zerefowi- Zdania o Haru wypowiadał tak szybko że ledwo mogła go zrozumieć, a na jego twarzy widziała ból z tym związany. Cierpiało jego serce.
-Myślisz że byłaby zadowolona z tego że bawisz się czyiś życiem?- wypowiedziała te słowa bardzo szybo. Poczuła ból na policzku, a gdy spojrzała w górę widziała wściekłą twarzy Seiatro.
-Nic o niej nie wiesz!- był zdenerwowany, pierwszy raz widziała żeby na jego twarzy pojawiło się aż tyle emocji. Chciała cos powiedzieć, lecz nie potrafiła wydusić już ani słowa. Bała się , trzęsła. Chciała poczuć ciepłe ramiona Natsu.


Jej zapach był coraz bliżej, bardzo dobrze wyczuwał go. Happy które leciał przed nim, też był bardzo skupiony. Byli już prawie u celu.
-Drewniane Tworzenie: Ściana!-usłyszeli krzyk, po czym przed nimi pojawiła się drewniana ściana, zatrzymująca ich.
-Z drogi- krzyknął Natsu rozwalając ją swoimi płomieniami.
-Zostawcie to Juvi- dziewczyna wyszła przed wszystkich i zaczęła się rozglądać. Spojrzeli na nią, po czym przytaknęli i zostawili ją samą z nieznanym przeciwnikiem i ruszyli dalej. Tak bardzo chciał walczyć, ale wiedział ze musi iść na przód by ją uratować.
-No no no, nie wiedziałem że będę miał przyjemność z taką ślicznotką- usłyszała za sobą i natychmiast się odwróciła. Na jednym z kamieni siedział młody jasnowłosy mężczyzna z kolanem założonym na kolano. Uśmiechał się do dziewczyny i był strasznie spokojny.
-Juvia nie przegra!- odezwała się i przyjęła postawę do ataku.
-Juvia, piękne imię, więc może i ja się przedstawię- zeskoczył z kamienia i delikatnie się ukłonił, jednak nie spuszczał z niej wzroku- jestem Ryu- wyprostował się i znów zaczął się jej przyglądać. Wodna dziewczyna, nagle odskoczyła i wylądowała na wyższym kamieniu. Spojrzała na miejsce gdzie przed chwilą stała. Do ziemi z powrotem wrastał korzeń.
-No no, widzę że damy radę się zabawić- teraz na twarzy Ryu powiało się zadowolenie. Oblizał wargi i uśmiechnął się pokazując swoje białe żeby. Czekała ich kolejna trudna walka.








sobota, 4 maja 2013

Jednopartówka: Dziwne uczucia Natsu x Zeref

Natsu x Zeref: Dziwne uczucia


Od zawsze uważałem że moje zżycie było do bani. Szkoła, praca, dom, i tak wyglądała moja codzienność odkąd zacząłem chodzić do liceum. Gdy byłem dzieckiem to jeszcze potrafiłem cieszyć się życiem, ale dziś już nic nie było takie jak kiedyś. Moi rodzice ciągle się kłócili o to kto co zbierze. Tak rozwodzą się bo matka nakryła ojca na zdradzie, prościej mówiąc widziała jak posuwał naszą młodszą sąsiadkę.  Nie rozumiałem tego jak młoda dziewczyna może dać się dobrać takiemu staremu prykowi do gaci. Ale moja matka nie była w cale lepsza. Niby tu wykwintna pani domu, idealna dama, ale ja wiedziałem że na boku także ma swojego kochanka. Nie sypiali przecież z ojcem w jednej sypialni nawet, więc to nic dziwnego że doprowadziło to do zdrad a potem rozwodu. Według mnie kobiety są strasznie irytujące. Te ich słodkie głosiki piszczące ci ciągle przy uszach. Ta ich niewinność która w końcu przemija i stają się prawdziwymi diabłami. Są strasznie kruche, aż strach się ich dotknąć bo może coś im się stać. Naprawdę uważałem że kobiety są nam niepotrzebne, no chyba że jedynie do rodzenia dzieci. Robiły nam tylko problemy i bałagan w życiu. Właśnie rozpoczynałem drugi rok w liceum. Nawet nie miałem ochoty iść na rozpoczęcie. Jak w tamtym roku pewnie przyjdzie tu tona głupich dziewczyn które będą mi tylko zawracać dupe swoimi durnowatymi wyznaniami. Nie rozumiałem tego jak można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Przecież to nienormalne. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał za 20 ósmą.  Powinienem wychodzić z domu, ale nie skończyłem śniadania.
-Zeref chyba nie chcesz się spóźnić?- jak zawsze irytujący głos matki przypominający o tym że się spóźnię. Ja jakoś nigdy się nie spóźniam w porównaniu do niej po mizdrzy się przed lustrem nie wiadomo ile czasu.
-Hai hai- odparłem i dokończyłem kanapkę po czym zabrałem pieniądze na lunch i wyszedłem z domu. Jak na razie byłem zmuszony zamieszkać z matką ze względu na to że sąd tak uznał. Chociaż tak naprawdę wolałbym mieszkać z ojcem , który chyba także chciał mnie stąd zabrać. Wiedział ze nie darze matki zbyt wielką sympatią.
-Siemanko przystojniaczku- dokładnie w drodze do szkoły jak zwykle dołączył do mnie mój najlepszy przyjaciel. Na tym całym głupim świecie był on jedyną osobą którą znosiłem. Laxus był osobą dość do mnie podobną , więc myślę ze to dlatego tyle ze sobą wytrzymujemy.
-To nie było zabawne- odparłem wzdychając. – masz ten sam problem-  dodałem i spojrzałem na niego kątem oka, jego czoło się pomarszczyło delikatnie, a na twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, nie wybieraliśmy się na aule by wysłuchiwać słów dyrektora i jakiś pierwszaków. Od razu daliśmy się do spisu klas. Gdy okazało się że znów jesteśmy w tej samej klasie, przybiliśmy sobie tylko piątkę po czym ruszyliśmy stronę klasy gdzie zajęliśmy swoje miejsca i zaczęliśmy czekać na resztę naszej głupiej klasy. Nasze oczekiwanie w końcu dobiegło końca , gdy zaczęli zjawiać si inni uczniowie, a w końcu nasz wychowawca. Posłuchaliśmy trochę jego słów po czym mogliśmy zbierać się do domu. Nienawidziłem rozpoczęcia roku szkolnego.
-Eh i znów 10 miesięcy więzienia- westchnął Laxus gdy wyszliśmy ze szkoły. Od razu zauważyły nas pierwszaczki i zaczęło się obgadywanie nas. Nienawidziłem tego, nie rozumiałem co takiego było w naszym wyglądzie że przyciągało tą irytującą płeć. Westchnąłem tylko i odwróciłem twarz w bok. Zamarłem na chwilę.  Gdzieś pośród uczniów wyłoniłem tę bardzo charakterystyczną twarz. Ciągle roześmianą i wygłupiającą się. Nie wiedziałem kim jest, ale nie potrafiłem od tej osoby odciągnąć wzroku.
-chodźmy- odezwał się mój przyjaciel, a ja wytrącony w równowagi kiwnąłem głową i ruszyłem za nim. Nie rozumiałem co się ze mną działo, przecież to był jakiś smarkacz, a ja jakby coś pchało mnie  w jego kierunku. Wygoniłem szybko od siebie te wszystkie myli i żegnając się z kumplem ruszyłem w stronę domu. Oczywiście matka nie czekała na mnie sama, tylko z tym swoim kochasiem. Minąłem ją nawet na nich nie patrząc co widocznie nie bardzo spodobało się tej jędzy, bo zaczęła coś krzyczeć za mną, ale nie przejmowałem się tym , nie miałem ochoty znów się z nią kłócić. Gdy wszedłem do pokoju zamknąłem go na klucz i od razu rzuciłem się na łóżko. Zapowiada się kolejny nudy rok szkolny.
Następnego dnia, wstałem dość wcześnie i od razu po śniadaniu wyszedłem z domu. Nie miałem ochoty wysłuchiwać znów paplaniny matki na temat swojego zachowania, ani tego że bardzo przypominam jej ojca. Ale to był już jej problem, to ona wybrała faceta za którego wyszła. Do szkoły mi się zbytnio nie śpieszyło gdyż i tak wyszedłem wcześniej, a będę musiał zaczekać na Laxusa tam gdzie zawsze. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i westchnąłem. Miałem jeszcze 10 minut do przyjścia kumpla, więc usiadłem na murku i zacząłem bawić się telefonem.
-Szybciej idioto bo się spóźnimy- usłyszał krzyk i od razu spojrzałem w stronę skąd dochodziły krzyki.
-Nie nazywaj mnie idiotą ty playboyu.
-Mnie przynajmniej ktoś chcę płomyczku- i śmiech. Koło mnie przebiegło dwóch chłopaków widocznie spieszących się do szkoły. Ich mundurki były takie same jak moje, a co najlepsze biegł tam ten sam różowo włosy chłopak co zwrócił wczoraj moją uwagę. Nie zwrócili zbytnio na mnie swojej uwagi, tylko szybko przebiegli. Natychmiast wstałem i patrzyłem w ich stronę póki nie zniknęli z mojego pola widzenia. Uśmiechnąłem się delikatne pod nosem. Ten rok szkolny może jednak nie będzie taki sam jak poprzedni.
-Jestem- usłyszałem za sobą i nawet nie odwracając się ruszyłem przed siebie. W drodze do szkoły nie rozmawialiśmy zbyt wiele, zresztą jak zawsze. Jesteśmy raczej osobami którzy nie zwierzają się sobie, ale jeśli coś jest nie tak to stajemy w obronie drugiego. Doszliśmy do szkoły i od razu skierowaliśmy się w stronę Sali gimnastycznej gdzie odbędzie się segregowanie pierwszaków. Należę do szkolnej drużyny koszykarskiej, zaś Laxus do klubu piłki nożnej, jest świetnym napastnikiem, strasznie szybkim. Rozdzieliliśmy się przed pokojami klubowymi. Jestem v-ice kapitanek wiec powinienem być wcześniej i byłem, ale jak się okazało większość pierwszaków i ludzi z drużyny już było. Jak zwykle spóźniał się tylko kapitan i trener. Oczywiście kapitan oblegany przez te irytujące kobiety dotarł do nas nawet później niż trener Elfman. Czasami się zastanawiałem co te baby widzą w naszym kapitanie Lyon’ie. Ominąłem go i usiadłem niedaleko nawet się z nim nie witając. Był moim sempai’em ale nie darzyłem go zbytnim szacunkiem. Nawet pod koniec pierwszego roku wdałem się z nim w bójkę czego konsekwencją było wykluczenie mnie z meczów na jakiś czas i zawieszenie. Więcej przyrzekłem sobie tego nie robić , bo kochałem koszykówkę nade wszystko i nie chciałem być wydalony z drużyny przez jakiegoś idiotę…
-Więc może zaczniemy od zapoznania członków, a potem krótkiej rozgrzewki by zobaczyć wasze umiejętności. Po tym pójdziecie na lekcje, a po lekcjach zmierzycie się ze starszakami, i zobaczymy czy ktoś z pierwszaków nadaje się do pierwszego składu- odezwał się Lyon jak zwykle z tym swoim sztucznym uśmiechem.
- Jeśli jesteście mężczyznami to ruszać dupska , ale już- oczywiście trener musiał dodać swoje trzy grosze. Nie interesował mnie nabór zawodników, oczywistym było że będę w pierwszym składzie, zawsze dostawałem tego czego chcę. Wyciągnąłem z torby swoją mp4 i już chciałem zakładać słuchawki gdy znów go zobaczyłem. Uśmiechał się tak niewinnie, jego uśmiech był taki szczery i pośród tego całego obornika głupich ludzi wydawał się inny.
-Co jest Zeref na kogo się tak patrzysz?- musiało go do mnie przywiać co nie?
-A ty Lyon nie powinieneś sprawdzić czy nie ma tu jakiejś twojej fanki?- nie miałem ochoty na rozmowy z nim.
-Zazdrosny?
-Jak diabli- odpowiedziałem z sarkazmem uśmiechając się do niego sztucznie.
-Powinieneś chociaż zwrócić uwagę na jakąś, inaczej zaczną myśleć że wolisz chłopców- przysiadł się do mnie, czy nie mógł się po prostu od pieprzyć?
-A ty powinieneś zacząć patrzeć na trening swoich nowych nabytków- odparłem, nie chcąc dłużej prowadzić rozmowy o tym kogo wolę, przecież to oczywiste że kobiety.
-Sempai!- usłyszeliśmy krzyk i obydwoje zwróciliśmy głowy w stronę skąd dochodził krzyk. Zauważyliśmy jak grupka chłopców pochyla się  nad kimś. Wstałem szybko by jak najszybciej opuścić towarzystwo tego idioty i ruszyłem w tamtym kierunku.
-Co jest?- zapytałem, ale gdy podszedłem lekko mnie zamurowało. Różowowłosy chłopak siedział ze skwaszoną miną , a pośród niego stali koledzy i bacznie mu się przyglądali. Miał lekko zaczerwienione kolano i kapała z niego delikatnie krew.
-Natsu się poślizgnął i przewrócił.
-Wszystko wyolbrzymiacie, nic mi nie jest, grajmy- wkurzył się i szybko wstał i był gotowy do dalszej gry. Idiota przeszło mi przez myśl.
-Powinniśmy to odkazić- powiedziałem wzdychając i klepnąłem go po plecach by poszedł za mną.
-Mówiłem że nic mi nie je…- nie dokończył bo złapałem go za ucho i przybliżyłem lekko do siebie.
-Może i tak, ale jeśli chcesz zagrać po lekcjach o wejście do pierwszego składu radziłbym iść ze mną to odkazić- powiedziałem lekko poddenerwowany i puściłem go wyczekując na jego odpowiedź. Patrzył na mnie przez chwilę w szoku po spuścił głowę i ruszył w kierunku budynku szkoły. Uśmiechnąłem się zwycięsko i ruszyłem za nim.
-Zeref- sempai jest straszny- usłyszałem jeszcze za sobą na co prychnąłem. To było nic, jak się zdenerwuję to naprawdę mogę być straszny. Natsu, tak chyba miał na imię bo w końcu tak go nazywali szedł kilka kroków przede mną. Nie odwracał się by sprawdzić czy idę za nim, ale chyba był zdenerwowany tym że potraktowałem go tak przy kolegach. Doszliśmy do budynku szkoły i od razu skierowaliśmy się na drugie piętro gdzie znajdował się gabinet pielęgniarki.
-Przepraszam?- zapukałem i wszedłem. Oczywiście ja to mam szczęście bo jej nie było. Westchnąłem i wszedłem kiwając głową na młodego by ruszył za mną. Pokazałem mu krzesło na którym ma usiąść, po czym zacząłem się rozglądać po gabinecie w poszukiwaniu jakiejś gazy i wody utlenionej.
-Sempai wyglądasz strasznie, ale jesteś miły – usłyszałem głos Natsu i zdezorientowany odwróciłem się w jego stronę.
-He?- nie rozumiałem do końca jego słow.
-No bo w końcu martwisz się o swoich Kouhai’ów i dlatego przyprowadziłeś mnie tutaj- odparł szczerząc się do mnie i drapiąc w tył głowy. Co za idiota.
-Nie zrozum mnie źle , przypałętał się do  mnie taki jeden idiota więc chciałem jakoś stamtąd odejść, więc użyłem ciebie jako ucieczki- odparłem po czym wróciłem do poszukiwań.
-Idiota?
-Ta, Kapitan Lyon- odparłem i lekko się uśmiechnąłem gdy znalazłem to czego czekałem. Wyciągnąłem gazę i wodę utleniona po czym podszedłem do chłopaka i klęknąłem przed nim. Zacząłem obmywać delikatnie ranę wodą utlenioną , widziałem jak krzywił się na twarzy, ale nic nie mówił. Zuch chłopak. Gdy skończyłem wziąłem jeszcze plaster i przykleiłem na jego kolano po czym wstałem.
-Możesz iść i przebrać się, a po lekcjach widzimy się na Sali gimnastycznej- powiedziałem i spojrzałem na jego roześmianą twarz.
-Hai sempai- krzyknął i szybo zniknął z pokoju pielęgniarki. Westchnąłem i spojrzałem za okno. Pogoda była słoneczna, a ja czułem się delikatnie mówiąc zmęczony. Był dopiero początek dnia, a ja miałem ochotę znaleźć się już w domu. Dzień nie zleciał mi zbyt szybko, ale nawet nie dłużył się zbytnio. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja i byłem w drodze na sale gimnastyczna. Zastanawiałem się czy któryś z pierwszaków załapię się do pierwszego składu albo na ławkę rezerwową przynajmniej.  Wchodząc do pokoju klubowego rzuciłem torbę do swojej szafki i spojrzałem konta oka po osobach z mojej prawej. Dwóch trzecioklasistów którzy odkąd pamięta próbują wejść do pierwszego składu , ale marne mają szanse. W szatni nikogo więcej nie było, co oznaczało że znów byłem ostatni. Jakoś nie dziwiło mnie to zbytnio , w końcu nigdy mi się jakoś specjalnie nie spieszyło. Przebrałem się w strój do ćwiczeń i po chwili także ruszyłem na salę gimnastyczna.
-Nareszcie- każdy spojrzał na mnie, a ja tylko uśmiechnąłem się przepraszająco po czym ruszyłem ku ławce gdzie siedział Lyon i usiadłem koło niego. Nigdy nie zajmowałem się zapoznawaniem pierwszaków czy też jakimiś mowami. Było to zbyt męczące i wiedziałem i tak że Lyon zrobi to za nas dwóch lepiej.
-Wiec zaczniemy od rozgrzewki, którą poprowadzi nasz drugi kapitan spóźnialski Zeref- na dźwięk swojego imienia spojrzałem zaskoczony na kapitana a potem przekląłem siarczyście na niego pod nosem. Przeklęty idiota, zawsze musiał mnie w coś wrobić- po czym zagramy mały sparing bym mógł zobaczyć czy któryś ma jakieś podstawy- skończył po czym przeszedł z uśmieszkiem obok mnie. Och jak on mnie wkurzał. Z lekkim ociąganiem wstałem z zajmowanego przez siebie miejsca po czym rozejrzałem się po pierwszakach. Było ich zaledwie siedmiu, ale wiedziałem że mogą być z nimi problemy.
-No więc zaczniecie od trzech kółek wokół szkoły- od razu usłyszałem ich sprzeciw i buczenie. No w sumie mnie by się tam nie chciało tyle biegać, w końcu jedno okrążenie ma prawie kilometr. Westchnąłem po czym znów spojrzałem na nich. Naprawdę zaczynali mnie denerwować.
-Dobra, zaczniemy od jednego, ale najpierw rozciągnijcie się trochę , a jak już przybiegniecie to pokaże wam jak wygląda piłka do kosza- po tych słowach odwróciłem się i zacząłem kierować do schowka, gdzie znajdowało się wszystko co potrzebne klubom, a także na wf’ie. Kluczyk miał woźny, ale składzik zawsze był otwarty do wieczora więc każdy mógł z niego skorzystać. Zabrałem cały kosz piłek koszykarskich i znów zacząłem kierować się na boisko. Większość chłopaków już wybiegła, wraz ze starszakami, którzy codziennie biegali wokół szkoły.
-Chcesz ich zniechęcić? Bieganie wokół szkoły zaczynają dopiero po jakimś miesiącu- usłyszałem obok siebie. Znów ten przeklęty kapitanek.
-A ty nie biegasz?- wiem że to było głupie pytanie.  W Końcu przychodził tu rano i biegał.
-A ty co?
-Dam im wycisk na boisku- odarłem i uśmiechnąłem się do niego cwaniacko. Widziałem na jego twarzy wymalowane zadowolenie że ja Zeref w końcu chcę się do czegoś przyłożyć. W sumie miał rację, chciałem dziś dać popalić tym dzieciakom. Razem z Lyonem podczas biegania reszty drużyny graliśmy jeden na jednego. Jedyne dlaczego nawet szanowałem go to dlatego że był osobą z którą idealnie dopasowywałem swoją grę. Zawsze dobrze nam się razem grało.
-Skończyliśmy- usłyszeliśmy zadowolony krzyk i także przestaliśmy grać. Spojrzeliśmy na wejście do Sali i można powiedzieć że i mnie i białowłosego zamurowało. Każdy pierwszak był wykończony i ledwo zipał oprócz jednego. Stał na nogach ocierając pot z czoła a na jego twarzy widniał wielki uśmiech. Uśmiechnąłem się na ten widok. Ten chłopak naprawdę był interesujący.
-No no już macie dość?- odezwałem się biorąc piłkę do ręki i podchodząc do pierwszaków.
-Brać piłki i trenować!- krzyknął Lyon do starszych członków po czym kiwnął do mnie głową i ruszył wraz z innymi by potrenować.
-Dobra panienki jeśli to było dla was męczące to radziłbym wam zrezygnować- powiedziałem patrząc na nich wyczekująco. Popatrzyli na mnie przerażeni.
-No coś ty sempai! To było nic!- krzyknął Natsu pokazując mi kciuk do góry. Patrzyłem na niego naprawdę zdumiony.
-Tak On ma rację damy radę- odezwał się kolejny i każdy z nich podniósł się z ziemi i ciężko dysząc patrzyli na mnie. Każdy z nich w oczach miał determinacje. Uśmiechnąłem się i znów spojrzałem na różowo włosego. Miał w sobie to coś co dawało moc innym.
-Dobra, wiec każdy z was weźmie piłkę , zrobimy kilka ćwiczeń po zagramy cztery na cztery, a skoro jest was siedmiu to ja dołączę do jednej drużyny , a teraz panienki za piłki i do ćwiczeń!- krzyknąłem , a każdy szybko podbiegł do kosza i zabrał dla siebie piłkę. Kazałem im na początek wrzucać piłkę do kosza w dwutaktu, po czym próbowałem zobaczyć czy któryś potrafi zrobić wsad. Ćwiczyli drybling, a także omijanie przeciwnika. Dałem im lekki wycisk, ale żaden nie stracił woli jaką zyskali na początku.
-Dobra gramy!- krzyknąłem , a jakiś starszak podał nam piłkę. Byłem w przeciwnej drużynie niż Natsu co dla mnie było wręcz idealne. Chciałem wiedzieć na co tego dzieciaka stać. Widziałem w nim największy potencjał, ale zobaczymy na co go stać. Mecz zaczynała przeciwna drużyna, ale odebranie im piłki nie było zbyt trudne. Grało się dość łatwo, dopóki nie przeszli na wyższy poziom i nie zaczęli mnie kryć dwójkami. Trudno było wtedy jakoś ich wyminąć przez co zaczęli zdobywać punkty. Ich głównym graczek był Dragneel, co mnie jakoś nie dziwiło. Naprawdę byli dobrzy jak potrafili się zgrać.
-Koniec!- głos Lyona rozniósł się po Sali, a każdy pierwszak ze zmęczenia opadł na ziemię. Przetarłem koszulką pot z czoła i spojrzałem na każdego z uśmiechem. Byli naprawdę dobrzy.
-Dragneel i Fullbuster – powiedziałem wymijając Lyon. Ostatnie co widziałem to jego uśmieszek. Skierowałem się do szatni skąd wziąłem ręcznik i zacząłem się przebierać.
-Sempai jesteś niesamowity- zdziwiłem się widząc tą różową czuprynę za mną także z ręcznikiem i wielkim uśmiechem na jego twarzy który chyba nigdy stamtąd nie znikał.
-Siedzę w tym trochę- odparłem po czym ściągnąłem koszulkę i przetarłem ręcznikiem klatkę piersiową. Chyba powinienem jednak zrobić tą rozgrzewkę przed meczem.
-Ale musisz powiedzieć że my też nie byliśmy najgorsi, przegraliśmy tylko 8 punktami.
-Jestem zaskoczony- odparłem szczerze. No bo byłem. Zerknąłem na niego kątem oka i nawet nie wiedząc dlaczego zacząłem się w niego wpatrywać. Na jego szyi widniała jakaś blizna przykryta na co dzień włosami widocznie, ale teraz miał je spocone przez co przyklejały się do szyi i widoczna była blizna. Jego barki były naprawdę rozbudowane, a klatka piersiowa umięśniona.
- Musze ćwiczyć więcej- odparł po czym pomachał mi i wybiegł szybko. Zdziwiłem się tym trochę ale uśmiechnąłem się tylko i gdy ubrałem się ruszyłem w stronę wejścia do szkoły. Byłem ciekawy czy Laxusowi też trafiło się takie ziółko.


Patrzyłem znudzony na tablicę, naprawdę nie rozumiałem po co nas uczą tej matmy. Przecież pierwiastki czy też ciągi nie przydadzą mi się nigdy, no chyba  że trafie na studia ekonomiczne co w moim przypadku było nie możliwe. Rozejrzałem się po klasie po czym lekko uśmiechnąłem. Przymknąłem oczy i zacząłem opadać.
-Zeref-kun- usłyszałem pisk jakieś laski z mojej klasy. A no tak Nozomi, siedziała obok mnie i usilnie próbowała zwrócić moją uwagę. Otworzyłem oczy i zauważyłem że każdy patrzy na mnie. Leżałem na ziemi i ciężko oddychałem. Chyba jednak przesadziłem, chciałem tylko zerwać się z lekcji ze źle się czuje.
-Możesz wstać?- zapytał nauczyciel, kiwnąłem tylko głową.
-Pójdę położę się u pielęgniarki- powiedziałem i wstając ruszyłem w stronę wyjścia.
-Pójdę z tobą- krzyknęła kolejna. Spojrzałem na nią zimnym spojrzeniem, a uśmiech z jej twarzy znikł.
-Ale widocznie poradzisz sobie sam- powiedziała po chwili cicho , a na jej twarzy pojawił się smutek. Nie zwróciłem na to większej uwagi. Jedyne co teraz chciałem to trochę odpocząć. Przeklęty Laxus. Siedział u mnie do rana i musiałem grać w nim na play’u do rana , a rano mi powiedział ze ma wolne bo jego dziadek przyjeżdża i nie idzie do szkoły. Byłem strasznie zmęczony i jedyne co teraz chciałem to łóżko i spokój. Wchodząc do pokoju powiedziałem tylko że jestem zmęczony, a ona nawet nic nie powiedziała. Może jej nie było, nie wiem, ale od razu skierowałem się do łózka i zasnąłem.

Czułem ciepło na wargach. Delikatnie otworzyłem oczy i doznałem szoku. Widziałem tak bardzo dobrze znana mi różową czuprynę. Miał zamknięte oczy, a jego wargi dotykały delikatnie moich.
-Na..tsu- odezwałem się a chłopak natychmiast oderwał się ode mnie.
-Ja…ja- nie wiedział co powiedzieć jego twarz była cała czerwona w głowie zapewne panował chaos.
-uspokój się- powiedziałem łapiąc się za głowę , też miałem natłok myśli w głowię.
-Gomen!- krzyknął i ukłonił się. Jego oczy były mocno zaciśnięte.- Ja chodziłem w pierwszej klasie do tego samego gimnazjum co ty sempai i zawsze się podziwiałem, potem się przeprowadziłem, ale obiecałem sobie że pewnego dnia znów cię spotkam i powiem że zawszę cię podziwiałem!- mówił dość głośno, ale jakoś mnie to nie interesowało. Dokładnie wysłuchałem każdego jego słowa.
-Chyba tu…- usłyszałem głos zza drzwi i szybko wstałem i pociągnąłem chłopaka do siebie po czym zasłoniłem parawan. Usiadłem na łóżku i zakryłem mu usta dłonią. Nie potrzebowałem kolejnych głośnych gości. Ktoś wszedł do pokoju rozejrzał się i wyszedł. Wypuściłem powietrze i spojrzałem na Natsu. Dopiero teraz zauważyłem że jego twarz znajduje się naprawdę blisko mojje. Jego oczy aż świeciły, a ja? Ja chyba nie miałem nic przeciwko. Zamknąłem oczy i przybliżyłem swoją twarz do jego. Jego pocałunki były niezdarne i delikatne, jakby bał się. Cieszyło mnie to. Rzuciłem go na łóżko, a on wyglądał na zdezorientowanego. Lubiłem rządzić i pasowało mi to ze jest posłuszny. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem brutalniej pieścić jego usta. Moja dłoń zaczęła wędrować po jego klatce piersiowej dostając się za koszulę i powoli ją rozpinając. Nie opierał się, jego jęki próbowałem stłumić pocałunkami. Jego dłonie znalazły się na zapięciu moich spodni. Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałunkami zacząłem schodzić coraz niżej. Zacząłem ssać jego sutek co widocznie sprawiało mu wielką radość, bo jego czerwona twarz z podniecenia mówiła tylko jedno, nie przestawaj. Poniosłem się o kciuk objechałem linie jego warg, by po chwili znów zatopić się w jego ustach.
-Zeref- usłyszałem swoje imię i przekląłem siarczyście. Zszedłem z zdezorientowanego chłopaka i kazałem mu szybko zapiać koszulę.
-co jest?- zapytałem wychodząc zza parawanu i patrząc na Lyona który miał nieciekawy wyraz twarzy.
-Może i z lekcji się umiesz zmyć. Ale z treningu nic z tego- powiedział i kiwnął głową bym ruszył za nim. Odwórciłem się tylko by spojrzęc na Natsu przez lekką szparę po czym ruszyłem. Na trening przyszedł ostatni Dragneel, ale za każdym razem jak go mijałem to uśmiechałem się , a on czerwienił. Czekał mnie wspaniały rok i już wiedziałem dlaczego byłem na początku bnim tak zainteresowany. Moje mieszane i dziwne uczcucia przerodziły się  coś co uważałem ze nie isteniej. Widocznie myliłem się, a do tego moje życie zaczęło nabierać barw.


Ekhm tak szczerze to nie spodziewała się ze kiedyś to napiszę. Nie lubię Yaoi i przenigdy nie pisałam nic z tych rzeczy więc wybaczcie mi jeśli wam się nie podoba. Nie zaszłam zbyt daleko z wątkiem +18 bo nie potrafiłam się przemóc i czegoś więcej napisać więc gomen. Przeczytałam specjalnie kilka mang z gatunku Yaoi , nie przypadły mi do gustu, ale nie wiedziałam jak stworzyć więc miedzy jedną płcią, ale myślę że jakoś się udało. Wiec mam nadzieję ze wam się nawet podoba i do następnej ;*