czwartek, 22 sierpnia 2013

15. Życie

Każdy ledwo stojąc przyglądał się Hikaru i Zerefowi. Nikt nie był w stanie się poruszyć choćby o milimetr.
-Kogo to obchodzi! Oddaj Lucy!- krzyknął znów Natsu nawet nie zdając sobie sprawy jak może to być poważna sprawa. Opierając się o kamienie ciągle wpatrzony w dziewczynę, był w stanie oddać swoje życie za jej.
-Uspokój się młody smoku- odezwała się swym melodyjnym głosem Hiakri no Yami, patrząc na niego swym smutnym spojrzeniem, a po chwili znów odwróciła się w stronę Zerefa. – Już nie posiadam tych samych mocy Zerefie, a poza tym powiedziałam ci już że nie potrafię walczyć z Aknologią. Jednak Zeref nie wykonał żadnego ruchu, ciągle przyglądał się ślicznej dziewczynie z takim wyrazem twarzy jakby ciągle czegoś od niej oczekiwał.
-Czekajcie- krzyknęła w pewnym momencie Erza, opierając się o jedna ze skał i patrząc na nich wściekłym spojrzeniem- o co chodzi z tą aknologią?- tym razem wyraz jej twarzy trochę zelżał, jednak wiedziała ze musza się spieszyć, gdyż od nich zależało życie ich przyjaciółki
-Nie mamy na to czasu- znów wydarł się młody zabójca smoków próbując iść w stronę blond dziewczyny, jednak była tak ranny że każdy jego krok sprawiał mu wielki ruch, a rana na jego brzuchu się otwierała.
-Wy nic nie wiecie?- zapytała dziewczyna patrząc tym razem zdezorientowanym wzorkiem w stronę Fairy tail. Każdy delikatnie kiwnął głową na nie, nie bardzo wiedzą o co jej chodzi.
-Nie muszą- tym razem odezwał się Zeref, jednak gdy tylko Hikari na niego spojrzała od razu się cofnął i prychnął pod nosem.
-Czy jesteście tego pewni ? Czerpie życie z waszej przyjaciółki, im dłużej tu jestem tym ona coraz słabsza się robi- i znów długa cisza. Natsu próbował krzyczeć by znikała i był oddała Lucy, ale reszta jego przyjaciół miała trudny orzech do zgryzienia.
-Przyjaciele- usłyszeli cichy szept blondynki i od razu spojrzeli w jej stronę. Z trudem podniosła głowę, a na jej twarzy widoczny był uśmiech. Krew ciekła z jej rąk i nóg gdzie była przykuta kajdanami. Kaszlała krwią, a mimo to uśmiechała się- musimy poznać prawdę, dam rade- Mieli ochotę się rozpłakać widząc ja w takim stanie. Każdy spojrzał po sobie po czym przenieśli wzrok patrząc z wyczekiwanie na Hikari. Uśmiechnęła się ona delikatnie po czym spoważniała.
-Wszystko wydarzyło się ponad 400 lat temu, gdzie smoki górowały na niebie, a żaden mag nie próbował im dorównać, z wyjątkiem jednego, potężnego maga. Aknologia, był kiedyś uśmiechniętym chłopcem, niestety z wiekiem jego żądze władania nad smokami rosły,  a on sam zaczął pragnąc być potężniejszy od nich. Pragnął ich krwi, krwi smoków. Aknologia był moim przyjacielem, był dla mnie jak starszy brat, przewodnik po życiu. Razem z Zerefm byli dla mnie cennymi osoba, niestety żądza krwi tak pochłonęła Aknogolię, że zaczął karmić się krwią smoków, a on sam przestał przypominać człowieka- mówiąc te słowa coraz mocniej zaciskała pieści na krawędziach swojej sukienki – przestał rozróżniać przyjaciół od wrogów, aż pewnego dnia broniąc mieszkańców jednej z wiosek przed nim zostałam przez niego zraniona. Zostałam uwięziona w wiecznej magii kluczy, a Zeref od tego czasu próbuje go powstrzymać, niestety on już nie wie kim jest, nie wiem dlaczego sieje zniszczenie, a my nie możemy mu pomóc- po tych słowach spojrzała na każdego po kolei.- posiadałam magię zdolna pokonać aknologię, ale moja miłość do niego jest zbyt wielka, przez co nie potrafiłam go powstrzymać, moja magia na nic się nie zda- znów spojrzała na Zerefa i dotknęła delikatnie jego twarzy.- oddaj im dziewczynę i odejdź- po tych słowach na jej kamiennej twarzy pojawił się uśmiech,  a ona sama zaczęła znikać. Gdy zniknęła , a urządzenie się zamknęło, czarny mag ukłonił lekko głowę po czym machnął ręką a każdego zebrało na sen, Natsu ostatkami sił patrzył jak Zeref zbliża się w stronę Lucy, ale nie miał już siły nic powiedzieć, nie miał siły otwierać powiek, a co dopiero wstać. Zasnął.


Stał na jednym z wielu skał i przyglądał się jaskini z której przed chwilą wyszedł. Tyle przygotowań na nic, chociaż mógł ostatni raz zobaczyć starą przyjaciółkę. Chciał już zakończyć swój żywot, ale obiecał zabić aknologię i nie mógł się wycofać z tego danego słowa.  Założył kaptur na głowę i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie. Musiał znaleźć inny sposób na uśmiercenie przyjaciela, a tym czasem chciał by Natsu go nienawidził, by przyszedł go kiedyś zgładzić za tą dziewczynę, miał wielką nadzieje że wyrył w  sercu młodego maga nienawiść do siebie i do smoków.

Poczuł nagle niesamowity ból głowy, a czyjeś krzyki doprowadzały go do szału, chciał spać. Po chwili jednak szybko otworzył oczy, a gwałtowne ruchy sprawiły mu nie mały ból.
-LUCY!- krzyknął i mimo że jego ciało ni było w stanie się poruszać resztkami sił podniósł się i ruszył w kierunku skały, gdzie wcześniej była przykuta dziewczyna, a teraz stały tam wszystkie jej duchy. Zatrzymał się nagle i zamrugał kilka razy oczyma. Pierwszy raz w życiu widział wszystkie jej duchy razem, zgromadzone w jednym miejscu.
-Natsu- jego imię smutno wypowiedział Loki odchodząc od grupy i kładąc mu rękę na ramieniu. Dragneel patrzył na niego z przerażeniem, nie chciał tam podchodzić bojąc się ja ujrzeć, a jednak bardzo chciał poczuć jej ciepło jej uśmiech.
-Loki- jego przyjaciele też właśnie odzyskali przytomność i resztki sił podchodzili do nich. Na ich twarzach wyryte było zmartwienie. Lew mocno zaciskał pięści, a na jego twarzy malowało się cierpienie. Podniósł głowę i omiótł ich wszystkich swoim spojrzeniem.
-Jej stan jest krytyczny, straciła zbyt wiele magii, może tego nie przeżyć- po tych słowach Natsu od razu złapał go za kołnierzyk i przycisnął do siebie, w jego oczach widać było złość.
-Nie umrze, musicie ją uratować, nieważne jak, nie stracę jej- krzyknął, a mimo to Loki nie uląkł się. Kiwnął głową i próbowała trochę odepchnął od siebie smoczego zabójcę.
-Jest sposób by przeżyła, ale…- nie dokończył tylko znów spuścił głowę.
-Mów Loki- pośpieszył go Gray z furią w oczach, czuł się taki bezradny gdy jego przyjaciółce zagrażała śmierć.
-Może żyć jako duch, będzie duchem stróżem w naszym świecie, duchy ją kochają dlatego każdy odda jej trochę energii by mogła z nami żyć, ale nie będzie mogła żyć z wami- odparła szybko, a uścisk Natsu poluzował się na jego szyi. Odepchnął od siebie Lokiego i ruszył w stronę Lucy. Nie widział jej, duchy mu ją zasłaniały. Poczuł szarpniecie , ale wyrwał rękę natychmiast i odwrócił się ze wściekłym spojrzeniem w stronę przyjaciół. W jego oczach widać było furię.
-Nie oddam jej- powiedział spokojnie, a mimo to w jego oczach jak i dłoniach palił się ogień. Nikt się nie odezwał, wiedzieli że to jedyne wyjście, ale czy mogą żyć nie widząc jej na co dzień, czy mogą zapomnieć o przyjaciółce? Przecież jest ich jedynym łącznikiem ze światem duchów.
-Natsu to nasze jedyne wyjście- odparła Erza tłumiąc swoja złość. Nie chciała tego, ale nie mieli wyboru, nie mogli pozwolić jej po prostu umrzeć. Wendy cicho płakała i co chwilę przecierała swe oczy.
-Będzie w raju, Lucy kocha swoje duchy dlatego będzie ta szczęśliwa- dodał Gray , a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech.
-Natsu musisz pozwolić jej odejść- tym razem odezwał się Loki znów kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Tym razem nie odwrócił się, patrzył na tył duchów, a z jego oczu płynęły łzy. Zaciskał mocno pięści. Loki podszedł do swoich przyjaciół duchów i po chwili pomiędzy nimi można było ujrzeć światło które rozbłysło nagle, a po chwili duchu ustąpiły drogę, a przed nimi stała Lucy, jej włosy były rozpuszczone, miała na sobie zwiewną biała suknię, a jej brązowe oczy patrzyły na nich uśmiechnięte. Podeszłą powolnym krokiem do Natsu i uklękła przed nim.
-Gomen- szepnęła dotykając jego policzka po którym spłynęła łza.
-Lucy- załkała mały niebieski kotek przytulając się nagle do niej. Zaśmiała się cicho i pogłaskała go.
-Nie zostawiaj nas- szepnął Natsu wtulając twarz w jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego jak zawsze, a po jej policzku spłynęła łza. Nagle jej ciało zaczynało powoli unosić się do góry, a Natsu wstając próbował ja przy sobie zatrzymać, lecz wyśliznęła mu się z rąk.
-LUCY! – znów  krzyknął a jego przyjaciele patrzył w milczeniu. Nie chciał je tracić  nie w ten sposób.
-Kocham was- ostatnie jej słowa, ostatni uśmiech, po czy światło koło niej zaczynało się rozświetlać. Coś błysnęło, każdemu poleciały łzy z oczu. Lecz Lucy nie zniknęła, nie udałą się do świata duchów, a jej ciało zaczęło nagle opadać. Natsu szybo ją złapał wtulając w swoją pierś.

-Nie mogę wam tego zrobić- usłyszeli stary głos, który już znali. Każdy spojrzał przed siebie gdzie stał król duchów i uśmiechał się delikatnie- zbyt mocno ją kochacie bym wam ją odebrał,  dałem je cząstkę naszej duchowej energii, ale teraz zależy od was czy Lucy Heartfilia znów będzie z wami czy też odejdzie- po tych słowach król duchów zniknął , jak i reszta duchów, a Lucy pozostała z nimi. Słaba, ale żywa , a on znów miał ją przy sobie. Charla odetchnęła z ulgą ciesząc się że jej wizja jednak się nie spełniła, a na twarzy każdego pojawił się uśmiech. Wygrali, nie całą wojnę, ale wygrali bitwę, najważniejsza. Teraz tylko musieli jak najszybciej udzielić Lucy pierwszej pomocy.



środa, 24 lipca 2013

Jednopartówka: Mamy w sobię tę moc Happy x Carla

Happy x Carla ;

Mamy w sobie tę moc 

Mam nadzieję zę spodoba wam sie chociaż troszeczkę , tak samo jak mam nadzieję że ktoś czyta jeszcze tego bloga. Miłoby mi było gdyby czytelnicy raz na jakiś czas zostawili po sobie jakaś pamiątke że podoba im się blog czy cos co dawało by mi wenę i motywację do dalszego pisania. ;]

Ostatnie co pamiętam z tamtej nocy to dym. Kąpałam się, a pod drzwiami szparą wlatywał dym do łazienki. Zerwałam się na równe nogi, ale poślizgnęłam się i wywróciłam. Musiałam uderzyć głową o coś dość mocno bo pamiętam jeszcze ostry ból głowy, a potem ciemność. Obudziłam się w białym pokoju, słońce zażarcie próbowało się dostać do pokoju rażąc mnie po oczach. Byłam zmęczona , strasznie zmęczona, ale mimo to podniosłam powoli się do pozycji siedzącej, a przeszywający ból w głowie dal o sobie znać. Przetarłam delikatnie oczy swoim małymi dłońmi i rozejrzałam się po pokoju.  Cisza i pustka. Biały pokój, koło okna znajdowało się moje łóżko, naprzeciwko znajdowało się łóżko dla jeszcze jednej osoby, które akurat było wolne i ten zapach. Zapach którego nienawidziłam najbardziej, zapach szpitala. Dotknęłam dłonią bolącej głowy i zauważyłam że mam wenflon . No pięknie, a co najlepsze nie mogła sobie przypomnieć co się stało.
-Dzień dobry- usłyszałam kobiecy głos i od razu odwróciłam się w stronę drzwi. Stała w nich kobieta o fioletowych włosach ubrana w biały fartuszek. Pielęgniarka o bardzo miłym wyrazie twarzy – jestem Laki Olietta pielęgniarka- odezwała się znowu i podeszła do mnie po czym dotknęła mojej głowy.
-Dobry- powiedziałam cicho dokładnie się jej przyglądając.
-A więc jak się nazywasz?
-Carla Marvell
-Ile masz lat?
-Dwanaście- nie rozumiałam zbytnio po co te pytania, ale grzecznie odpowiadałam.
-Dobrze chyba wszystko okej, a co pamiętasz jako ostatnie?- Podświetliła mi latarka oczy po czym uśmiechnęła się  moją stronę wyczekując odpowiedzi. Zawahałam się prze chwilę próbując sobie coś przypomnieć.
-Ból głowy, dym, smród a potem ciemność- odparłam nie patrząc na nią, ale w podłogę próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Kobieta kiwnęła głową i znów się uśmiechnęła.
-Zaraz powinna być tu twoja mam – po tych słowach wyszła z pokoju i tak jak powiedziała po chwili pojawiła niewysoka niebiesko włosa kobieta z wypisanym zmartwieniem na twarzy.
-Mamo- powiedziałam cicho i pierwszy raz dzisiejszego dnia pojawił się na mojej twarzy delikatny uśmiech. Kobieta podbiegła do minie ucałowawszy mnie przytuliła mocno tak że myślałam że zaraz zejdę.  Mama była niewielką istotką , ale za to z wielkimi uczuciami.  Zawsze przy mnie była, kochała wszystkie stworzenia a jej serce biło dla każdego. Mój ojciec mimo że czasami surowy też był kochany i wiem że zabiłby gdyby ktoś spróbował skrzywdzić jego żonę czy dziecko.
-Kochanie wszystko w porządku?- chwyciła moją twarz w obie dłonie przyglądając mi się dokładnie. Znów te pytania.
-Tak mamo- odparłam próbując wyrwać twarz z jej uścisku co nie bardzo dawało efekty.
-Wybuchł pożar w piwnicy, leżałaś nieprzytomna w tym dymie, gdyby nie papa- odezwała się znów , a w jej oczach znów były widoczne łzy. No tak mam lubiła też troszeczkę majaczyć oto Wendy Marvell najbardziej uczuciowa z najbardziej zachowanymi emocjami matka.
-Nic mi nie jest- odparła znów siląc się na uśmiech. Chciałam znów położyć się spać.
-Kochanie byłaś nieprzytomna, spałaś trzy dni- to mnie zaskoczyło, a zdawało mi się jakby spała zaledwie dwadzieścia minut. Spojrzałam na zegarek, było południe, a więc mama musiała wrócić do pracy.
-Wracasz?- zapytała znów patrząc na jej twarz. Pogłaskała mnie delikatnie po policzku i ucałowała w czoło.
-Wieczorem wpadnę z ojcem, kocham cię- po tych słowach zostawiła mi jakieś łakocie i wyszła. Odetchnęłam i znów położyłam się na łóżku patrząc w sufit. Ode chciało mi się spać , nie miałam teraz na nic ochoty, zapewne przytrzymają mnie jeszcze trochę w tym szpitalu. Westchnęłam i znów usiadłam w pozycji siedzącej co sprawiło mi trochę trudu. Odkryłam kołdrę i chciałam spuścić nogi w  dół , ale poczułam straszliwy ból który przeszedł mnie aż do kręgosłupa. Krzyknęłam i znów opadłam na łóżko czując jak ból powoli mija, ale w umyśle jakby ciągle trwał.
-Carla?- przybiegła Laki od razu podbiegająca do mojego łóżka i patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Nogi- szepnęłam przełykając głośno ślinę. Posmutniała, a ja nie wiadomo czemu poczułam jakby spadła na mnie lawina, jakby zaraz miało wydrążyć się coś naprawdę okropnego.
-Ogień dostał się do środka, twojego nogi zostały sparaliżowane, czujesz je ale nie wiadomo czy odzyskasz nad nimi władze, póki co będziesz dostawała tabletki na ból- odezwała się smętnie, a ja poczułam jak łzy nabierają mi do oczu. Miałam ochotę się rozpłakać , ale otrząsnęłam się i spojrzałam znów w sufit. Czy tak już będzie zawsze? Czy jedyne co będę oglądać to wiecznie biały suit. -  ale Carla nie martw się  twój stan nie jest krytyczny, sądzimy że wrócisz do zdrowia po rehabilitacji- tym razem na jej twarzy zawitał uśmiech i mnie zrobiło się jakoś lżej. Pokiwała delikatnie głową, a ona pomogła mi znów usiąść po cym wyszła i przyszła z tabletkami. Połknęłam je niemalże od razu, a po jakiś piętnastu minutach nie czułam bólu co nie zmieniało faktu że ciągle byłam przygwożdżona do łóżka i nie mogłam się ruszać. Nie było to raczej coś co sobie wymarzyłam, ale wciąż żyła i cieszyłam się z tego.  A jednak ciągle cos mnie zastanawiało, skoro to był oddział dziecięcy to dlaczego było tu tak cicho? Dlaczego czułam się jakby była jedyną pacjentką w całym szpitalu. Po chwili jednak zauważyłam małe oczka przyglądające mi się z korytarza. Stał tam mały chłopiec z maskotką w dłoni, jakby obawiając się czy może wejść czy nie.
-Mamy nową pacjentkę- powiedział jakby sam do siebie chłopiec , a po chwili w drzwiach stanął czarnowłosy chłopiec w piżamie, a obok niego niebiesko włosy chłopak, tylko że normalnie ubrany.
-ła Pierwsza dziewczyna na oddziale od chyba roku- powiedział niebiesko włosy i szybko wszedł do Sali i zajął krzesło obok mojego łóżka. Zdziwienie na mojej twarzy to mało powiedziane, nigdy ich na oczy nie widziałam a oni wparowali do mojego pokoju jakbyśmy byli przyjaciółmi.
-Kim jesteście?- zapytała z grzeczności dalej przyglądając się niebieskowłosemu chłopakowi który kręcił się na krześle w kółko.
-A no tak, wybacz – odezwał się w końcu i zatrzymał po czym uśmiechnął jeszcze szerzej. -  Jestem Happy mam 12 lat, to jest Lili- wskazał na czarnowłosego chłopaka który kiwnął tylko głową – też ma 13 lat, a ten mały to Plue , ma tylko 7 lat, a ty?
-Carla też mam 12 lat- odparłam zaskakująco szybko. Ten chłopak był jakiś dziwny , uśmiechał się tak beztrosko.
-Wiec co cię tu sprowadza?- zapytał Lili siadając na przeciwnym łóżku i sadzając koło siebie małego chłopca. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale po chwili zorientowałam się że chodzi im o to przez co tu trafiłam.
-Pożar w domu, nawdychałam się dymu i czegoś jeszcze , czuje ostry ból w kręgosłupie i nie czuje nóg- odparłam patrząc na niego. Dziwiła mnie moja szczerość, nie zadawałam się z nikim w szkole, byłam raczej typem samotniczki, a teraz rozmawiałam z trzema nieznanymi chłopcami jakbym znała ich cale życie.
-Nie może się z nami bawić?- zapytał mały chłopiec zeskakując z łóżka i podchodząc do mojego ze swoim pluszakiem. Jego oczy były takie duże, a twarz tak słodziutka że miałam ochotę go przytulić.
-Oczywiście że może, w końcu możemy tu przychodzić- odparł Happy pokazując małemu peac palcami.
-a wy?- zapytałam ciągle śledząc małego wzrokiem jak odchodzi od mojego łóżka i znów siada naprzeciwko.
-Ja miałem wypadek , potracił mnie samochód, na szczęście już jest lepiej- odparł Lili machając swoją ręką w gipsie -  Plue ma ostre zapalenie płuc więc siedzi tu już troskę- dodał czochrając małego po glewię.
-A ja odwiedzam dziadka, ale bawię się z nimi czasami – tym razem odezwał się Happy jak zwykle wesoły. Było w nim coś co przyciągało do niego ludzi.
-Jesteście tu jedynymi dziećmi?
-Są jeszcze starszaki, ale wiesz oni trzymają razem, nie chcą się zadawać z dzieciakami-  znów odezwał się Lili a Happy nagle zerwał się z krzesła.
-Wybaczcie ja lecę- po tych słowach już go nie było.
-Wybacz, rodzie zawsze po niego przychodzą o tej godzinie—spojrzałam na Liliego i kiwnęłam głową. W końcu ich nie znam a nasze drogi się rozejdą gdy tylko stąd wyjdę wiec chyba nie będzie nic złego w tym że trochę z nimi pobędę prawda.

Następnego dnia gdy się obudziłam Laki dała mi do kroplówki leki uśmierzające ból więc spokojnie mogłam usiąść, a nawet pozwoliła mi by chłopcy wzięli mnie na wózek i oprowadzili po szpitalu na co oczywiście się nie zgodziłam. Pierwszy raz w życiu czułam takie ciepło w sercu i spokój. W pokoju był tylko nasza czwórka, a ja znałam ich zaledwie jeden dzień ale czas spędzałam z nimi bardzo dobrze.
-Happy- usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety, a Happy natychmiast odwrócił głowę w stronę wyjścia. Właśnie graliśmy w jaka grę planszową i wygrywałam.  W drzwiach stała śliczna pielęgniarka z uśmiechem, nie widziałam jej tu wcześniej.
-Kinana-san- powiedział chłopak, po czym podniósł się z krzesła i ruszył w jej stronę- ah wybaczcie na chwilę- powiedział ze sztucznym uśmiechem i wyszedł z kobietą. Zdziwiłam się tym trochę, w końcu zawsze szczerze się uśmiechał,  teraz jakby ten jego uśmiech zbladł.
-Kim ona jest?- zadałam o pytanie nawet dokładnie nie myśląc, dopiero po chwili doszło do mnie co powiedziałam. Starałam się przed nimi nie otwierać więcej i nie wnikać w ich sprawy, ale to pytanie jakby samo wypadło z moich ust.
-Kinana-san? Jest pielęgniarką na innym wydziale, chyba tam gdzie leczą dziadka Happiego, przychodzi tu po niego gdy dziadek się obudzi.
-Obudzi?
-Tak, rodzice Happiego ciężko pracują wiec Happy przychodzi tutaj by być przy dziadku, ale podobno jest tak chory że rzadko kiedy z nim rozmawia i przeważnie śpi- znów odparł Lili i rzucił kostką. Patrzyłam jak przemierza pola swoim pionkiem
-Co znaczy że podobno?
-Nie wiem, nigdy go nie spotkaliśmy- znowu się zdziwiłam. Skoro są już tu od dłuższego czasu to powinni chociaż odwiedzić chorego dziadka , a szkoła? Znów chciałam zadać pytanie, ale do Sali wkroczył niebiesko włosy z delikatnym uśmiechem na ustach. O nic więcej nie pytałam. Tak mijały mi dnie w szpitalu. Codzienna zabawa z chłopakami dawała mi dużo radości mimo że nie starłam się zbytnio tego po sobie pokazywać. Czułam się z dnia na dzień coraz lepiej i zaczęło wracać czucie w nogach co okazało się dość bolesne, ale nie odczuwałam tego tak bardzo. W cieplejsze dni chłopaki zabierali mnie na wózek szpitalny i wozili się ze mną po parku szpitalnym. Jedliśmy lunch przygotowany przez mamę Happiego na zewnątrz, a każdy kolejny dzień był zabawą. Do czasu. Minęły dokładnie dwa tygodnie od mojego przybycia do szpitala. Pani Laki była jakby moją opiekunką i bardzo mi pomagała. Starałam się codziennie chociaż spróbować przejść kilka kroków. Zawsze na moje rehabilitacje przychodził Happy i z uśmiechem a twarzy patrzył na mnie jakby jego własne dziecko stawiało pierwsze kroki. Co dla mnie było oczywiście najwspanialsza rzeczą na świecie. Bardzo się do niego przywiązałam i obiecałam sobie ze jak tylko wyjdę z tego szpitala to będę razem z nim odwiedzać jego dziadka i tak jak on chciałabym by dzieciaki w szpitalu czuły się dzięki mnie lepiej.
-Carla dajesz!- krzyknął Lili stojąc przede mną. Miałam dość nogi mi już odpadały, ale musiałam dojść do chłopaka, to był mój cel. Gdy tylko znalazłam się w jego ramionach poczułam jak zabiera mnie i zanosi na wózek.
-Mówiłem że dasz radę- powiedział Happy zbliżając się zbyt blisko.
-Sama to wiedziałam- odparłam odwracając głowę w bok  czerwieniąc się lekko. Po chwili znów jednak na niego zerknęłam – twoje włosy- powiedziałam cicho, a on jakby znów uśmiechnął się sztucznie. Opanowałam już jego uśmiechy do perfekcji, wiedziałam kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy kłamię. Co do jego włosów, to były strasznie krótkie, wcześniej nosił je długie, a teraz miał je bardzo krótko przystrzyżone, jakby w ogóle ich nie było.
-Założyłem się z kolega o coś i przegrałem zakład więc musiałem je obciąć- wytłumaczył szybko po cym chwycił za rączki mojego wózka i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Więcej o nic nie pytałam. Ostatnio nie był go też trzy dni pod rząd ale jak wrócił to zachowywał się normalnie.
-Hej Carla- szepnął do mnie gdy jechaliśmy do Sali. Odwróciłam się w jego stronę .
-Co jest?- zapytałam ciekawa. Zawsze gdy mówił szeptem wpadał na jakieś głupie pomysły, ale i tak zawsze było ciekawie.
-Jutro jest Hanami- po tych słowach czułam jak wzbiera we mnie radość. Tak bardzo chciałam iść na ten festiwal, ale nie sądziłam że w tym roku będę mogła. Kiwnęłam z uśmiechem głową , a on odwzajemnił mój uśmiech.
Wieczorem razem z Lili, Plue i o dziwo z panią Laki staliśmy przed szpitalem. Mama przyniosła mi wspaniała yukatę, pomogła mi ją ubrać i powiedziała że będzie trzymać za mnie kciuki cokolwiek to miało znaczyć. Lili i Plue także mieli na sobie męskie yukaty, ale najbardziej wyczekiwałam aż zobaczy mnie Happy. Ciągle byłam na wózku ale lekarz powiedział ze jeśli nie będę się zbytnio przemęczać to będę mogła pochodzić trochę o własnych siłach.
-Siemnko- usłyszeliśmy krzyk Happiego który machał nam energicznie ręką. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, chciałam mu odmachać ale moja duma na to nie pozwalała. Podbiegł do nas szybko, a za nim ruszyła piękna blondynka. Nie miał na sobie yukaty, ale i tak bardzo dobrze się reprezentował.
-Happy pamiętaj o czasie- blondynka ucałowała go w czoło przejechała w delikatny sposób bo jego głowię i z uśmiechem, i jakby smutkiem odeszła od nas w stronę Kinany-san która uśmiechała się sztucznie. Dlaczego każdy dorosły próbował nam wmawiać ze jest dobrze z tym sztucznym uśmiechem. Zauważyłam że Happy znów ma długie włosy. Chciałam za ni pociągnąć ale oddalił się ode mnie po czym pokazał mi język.
-Mama mówi że póki nie odrosną mam nosić perukę- po tych słowach zaśmiał się a ja razem z nim.
-Piękna kobieta- zwróciłam uwagę pokazując gestem głowy w stronę blondynki, która zmierzała do szpitala wraz z pielęgniarką.
-Mama jest wyjątkowa- odpowiedział z uśmiechem, którego nigdy u niego nie widziałam. Uśmiech ten pokazywał jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu na niej zależy. Zrobiłam się trochę zazdrosna, ale nie miałam o co przecież to była jego matka. Festiwal Hanami był czymś niezapomnianym, czymś czego nie zapomnę do końca życia. Mimo iż większość czasu spędziłam na wózku to złapałam złotą rybkę. Happy wygrał dla mnie pluszaka, a Plue zajął pierwsze miejsce w wyborze słodkich rzeczy. Tego festiwalu nie zapomnę do końca życia.
-Carla- zobaczyłam Happiego naprzeciwko mnie z uśmiechem i watą cukrową.
-Co jest?- zapytałam uśmiechając się także do niego. Byłam zmęczona i chciało mi si już spać.
-Musze już iść, świetnie się bawiłem- po tych słowach schylił się w moją stronę i nie wiedząc kiedy skradł mi całusa. Mimo że było to delikatnie muśniecie jego warg o moje to czułam jak moje usta płoną. Byłam cała czarowna, a gdy spojrzałam znów przed siebie już go nie było. Zakryłam usta dłonią i uśmiechnęłam się. Tak to zdecydowanie był najwspanialszy dzień mojego życia.
Następnego dnia gdy tylko się obudziłam wyczekiwałam z niecierpliwością przyjścia Happiego i mimo że pojawili się już Lili i Plue jego dalej nie było. Cały dzień wyczekiwałam jego przyjścia , ale się nie pojawił. Drugiego, trzeciego , czwartego, a nawet piątego dnia także się nie zjawił. Codziennie chodziłam na rehabilitacje i codziennie coraz lepiej chodziłam mimo to on się nie pojawił. I tak minął mi kolejny tydzień bez niego. Moje nogi były już sprawne i miałam wyjść ze szpitala. Lili wyszedł przede mną ale przychodził od czasu do czasu na moje rehabilitacje i po to by dawać mi otuchy. Plue niestety musiał jeszcze zostać w szpitalu. Gdy przyszedł tato z mama byłam już gotowa by mnie wypisano. Pożegnałam się z każdym z kim się zadawałam. Podałam Plue swój dres i numer telefonu i obiecałam że będę go odwiedzać wraz  Lilim i jeśli dowiem się co z happym to z nim także.
-Chciałabym odwiedzić jeszcze jedna sale- odparłam gdy tylko wyszliśmy z oddziału dziecięcego. Tata z mama spojrzeli po sobie i nic nie mówiąc kiwnęli głowami ze się zgadzają. Dotarliśmy na oddział dla ludzi starszych. Gdy tylko tam się naleźliśmy od razu udaliśmy się do biura gdzie siedziała oddziałowa.
-Um gomenasai, ale czy jest tu pacjent o nazwisku Dragneel?- zapalam grzecznie jak mnie uczono. Kobieta spojrzała na mnie zza biurka po czym zaczęła coś stukać w klawiaturze. Była dość potężna w okularach i do tego coś jadła. Trochę straszna.
-Nie mamy nikogo takiego n naszym oddziale, ale na innym- odparła a ja jakby zamarłam. Wiec nie przychodził tu do dziadka. Wiec okłamał nas, ale po co w takim razie tu przychodził.
-A mogłabym wiedzieć gdzie jest osoba o tym nazwisku? – znów spojrzała na mnie zza swoich okularów i wstała zza biurka.
-A kim jesteś dla pacjenta?- zapytała przyglądając mi się uważnie.
-Wystarczy Bets, znam ją- usłyszałam za sobą i tak samo zdziwiłam się jak moi rodzice gdy do Sali weszła młoda fioletwowłosa kobieta.
-Kinana-san- powiedziała cicho, a ona smutno się uśmiechnęła. Podała mi dłon a jakby nigdy złapałam ją za nią i pozwoliłam się jej prowadzić. Szłyśmy do windy, gdzie zjechałyśmy na trzecie pietro, a gdy wyszłyśmy z niej poczułam odór chemikaliów, takich jakimi często pachniał Happy. Po chwili zobaczyłam mnóstwo dzieci, bawiących się , niektórych smutnych, a najgorsze było to że każde z nich nie miało włosów, a ich skóra była taka jasna. Przełknęłam głośno ślinę, czułam wielką gule w gardle.
-Nie- szepnęłam cicho gdy ujrzałam Liliego przed wejściem do jednego z pokoi. Gdy tylko mnie zobaczył podniósł się i zamarł. Spuścił wzrok, a ja nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyrwałam rękę Kinanie, nikt mnie nie zatrzymywał. Wpadłam do Sali przed która siedział Lili i zamarłam. Na łóżku leżał pod kroplówką Happy. Nie miał włosów, jego skóra była taka jasna i , a na twarzy nie gościł ten uśmiech. Podeszłam do łóżka. Nogi i ręce mi drżały. Dlaczego on tu jest, dlaczego?!
-Ha…happ..y- wyjąkałam dotykając lekko jego dłoni. Jego powieki drgnęły i uniosły się ku górze. Czułam jak w oczach wzbierają mi się zły. Dlaczego on tu leżał.? Uśmiechnął się w moją stronę, mimo że był słaby to próbował tego nie pokazywać.
-Gomen Carla, że musisz mnie takiego widzieć- powiedział i zacisnął dłoń na mojej.  Jego ocz znów się zamknęły, a ja miałam wrażenie jakby miały się więcej nie otworzyć.
-Carla- usłyszałam za sobą głos Liliego, gestem ręki pokazywał mi że mam się do niego udać, ale ja chciałam zostać przy nim. Kiwnęłam w jego stronę głową i puszczając dłoń Happiego ruszyłam w jego stronę.
-Czy on?-m zapytałam, ale nie wiedziałam dokładnie o co, co chciałam powiedzieć. Przerażały nie własne myśli. Lili nabrał powietrza i powoli je wypuścił.
-Happy od trzech lat znajduję się na onkologii- po tych słowach jakby mój świat zawirował. Podparłam się ściany, ale słuchałam dalej , wiedziałam że to nie koniec tego co ma mi do powiedzenia – Nie chciał żebyśmy wiedzieli bo nie chciał żebyśmy go jakoś inaczej traktowali. Chciał być bo czuł że żyje. Przed festiwalem Hanami wymiotował krwią, a jego włosy już ostatecznie wypadły, ale chciał tam iść bo ty tam byłaś. Powiedział że dzięki tobie każdy jego dzień był lepszy. Chciał cię zobaczyć, dodawać otuchy gdy chodziłaś. Ale jego nerki odmówiły posłuszeństwa. Przestały całkowicie działać, wątroba też jest na wykończeniu. On umiera- nie musiał dodawać tych ostatnich słów. Poczułam jak cały świat mi się wali. Jego uśmiech, jego głos jego spojrzenie . Miałam więcej nie zobaczyć tych rzeczy. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Ostatnie co czułam to ciepłe ramiona przyjaciela.
Przychodziłam codziennie do niego po szkole, jego stan się nie poprawiał, chemioterapia nie miała prawa już pomóc, a on z dnia na dzień przestawał w ogóle ze mną rozmawiać.
-Carla- odezwał się słabym głosem szukając mojej dłoni. Jego oczy były zamknięte, ale wiedział że tu była. Zawszę tu będę. Ścisnęłam jego dłoń w mojej.
-Jestem tu- odparłam uśmiechając się delikatnie.
-Nie widzę cię już, nie mogę cię zobaczyć, ale wiem że mimo tego uśmiechasz się- zrobił przerwę by móc złapać powietrze, coraz ciężej mu się nawet mówiło – zawsze byłaś naszą iskierką, twoja słodka twarz dawała nam otuchy by walczyć, chcę byś żyłą pełnią życia.
-Kiedy ja nie chcę żyć bez ciebie- odarłam a w moim głosie można było wyczuć gorycz. Po mojej twarzy znów płynęły łzy. Przyłożyłam jego dłoń do ust, a on mimowolnie się uśmiechnął.
-Hej nie płacz mała- powiedział, ale widziałam że na jego twarzy także gości ból. To było straszne.
-Kocham cię- szepnęłam cicho, ale słyszał nie. Jego dłoń bardziej ścisnęła moją.
-Chciałbym znów cię pocałować- powiedział, a ja niewiele myśląc zbliżyłam się do niego i dotknęłam moimi wargami jego. Muskałam jego usta delikatnie, a on oddawał pocałunek. Poczułam jego dłoń na policzku. Oderwałam się od niego. Mimo że miał otwarte oczy to wiedziałam że już mnie nie widzi.
-Też cię kocham- odparł i uśmiechnął się. Znowu tak szczerze jak zawsze, tak jak kochałam.
Tego dnia nie zapomnę do końca życia, wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można kogoś kochać i jak to jest tą osobę utracić. W nocy gdy kładłam się spać z myślą o tym by jutro odwiedzić mojego ukochanego mama zawołała mnie do kuchni. Dała mi telefon do ręki, a ja jedyne co usłyszałam to stłumiony głos jego matki.
~Happy odleciał dziś przed północą, dziękuje ci że z nim byłaś, dałaś mu nadzieję i szczęśliwe wspomnienia~ nie odpowiedziałam. Upadłam na kolana  szlochając jak nigdy dotąd. Nie pamiętam zbyt wiele co potem się działo, jakbym miała jedną wielką czarną dziurę.  W wieku 12 lat doświadczyłam tak wiele że niejeden dorosły tyle nie doświadczył. Tamten pocałunek i oświadczenie bym żyła pełnią życia były niczym pożegnanie od niego.  Musiałam ruszyć dalej, nie chciałam go zapomnieć, a nawet nie próbowałam, ale stałam się osobą bardziej towarzyszką. Starałam się więcej uśmiechać, żyć swoim życiem tak aby był ze mnie dumny. Dziś kończąc 25 lat i stojąc nad jego grobem ciągle pamiętam jego uśmiech, jego miny , jego słodkie usta. Ciągle pamiętam cię, jakbyś stał tu koło mnie prowadząc mnie za rękę przez życie.
-Dziękuje- szepnąłem i poczułam jak ktoś szarpię mnie za koszulę. Odwróciłam się ale nikogo nie ujrzałam, ale w mojej głowię wyobraziłam sobie twój obraz. Ty stojący przede mną z dłońmi na biodrach i uśmiechający się szeroko. Poczułam jak zbierają się w moich oczach łzy , ale nie dałam im upustu nie mogłam. Zawiał wiatr bawiąc się moimi włsami.
-Kocham cię- czułam jakbyś wyszeptał do moich uszu. Tak jak też cię kocham i nigdy o tobie nie zapmnę.




wtorek, 16 lipca 2013

14. Trudne decyzje

Tadam! Ot tak trochę spóźniona, ale z okazji 14 lipca, gdyż iż były moje urodziny chciałam wam dać oto taki prezent w formię notki, która jest straszne krótka, ale chciałam wam napisać cokolwie. Ale to nie koniec niespodzianki, gdyż iż pojutrze ukaże się ostatnia częsć jednopartówki Sing x Lucy , która czego sie nie spodziewała zyskała dosć dużo fanów. No wiec nie rozpisuję się wiecej i życze miłego czytania.


Patrzyła jak jej przyjaciele walczą. Widziała że mimo swoich starań nie mieli zbytnio też szans. Akihito i Seitarou bawili się z nimi. Na ich twarzach ciągle gościł uśmiech, a jej przyjaciele ciągle byli przypierani do muru.
-Lucy, Natsu cię uratuje- spojrzała na małego kotka który właśnie wylądował przed nią. W jego oczach dostrzegła łzy, a na małej mordce cień uśmiechu. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-Happy- szepnęła. Kochała go, tak naprawdę ten kot był częścią rodziny, częścią jej życia. Znowu przeniosła wzrok na Natsu. Dzięki niemu była w gildii, dzięki niemu przeżyła najwspanialsze chwile swojego życia. Znowu spojrzała na to przeklęte białe urządzenie , które co jakiś czas powoli się otwierało.

Nie potrafił przełamać  się przez jego idealną linie obrony, mimo że walił go pięściami ile sił, tamten jakby tego nie odczuwał. Znowu został powalony na ziemię i przygwożdżony przez niego. Spojrzał na niego spod byka i ocierając krew z wargi znów ruszył w jego stronę.
-Ryk ognistego smoka!- krzyknął celując w swojego przeciwnika, który próbował ominąć atak, ale ktoś go chwycił. Spojrzał na swoja nogę która był przytrzymywana  przez żelaznego smoczego zabójcę. To był jego błąd, dostał ciosem Natsu tak że wylądował na ścianie w jaskini. Podniósł się uśmiechając lekko.
-Nieźle- powiedział do siebie po czym szybko ruszył w stronę Natsu. Jego magia była szybsza niż Natsu, za nim ten chciał zebrać się by uderzyć przeciwnika, przeciwnik zdołał powalić go już na ziemie. Kolejny raz. Spojrzał kątem oka na Gajeela i Wendy którzy tak samo obrywali od tego białowłosego dupka. Przeklął w myślach, musieli działać szybciej inaczej Lucy…

-Nie powinnaś nie doceniać Juvi- szepnęła niebiesko włosa patrząc na kobietę w kuli wody. Na jej twarzy nie było już tego samego uśmiechu, tylko przerażenie. Po chwili kobieta straciła przytomność , a Juvia opuściła wodne więzienie i upadła na kolana.
-Juvia- usłyszała swoje imię i spojrzała w stronę z której tu dotarła. Grey strasznie poobijany ledwo trzymający się na nogach patrzył w jej stronę z uśmiechem na twarzy. Jej serce momentalnie szybciej zabiło, ale nie potrafiła się podnieść jej nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
-Panicz Gray!- powiedziała przytykając ręke do piersi. Jej nogi były całe poharatane, nie miała na sobie butów. Podczas walki kobieta ciągle atakowała jej nogi, by ta nie mogła się w końcu ruszyć, ale udało jej się wygrać.
-Musimy się śpieszyć- powiedział podchodząc do niej i podając jej dłoń, z której oczywiście skorzystała. Mimo bólu w nogach, wstała podtrzymywana przez maga lodu i ruszyła z nim przed siebie. Może uważała Lucy za swoja rywalkę w miłości, ale były też przyjaciółkami , a nie mogła zostawić przyjaciela na pastwę losu. Gdy dotarli do następnej dużej wyrwy w jaskinie, oparta o skały stała Erza i jakby czekała na nich. Podchodząc do niej kiwnęli tylko głowami i ruszyli przed siebie. Każdy z nich był wyczerpany, ale nawet jeśli mieli tam iść i stać to musieli zobaczyć w jakim stanie jest ich przyjaciółka.

Patrzyła jak Natsu leży ledwo przytomny na ziemi, jego oddech był płytki, a ona była przerażona. Wendy i Gajeel leżeli obok niego, a ich przeciwnicy posiadali tylko lekkie zadrapania.
-Dość- powiedział nagle Zeref podchodząc do urządzenia i przekręcając klucz. Urządzenie zaskrzypiało i znów zaczynało się powoli otwierać.
-Dlaczego?- odezwał się Natsu wstając powoli z ziemi i patrząc na niego prawie nieprzytomnym wzrokiem. Mimo tylu obrażeń dalej chciał walczyć, dalej był w stanie oddać życie za Lucy. W jego ręce znajdowały się jej klucze, które ściskał tak mocno że po ręce ciekła mu krew.
-Natsu- znowu jej cichy głos, pozbawiony życia. Nie patrzyła w jego stronę, nie była już w stanie podnieść głowy. Po chwili znów cos zaskrzypiało, a drzwi od białego urządzenia znów zaczęły się otwierać. Lucy miała zamknięte oczy, ale czuła jak cała magia z niej uchodzi.
-LUCY!- tym razem natychmiast otworzyła oczy. Mimo że kosztowało ją to wiele energii to zaczęła podnosić głowę i z uśmiechem spojrzała w ich stronę. Nic nie mówiła , ale czuła radość, radość z tego że ostatnie chwilę spędza z przyjaciółmi. Erza , Gray i Juvia także tam byli, stali parci o ściany, głośno dysząc i ledwo stoją, ale byli tutaj, razem z nią.
-Powinniście odejść puki możecie, inaczej zginiece- znów odezwał się Zeref pojawiają się szybkim ruchem przed Natsu i klękając przed nim.
-Wal się!- krzyknął podnosząc się co okazało się być błędem bo czarnowłosy chwycił go za gardło i pomógł mu wstać dusząc go przy tym delikatnie.
-Wybacz Natsu, miałem poczekać aż staniesz się silniejszy, ale to nie może już czekać, nie chcę patrzeć więcej na to cierpienie, dlatego musisz ją poświęcić.- po tych słowach wyrwał klucze z jego ręki, puścił go po czym wrócił znów koło maszyny.
-Dlaczego Lucy? Przecież jest tyle innych magów – tym razem to krzyk Erzy rozniósł się po jaskini. Zeref odwrócił się i zaszczycił ją swoim spojrzeniem.
-Bo tylko wtedy będę mieć pewność że Natsu znajdzie mnie i zabije gdy już zakończę to wszystko- zakrwawione klucze położył na otwartej półeczce w urządzeniu, a po chwili coś znów zaskrzypiało. Drzwi się otworzyły, a wokół nich pojawiły się duchy Lucy.
-LUCY!- tym tarem to był Loki, przestraszony widokiem swojej pani. Chciał do niej podejść zrobić cokolwiek , ale nie mógł się ruszyć, jakby był zatrzymany przez coś niewidzialnego. Tak samo jak reszta. Po chwili z urządzenia zaczęła wychodzić młoda dziewczyna, przypominająca wyglądem trochę dziecko. Jej cera była śnieżnobiała. Oczy miała niczym błękit nieba, a włosy puszyste długie. Była ubrana w zwiewną białą sukienkę.

Our hero, our hero, claims a warrior's heart. 
I tell you, I tell you, the Dragonborn comes. 
With a Voice wielding power of the ancient Nord art. 
Believe, believe, the Dragonborn comes. 
It's an end to the evil, of all Skyrim's foes. 
Beware, beware, the Dragonborn comes. 
For the darkness has passed, and the legend yet grows. 
You'll know, You'll know the Dragonborn's come. 

Aaach…

Dovahkiin! Dovahkiin! 
Naal ok zin los vahrii 
wah dein vokul 
mahfaeraak ahst vaal, 
ahrk fin norok paal graan 
Fod nust hon zindro zaan. 
Dovahkiin, fah hin 
kogaan mu draal.

Jej śpiew rozniósł się po całej jaskini, a każdy patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Śpiewając piosenkę o smoczym zabójcy miała zamknięte oczy ,a rękę przyłożoną do serca. Gdy tylko skończyła śpiewać rozejrzała się po jaskini. Na jej twarzy nie gościły żadne emocje, jakby była ich pozbawiona. Gdy ruszyła przed siebie, można było zauważyć że nie chodzi ona o własnych siła, ale jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i sunęła przed siebie. Wyglądała jak porcelanowa lalka. Każdy patrzył na nią jak zahipnotyzowany, nikt nie potrafił wydusić z siebie słowa. Po chwili znalazła się tuż przed Natsu, który klęczał przed nią, nie wiedząc za bardzo co się dzieje. Dotknęła swoją zimną niczym lód dłonią jego policzka.
-Natsu Dragneel- powiedziała swoich cichym i niesamowitym głosem.  Chłopak przełknął ślinę , nie mogą oderwać od niej wzroku.
-Hikari no Yami- szepnął Zeref, próbując zwrócić na siebie jej uwagę, ale ona ani drgnęła ciągle wpatrzona w Natsu.
-Moja piosenką mówi o smoczym dziecku które pokona mrok- odezwała się znowu i teraz spojrzała na ledwo przytomną Lucy przypiętą do ściany- ale by mógł pokonać ten mrok jego serce musi być czyste inaczej nigdy on tego nie dokona- i znów swój wzrok przeniosła na Zerefa – a ty to zniszczyłeś Zerefie- po tych słowach zabrała swoją dłoń z policzka salamandra i pojawiła się tuż obok czarnego maga.

-Obiecałem że więcej cię nie wezwę, ale Aknologia staję się zbyt potężna- każdy na słowa Zerefa stanął jak wryty. Każdy próbował wytężyć słuch jeszcze bardziej, nie wiedzieli co to oznacza, ale chcieli dowiedzieć się więcej, a w tym samym czasie nie chcieli stracić zbyt wiele czasu bo Lucy nie pozostało go dużo. Mieli trudny orzech do zgryzienia.

A oto nasza piękna Hikari no Yami( można to tłumaczyć jak światło i mrok)






czwartek, 27 czerwca 2013

Jednopartówka: Zdobyć Ciebie Lucy x Sting

Ze względów że dużo osob chciało ciąg dalszy napisałam coś. Nie wydaje mi sie aby było to coś nadzwyczajnego, ze względów iż już pod konieć naprawdę nie wiedziałam jak to skończyć, ale tu niespodzianka w formie zaskoczenia dla was. Otóź postanowiłam że zakończenie będzie dalej, więc po prostu musicie poczekać na nie, więc będzie tak jakby tzrecia część tego opowiadania, w której ukaże się zakończenie i całkowite wytłumaczenie miłości między Lucy a Stingiem.

Lucy x Sting: Zdobyć Ciebie

Magnolia kolejne słoneczne południe.  Śmiech dzieci roznosił się po całym miejsce. Każdy ciężko pracował, lub wypoczywał po pracy. Pewna blond włosa dziewczyna siedziała nad brzegiem rzeki i oparta o dłonie twarz miała uniesioną ku niebu. Jej oczy były zamknięte, a wiatr delikatnie muskał jej twarz. Zastanawiała się nad swoim dalszym życiem. Była szczęśliwa jak nigdy, miała wspaniałych przyjaciół, gildię do której należała, którą zawsze podziwiała, ale czuła jakby pustkę. Czegoś jej brakowało, jakby utraciła to coś.
-Lucy nie spadnij- usłyszała krzyk jednego z rybaków i otwierając oczy pomachała im uśmiechając się przy tym promiennie. Kochała swoje miasto, tu gdzie mieszkała. Każdy mieszkaniec był taki kochany.  Westchnęła po czym wstała i odwróciła się w kierunku swojego mieszkania.
-Czynsz- zatrzymała się nagle i spojrzała na właścicielkę uśmiechając się przy tym sztucznie. Kompletnie wyleciało jej z głowy ze w tym miesiącu nie płaciła jeszcze czynszu. Przełknęła głośno ślinę i podrapała się po głowię, jak to miał w zwyczaju salamander.
-Czekam do końca tygodnia- po tych słowach odwróciła się i odeszła, a Lucy upadła na ziemię. Nie wiedziała co robić. Chciała iść na misje, ale Natsu wyruszył gdzieś z Gildartsem, a ona nawet nie chciała wiedzieć gdzie. Namawiali ją by udała się z nimi, lecz wolała zostać. Wiedziała że będą walczyć ze sobą lub cos podobnego . W końcu Natsu za wszelką cenę chciał być najsilniejszy w gildii, by móc chronić swoich przyjaciół. Wstała otrzepała kolana i wtuliła w swoją pierś Plue. Musiała się wybrać na jakąś misję wiec udała się do gildii. Nie mogła czekać, aż Natru wróci, może będzie mogła iść z kimś innym. Jeśli Levi będzie to powinna się zgodzić. Gorzej będzie przekonać Jeta i Droya, którzy nie chcą jej puścić z nikim innym oprócz nimi, a sami pewnie nie będą chcieli jej i tak wziąć. Rozmyślała nad innymi. Gray odpada bo Juvia by ją zabiła. Z Erzą tez jest strach iść, może z tego wyniknąć jakaś wojna.
-Cześć Lucy- podskoczyła zaskoczona słysząc swoje imię i spojrzała w bok na osobę która zaczęła jej towarzyszyć.  Koło niej szedł Rogue , a na jego ramieniu siedziała Fro zajadając się jakimś lizakiem.
-Oh nie zauważyła cię- uśmiechnęła się promiennie w jego stronę, po czym nagle się zatrzymała- ej słuchaj nie poszedłbyś na misję?- zapytała od razu, a widząc wyraz jego twarzy zrozumiała że musiała go zdziwić tym pytaniem.
-Ja?
-No tak, bo widzisz nie chcę iść sama, już przyzwyczaiłam się że jestem z kimś i pomyślałam że moglibyśmy iść razem- wytłumaczyła my stawiając Plue na ziemi.
-Ah jasne- odparł uśmiechając się także do niej.- To pierwszy raz- dodał ciszej, ale dziewczyna doskonale to słyszała.
-Pierwszy raz?- zapytała nie pewnie chcąc się dowiedzieć o co chodzi.
-Misja z dziewczyną- powiedziała Fro podnosząc łapkę do góry i uśmiechając się do Lucy.
-Z kimś innym niż Sting!- krzyknął zaczerwieniony chłopak do swojego exceedo. Lucy patrzyła na nich na początku ze zdziwieniem po czym zaczęła się śmiać. Naprawdę nie mogła uwierzyć w to że jeszcze jakiś czas temu należeli do najgorszej gildii jeśli chodzi o traktowanie towarzyszy.
-To będzie tez mój pierwszy raz- odarła wesoło pokazując na siebie palcem. Naprawdę lubiła spędzać czas z Rogue, czuła się przy nim naprawdę dobrze.

Szedł właśnie z domu do gildii, miał ochotę zobaczyć pewien promienny uśmiech. Od czasu gdy ja pocałował w sumie niewiele się zmieniło w ich relacjach. Byli lepszymi przyjaciółmi, ale dziewczyna udawała jakby była trochę głucha na sprawy miłosne, no i denerwowało go to że ciągle spędza tyle czasu z salamandrem. Westchnął i spojrzał na zaspanego Lectora, który szedł obok niego co chwilę ziewając. Dużo ostatnio trenował, a on trwał przy nim. Chciał stać się silniejszy by móc w końcu spełnić swoją obietnicę.
-To będzie też mój pierwszy raz!- usłyszał tak dobrze znany u glos. Szybko się odwróciła w tamtą stronę i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego bliźniaczy smok Rogue stał zaczerwieniony razem z uśmiechniętą Lucy, ale najgorsze były jej słowa. Nie rozumiał co oni robią razem.  Nawet nie myśląc zbyt wiele szybkim kokiem udał się w ich stronę. Musiał się dowiedzieć co ta dwójka robi.
-Co wy wyprawiacie!- zapytał podchodząc do nich i dysząc lekko.
-Sting?- zdziwiła się dziewczyna, ale po chwili się uśmiechnęła – wybieramy się na misję- odarła wesoła.
-Misja?- zdziwił się, ale po chwili przypomniał sobie jej słowa- a co z pierwszym razem?- dopiero gdy wypowiedział te słowa zaczerwienił się bo wiedział jak mogło to głupio zabrzmieć.
-A to, bo to będzie pierwszy raz jak Rogue idzie z kimś innym niż ty, a ja pierwszy raz pójdę na misję bez Natsu- odparła szybko, nawet nie zastanawiając się głębiej nad pytaniem Stinga. Chłopak słysząc odpowiedź odetchnął jakby z ulgą po czym spojrzał kątem oka na Rogue. Mimo że byli przyjaciółmi i nie interesował się on zbytnio dziewczynami to obawiał się tej misji. W końcu poruszyła ona serce kogoś takiego jak Sting, więc obawiał się że jego przyjaciel także mógłby coś do niej poczuć. Po chwili jednak jakby sobie coś uświadomił i znów spojrzał na dziewczynę zdziwiony.
-Nigdy nie byłaś bez pana Natsu na misji?- naprawdę było to dziwne. Wchodził jej do mieszkania przez okno, z tego co pamięta to mówiła też że czasami budzi się a on śpi koło niej, co było dla niego chore, a do tego wchodził jej do łazienki gdy się kąpała. Na sama myśl o tym na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec.
-No w sumie nigdy, odkąd dołączyłam do gildii to można powiedzieć że pilnuje mnie bym nic sobie nie zrobiła- zażartowała.
-Więc żeby pan Natsu się nie martwił my cię popilnujemy- powiedział wesoło Sting, że udało mu się jakoś wkręcić w misję Lucy.
-Ok- uśmiechnęła się dziewczyna po czym razem ruszyli w stronę gildii. Gdy tylko tam się znaleźli każdy udał się w swoje grono. Lucy ruszyła do lady gdzie siedziała Levy , a za ladą stała Mira, zaś chłopaki ruszyli w stronę stolika gdzie siedział Gray razem z Gajeelem.
-Czyżbyś wymieniła swojego smoczego zabójcę na dwa młodsze modele- zapytała Mira uśmiechając przy tym słodko i dotykając ręką policzka.
-C…co? N..nie ja spotkałam ich po drodze- tłumaczyła się Lucy, wiedząc że na pewno w głowie jej znajomej na pewno siedzi coś na temat tego że łączy ją coś z którymś ze smoczych zabójców.  Spojrzała na nich kątem oka i uśmiechnęła się delikatnie. W sumie dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę, ale bardzo dobrze dogaduje się ze smoczymi zabójcami. Natsu jest jej najlepszym przyjacielem, który rozumie jej uczucia i jak nikt potrafi ją pocieszyć. Wendy którą traktuje jak młodsza siostrzyczkę. Sting i Rogue mimo że niedawno tu dołączyli to często chodzą na obiady razem, lub odprowadzają ją do domu. Gajeel często jej dokucza, ale mimo to myśli że i tak mają dobry kontakt, rzecz jasna nie tak dobry jaki ma z nim Levy. Najgorzej jest z Laxusem, który chciał kiedyś by Lucy została jego kobietą, ale te ideały chyba już mu przeszły.
-Więc jakieś plany na dziś?- zapytała Levy parząc na nią znad książki którą właśnie studiowała.
-Ah no tak , zapomniałabym. Mira masz może jakąś niezbyt ciężką misję, ale taką z której mogłabym opłacić mieszkanie- zapytała zwracając się w stronę baru i wyczekując jakiejś odpowiedzi.
-Misja? Przecież Natsu jeszcze nie wrócił- znów usłyszała glos przyjaciółki. Odwróciła się w jej stronę pokazała jej Peac palcami i się uśmiechnęła.
-Idę bez Natsu, ściga mnie czynsz więc nie mogę na niego czekać- odparła.
-Sama? To niebezpieczne- uniosła się delikatnie Levy odkładając swoją książkę na blat.
-Spokojnie, idę ze Stingiem i Rogue- odparła machając dziewczynie by się uspokoiła.
-Więc który cię bardziej kręci? Mroczny i małomówny, bardzo skryty w sobie Rogue, czy może bardzo żywiołowy , energiczny i z boskim uśmiechem Sting, który bardzo przypomina Natsu, czy naszego kochanego salamandra, bardzo żywiołowego lecz czasami troszeczkę przygłupiego- odezwała się znowu białowłosa patrząc na Lucy przenikliwym wzrokiem i z uśmiechem. Na twarzy dziewczyny znów pojawił się rumienieć.
-Mira to nie tak- odezwała się , a jej pięści zacisnęły się na końcu spódniczki. Nie myślała o tym by znaleźć sobie teraz chłopaka , a w szczególności nie myślała o tym by któryś ze smoczych zabójców mógł nim być. Spojrzała kątem oka na chłopaków i przypomniał jej się pocałunek Stinga.  Bardzo ja wtedy zaskoczył i stresowała się tym że nie będzie wiedziała co zrobić gdy znów się zobaczą, ale chłopak był radosny jak zwykle i jakoś tak nawet nie przejmowała się już zbytnio tym pocałunkiem.
-Ja pewnie wybrałabym Rogue, jest tajemniczy i spokojny, nie wytrzymała bym z kimś hałaśliwym, Levi na pewno wybrała by Gajeela, a ty Lucy?- blond włosa zdziwiła się odpowiedzą Miry, a po chwili spojrzała na czerwoną jak burak McGarden która schowała twarz za książką i nie odezwała się słowem. Zaczęła się przez chwilę zastanawiać, ale po chwili wygoniła te wszystkie myśli z głowy.
-Są dla mnie tylko przyjaciółmi- wstała i położyła ręce na blacie- co z misją?- ponagliła koleżankę, a ta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę baru, by po chwili pojawić się z kartką w ręce.
-Myślę że ta wam spasuje- podała jej kartkę, a Lucy nawet na nią nie spoglądając ruszyła w kierunku stolika , gdzie siedzieli smoczy zabójcy.
-Wyruszamy?- zapytała podchodząc do nich z uśmiechem.
-Co to za misja?-zapytał ciekawie Sting przyglądając się kartce. Zbiło to trochę blondynkę z tropu, bo tak szczerze to nawet nie spojrzała na jaką misję wychodzą.
-hmm zobaczmy, nagroda to 300000 kryształów, ułaa super starczy mi na ten miesiąc na czynsz, a zadanie to , potrzebujemy słodkiej dziewczyny, która wykradnie się do domu kolekcjonera słodkich rzeczy, w stroju który przyciągnie jego uwagę i wykraść medalion który należał od wieków do naszej rodziny, heh wydaje się proste- powiedziała na głos, po czym szybko znów spojrzała na zadanie i posłała wściekłe spojrzenie Mirze.
-Hah zadanie idealne dla ciebie Lucy- uśmiechnął się szeroko Sting. Lucy spojrzała na niego niepewnie, naprawdę cieszyła się że tak myślał.
-Tylko że- zaczęła ale nie wiedziała jak to powiedzieć.
-Tylko że seksapil Lucy nigdy nie działa- uśmiechnął się Gray zakładając ręce za głowę. Bliźniacze smoki spojrzały na niego zdziwione po czym na lekko zmieszaną blondynkę.
-Nie powinieneś tak mówić!- oburzył się blondyn wstając od stołu.
-Niestety Gray ma rację, próba uwodzenia moim seksapilem zawsze kończy się tragicznie- odparła załamując się trochę. Zastanawiała się dlaczego zawsze to zawodzi.
-Bierzemy tą misję, na pewno damy radę- powiedział Sting i wyrwał dziewczynie kartkę po czym ruszył w stronę wyjścia. Dziewczyna była trochę zdezorientowana , ale uśmiechnęła się w duchu, no tak nie idzie sama, oni na pewno coś wymyślą jeśli plan nie powiedzie się. Ruszyła za nim a zaraz za nią ruszył Rogue z Fro.
-Chyba coś tu się kroi- powiedział pod nosem Gray po czym uśmiechnął się widząc wychodzącą dziewczynę z uśmiechem na twarzy.

-Myślisz że da radę?- zapytał niepewnie Rogue gdy czekali na Lucy przed wejściem do jednego z barów. Byli już u pracodawcy i omówili wszystkie ważne kwestie po czym ruszyli do sklepów. Oczywiście Lucy nie pokazała im co kupiła, wiec teraz spokojnie czekali na nią przed wejściem do baru, gdzie ona w jednej z toalet się przebierała.
-Nie bardzo mi to pasuje że jakiś staruch będzie ją oglądał, ale jeśli uśmiechnie się to na pewno go załatwi- odezwał się blondyn z lekko naburmuszoną miną i założonymi rękoma na piersiach. Słyszeli już i sami się nawet o tym przekonali, że Lucy była mistrzynią w przebierankach, uwielbiała skąpe i słodkie stroję więc nie musieli się martwić o to czy będzie dobrze wyglądać. Po chwili usłyszeli dźwięk dzwonka otwieranych drzwi i jak na komendę obydwoje się odwrócili w ich stronę. Na twarzach obydwóch chłopców pojawił się rumieniec.
-Lucy wyglądasz świetnie- odezwał się Lector z uśmiechem.
-Fro też tak myśli- odezwała się jego koleżanka podnosząc łapki do góry z zachwytu.
-Arigato- powiedziała cicho Lucy i obróciła się wokół własnej osi. Nie była do końca pewna co do tej misji, ale już nie było odwrotu.
-Myślę że póki nie dotrzemy do domu tego kolesia to powinnaś coś na siebie założyć- odezwał się Rogue w końcu i podał jej swój płaszcz. Zdziwiła się trochę, ale nic nie mówić odebrała go od niego i założyła na ramiona. Nie czekając na nic dłużej ruszyli w stronę domu, gdzie mieli wykonać swoje zadanie. Blondynka trochę się stresowała, w głowię ciągle pojawiała jej się myśl, a co jeśli jej seksapil nie zadziała. Przecież nie raz już ich zawiódł, nawet gdy chciała żeby ktoś spuścił jej z ceny to nie zawsze dawało upragniony efekt. Co  dziwnie, od czasu wyjścia z baru Sting się nie odzywał, szedł jakby zamyślony co też trochę ją denerwowało, bo jego towarzysz był bardzo małomówny, a ona jakoś nie bardzo była przyzwyczajona do tego że jest tak cicho. Szła pierwsza, a zaraz za nią maszerował Lector a za nim cała reszta. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Naprawdę często narzekała że chciałaby mieć w końcu chwilę spokoju bez Natsu , ale czasami naprawdę było nudno bez niego. Po chwili poczuła nagle szarpnięcie i niespodziewanie wylądowała na ziemi, przygnieciona czyimś ciężarem. Słyszała jak Sting i Rogue wykrzykują jej imię, ale jakoś nie bardzo była w stanie się tym skupić. Kręciło jej się w głowię, a przed oczyma miała mroczki.
-Lucy?- usłyszała znajomy głos, a w jej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze przekleństwa pod adresem pewnej osoby. Poczuła jak ktoś z niej schodzi i podaje jej rękę by pomóc jej wstać. Oczywiście korzysta z pomocy, ale ciągle drugą ręką trzyma się za głowę.
-Co ty tu robisz?!- gdy w końcu trochę się otrząsnęła, krzyknęła w stronę różowowłosego chłopaka, który stał z uśmiechem w jej stronę.
-Jestem na misji z Gildartsem- odpowiedział ciągle się uśmiechając w jej stronę, ale po chwili spojrzał na nią z zaciekawieniem- a ty co tu robisz? W końcu jesteśmy dość daleko od Magnolii- po tym pytaniu spojrzał na jej ciało,  na którym był dość niecodzienny strój. Różowy mundurek pokojówki, za kolanówki z wstążeczkami na udach i buty na obcasie. Do tego w ręce trzymała opaskę z kocimi uszami.
-Jestem na misji- odparła i wtedy do niej dobiegli bliźniacze smoki.
-Pan Natsu?- zdziwił się widocznie Sting widząc go tutaj całego ubrudzonego, a do tego Lucy która także miała cały pobrudzony płaszcz.
-Siemka- przywitał się z nimi, a za chwilę czuł ból na policzkach, bo blondynka właśnie rozciągała jego policzki, przez co musiał zwrócić na nią swoją uwagę.
-A możesz mi powiedzieć dlaczego wpadasz na ludzi i ich przewracasz?!- znów krzyknęła w jego stronę, ciągle rozciągając jego twarz.
-aaaa, boli Luszy- powiedział próbując się jej wyrwać. Dziewczyna go puściła i spojrzała na niego wkurzonym spojrzeniem.
-Straszna- szepnął Lector chowając się za nogą Stinga, a Fro poszła w jego ślady. Smocze bliźniaki też uważały że Lucy była wyjątkowa straszna w stosunku do Natsu, ale po głowię Stinga chodziła jeszcze myśl że przez to akurat są ze sobą jeszcze bliżej co go denerwowało.
-Szukałem z Happym tego kolesia co nam ukradli bagaż- odezwał się masując obolałe miejsce twarzy, a po chwili jakby spoważniał.- Jest!- krzyknął, szybko wstał i ruszył w kierunku największych bazarów.
-Czekaj!- krzyknęła Lucy i nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy ruszyła zaraz za chłopakiem. Zdezorientowany Sting patrzył jak dziewczyna znika mu z oczu. Nie chciał tego, zacisnął pięści i ruszył zaraz za nią, zostawiając zdezorientowanego przyjaciela samego. Biegł ile sił w nogach byle by tylko ją dogonić i ją zatrzymać. Nie chciał żeby biegła za Natsu, chciał ją zatrzymać. Obiecał przecież sobie że będzie lepszy od niego, że uda mu się rozkochać ją w sobie, a tymczasem co zrobił? No właśnie nic takiego, stał ciągle w miejscu, ale w  końcu musiało się to zmienić. Czuł jej zapach coraz bliżej, a gdy w końcu zobaczył ją stanął jak wmurowany. Kucała tam, obejmowana przez Salamandra, chronił ją własnym ciałem przed ogniem, które rozprzestrzeniał jakiś mag z szaleńczym śmiechem. Nie czekając na nic dłużej chciał zaatakować, ale Natsu był szybszy. Nawet się nie zorientował kiedy przeciwnik leżał pod jego stopami.
-Nie wybaczę jeśli ktoś skrzywdzi Lucy- odezwał się ocierając usta z krwi. Stał jak wryty patrząc na tę scenę. Podziwiał tak bardzo Natsu, a zarazem tak bardzo go nienawidził i mu zazdrościł.
-Sting wszystko okej?- usłyszał jej głos i zatroskaną minę skierowaną w jego stronę. Spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Rany, Lucy zawsze musisz się pakować w kłopoty- powiedział Natsu zbliżając się do niej i kucając obok niej.
-To twoja wina że pobiegłeś tak nagle- rzuciła mu oskarżycielskim tonem uderzając w klatkę piersiowa.
-Boli cie bardzo- tym razem zapytał bardziej zatroskanym głosem spoglądając na jej kostkę.
-Prawie nie czuję bólu- odparła i chciała wstać, ale gdy tylko próbowała ruszyć nogą na jej twarzy pojawiał się grymas bólu.
-Co się stało?- zapytał w końcu blondyn podchodząc do dwójki przyjaciół. Dopiero teraz zauważył że koło dziewczyny jest pełno krwi. Natsu ma zakrwawioną całą rękę, a Lucy kostkę.
-Eh, walczyłem i pewnie bym bardziej oberwał gdyby znowu nie Lucy- odparł Dragneel siadając na ziemi obok dziewczyny i uśmiechając się przy tym promiennie.
-Powinniście się opatrzeć- odparł siadając koło nich i zarażając się ich uśmiechem.
-A wiec poszłaś na misję z nimi? – odezwał się znów różowowłosy, całkowicie olewając wypowiedź Stinga by się opatrzeć. Dziewczyna tylko kiwnęła głową na tak.
-Ale nie opuścisz naszej drużyny? – zapytał jakby niepewnie.
-No co ty, zawszę będziemy drużyną- uśmiechnęła się i przy pomocy Natsu wstała.
-Panie Natsu chciałbym znów z panem walczyć- odezwał się w końcu Sting. Jego towarzysze spojrzeli na niego natychmiast. Lucy nie chciała by jej towarzysze się bili, ale widząc zapał Natsu wiedziała że nic na to już nie wskóra.
-Więc gdy tylko wrócimy z misji zmierzymy się- odpowiedział Dragneel z szeroki uśmiechem.  Kady rozszedł się w swoją stronę, a w głowię Lucy był tylko jedna myśl. Dlaczego oni zawszę chcą się ze sobą mierzyć? Dlaczego skoro są przyjaciółmi. Zapewne nigdy tego nie zrozumie skoro jest dziewczyną, ale także nigdy nie miała zamiaru tego zrozumieć, zawsze będzie przeciwna walkom z przyjaciółmi.
-myślałem że już nie wrócicie- z zamyśleni wyrwał ją glos Rogue, który siedział na kamieniu z Fro na kolanach. No tak w końcu znalła jednego smoczego zabójcę który nie chciał się wdawać w bójki, każdy wiedział ze chciałby walczyć znów z Gajeelem, ale nigdy nie wyzwał go na pojedynek.
-Więc ukończmy naszą misję- krzyknęła uradowana Lucy po czy ruszyli w stronę posiadłości, gdzie czekała ich zadanie.


Siedział w domu patrząc ciągle w ścianę. Wczoraj wieczorem wrócili z misji, która delikatnie mówiąc źle się skończyła. Gdy tylko znaleźli się przed domem tego zboka, przyjął Lucy z otwartymi rękoma, ale gdy tylko usłyszał jej krzyk nie mógł zostać obojętny na to i wparował do domu. Zobaczył jak ten koleś obmacuje Lucy więc po prostu stuknął go na kwaśne jabłko, przez co dostał opieprz od blondynki. Zwinęli to co mieli zabrać i udali się do pracodawcy. Wykonali misję, ale Lucy była na niego zła że tak nagle wparował do domu tego dziada i nie odzywała się do niego cała drogę powrotną. Westchnął ciężko i znów spojrzał na śpiącego Lecctora. Pan Natsu wrócił z misji przed nimi, więc dziś czekała go walka na która nie miał ochoty jeśli jej tam nie będzie. Chciał ją przeprosić, ale wiedział że to ni nie da. Spojrzał na zegarek po czy się uśmiechnął. Musiał wygrać tę walkę, musiał jej zaimponować. Ubrał swoją niebieską kamizelkę i podszedł do łóżka budząc małego kotka.
-Już czas Lector- powiedział po czym ruszył ku wyjściu a zaraz za ni ruszył mały zaspany exceedo.


Nie miała ochoty oglądać tej walki, ale nogi jakoś same ją niosły przed gildię. Chciała tam już przyjść jak będzie po wszystkim, ale nie potrafiła tego tak po prostu zostawić. Miała jakiś wrażenie że ta bitwa dotyczy także jej.
-Lucy!- usłyszała krzyk Happiego i szybko odwróciła się w prawo, gdzie unosił się kotek w powietrzu.
-Co się dzieje?- zapytała podchodząc do niego i próbując przedrzeć się wzrokiem przez ten wielki tłum.
-Jak na razie walka jest wyrównana- odpowiedział kotek i usiadł u dziewczyny na ramieniu. Ta spojrzała rozczulonym wzrokiem na tłum przed nią. Chciała wiedzieć co tam się dzieje, ale nie było szans żeby przebiła się przez ten tłum ludzi, którzy ciągle dopingowali bijących się.
-Atak skrzydłem ognistego smoka!- usłyszała tak dobrze znany jej krzyk, a po chwili ludzie koło niej rozstąpili się i zauważyła że przeleciał tędy Sting. Chciała do niego podbiec i zobaczyć czy nic mu nie jest, ale się powstrzymała, wiedząc że tylko zraniła by jego dumę. Widziała jak się podnosi i patrzy na nią z uśmiechem. Ociera krew z wargi i jest gotowy do kolejnego ataku.
-Pięść Białego smoka!- tym razem to krzyk Stinga rozniósł się w powietrzu i po chwili można było zauważyć jak pięść chłopaka pokrywa strefa światła i po chwili ciska raz za razem nią w Nastu, przygważdżająco go w tej chwili do ściany.
-Nie tak szybko, Szkarłatny Lotos: Pięść ognistego smoka- po tych słowach Lucy chwyta się za serce wiedząc że to może się źle skończyć. Były to sekretne  techniki smoczych zabójców, a skoro ich używał to znaczy że brał walkę na poważnie. Ludzie zaczęli szeptać, gdy nagle Dragneel zniknął im z oczu, a widzieli tyle małe płomienie, które co jakiś czas pojawiały się obok Stinga zadając mu ciosy. Mimo tych ran chłopak nie chciał się poddać. Blondyn próbował użyć na Natsu Szponów białego smoka, ale nie potrafił go dosięgnąć. Z jego ust znów poleciała stróżka krwi.
-Znów przegrałem- powiedział do siebie czekając na ostatni cios.
-Jesteś dużo lepszy niż na turnieju- usłyszał śmiech swojego przeciwnika, po czym przed jego oczyma pojawiła się ręką Dragneela proponująca pomoc. Uśmiechnął się w jego stronę i skorzystał z pomocy. Podniósł się , przegrał ale nie czuł w sobie złości. Oznaczało to że musiał jeszcze dużo trenować by pokonać Natsu.
-Natsu, Sting!- obydwoje usłyszeli głośny krzyk i odwrócili się w stronę osoby która krzyczała. NA ustach obydwóch pojawiły się uśmiechy gdy zobaczyli blondynkę biegnącą w ich kierunku.
-Co jest Lucy?- zapytał różowowłosy ciągle podtrzymując trochę Stinga, który był dużo bardziej pokiereszowany do niego. Gdy tylko dziewczyna do nich dotarła pierwsza co zrobiła to uderzyła Dragneela w głowę, ale na tym nie poprzestała bo Sting mimo swych ran także dostał przez łeb.
-Jesteście nienormalni- westchnęła i znów spojrzała na nich , tym razem z uśmiechem- powinniście opatrzyć swoje rany, chodźcie- po tych słowach odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, a chłopaki za nią.
-Mówiłem że Natsu wygra, a teraz będziesz mi przynosił rybki przez cały iesiac- usłyszeli jeszcze w oddali głos Happiego i każdy się roześmiał widząc jak rozmawia z Lectorem. Ten mały kotek przy Happym będzie miał przerąbane.

-Mówiłem ci że nic mi nie jest- jęki Natsu można było chyba usłyszeć w całej Magnolii gdy dziewczyna zakładała mu bandaże. Wiedziała że przydałaby się tu Wendy, ale podobno była na misji, więc sama musiała się tym zając.
-Nie marudź , właśnie skończyłam- odparła dziewczyna i schowała resztę rzeczy do apteczki. NA jej łóżku siedziało dwóch smoczych zabójców , opatrzonych i jeden jakby lekko obrażony że kazali u zakładać bandaże.
-Dziękuje- powiedział Sting przyglądając się swojej opatrzonej ręce po czym się do niej uśmiechnął. Lucy tylko westchnęła i wyszła z pokoju.
-Ah Happy- krzyknął Natsu i nagle wyskoczył z okna nie mówiąc nic nikomu więcej.
-Gdzie ten idiota?- zapytała dziewczyna wchodząc z powrotem do swojego salonu z dwoma kubkami w ręce.
-Krzyknął coś o Happym i wyskoczył- odparł Sting dalej zmieszany ty co się przed chwilą stało.
-Eh jesteście niemożliwi – odparła dziewczyna podając mu kubek z ciepłą herbatą i siadając obok niego.
-Następnym razem wygra- powiedział chłopak patrząc na kubek z cieczą w swoich rękach.
-Wiem że bardzo chcesz pokonać NAtsu, ale czemu akurat teraz?- zapytała patrząc na niego ciekawa odpowiedzi. Sting spojrzał na nią i trochę się speszył widząc jej spojrzenie na sobie.
-Chcę dotrzymać obietnicy i jest jeszcze jedna rzecz- drugie zdanie dodał trochę cisze.
-Jeszcze coś?- dziewczyna nie ustępowała i dalej brnęła w to, chociaż widoczne było że chłopak nie będzie za bardzo chciał odpowiedzieć na to pytanie.
-Pan Natsu bardzo się zdziwił jak zobaczył cię z nami- blondyn za wszelką cenę starał się zmienić jakoś tor ich rozmowy i o dziwo chyba podziałało bo dziewczyna tylko westchnęła i spojrzała przed siebie.
-Czasami go nie rozumiem, ale on też dawno nie był beze mnie na misji- po tych słowach wyglądała jakby na rozmarzoną, a on nie mógł tego znieść.
-Pan Natsu jest niesamowity.
-Masz rację- odparła szybko nawet bez zastanowienia. Czuł jak wzbiera w nim złość, jak ręce coraz mocnej ściskając kubek. Spojrzał nagle na niego ty swoich kochającym wzrokiem- ale uważam że ty też jesteś niesamowity, jak każdy w naszej gildii- po tych słowach odstawiła kubek na stół i chciała wstać, ale poczuła szybkie pociągniecie za nadgarstek i znów siedziała na łóżku zaskoczona.
-Nie potrafię dłużej się powstrzymywać- powiedział chłopak i po chwili dziewczyna poczuła jego ciepłe wargi na swoich. Chłopak nie był zachłanny, całował ją delikatnie muskając jej wargi. Dziewczyna na poczuła była zszokowana, ale nie odepchnęła chłopaka. Zamknęła oczy i dotknęła delikatnie dłonią jego policzka.
-Sting?- zapytała cicho gdy chłopak oderwał się od niej i smutno spojrzał na nią.
-Kochasz Pana Natsu?- zapytał nagle , a ona poczuła jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce, ale usiała być opanowana w tej chwili.
-To ty jesteś jedynym smoczym zabójcą który całuje mnie z zaskoczenia drugi raz- uśmiechnęła się niewinnie w jego stronę, a ten jakby odżył trochę. Znów zbliżył twarz w jej kierunku i chciał ją pocałować, ale niestety zostało mu to przerwane przez osobę która nagle wskoczyła przez okno.
-Chodźmy na misję- usłyszeli oboje i spojrzeli na Dragneela, który jakby nie wiedział co się dzieje uśmiechał się do nich głupkowato. Sting i Lucy spojrzeli na siebie po czym wy buchnęli śmiechem. Nie musieli się spieszyć mieli jeszcze dużo czasu.


A tak wyglądała Lucy w stroju:




środa, 19 czerwca 2013

13. Zdążyć

Trzech smoczych zabójców biegło ile sił w nogach, każdy z nich bardzo dobrze wyczuwał obecność blond włosej dziewczyny, mimo iż dwójka z nich nie pamiętała jej, to chcieli pomóc widząc zapał Natsu. NA ich twarzach było wymalowane skupienie, a każdy exceedo leciał tuż obok swojego smoczego zabójcy.
-Lucy- szepnął Natsu, chciał już być przy niej, chciał ją w końcu zobaczyć, wiedzieć że jest bezpieczna. Nawet nie wyobrażał sobie jakie mieszane uczucia miała co do tego wszystkiego Carla, który mimo iż wyglądał na bardzo skupioną, w środku aż coś ją rozrywało. Chciała zatrzymać Wendy i zawrócić, pamiętała bardzo dobre swoją wizję i wiedziała że to wszystko może się naprawdę wydarzyć.


-Wszystko gotowe- usłyszała znany jej głos i podniosła głowę. Na jej twarzy wymalowane było zmęczenie, a sama opadała coraz bardziej z sił.
-Zeref- szepnęła cicho w końcu dostrzegając go. Widziała na jego twarzy zdenerwowanie, jakby się czegoś obawiał. Kaszlnęła zwracając na siebie ich uwagę, z jej ust polecało trochę krwi, czym się przeraziła, po cym uśmiechnęła drętwo. No tak, nie ma dla niej ratunku, przecież ludzie Zerefa są zbyt potężni, są silni, wierzyła w swoich przyjaciół, ale wtedy na polanie, nie potrafili jednej osoby w trojkę pokonać, a Aki nawet nie ruszył do akcji.
-Ruszajcie- powiedział czarnowłosy zbliżając się do blondynki. Aki i Seitaro tylko kiwnęli głowami i zaczęli zbliżać się ku wyjściu z jaskini. Miała złe przeczucia.


 Nawet nie spodziewała się że jej przeciwniczka, może być aż taka silna. Nieważne jaka zbroję przybierała, przeciwniczka potrafiła ją skopiować , a co gorsza jej ataki praktycznie nic nie dawały. Ciężko dysząc klękała na jednym kolanie dokładnie przyglądając się przeciwniczce, która uśmiechała się w jej stronę oblizując wargi.
-Mówiłam kochaniutka że nie masz szans- zaśmiała się.
-Nie powinnaś być zbyt pewna siebie bo może cię to zgubić.- powiedziała spokojnie Erza próbując szybko wymyślić jakiś plan działania. Nie była pewna co teraz może zrobić, ale wiedziała jedno. Musiała kupić sporo czasu Natsu by ta kobieta nie zaczęła ich gonić.
-Zbroja Lotu – na ciele Erzy pojawił się strój przypominający geparda z uszami. W prawej dłoni zaś dzierżyła długi cienki miecz.
-Widzę że lubisz cosplay- zaśmiała się kobieta i także pojawiła się w zbroi kota. Erza natychmiast ją zaatakowała, lecz przeciwniczka zrobiła unik, a na jej twarzy pojawiło się delikatne zdziwienie.
-Tak przypuszczałam- powiedziała Erza uśmiechając się i patrząc na przeciwniczkę.
-Przecież nie zadałaś mi ciosu.
-Ale poznałam twój słaby punkt
-Co? Nie możliwe- krzyknęła kobieta, pewna siebie, ale w jej głosie można było wyczuć nutkę strachu.
-Potrafisz skopiować moje zbroje bo dużo o nich wiesz i o ich atakach. Niestety strój Lotu nie był używany przeze mnie zbyt często więc możesz wiedzieć jak wygląda, ale nie wiesz jakie posiada moce. Dlatego teraz poddaj się albo zginiesz- wyciągnęła miecz  w stronę przeciwnika, a  na jej twarzy malowała się pewność siebie.
-Hah, że niby z tą zbroją chcesz mnie pokonać? Chyba sobie żartujesz- odezwała się sarkastycznie dziewczyna .
-Zbroja Purgatora- Zbroja zrobiła się czarna, a zamiast miecza, w prawej ręce czerwonowłosej pojawiła się maczuga nabijana kolcami.
-Co to jest? Czemu nic o niej nie wiem? Skąd masz tę zbroję?- kobieta widocznie przestraszyła się tego widoku, bo wpadła w szał. Ciągle miała na sobie zbroję Lotu , próbowała zamienić się , by mieć tę samą zbroję co przeciwniczka, ale nic się nie działo.
-Dlaczego nie mam żadnego zapisu o tej zbroi?- znów krzyknęła. Scarlet przymknęła oczy, a gdy je otworzyła widoczny był w nich gniew.
-Nikt jej nigdy nie widział, a kto ujrzał ten umarł- po tych słowach ruszyła w stronę przeciwniczki. Była teraz szybsza niż wcześniej i nim przeciwniczka się obejrzała Erza była tuż za nią i zaatakowała ją maczugą odtrącając ją na ścianę, w którą uderzyła z wielkim impotentem. Kobiet osunęła się po ścianie, ale po chwili oparła się o nią a z jej wargi pociekła krew.
-Kim ty jesteś?- zapytała kaszląc. Nie spodziewała się że jeden atak może aż tak ją powalić.
-Osobą, która nie pozwoli by ktoś krzywdził jej rodzinę- odparła po czym ruszyła w stronę kobiety , ale gdy ta zamknęła oczy i czekala na ostateczny cios, uderzyła ja ręką powodując że ta straciła przytomność. Zbroja Erzy zniknęła a ta opadła na kolana ciężko dysząc.
-Widocznie miałam zbyt mało magicznej mocy by wygrać- powiedziała do siebie patrząc na swoje ręce. Spojrzała po chwili w stronę gdzie wcześniej zniknęli jej przyjaciele i się uśmiechnęła.
-Natsu, uratuj Lucy- po tych słowach usiadła by złapać powietrze. Była wykończona, ale wygrała. Teraz wszystko do niej wracało, pamiętała te wszystkie misje razem, to jak wpadali do niej do domu, pamiętała Lucy.


Ból jest najgorszą rzeczą jaka może się nam przydarzyć. Posiada on wiele postaci , ale zawsze przynosi ten sam efekt nieszczęścia. Ból bycia samemu, ból utraty kogoś, ból psychiczny czy fizyczny. Sama nie wiedziała już który ból odczuwa w tym momencie najbardziej. Łzy napływały jej do oczu, ale nie dała im upustu, po prostu patrzyła z niedowierzeniem na swoich przyjaciół. Stali na drugim końcu jaskini, zdyszani, ocierając pot z czoła i patrzyli w jej stronę. Widziała bardzo dobrze gniew Natsu wymalowany na jego twarzy. Mała Wendy uśmiechała się radośnie widzą Lucy, a Gajeel jak zwykle stał z lekkim uśmiechem.
-LUCY!- krzyknął nagle mały niebieski kotek ze łzami w oczach i wzbił się w powietrze by dolecieć do przyjaciółki. Niestety gdy tylko znalazł się bliżej dziewczyny, od razu został przez kogoś odepchnięty z wielką siłą.
-Happy!- głos Natsu rozległ się echem po jaskini, i chłopak natychmiast złapał odtrąconego kotka. Nic mu się nie stało, ale w jego oczach ciągle było widać łzy.
-Natsu- zachlipał cicho.
-Nie martw się uratujemy ją- powiedział i uśmiechnął się delikatnie, po czym odstawił kotka na ziemię i znów spojrzał gniewnie na osoby stojące przed nim.
-Nie sądziłem że zajdziecie ta daleko- szepnął Zeref nawet nie ruszając się z miejsca. Jego mina dalej był niewzruszona i zdawał się nie przejmować tym ze trzech smoczych zabójców ma zamiar uratować swoją przyjaciółkę. Był bardzo pewny siebie.
-Widzę że czeka nas trochę zabawy, nawet nie musieliśmy ich szukać- krzyknął Aki patrząc na podekscytowanym wzrokiem na trójkę magów.
-Możecie się zabawić Seitarou, Aki- powiedział Zeref, po czym odwrócił się z powrotem w stronę dziewczyny i klęknął koło niej. Patrzyła na niego ledwo przytomnym wzrokiem, z jej ust leciała stróżka krwi.
-Dlaczego to robisz? Myślałam że nie chcesz już panować nad światem?- szepnęła cicho, chociaż zdawała sobie sprawę że jej przyjaciele mogą ją słyszeć.
-Nie robię tego dla władzy- odpowiedział i dotknął jej twarzy.
-NIE DOTYKAJ JEJ!- usłyszeli krzyk salamandra, który od razu zaczął zmierzać w ich kierunku, lecz został powstrzymany przez niebieskowłosego.
-Tu ja jestem twoim przeciwnikiem- odparł i odepchnął z powrotem różowowłosego.
-Nie fear, bierzesz dla siebie tych silniejszych , a mnie zostawiasz jakiegoś metala i mała dziewczynkę- krzyknął oburzony białowłosy zaglądając ręce na piersiach.
-Miecz żelaznego smoka- usłyszeli a w stronę Akiego poleciał długi miecz i chłopak w ostatniej chwili zrobił unik. Chłopak zdziwił się trochę, a na twarzy Gajeela była wymalowana złość.
-Cofam swoje słowa, tu też może być zabawnie- odezwał się z nów białowłosy i po chwili zniknął i pojawił się koło Redfoxa i uderzył go noga, ten jednak zablokował uderzenie dłońmi przez co atak odepchnął go tylko na kilka centymetrów.

-No więc zacznijmy zabawę- odezwał się Seitarou i także ruszył w stronę salamandra.





No więc wybaczcie że tak długo nić nie było, no i że tak krótko, ale cieżko się pisze cokolwiek z zatkanym nosem , gorączką i jak cię ciągle kaszle. Tak wakacje się zbliżaja a mnie po prostu choroba kładzie do łóżka, mam nadzieję ze chociaż troche wam sie podoba i że na następną notkę nie będziecie musieli czekać tak długo.