środa, 24 lipca 2013

Jednopartówka: Mamy w sobię tę moc Happy x Carla

Happy x Carla ;

Mamy w sobie tę moc 

Mam nadzieję zę spodoba wam sie chociaż troszeczkę , tak samo jak mam nadzieję że ktoś czyta jeszcze tego bloga. Miłoby mi było gdyby czytelnicy raz na jakiś czas zostawili po sobie jakaś pamiątke że podoba im się blog czy cos co dawało by mi wenę i motywację do dalszego pisania. ;]

Ostatnie co pamiętam z tamtej nocy to dym. Kąpałam się, a pod drzwiami szparą wlatywał dym do łazienki. Zerwałam się na równe nogi, ale poślizgnęłam się i wywróciłam. Musiałam uderzyć głową o coś dość mocno bo pamiętam jeszcze ostry ból głowy, a potem ciemność. Obudziłam się w białym pokoju, słońce zażarcie próbowało się dostać do pokoju rażąc mnie po oczach. Byłam zmęczona , strasznie zmęczona, ale mimo to podniosłam powoli się do pozycji siedzącej, a przeszywający ból w głowie dal o sobie znać. Przetarłam delikatnie oczy swoim małymi dłońmi i rozejrzałam się po pokoju.  Cisza i pustka. Biały pokój, koło okna znajdowało się moje łóżko, naprzeciwko znajdowało się łóżko dla jeszcze jednej osoby, które akurat było wolne i ten zapach. Zapach którego nienawidziłam najbardziej, zapach szpitala. Dotknęłam dłonią bolącej głowy i zauważyłam że mam wenflon . No pięknie, a co najlepsze nie mogła sobie przypomnieć co się stało.
-Dzień dobry- usłyszałam kobiecy głos i od razu odwróciłam się w stronę drzwi. Stała w nich kobieta o fioletowych włosach ubrana w biały fartuszek. Pielęgniarka o bardzo miłym wyrazie twarzy – jestem Laki Olietta pielęgniarka- odezwała się znowu i podeszła do mnie po czym dotknęła mojej głowy.
-Dobry- powiedziałam cicho dokładnie się jej przyglądając.
-A więc jak się nazywasz?
-Carla Marvell
-Ile masz lat?
-Dwanaście- nie rozumiałam zbytnio po co te pytania, ale grzecznie odpowiadałam.
-Dobrze chyba wszystko okej, a co pamiętasz jako ostatnie?- Podświetliła mi latarka oczy po czym uśmiechnęła się  moją stronę wyczekując odpowiedzi. Zawahałam się prze chwilę próbując sobie coś przypomnieć.
-Ból głowy, dym, smród a potem ciemność- odparłam nie patrząc na nią, ale w podłogę próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Kobieta kiwnęła głową i znów się uśmiechnęła.
-Zaraz powinna być tu twoja mam – po tych słowach wyszła z pokoju i tak jak powiedziała po chwili pojawiła niewysoka niebiesko włosa kobieta z wypisanym zmartwieniem na twarzy.
-Mamo- powiedziałam cicho i pierwszy raz dzisiejszego dnia pojawił się na mojej twarzy delikatny uśmiech. Kobieta podbiegła do minie ucałowawszy mnie przytuliła mocno tak że myślałam że zaraz zejdę.  Mama była niewielką istotką , ale za to z wielkimi uczuciami.  Zawsze przy mnie była, kochała wszystkie stworzenia a jej serce biło dla każdego. Mój ojciec mimo że czasami surowy też był kochany i wiem że zabiłby gdyby ktoś spróbował skrzywdzić jego żonę czy dziecko.
-Kochanie wszystko w porządku?- chwyciła moją twarz w obie dłonie przyglądając mi się dokładnie. Znów te pytania.
-Tak mamo- odparłam próbując wyrwać twarz z jej uścisku co nie bardzo dawało efekty.
-Wybuchł pożar w piwnicy, leżałaś nieprzytomna w tym dymie, gdyby nie papa- odezwała się znów , a w jej oczach znów były widoczne łzy. No tak mam lubiła też troszeczkę majaczyć oto Wendy Marvell najbardziej uczuciowa z najbardziej zachowanymi emocjami matka.
-Nic mi nie jest- odparła znów siląc się na uśmiech. Chciałam znów położyć się spać.
-Kochanie byłaś nieprzytomna, spałaś trzy dni- to mnie zaskoczyło, a zdawało mi się jakby spała zaledwie dwadzieścia minut. Spojrzałam na zegarek, było południe, a więc mama musiała wrócić do pracy.
-Wracasz?- zapytała znów patrząc na jej twarz. Pogłaskała mnie delikatnie po policzku i ucałowała w czoło.
-Wieczorem wpadnę z ojcem, kocham cię- po tych słowach zostawiła mi jakieś łakocie i wyszła. Odetchnęłam i znów położyłam się na łóżku patrząc w sufit. Ode chciało mi się spać , nie miałam teraz na nic ochoty, zapewne przytrzymają mnie jeszcze trochę w tym szpitalu. Westchnęłam i znów usiadłam w pozycji siedzącej co sprawiło mi trochę trudu. Odkryłam kołdrę i chciałam spuścić nogi w  dół , ale poczułam straszliwy ból który przeszedł mnie aż do kręgosłupa. Krzyknęłam i znów opadłam na łóżko czując jak ból powoli mija, ale w umyśle jakby ciągle trwał.
-Carla?- przybiegła Laki od razu podbiegająca do mojego łóżka i patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Nogi- szepnęłam przełykając głośno ślinę. Posmutniała, a ja nie wiadomo czemu poczułam jakby spadła na mnie lawina, jakby zaraz miało wydrążyć się coś naprawdę okropnego.
-Ogień dostał się do środka, twojego nogi zostały sparaliżowane, czujesz je ale nie wiadomo czy odzyskasz nad nimi władze, póki co będziesz dostawała tabletki na ból- odezwała się smętnie, a ja poczułam jak łzy nabierają mi do oczu. Miałam ochotę się rozpłakać , ale otrząsnęłam się i spojrzałam znów w sufit. Czy tak już będzie zawsze? Czy jedyne co będę oglądać to wiecznie biały suit. -  ale Carla nie martw się  twój stan nie jest krytyczny, sądzimy że wrócisz do zdrowia po rehabilitacji- tym razem na jej twarzy zawitał uśmiech i mnie zrobiło się jakoś lżej. Pokiwała delikatnie głową, a ona pomogła mi znów usiąść po cym wyszła i przyszła z tabletkami. Połknęłam je niemalże od razu, a po jakiś piętnastu minutach nie czułam bólu co nie zmieniało faktu że ciągle byłam przygwożdżona do łóżka i nie mogłam się ruszać. Nie było to raczej coś co sobie wymarzyłam, ale wciąż żyła i cieszyłam się z tego.  A jednak ciągle cos mnie zastanawiało, skoro to był oddział dziecięcy to dlaczego było tu tak cicho? Dlaczego czułam się jakby była jedyną pacjentką w całym szpitalu. Po chwili jednak zauważyłam małe oczka przyglądające mi się z korytarza. Stał tam mały chłopiec z maskotką w dłoni, jakby obawiając się czy może wejść czy nie.
-Mamy nową pacjentkę- powiedział jakby sam do siebie chłopiec , a po chwili w drzwiach stanął czarnowłosy chłopiec w piżamie, a obok niego niebiesko włosy chłopak, tylko że normalnie ubrany.
-ła Pierwsza dziewczyna na oddziale od chyba roku- powiedział niebiesko włosy i szybko wszedł do Sali i zajął krzesło obok mojego łóżka. Zdziwienie na mojej twarzy to mało powiedziane, nigdy ich na oczy nie widziałam a oni wparowali do mojego pokoju jakbyśmy byli przyjaciółmi.
-Kim jesteście?- zapytała z grzeczności dalej przyglądając się niebieskowłosemu chłopakowi który kręcił się na krześle w kółko.
-A no tak, wybacz – odezwał się w końcu i zatrzymał po czym uśmiechnął jeszcze szerzej. -  Jestem Happy mam 12 lat, to jest Lili- wskazał na czarnowłosego chłopaka który kiwnął tylko głową – też ma 13 lat, a ten mały to Plue , ma tylko 7 lat, a ty?
-Carla też mam 12 lat- odparłam zaskakująco szybko. Ten chłopak był jakiś dziwny , uśmiechał się tak beztrosko.
-Wiec co cię tu sprowadza?- zapytał Lili siadając na przeciwnym łóżku i sadzając koło siebie małego chłopca. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale po chwili zorientowałam się że chodzi im o to przez co tu trafiłam.
-Pożar w domu, nawdychałam się dymu i czegoś jeszcze , czuje ostry ból w kręgosłupie i nie czuje nóg- odparłam patrząc na niego. Dziwiła mnie moja szczerość, nie zadawałam się z nikim w szkole, byłam raczej typem samotniczki, a teraz rozmawiałam z trzema nieznanymi chłopcami jakbym znała ich cale życie.
-Nie może się z nami bawić?- zapytał mały chłopiec zeskakując z łóżka i podchodząc do mojego ze swoim pluszakiem. Jego oczy były takie duże, a twarz tak słodziutka że miałam ochotę go przytulić.
-Oczywiście że może, w końcu możemy tu przychodzić- odparł Happy pokazując małemu peac palcami.
-a wy?- zapytałam ciągle śledząc małego wzrokiem jak odchodzi od mojego łóżka i znów siada naprzeciwko.
-Ja miałem wypadek , potracił mnie samochód, na szczęście już jest lepiej- odparł Lili machając swoją ręką w gipsie -  Plue ma ostre zapalenie płuc więc siedzi tu już troskę- dodał czochrając małego po glewię.
-A ja odwiedzam dziadka, ale bawię się z nimi czasami – tym razem odezwał się Happy jak zwykle wesoły. Było w nim coś co przyciągało do niego ludzi.
-Jesteście tu jedynymi dziećmi?
-Są jeszcze starszaki, ale wiesz oni trzymają razem, nie chcą się zadawać z dzieciakami-  znów odezwał się Lili a Happy nagle zerwał się z krzesła.
-Wybaczcie ja lecę- po tych słowach już go nie było.
-Wybacz, rodzie zawsze po niego przychodzą o tej godzinie—spojrzałam na Liliego i kiwnęłam głową. W końcu ich nie znam a nasze drogi się rozejdą gdy tylko stąd wyjdę wiec chyba nie będzie nic złego w tym że trochę z nimi pobędę prawda.

Następnego dnia gdy się obudziłam Laki dała mi do kroplówki leki uśmierzające ból więc spokojnie mogłam usiąść, a nawet pozwoliła mi by chłopcy wzięli mnie na wózek i oprowadzili po szpitalu na co oczywiście się nie zgodziłam. Pierwszy raz w życiu czułam takie ciepło w sercu i spokój. W pokoju był tylko nasza czwórka, a ja znałam ich zaledwie jeden dzień ale czas spędzałam z nimi bardzo dobrze.
-Happy- usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety, a Happy natychmiast odwrócił głowę w stronę wyjścia. Właśnie graliśmy w jaka grę planszową i wygrywałam.  W drzwiach stała śliczna pielęgniarka z uśmiechem, nie widziałam jej tu wcześniej.
-Kinana-san- powiedział chłopak, po czym podniósł się z krzesła i ruszył w jej stronę- ah wybaczcie na chwilę- powiedział ze sztucznym uśmiechem i wyszedł z kobietą. Zdziwiłam się tym trochę, w końcu zawsze szczerze się uśmiechał,  teraz jakby ten jego uśmiech zbladł.
-Kim ona jest?- zadałam o pytanie nawet dokładnie nie myśląc, dopiero po chwili doszło do mnie co powiedziałam. Starałam się przed nimi nie otwierać więcej i nie wnikać w ich sprawy, ale to pytanie jakby samo wypadło z moich ust.
-Kinana-san? Jest pielęgniarką na innym wydziale, chyba tam gdzie leczą dziadka Happiego, przychodzi tu po niego gdy dziadek się obudzi.
-Obudzi?
-Tak, rodzice Happiego ciężko pracują wiec Happy przychodzi tutaj by być przy dziadku, ale podobno jest tak chory że rzadko kiedy z nim rozmawia i przeważnie śpi- znów odparł Lili i rzucił kostką. Patrzyłam jak przemierza pola swoim pionkiem
-Co znaczy że podobno?
-Nie wiem, nigdy go nie spotkaliśmy- znowu się zdziwiłam. Skoro są już tu od dłuższego czasu to powinni chociaż odwiedzić chorego dziadka , a szkoła? Znów chciałam zadać pytanie, ale do Sali wkroczył niebiesko włosy z delikatnym uśmiechem na ustach. O nic więcej nie pytałam. Tak mijały mi dnie w szpitalu. Codzienna zabawa z chłopakami dawała mi dużo radości mimo że nie starłam się zbytnio tego po sobie pokazywać. Czułam się z dnia na dzień coraz lepiej i zaczęło wracać czucie w nogach co okazało się dość bolesne, ale nie odczuwałam tego tak bardzo. W cieplejsze dni chłopaki zabierali mnie na wózek szpitalny i wozili się ze mną po parku szpitalnym. Jedliśmy lunch przygotowany przez mamę Happiego na zewnątrz, a każdy kolejny dzień był zabawą. Do czasu. Minęły dokładnie dwa tygodnie od mojego przybycia do szpitala. Pani Laki była jakby moją opiekunką i bardzo mi pomagała. Starałam się codziennie chociaż spróbować przejść kilka kroków. Zawsze na moje rehabilitacje przychodził Happy i z uśmiechem a twarzy patrzył na mnie jakby jego własne dziecko stawiało pierwsze kroki. Co dla mnie było oczywiście najwspanialsza rzeczą na świecie. Bardzo się do niego przywiązałam i obiecałam sobie ze jak tylko wyjdę z tego szpitala to będę razem z nim odwiedzać jego dziadka i tak jak on chciałabym by dzieciaki w szpitalu czuły się dzięki mnie lepiej.
-Carla dajesz!- krzyknął Lili stojąc przede mną. Miałam dość nogi mi już odpadały, ale musiałam dojść do chłopaka, to był mój cel. Gdy tylko znalazłam się w jego ramionach poczułam jak zabiera mnie i zanosi na wózek.
-Mówiłem że dasz radę- powiedział Happy zbliżając się zbyt blisko.
-Sama to wiedziałam- odparłam odwracając głowę w bok  czerwieniąc się lekko. Po chwili znów jednak na niego zerknęłam – twoje włosy- powiedziałam cicho, a on jakby znów uśmiechnął się sztucznie. Opanowałam już jego uśmiechy do perfekcji, wiedziałam kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy kłamię. Co do jego włosów, to były strasznie krótkie, wcześniej nosił je długie, a teraz miał je bardzo krótko przystrzyżone, jakby w ogóle ich nie było.
-Założyłem się z kolega o coś i przegrałem zakład więc musiałem je obciąć- wytłumaczył szybko po cym chwycił za rączki mojego wózka i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Więcej o nic nie pytałam. Ostatnio nie był go też trzy dni pod rząd ale jak wrócił to zachowywał się normalnie.
-Hej Carla- szepnął do mnie gdy jechaliśmy do Sali. Odwróciłam się w jego stronę .
-Co jest?- zapytałam ciekawa. Zawsze gdy mówił szeptem wpadał na jakieś głupie pomysły, ale i tak zawsze było ciekawie.
-Jutro jest Hanami- po tych słowach czułam jak wzbiera we mnie radość. Tak bardzo chciałam iść na ten festiwal, ale nie sądziłam że w tym roku będę mogła. Kiwnęłam z uśmiechem głową , a on odwzajemnił mój uśmiech.
Wieczorem razem z Lili, Plue i o dziwo z panią Laki staliśmy przed szpitalem. Mama przyniosła mi wspaniała yukatę, pomogła mi ją ubrać i powiedziała że będzie trzymać za mnie kciuki cokolwiek to miało znaczyć. Lili i Plue także mieli na sobie męskie yukaty, ale najbardziej wyczekiwałam aż zobaczy mnie Happy. Ciągle byłam na wózku ale lekarz powiedział ze jeśli nie będę się zbytnio przemęczać to będę mogła pochodzić trochę o własnych siłach.
-Siemnko- usłyszeliśmy krzyk Happiego który machał nam energicznie ręką. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, chciałam mu odmachać ale moja duma na to nie pozwalała. Podbiegł do nas szybko, a za nim ruszyła piękna blondynka. Nie miał na sobie yukaty, ale i tak bardzo dobrze się reprezentował.
-Happy pamiętaj o czasie- blondynka ucałowała go w czoło przejechała w delikatny sposób bo jego głowię i z uśmiechem, i jakby smutkiem odeszła od nas w stronę Kinany-san która uśmiechała się sztucznie. Dlaczego każdy dorosły próbował nam wmawiać ze jest dobrze z tym sztucznym uśmiechem. Zauważyłam że Happy znów ma długie włosy. Chciałam za ni pociągnąć ale oddalił się ode mnie po czym pokazał mi język.
-Mama mówi że póki nie odrosną mam nosić perukę- po tych słowach zaśmiał się a ja razem z nim.
-Piękna kobieta- zwróciłam uwagę pokazując gestem głowy w stronę blondynki, która zmierzała do szpitala wraz z pielęgniarką.
-Mama jest wyjątkowa- odpowiedział z uśmiechem, którego nigdy u niego nie widziałam. Uśmiech ten pokazywał jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu na niej zależy. Zrobiłam się trochę zazdrosna, ale nie miałam o co przecież to była jego matka. Festiwal Hanami był czymś niezapomnianym, czymś czego nie zapomnę do końca życia. Mimo iż większość czasu spędziłam na wózku to złapałam złotą rybkę. Happy wygrał dla mnie pluszaka, a Plue zajął pierwsze miejsce w wyborze słodkich rzeczy. Tego festiwalu nie zapomnę do końca życia.
-Carla- zobaczyłam Happiego naprzeciwko mnie z uśmiechem i watą cukrową.
-Co jest?- zapytałam uśmiechając się także do niego. Byłam zmęczona i chciało mi si już spać.
-Musze już iść, świetnie się bawiłem- po tych słowach schylił się w moją stronę i nie wiedząc kiedy skradł mi całusa. Mimo że było to delikatnie muśniecie jego warg o moje to czułam jak moje usta płoną. Byłam cała czarowna, a gdy spojrzałam znów przed siebie już go nie było. Zakryłam usta dłonią i uśmiechnęłam się. Tak to zdecydowanie był najwspanialszy dzień mojego życia.
Następnego dnia gdy tylko się obudziłam wyczekiwałam z niecierpliwością przyjścia Happiego i mimo że pojawili się już Lili i Plue jego dalej nie było. Cały dzień wyczekiwałam jego przyjścia , ale się nie pojawił. Drugiego, trzeciego , czwartego, a nawet piątego dnia także się nie zjawił. Codziennie chodziłam na rehabilitacje i codziennie coraz lepiej chodziłam mimo to on się nie pojawił. I tak minął mi kolejny tydzień bez niego. Moje nogi były już sprawne i miałam wyjść ze szpitala. Lili wyszedł przede mną ale przychodził od czasu do czasu na moje rehabilitacje i po to by dawać mi otuchy. Plue niestety musiał jeszcze zostać w szpitalu. Gdy przyszedł tato z mama byłam już gotowa by mnie wypisano. Pożegnałam się z każdym z kim się zadawałam. Podałam Plue swój dres i numer telefonu i obiecałam że będę go odwiedzać wraz  Lilim i jeśli dowiem się co z happym to z nim także.
-Chciałabym odwiedzić jeszcze jedna sale- odparłam gdy tylko wyszliśmy z oddziału dziecięcego. Tata z mama spojrzeli po sobie i nic nie mówiąc kiwnęli głowami ze się zgadzają. Dotarliśmy na oddział dla ludzi starszych. Gdy tylko tam się naleźliśmy od razu udaliśmy się do biura gdzie siedziała oddziałowa.
-Um gomenasai, ale czy jest tu pacjent o nazwisku Dragneel?- zapalam grzecznie jak mnie uczono. Kobieta spojrzała na mnie zza biurka po czym zaczęła coś stukać w klawiaturze. Była dość potężna w okularach i do tego coś jadła. Trochę straszna.
-Nie mamy nikogo takiego n naszym oddziale, ale na innym- odparła a ja jakby zamarłam. Wiec nie przychodził tu do dziadka. Wiec okłamał nas, ale po co w takim razie tu przychodził.
-A mogłabym wiedzieć gdzie jest osoba o tym nazwisku? – znów spojrzała na mnie zza swoich okularów i wstała zza biurka.
-A kim jesteś dla pacjenta?- zapytała przyglądając mi się uważnie.
-Wystarczy Bets, znam ją- usłyszałam za sobą i tak samo zdziwiłam się jak moi rodzice gdy do Sali weszła młoda fioletwowłosa kobieta.
-Kinana-san- powiedziała cicho, a ona smutno się uśmiechnęła. Podała mi dłon a jakby nigdy złapałam ją za nią i pozwoliłam się jej prowadzić. Szłyśmy do windy, gdzie zjechałyśmy na trzecie pietro, a gdy wyszłyśmy z niej poczułam odór chemikaliów, takich jakimi często pachniał Happy. Po chwili zobaczyłam mnóstwo dzieci, bawiących się , niektórych smutnych, a najgorsze było to że każde z nich nie miało włosów, a ich skóra była taka jasna. Przełknęłam głośno ślinę, czułam wielką gule w gardle.
-Nie- szepnęłam cicho gdy ujrzałam Liliego przed wejściem do jednego z pokoi. Gdy tylko mnie zobaczył podniósł się i zamarł. Spuścił wzrok, a ja nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyrwałam rękę Kinanie, nikt mnie nie zatrzymywał. Wpadłam do Sali przed która siedział Lili i zamarłam. Na łóżku leżał pod kroplówką Happy. Nie miał włosów, jego skóra była taka jasna i , a na twarzy nie gościł ten uśmiech. Podeszłam do łóżka. Nogi i ręce mi drżały. Dlaczego on tu jest, dlaczego?!
-Ha…happ..y- wyjąkałam dotykając lekko jego dłoni. Jego powieki drgnęły i uniosły się ku górze. Czułam jak w oczach wzbierają mi się zły. Dlaczego on tu leżał.? Uśmiechnął się w moją stronę, mimo że był słaby to próbował tego nie pokazywać.
-Gomen Carla, że musisz mnie takiego widzieć- powiedział i zacisnął dłoń na mojej.  Jego ocz znów się zamknęły, a ja miałam wrażenie jakby miały się więcej nie otworzyć.
-Carla- usłyszałam za sobą głos Liliego, gestem ręki pokazywał mi że mam się do niego udać, ale ja chciałam zostać przy nim. Kiwnęłam w jego stronę głową i puszczając dłoń Happiego ruszyłam w jego stronę.
-Czy on?-m zapytałam, ale nie wiedziałam dokładnie o co, co chciałam powiedzieć. Przerażały nie własne myśli. Lili nabrał powietrza i powoli je wypuścił.
-Happy od trzech lat znajduję się na onkologii- po tych słowach jakby mój świat zawirował. Podparłam się ściany, ale słuchałam dalej , wiedziałam że to nie koniec tego co ma mi do powiedzenia – Nie chciał żebyśmy wiedzieli bo nie chciał żebyśmy go jakoś inaczej traktowali. Chciał być bo czuł że żyje. Przed festiwalem Hanami wymiotował krwią, a jego włosy już ostatecznie wypadły, ale chciał tam iść bo ty tam byłaś. Powiedział że dzięki tobie każdy jego dzień był lepszy. Chciał cię zobaczyć, dodawać otuchy gdy chodziłaś. Ale jego nerki odmówiły posłuszeństwa. Przestały całkowicie działać, wątroba też jest na wykończeniu. On umiera- nie musiał dodawać tych ostatnich słów. Poczułam jak cały świat mi się wali. Jego uśmiech, jego głos jego spojrzenie . Miałam więcej nie zobaczyć tych rzeczy. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Ostatnie co czułam to ciepłe ramiona przyjaciela.
Przychodziłam codziennie do niego po szkole, jego stan się nie poprawiał, chemioterapia nie miała prawa już pomóc, a on z dnia na dzień przestawał w ogóle ze mną rozmawiać.
-Carla- odezwał się słabym głosem szukając mojej dłoni. Jego oczy były zamknięte, ale wiedział że tu była. Zawszę tu będę. Ścisnęłam jego dłoń w mojej.
-Jestem tu- odparłam uśmiechając się delikatnie.
-Nie widzę cię już, nie mogę cię zobaczyć, ale wiem że mimo tego uśmiechasz się- zrobił przerwę by móc złapać powietrze, coraz ciężej mu się nawet mówiło – zawsze byłaś naszą iskierką, twoja słodka twarz dawała nam otuchy by walczyć, chcę byś żyłą pełnią życia.
-Kiedy ja nie chcę żyć bez ciebie- odarłam a w moim głosie można było wyczuć gorycz. Po mojej twarzy znów płynęły łzy. Przyłożyłam jego dłoń do ust, a on mimowolnie się uśmiechnął.
-Hej nie płacz mała- powiedział, ale widziałam że na jego twarzy także gości ból. To było straszne.
-Kocham cię- szepnęłam cicho, ale słyszał nie. Jego dłoń bardziej ścisnęła moją.
-Chciałbym znów cię pocałować- powiedział, a ja niewiele myśląc zbliżyłam się do niego i dotknęłam moimi wargami jego. Muskałam jego usta delikatnie, a on oddawał pocałunek. Poczułam jego dłoń na policzku. Oderwałam się od niego. Mimo że miał otwarte oczy to wiedziałam że już mnie nie widzi.
-Też cię kocham- odparł i uśmiechnął się. Znowu tak szczerze jak zawsze, tak jak kochałam.
Tego dnia nie zapomnę do końca życia, wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można kogoś kochać i jak to jest tą osobę utracić. W nocy gdy kładłam się spać z myślą o tym by jutro odwiedzić mojego ukochanego mama zawołała mnie do kuchni. Dała mi telefon do ręki, a ja jedyne co usłyszałam to stłumiony głos jego matki.
~Happy odleciał dziś przed północą, dziękuje ci że z nim byłaś, dałaś mu nadzieję i szczęśliwe wspomnienia~ nie odpowiedziałam. Upadłam na kolana  szlochając jak nigdy dotąd. Nie pamiętam zbyt wiele co potem się działo, jakbym miała jedną wielką czarną dziurę.  W wieku 12 lat doświadczyłam tak wiele że niejeden dorosły tyle nie doświadczył. Tamten pocałunek i oświadczenie bym żyła pełnią życia były niczym pożegnanie od niego.  Musiałam ruszyć dalej, nie chciałam go zapomnieć, a nawet nie próbowałam, ale stałam się osobą bardziej towarzyszką. Starałam się więcej uśmiechać, żyć swoim życiem tak aby był ze mnie dumny. Dziś kończąc 25 lat i stojąc nad jego grobem ciągle pamiętam jego uśmiech, jego miny , jego słodkie usta. Ciągle pamiętam cię, jakbyś stał tu koło mnie prowadząc mnie za rękę przez życie.
-Dziękuje- szepnąłem i poczułam jak ktoś szarpię mnie za koszulę. Odwróciłam się ale nikogo nie ujrzałam, ale w mojej głowię wyobraziłam sobie twój obraz. Ty stojący przede mną z dłońmi na biodrach i uśmiechający się szeroko. Poczułam jak zbierają się w moich oczach łzy , ale nie dałam im upustu nie mogłam. Zawiał wiatr bawiąc się moimi włsami.
-Kocham cię- czułam jakbyś wyszeptał do moich uszu. Tak jak też cię kocham i nigdy o tobie nie zapmnę.




6 komentarzy:

  1. Zdjęcia końcowe są suer sweet
    Atsu:ja twż jestem babą babsztylu
    *orderczym wzrokiem na niego patrzę* Czo?
    Atsu:n-n-nic
    *nadal tak na niego patrzę*To dobrze
    Atsu: jestem już jedną nogą w grobie
    Masz rację
    Do rozdziału nie mam zastrzeżeń
    Atsu: CUD...MIÓD...I...MALINY
    Masz rację
    Atsu: jak zwyklę
    Przesyłam wene, buziaczki i całuski

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, jakie słodkie !! :D
    Serio, aż się rozpływam *.*
    A te zdjęcia, są jak wisienka na trocie xD

    Pozdrawiam i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne...Aż się popłakałam!!! Życzę weny! Piszesz świetnie!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne!:) A kiedy będzie dalszą część LucyxSting?

    OdpowiedzUsuń
  5. Raany niemogę przestać płakać odkąd carla dowiedziała się prawdy tak się wzruszyłam biedny happy ;-; :-: tak pięknie to napisałaś to było taakie smutne :( biedny happy i carla która go pokochała a musiała żyć potem sama bo happy ;-; umarł.. tak mi ich szkoda niemógł sie zdarzyć cud i happy wyzdrowiec tak mi go szkoda :( ;-;

    OdpowiedzUsuń