Happy x Carla ;
Mamy w sobie tę moc
Mam nadzieję zę spodoba wam sie chociaż troszeczkę , tak samo jak mam nadzieję że ktoś czyta jeszcze tego bloga. Miłoby mi było gdyby czytelnicy raz na jakiś czas zostawili po sobie jakaś pamiątke że podoba im się blog czy cos co dawało by mi wenę i motywację do dalszego pisania. ;]
Ostatnie co pamiętam z tamtej nocy to dym. Kąpałam się, a
pod drzwiami szparą wlatywał dym do łazienki. Zerwałam się na równe nogi, ale
poślizgnęłam się i wywróciłam. Musiałam uderzyć głową o coś dość mocno bo
pamiętam jeszcze ostry ból głowy, a potem ciemność. Obudziłam się w białym
pokoju, słońce zażarcie próbowało się dostać do pokoju rażąc mnie po oczach.
Byłam zmęczona , strasznie zmęczona, ale mimo to podniosłam powoli się do
pozycji siedzącej, a przeszywający ból w głowie dal o sobie znać. Przetarłam
delikatnie oczy swoim małymi dłońmi i rozejrzałam się po pokoju. Cisza i pustka. Biały pokój, koło okna
znajdowało się moje łóżko, naprzeciwko znajdowało się łóżko dla jeszcze jednej
osoby, które akurat było wolne i ten zapach. Zapach którego nienawidziłam
najbardziej, zapach szpitala. Dotknęłam dłonią bolącej głowy i zauważyłam że
mam wenflon . No pięknie, a co najlepsze nie mogła sobie przypomnieć co się
stało.
-Dzień dobry- usłyszałam kobiecy głos i od razu
odwróciłam się w stronę drzwi. Stała w nich kobieta o fioletowych włosach
ubrana w biały fartuszek. Pielęgniarka o bardzo miłym wyrazie twarzy – jestem
Laki Olietta pielęgniarka- odezwała się znowu i podeszła do mnie po czym
dotknęła mojej głowy.
-Dobry- powiedziałam cicho dokładnie się jej
przyglądając.
-A więc jak się nazywasz?
-Carla Marvell
-Ile masz lat?
-Dwanaście- nie rozumiałam zbytnio po co te pytania, ale
grzecznie odpowiadałam.
-Dobrze chyba wszystko okej, a co pamiętasz jako
ostatnie?- Podświetliła mi latarka oczy po czym uśmiechnęła się moją stronę wyczekując odpowiedzi. Zawahałam
się prze chwilę próbując sobie coś przypomnieć.
-Ból głowy, dym, smród a potem ciemność- odparłam nie
patrząc na nią, ale w podłogę próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Kobieta
kiwnęła głową i znów się uśmiechnęła.
-Zaraz powinna być tu twoja mam – po tych słowach wyszła
z pokoju i tak jak powiedziała po chwili pojawiła niewysoka niebiesko włosa
kobieta z wypisanym zmartwieniem na twarzy.
-Mamo- powiedziałam cicho i pierwszy raz dzisiejszego
dnia pojawił się na mojej twarzy delikatny uśmiech. Kobieta podbiegła do minie
ucałowawszy mnie przytuliła mocno tak że myślałam że zaraz zejdę. Mama była niewielką istotką , ale za to z
wielkimi uczuciami. Zawsze przy mnie
była, kochała wszystkie stworzenia a jej serce biło dla każdego. Mój ojciec
mimo że czasami surowy też był kochany i wiem że zabiłby gdyby ktoś spróbował
skrzywdzić jego żonę czy dziecko.
-Kochanie wszystko w porządku?- chwyciła moją twarz w
obie dłonie przyglądając mi się dokładnie. Znów te pytania.
-Tak mamo- odparłam próbując wyrwać twarz z jej uścisku
co nie bardzo dawało efekty.
-Wybuchł pożar w piwnicy, leżałaś nieprzytomna w tym
dymie, gdyby nie papa- odezwała się znów , a w jej oczach znów były widoczne
łzy. No tak mam lubiła też troszeczkę majaczyć oto Wendy Marvell najbardziej
uczuciowa z najbardziej zachowanymi emocjami matka.
-Nic mi nie jest- odparła znów siląc się na uśmiech.
Chciałam znów położyć się spać.
-Kochanie byłaś nieprzytomna, spałaś trzy dni- to mnie
zaskoczyło, a zdawało mi się jakby spała zaledwie dwadzieścia minut. Spojrzałam
na zegarek, było południe, a więc mama musiała wrócić do pracy.
-Wracasz?- zapytała znów patrząc na jej twarz. Pogłaskała
mnie delikatnie po policzku i ucałowała w czoło.
-Wieczorem wpadnę z ojcem, kocham cię- po tych słowach
zostawiła mi jakieś łakocie i wyszła. Odetchnęłam i znów położyłam się na łóżku
patrząc w sufit. Ode chciało mi się spać , nie miałam teraz na nic ochoty,
zapewne przytrzymają mnie jeszcze trochę w tym szpitalu. Westchnęłam i znów
usiadłam w pozycji siedzącej co sprawiło mi trochę trudu. Odkryłam kołdrę i
chciałam spuścić nogi w dół , ale
poczułam straszliwy ból który przeszedł mnie aż do kręgosłupa. Krzyknęłam i
znów opadłam na łóżko czując jak ból powoli mija, ale w umyśle jakby ciągle
trwał.
-Carla?- przybiegła Laki od razu podbiegająca do mojego
łóżka i patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Nogi- szepnęłam przełykając głośno ślinę. Posmutniała, a
ja nie wiadomo czemu poczułam jakby spadła na mnie lawina, jakby zaraz miało
wydrążyć się coś naprawdę okropnego.
-Ogień dostał się do środka, twojego nogi zostały
sparaliżowane, czujesz je ale nie wiadomo czy odzyskasz nad nimi władze, póki
co będziesz dostawała tabletki na ból- odezwała się smętnie, a ja poczułam jak
łzy nabierają mi do oczu. Miałam ochotę się rozpłakać , ale otrząsnęłam się i
spojrzałam znów w sufit. Czy tak już będzie zawsze? Czy jedyne co będę oglądać
to wiecznie biały suit. - ale Carla nie
martw się twój stan nie jest krytyczny,
sądzimy że wrócisz do zdrowia po rehabilitacji- tym razem na jej twarzy zawitał
uśmiech i mnie zrobiło się jakoś lżej. Pokiwała delikatnie głową, a ona pomogła
mi znów usiąść po cym wyszła i przyszła z tabletkami. Połknęłam je niemalże od
razu, a po jakiś piętnastu minutach nie czułam bólu co nie zmieniało faktu że
ciągle byłam przygwożdżona do łóżka i nie mogłam się ruszać. Nie było to raczej
coś co sobie wymarzyłam, ale wciąż żyła i cieszyłam się z tego. A jednak ciągle cos mnie zastanawiało, skoro
to był oddział dziecięcy to dlaczego było tu tak cicho? Dlaczego czułam się
jakby była jedyną pacjentką w całym szpitalu. Po chwili jednak zauważyłam małe
oczka przyglądające mi się z korytarza. Stał tam mały chłopiec z maskotką w
dłoni, jakby obawiając się czy może wejść czy nie.
-Mamy nową pacjentkę- powiedział jakby sam do siebie
chłopiec , a po chwili w drzwiach stanął czarnowłosy chłopiec w piżamie, a obok
niego niebiesko włosy chłopak, tylko że normalnie ubrany.
-ła Pierwsza dziewczyna na oddziale od chyba roku-
powiedział niebiesko włosy i szybko wszedł do Sali i zajął krzesło obok mojego
łóżka. Zdziwienie na mojej twarzy to mało powiedziane, nigdy ich na oczy nie
widziałam a oni wparowali do mojego pokoju jakbyśmy byli przyjaciółmi.
-Kim jesteście?- zapytała z grzeczności dalej
przyglądając się niebieskowłosemu chłopakowi który kręcił się na krześle w
kółko.
-A no tak, wybacz – odezwał się w końcu i zatrzymał po
czym uśmiechnął jeszcze szerzej. -
Jestem Happy mam 12 lat, to jest Lili- wskazał na czarnowłosego chłopaka
który kiwnął tylko głową – też ma 13 lat, a ten mały to Plue , ma tylko 7 lat,
a ty?
-Carla też mam 12 lat- odparłam zaskakująco szybko. Ten
chłopak był jakiś dziwny , uśmiechał się tak beztrosko.
-Wiec co cię tu sprowadza?- zapytał Lili siadając na
przeciwnym łóżku i sadzając koło siebie małego chłopca. Na początku nie
rozumiałam o co chodzi, ale po chwili zorientowałam się że chodzi im o to przez
co tu trafiłam.
-Pożar w domu, nawdychałam się dymu i czegoś jeszcze ,
czuje ostry ból w kręgosłupie i nie czuje nóg- odparłam patrząc na niego.
Dziwiła mnie moja szczerość, nie zadawałam się z nikim w szkole, byłam raczej
typem samotniczki, a teraz rozmawiałam z trzema nieznanymi chłopcami jakbym
znała ich cale życie.
-Nie może się z nami bawić?- zapytał mały chłopiec
zeskakując z łóżka i podchodząc do mojego ze swoim pluszakiem. Jego oczy były
takie duże, a twarz tak słodziutka że miałam ochotę go przytulić.
-Oczywiście że może, w końcu możemy tu przychodzić-
odparł Happy pokazując małemu peac palcami.
-a wy?- zapytałam ciągle śledząc małego wzrokiem jak
odchodzi od mojego łóżka i znów siada naprzeciwko.
-Ja miałem wypadek , potracił mnie samochód, na szczęście
już jest lepiej- odparł Lili machając swoją ręką w gipsie - Plue ma ostre zapalenie płuc więc siedzi tu
już troskę- dodał czochrając małego po glewię.
-A ja odwiedzam dziadka, ale bawię się z nimi czasami –
tym razem odezwał się Happy jak zwykle wesoły. Było w nim coś co przyciągało do
niego ludzi.
-Jesteście tu jedynymi dziećmi?
-Są jeszcze starszaki, ale wiesz oni trzymają razem, nie
chcą się zadawać z dzieciakami- znów
odezwał się Lili a Happy nagle zerwał się z krzesła.
-Wybaczcie ja lecę- po tych słowach już go nie było.
-Wybacz, rodzie zawsze po niego przychodzą o tej godzinie—spojrzałam
na Liliego i kiwnęłam głową. W końcu ich nie znam a nasze drogi się rozejdą gdy
tylko stąd wyjdę wiec chyba nie będzie nic złego w tym że trochę z nimi pobędę
prawda.
Następnego dnia gdy się obudziłam Laki dała mi do
kroplówki leki uśmierzające ból więc spokojnie mogłam usiąść, a nawet pozwoliła
mi by chłopcy wzięli mnie na wózek i oprowadzili po szpitalu na co oczywiście
się nie zgodziłam. Pierwszy raz w życiu czułam takie ciepło w sercu i spokój. W
pokoju był tylko nasza czwórka, a ja znałam ich zaledwie jeden dzień ale czas
spędzałam z nimi bardzo dobrze.
-Happy- usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety, a Happy
natychmiast odwrócił głowę w stronę wyjścia. Właśnie graliśmy w jaka grę
planszową i wygrywałam. W drzwiach stała
śliczna pielęgniarka z uśmiechem, nie widziałam jej tu wcześniej.
-Kinana-san- powiedział chłopak, po czym podniósł się z
krzesła i ruszył w jej stronę- ah wybaczcie na chwilę- powiedział ze sztucznym
uśmiechem i wyszedł z kobietą. Zdziwiłam się tym trochę, w końcu zawsze szczerze
się uśmiechał, teraz jakby ten jego
uśmiech zbladł.
-Kim ona jest?- zadałam o pytanie nawet dokładnie nie
myśląc, dopiero po chwili doszło do mnie co powiedziałam. Starałam się przed
nimi nie otwierać więcej i nie wnikać w ich sprawy, ale to pytanie jakby samo
wypadło z moich ust.
-Kinana-san? Jest pielęgniarką na innym wydziale, chyba
tam gdzie leczą dziadka Happiego, przychodzi tu po niego gdy dziadek się
obudzi.
-Obudzi?
-Tak, rodzice Happiego ciężko pracują wiec Happy
przychodzi tutaj by być przy dziadku, ale podobno jest tak chory że rzadko
kiedy z nim rozmawia i przeważnie śpi- znów odparł Lili i rzucił kostką.
Patrzyłam jak przemierza pola swoim pionkiem
-Co znaczy że podobno?
-Nie wiem, nigdy go nie spotkaliśmy- znowu się zdziwiłam.
Skoro są już tu od dłuższego czasu to powinni chociaż odwiedzić chorego dziadka
, a szkoła? Znów chciałam zadać pytanie, ale do Sali wkroczył niebiesko włosy z
delikatnym uśmiechem na ustach. O nic więcej nie pytałam. Tak mijały mi dnie w
szpitalu. Codzienna zabawa z chłopakami dawała mi dużo radości mimo że nie
starłam się zbytnio tego po sobie pokazywać. Czułam się z dnia na dzień coraz
lepiej i zaczęło wracać czucie w nogach co okazało się dość bolesne, ale nie
odczuwałam tego tak bardzo. W cieplejsze dni chłopaki zabierali mnie na wózek
szpitalny i wozili się ze mną po parku szpitalnym. Jedliśmy lunch przygotowany
przez mamę Happiego na zewnątrz, a każdy kolejny dzień był zabawą. Do czasu. Minęły
dokładnie dwa tygodnie od mojego przybycia do szpitala. Pani Laki była jakby
moją opiekunką i bardzo mi pomagała. Starałam się codziennie chociaż spróbować
przejść kilka kroków. Zawsze na moje rehabilitacje przychodził Happy i z
uśmiechem a twarzy patrzył na mnie jakby jego własne dziecko stawiało pierwsze
kroki. Co dla mnie było oczywiście najwspanialsza rzeczą na świecie. Bardzo się
do niego przywiązałam i obiecałam sobie ze jak tylko wyjdę z tego szpitala to
będę razem z nim odwiedzać jego dziadka i tak jak on chciałabym by dzieciaki w
szpitalu czuły się dzięki mnie lepiej.
-Carla dajesz!- krzyknął Lili stojąc przede mną. Miałam
dość nogi mi już odpadały, ale musiałam dojść do chłopaka, to był mój cel. Gdy
tylko znalazłam się w jego ramionach poczułam jak zabiera mnie i zanosi na
wózek.
-Mówiłem że dasz radę- powiedział Happy zbliżając się
zbyt blisko.
-Sama to wiedziałam- odparłam odwracając głowę w bok czerwieniąc się lekko. Po chwili znów jednak
na niego zerknęłam – twoje włosy- powiedziałam cicho, a on jakby znów
uśmiechnął się sztucznie. Opanowałam już jego uśmiechy do perfekcji, wiedziałam
kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy kłamię. Co do jego włosów, to były
strasznie krótkie, wcześniej nosił je długie, a teraz miał je bardzo krótko
przystrzyżone, jakby w ogóle ich nie było.
-Założyłem się z kolega o coś i przegrałem zakład więc
musiałem je obciąć- wytłumaczył szybko po cym chwycił za rączki mojego wózka i
ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Więcej o nic nie pytałam. Ostatnio nie był
go też trzy dni pod rząd ale jak wrócił to zachowywał się normalnie.
-Hej Carla- szepnął do mnie gdy jechaliśmy do Sali.
Odwróciłam się w jego stronę .
-Co jest?- zapytałam ciekawa. Zawsze gdy mówił szeptem
wpadał na jakieś głupie pomysły, ale i tak zawsze było ciekawie.
-Jutro jest Hanami- po tych słowach czułam jak wzbiera we
mnie radość. Tak bardzo chciałam iść na ten festiwal, ale nie sądziłam że w tym
roku będę mogła. Kiwnęłam z uśmiechem głową , a on odwzajemnił mój uśmiech.
Wieczorem razem z Lili, Plue i o dziwo z panią Laki
staliśmy przed szpitalem. Mama przyniosła mi wspaniała yukatę, pomogła mi ją
ubrać i powiedziała że będzie trzymać za mnie kciuki cokolwiek to miało
znaczyć. Lili i Plue także mieli na sobie męskie yukaty, ale najbardziej
wyczekiwałam aż zobaczy mnie Happy. Ciągle byłam na wózku ale lekarz powiedział
ze jeśli nie będę się zbytnio przemęczać to będę mogła pochodzić trochę o
własnych siłach.
-Siemnko- usłyszeliśmy krzyk Happiego który machał nam
energicznie ręką. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, chciałam mu odmachać ale
moja duma na to nie pozwalała. Podbiegł do nas szybko, a za nim ruszyła piękna
blondynka. Nie miał na sobie yukaty, ale i tak bardzo dobrze się reprezentował.
-Happy pamiętaj o czasie- blondynka ucałowała go w czoło
przejechała w delikatny sposób bo jego głowię i z uśmiechem, i jakby smutkiem
odeszła od nas w stronę Kinany-san która uśmiechała się sztucznie. Dlaczego
każdy dorosły próbował nam wmawiać ze jest dobrze z tym sztucznym uśmiechem.
Zauważyłam że Happy znów ma długie włosy. Chciałam za ni pociągnąć ale oddalił
się ode mnie po czym pokazał mi język.
-Mama mówi że póki nie odrosną mam nosić perukę- po tych
słowach zaśmiał się a ja razem z nim.
-Piękna kobieta- zwróciłam uwagę pokazując gestem głowy w
stronę blondynki, która zmierzała do szpitala wraz z pielęgniarką.
-Mama jest wyjątkowa- odpowiedział z uśmiechem, którego
nigdy u niego nie widziałam. Uśmiech ten pokazywał jak bardzo ją kocha, jak
bardzo mu na niej zależy. Zrobiłam się trochę zazdrosna, ale nie miałam o co
przecież to była jego matka. Festiwal Hanami był czymś niezapomnianym, czymś
czego nie zapomnę do końca życia. Mimo iż większość czasu spędziłam na wózku to
złapałam złotą rybkę. Happy wygrał dla mnie pluszaka, a Plue zajął pierwsze
miejsce w wyborze słodkich rzeczy. Tego festiwalu nie zapomnę do końca życia.
-Carla- zobaczyłam Happiego naprzeciwko mnie z uśmiechem
i watą cukrową.
-Co jest?- zapytałam uśmiechając się także do niego.
Byłam zmęczona i chciało mi si już spać.
-Musze już iść, świetnie się bawiłem- po tych słowach
schylił się w moją stronę i nie wiedząc kiedy skradł mi całusa. Mimo że było to
delikatnie muśniecie jego warg o moje to czułam jak moje usta płoną. Byłam cała
czarowna, a gdy spojrzałam znów przed siebie już go nie było. Zakryłam usta
dłonią i uśmiechnęłam się. Tak to zdecydowanie był najwspanialszy dzień mojego
życia.
Następnego dnia gdy tylko się obudziłam wyczekiwałam z
niecierpliwością przyjścia Happiego i mimo że pojawili się już Lili i Plue jego
dalej nie było. Cały dzień wyczekiwałam jego przyjścia , ale się nie pojawił.
Drugiego, trzeciego , czwartego, a nawet piątego dnia także się nie zjawił.
Codziennie chodziłam na rehabilitacje i codziennie coraz lepiej chodziłam mimo
to on się nie pojawił. I tak minął mi kolejny tydzień bez niego. Moje nogi były
już sprawne i miałam wyjść ze szpitala. Lili wyszedł przede mną ale przychodził
od czasu do czasu na moje rehabilitacje i po to by dawać mi otuchy. Plue
niestety musiał jeszcze zostać w szpitalu. Gdy przyszedł tato z mama byłam już
gotowa by mnie wypisano. Pożegnałam się z każdym z kim się zadawałam. Podałam
Plue swój dres i numer telefonu i obiecałam że będę go odwiedzać wraz Lilim i jeśli dowiem się co z happym to z nim
także.
-Chciałabym odwiedzić jeszcze jedna sale- odparłam gdy
tylko wyszliśmy z oddziału dziecięcego. Tata z mama spojrzeli po sobie i nic
nie mówiąc kiwnęli głowami ze się zgadzają. Dotarliśmy na oddział dla ludzi
starszych. Gdy tylko tam się naleźliśmy od razu udaliśmy się do biura gdzie
siedziała oddziałowa.
-Um gomenasai, ale czy jest tu pacjent o nazwisku
Dragneel?- zapalam grzecznie jak mnie uczono. Kobieta spojrzała na mnie zza
biurka po czym zaczęła coś stukać w klawiaturze. Była dość potężna w okularach
i do tego coś jadła. Trochę straszna.
-Nie mamy nikogo takiego n naszym oddziale, ale na innym-
odparła a ja jakby zamarłam. Wiec nie przychodził tu do dziadka. Wiec okłamał
nas, ale po co w takim razie tu przychodził.
-A mogłabym wiedzieć gdzie jest osoba o tym nazwisku? –
znów spojrzała na mnie zza swoich okularów i wstała zza biurka.
-A kim jesteś dla pacjenta?- zapytała przyglądając mi się
uważnie.
-Wystarczy Bets, znam ją- usłyszałam za sobą i tak samo
zdziwiłam się jak moi rodzice gdy do Sali weszła młoda fioletwowłosa kobieta.
-Kinana-san- powiedziała cicho, a ona smutno się uśmiechnęła.
Podała mi dłon a jakby nigdy złapałam ją za nią i pozwoliłam się jej prowadzić.
Szłyśmy do windy, gdzie zjechałyśmy na trzecie pietro, a gdy wyszłyśmy z niej
poczułam odór chemikaliów, takich jakimi często pachniał Happy. Po chwili
zobaczyłam mnóstwo dzieci, bawiących się , niektórych smutnych, a najgorsze
było to że każde z nich nie miało włosów, a ich skóra była taka jasna. Przełknęłam
głośno ślinę, czułam wielką gule w gardle.
-Nie- szepnęłam cicho gdy ujrzałam Liliego przed wejściem
do jednego z pokoi. Gdy tylko mnie zobaczył podniósł się i zamarł. Spuścił
wzrok, a ja nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyrwałam rękę Kinanie, nikt
mnie nie zatrzymywał. Wpadłam do Sali przed która siedział Lili i zamarłam. Na
łóżku leżał pod kroplówką Happy. Nie miał włosów, jego skóra była taka jasna i
, a na twarzy nie gościł ten uśmiech. Podeszłam do łóżka. Nogi i ręce mi
drżały. Dlaczego on tu jest, dlaczego?!
-Ha…happ..y- wyjąkałam dotykając lekko jego dłoni. Jego
powieki drgnęły i uniosły się ku górze. Czułam jak w oczach wzbierają mi się zły.
Dlaczego on tu leżał.? Uśmiechnął się w moją stronę, mimo że był słaby to próbował
tego nie pokazywać.
-Gomen Carla, że musisz mnie takiego widzieć- powiedział
i zacisnął dłoń na mojej. Jego ocz znów
się zamknęły, a ja miałam wrażenie jakby miały się więcej nie otworzyć.
-Carla- usłyszałam za sobą głos Liliego, gestem ręki pokazywał
mi że mam się do niego udać, ale ja chciałam zostać przy nim. Kiwnęłam w jego stronę
głową i puszczając dłoń Happiego ruszyłam w jego stronę.
-Czy on?-m zapytałam, ale nie wiedziałam dokładnie o co,
co chciałam powiedzieć. Przerażały nie własne myśli. Lili nabrał powietrza i
powoli je wypuścił.
-Happy od trzech lat znajduję się na onkologii- po tych
słowach jakby mój świat zawirował. Podparłam się ściany, ale słuchałam dalej , wiedziałam
że to nie koniec tego co ma mi do powiedzenia – Nie chciał żebyśmy wiedzieli bo
nie chciał żebyśmy go jakoś inaczej traktowali. Chciał być bo czuł że żyje.
Przed festiwalem Hanami wymiotował krwią, a jego włosy już ostatecznie wypadły,
ale chciał tam iść bo ty tam byłaś. Powiedział że dzięki tobie każdy jego dzień
był lepszy. Chciał cię zobaczyć, dodawać otuchy gdy chodziłaś. Ale jego nerki
odmówiły posłuszeństwa. Przestały całkowicie działać, wątroba też jest na
wykończeniu. On umiera- nie musiał dodawać tych ostatnich słów. Poczułam jak
cały świat mi się wali. Jego uśmiech, jego głos jego spojrzenie . Miałam więcej
nie zobaczyć tych rzeczy. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy.
Ostatnie co czułam to ciepłe ramiona przyjaciela.
Przychodziłam codziennie do niego po szkole, jego stan
się nie poprawiał, chemioterapia nie miała prawa już pomóc, a on z dnia na dzień
przestawał w ogóle ze mną rozmawiać.
-Carla- odezwał się słabym głosem szukając mojej dłoni.
Jego oczy były zamknięte, ale wiedział że tu była. Zawszę tu będę. Ścisnęłam
jego dłoń w mojej.
-Jestem tu- odparłam uśmiechając się delikatnie.
-Nie widzę cię już, nie mogę cię zobaczyć, ale wiem że
mimo tego uśmiechasz się- zrobił przerwę by móc złapać powietrze, coraz ciężej mu
się nawet mówiło – zawsze byłaś naszą iskierką, twoja słodka twarz dawała nam
otuchy by walczyć, chcę byś żyłą pełnią życia.
-Kiedy ja nie chcę żyć bez ciebie- odarłam a w moim
głosie można było wyczuć gorycz. Po mojej twarzy znów płynęły łzy. Przyłożyłam
jego dłoń do ust, a on mimowolnie się uśmiechnął.
-Hej nie płacz mała- powiedział, ale widziałam że na jego
twarzy także gości ból. To było straszne.
-Kocham cię- szepnęłam cicho, ale słyszał nie. Jego dłoń
bardziej ścisnęła moją.
-Chciałbym znów cię pocałować- powiedział, a ja niewiele myśląc
zbliżyłam się do niego i dotknęłam moimi wargami jego. Muskałam jego usta
delikatnie, a on oddawał pocałunek. Poczułam jego dłoń na policzku. Oderwałam się
od niego. Mimo że miał otwarte oczy to wiedziałam że już mnie nie widzi.
-Też cię kocham- odparł i uśmiechnął się. Znowu tak
szczerze jak zawsze, tak jak kochałam.
Tego dnia nie zapomnę do końca życia, wtedy pierwszy raz
zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można kogoś kochać i jak to jest tą osobę
utracić. W nocy gdy kładłam się spać z myślą o tym by jutro odwiedzić mojego
ukochanego mama zawołała mnie do kuchni. Dała mi telefon do ręki, a ja jedyne
co usłyszałam to stłumiony głos jego matki.
~Happy odleciał
dziś przed północą, dziękuje ci że z nim byłaś, dałaś mu nadzieję i szczęśliwe wspomnienia~
nie odpowiedziałam. Upadłam na kolana
szlochając jak nigdy dotąd. Nie pamiętam zbyt wiele co potem się działo,
jakbym miała jedną wielką czarną dziurę.
W wieku 12 lat doświadczyłam tak wiele że niejeden dorosły tyle nie
doświadczył. Tamten pocałunek i oświadczenie bym żyła pełnią życia były niczym pożegnanie
od niego. Musiałam ruszyć dalej, nie
chciałam go zapomnieć, a nawet nie próbowałam, ale stałam się osobą bardziej
towarzyszką. Starałam się więcej uśmiechać, żyć swoim życiem tak aby był ze
mnie dumny. Dziś kończąc 25 lat i stojąc nad jego grobem ciągle pamiętam jego
uśmiech, jego miny , jego słodkie usta. Ciągle pamiętam cię, jakbyś stał tu
koło mnie prowadząc mnie za rękę przez życie.
-Dziękuje- szepnąłem i poczułam jak ktoś szarpię mnie za
koszulę. Odwróciłam się ale nikogo nie ujrzałam, ale w mojej głowię wyobraziłam
sobie twój obraz. Ty stojący przede mną z dłońmi na biodrach i uśmiechający się
szeroko. Poczułam jak zbierają się w moich oczach łzy , ale nie dałam im upustu
nie mogłam. Zawiał wiatr bawiąc się moimi włsami.
-Kocham cię- czułam
jakbyś wyszeptał do moich uszu. Tak jak też cię kocham i nigdy o tobie nie
zapmnę.
Pierwsza
OdpowiedzUsuńZdjęcia końcowe są suer sweet
OdpowiedzUsuńAtsu:ja twż jestem babą babsztylu
*orderczym wzrokiem na niego patrzę* Czo?
Atsu:n-n-nic
*nadal tak na niego patrzę*To dobrze
Atsu: jestem już jedną nogą w grobie
Masz rację
Do rozdziału nie mam zastrzeżeń
Atsu: CUD...MIÓD...I...MALINY
Masz rację
Atsu: jak zwyklę
Przesyłam wene, buziaczki i całuski
Jejciu, jakie słodkie !! :D
OdpowiedzUsuńSerio, aż się rozpływam *.*
A te zdjęcia, są jak wisienka na trocie xD
Pozdrawiam i czekam na więcej :D
Piękne...Aż się popłakałam!!! Życzę weny! Piszesz świetnie!:)
OdpowiedzUsuńŚwietne!:) A kiedy będzie dalszą część LucyxSting?
OdpowiedzUsuńRaany niemogę przestać płakać odkąd carla dowiedziała się prawdy tak się wzruszyłam biedny happy ;-; :-: tak pięknie to napisałaś to było taakie smutne :( biedny happy i carla która go pokochała a musiała żyć potem sama bo happy ;-; umarł.. tak mi ich szkoda niemógł sie zdarzyć cud i happy wyzdrowiec tak mi go szkoda :( ;-;
OdpowiedzUsuń