środa, 27 marca 2013

Jednopartówka: Noc pełna gwiazd Lucy x Loki


Lucy x Loki: Noc pełna gwiazd




Witajcie, nazywam się Lucy Heartfili, mam 25 lat i jestem niesamowicie szczęśliwa księżniczką najwspanialszego królestwa. Mam kochającego męża i dwie wspaniałe córeczki które kocham ponad życie i za nic nie chciałabym aby doznały jakiejkolwiek krzywdy, niestety nie wszystko to miałam od zawsze. Moje młodzieńcze lata były naprawdę bolesne a ja sama wspominam je z wielkim grymasem na twarzy. Mimo to postanowiłam się w końcu z kimś podzielić tą historią bo uznałam iż mimo bolesna to naprawdę warta wysłuchania. Wszystko zaczęło się w 777r. gdy miałam 10 lat. Mój ojciec był bardzo dobrym i kochającym ojcem, ale nie tylko dla mnie. Byłam księżniczka, a więc mój ojciec król władający potężnym królestwem musiał dzielić swą miłość pomiędzy mnie a swoich poddanych. Moja matka była jedną z najwspanialszych królowych jakie kiedykolwiek żyły. Zawsze traktowała dobrze innych i kochała każde żyjące stworzenie. Była dla mnie inspiracją jak być nową niesamowitą królową. Zawsze chciałam być taka jak ona, kochana i podziwiana przez wszystkich. Jednak nikt tak bardzo nie podziwiał jej jak mój ojciec. Był w nią wpatrzony jak w obrazek. Kochał ją najbardziej na świecie. Czasami miałam wrażenie że tej miłości zaczyna brakować dla mnie, ale nigdy się nie skarżyłam. Nawet gdy dostałam od niego w twarz za złe zachowani to nigdy nie płakałam, zawsze wszystko znosiłam dzielnie, do pewnego czasu. Przybyła nie wiadomo skąd. Piękna o długich blond włosach księżniczką małego kraju. Ledwo żywa przyjechała do nas na koniu zostawiając swoich podwładnych na pastę innego sadystycznego króla a sama się ratując. Była ledwo żywa więc moi rodzicie ją od razu przyjęli i służba opatrzyła jej rany. Nie zaglądałam do niej gdyż służba mi zabraniała, ale słyszałam pogłoski że była naprawdę piękna , ale jej oczy były chłodne. Była niczym królowa lodu. Przez te wszystkie plotki byłam naprawdę ciekawa jej wyglądu. Pewnego dnia ojciec poprosił bym zaniosła jej kosz owoców do pokoju co uczyniłam szczęśliwa jak nigdy. Z grzeczności oczywiście najpierw zapukałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi wiec lekko uchyliłam drzwi. Widząc moją małą twarzyczkę uśmiechnęła się delikatnie co dodało mi otuchy i żwawo weszłam do środka.
-Tata posyła owoce- powiedziałam nieśmiało odwzajemniając uśmiech. Służba nie kłamała, była niesamowicie śliczna, jej długie blond włosy porozrzucane po całym łożu były jaśniejsze niż moje. Jej niebieskie oczy były zimne jak lud, jakby pozbawione uczuć, ale za to jej uśmiech rozgrzewał serca.
-Więc jesteś następczynią tego cudownego królestwa?- zapytała głaszcząc mnie delikatnie po policzku.
-Hai- odparłam szczęśliwa wdrapując się na krzesło obok. Wtedy nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo ta kobieta namiesza. Czesto do niej przychodziłam, opowiadała mi naprawdę niesamowite historię a ja bardzo uważnie słuchałam. Moja matka widząc mnie szczęśliwa była tak samo szczęśliwa, ale nie wiedziała że ukrywała ból w sercu, ból zdrady.
-Zostaw moją rodzinę!- pierwszy raz widziałam wtedy jak moja matka podnosi głos, ale to nie było najgorsze z tego wszystkiego, najgorszy był ten uśmiech którego nigdy wcześniej nie widziałam. Ta kobieta uśmiechała się tak perfidnie w stronę mojej matki , jakby pokazywała jej że to teraz ona jest panią tego zamku. Wtedy nie wiedziałam co się dzieję, ale po jakimś czasie zrozumiałam. Moja matka zachorowała, była przemęczona i choroba panująca po kraju dopadła także ją, mimo moich modlitw i starań jej stan ciągle się pogarszał. Gdy miałam 11 lat odeszła ode mnie, ale mimo tego mój ojciec nie pozostał długo wdowcem, przyjął sobie już kolejną żonę by zapełnić lukę po stracie mojej matki. Tej którą kochał najbardziej, tej za którą był w stanie oddać życie. A najgorsze że moją macochą została ta sama kobieta która przybyła do naszego kraju jako ranna księżniczka. Lila- piękne i delikatne imię jakie posiadała było odzwierciedleniem jej urody ale nie charakteru. Po tym jak objęła stanowisko królowej jej zachowanie diametralnie się zmieniło, traktowała mnie jak śmiecia a mój ojciec? nie potrafił nic z tym zrobić, jego spojrzenie stało się tak samo lodowate jak jej.


Szłam korytarzem , pewna siebie i wyprostowana. Moja suknia była raczej prosta. Zwykła zielona , bufiasta uwydatniająca biust i zakrywająca kostki. Miała na boku przewiązaną jedynie kokardkę, nie chciałam się dziś stroić, nie dla nich. Wczoraj skończyłam 16 lat, a mój ojciec stwierdził że to najwyższy czas zamążpójścia. Dla mnie była to głupota, gdyż nie chciałam wychodzić za kogoś kogo nigdy w życiu nie widziałam, moim zdaniem to powinien być ktoś kogo sama wybiorę za nie ktoś kogo wybierze mój ojciec, albo ta kobieta. Podeszłam do dużych dębowych drzwi i nawet nie pukając kazałam straży je otworzyć. Dumna i z głową podniesioną do góry weszłam do sali patrząc uważnie na ojca.
-Witaj ojcze- uśmiechnęłam się sztywno i ukłoniłam lekko.
-Lucy- kiwnął głową i ścisnął dłoń swojej wybranki , której wzrok był skupiony na młodym mężczyźnie stojącym niedaleko jej prawego boku. Przelotem spojrzałam na niego. Był wysoki i umięśniony, jego ciemne włosy delikatnie przykrywały jego twarz co dodawało mu uroku, a jego szarmanckie spojrzenie zapierało dech w piersi, ale mimo to nie mogłam sobie pozwolić na to by jakiś tam chłopaczek uwiódł mnie.
-Więc czy coś się stało że mnie wezwałeś?-zapytałam lekko ironicznie doskonale wiedząc po co tu przyszłam.
-wybraliśmy ci mężczyznę życia, ale wątpię czy jest dobry dla ciebie, myślę że jest za dobry dla takiej dziewuchy bez manier- teraz to przesadziła. Widać było gołym okiem że podobał jej się ten chłopak i pewnie sama jak najszybciej wpadła by do jego łóżka i spędziła z nim noc. Prychnęłam tylko pod nosem i znów uśmiechnęłam się sztucznie. Nie odpowiedziałam po prostu stałam, wiedzą że to denerwuję Lile. Zaciskała delikatnie swoje pięści na oparciu swojego tronu, ale tak samo jak ja nie dawała po sobie poznać swojego zdenerwowania.
-Przepraszam ale czy mógłbym porozmawiać z Lucy-sama?-odezwał się w końcu chłopak patrząc na mnie i uśmiechając się w moją stronę.
-Oczywiście, chciałbym aby wasze zaręczyny doszły do skutku- odpowiedział mój ojciec. Chłopak podszedł do mnie podając mi swoją rękę. Szybko chwyciłam jego ramię i pośpiesznie puściliśmy sale. Nie miałam ochoty dłużej przebywać w tamtym pomieszczeniu. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale moje szczęście przecież nie może trwać wiecznie.
-Więc panienko Lucy czym się interesujesz?-zapytał ciągle się uśmiechając co było troszkę irytujące.
-To zależy co mnie zaciekawi. Uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu, wychodzić do młodzieży gdzie mogę pobyć ze swoim ludem chodź troszkę- odparłam jakby od niechcenia.
-Jesteś niesamowitą osobą, tak jak mówiła służba. Twoja matka….
-Nie jest moją matką!- odparłam szybko przerywając mu co troszkę wyprowadziło go z równowagi.
-Wybacz, nie wiedziałem, ale skoro mówiła o tobie takie rzeczy to chyba nie może być twój matką- odparł jakby na chwilę się zastanawiając.
-Takie rzeczy? To znaczy jakie?-zapytałam zaciekawiona.
-Że jesteś niekompatybilna, dużo marudzisz i jesteś osobą o wielkim mniemaniu o sobie , nieznającą się na dobry wychowaniu- powiedział nieco rozbawiony a co najlepsze mnie też to sprawiło troszkę humoru.
-Chyba powiedziała wszystko o sobie- odparłam pierwszy raz uśmiechając się do niego szczerze.
-Masz piękny uśmiech – powiedział zatrzymując się i patrząc mi w oczy.
-Dziękuje odparłam, wybacz mi ale nie wiem jak masz na imię- odparłam szczerze przysiadając na murku. Znajdowaliśmy się jeszcze w zamku, na dziedzińcu.
-Wybacz mi moją nieuprzejmość, jestem Gray Fulbaster- odparł kłaniając się i całując moją dłoń. Był bardzo miły, ale strasznie sztuczny. Ten wieczór był niesamowity i mimo tego że opierałam się małżeństwu z zobowiązania to Gray był naprawdę niesamowitym mężczyzna. Gdy tylko znalazłam się w swoim pokoju od razy rzuciłam się na łóżko przytulając moją pluszową lalkę , którą dostałam od matki. Odwróciłam się na plecy i patrząc w sufit ciężko westchnęłam. Nienawidziłam swojego życia, ciągle musiała udawać że wszystko jest okej że to co robi moja macocha jest w porządku, że w tym raju nic nie dzieje się złego, co oczywiście nie było prawdą. Ludzie zaczynali umierać wyniszczani przez choroby, ojciec zaniedbywał swoich ludzi patrząc tylko na potrzeby swojej żony. Nasz kraj prowadził bezsensowe wojny w których ginęli niewinni ludzie. Przytuliłam moją małą siostrzyczkę(lalkę) po czym poszłam się przebrać i zasnęłam
Obudziłam się strasznie gwałtownie. Zapewnię spałabym dale gdyby nie służba bardzo głośno zachowująca się niedaleko mojego pokoju. Panowała wrzawa i wiedziałam że coś jest ni tak. Szybko wyskoczyłam  z łóżka i zakładając szlafrok na swoją piżamę i cichutko wyszłam ze swojego pokoju.
-Mia- szepnęłam widząc brązowooką kobietę przechodzącą niedaleko.
-Lucy-dono proszę wracać do pokoju przeziębi się pani- odezwała się opiekuńczo kobieta. Zawsze traktowały ją jak córkę a ona kochała bardziej swoje służące niż macochę.
-Czy coś się stało?- zapytałam olewając jej prośbę o powrót do pokoju.
-Nic takiego, proszę wracać do pokoju- znów rzecznie poprosiła, ale na jej twarzy widniało zdenerwowanie.
-MIA!- podniosłam lekko głos wiedząc że inaczej nic z niej nie wyciągnę. Spuściła na chwile wzrok po czym nabrała powietrza do płuc głośno je wypuszczając. Spojrzała na mnie niepewnie.
-Przed chwilą doszło do napaści na jedną ze służek, znajdowała się wtedy blisko skarbca, gdyż niosła kolacje stróżowi . Niestety zapytana o wygląd sprawcy nic nie pamiętała, jakby miała wielką dziurę w głowie. Ze skarbca nie zniknęła na szczęście nic kosztownego, a straty są niewielkie- odparła szybko jakby bojąc się że ktoś może ją usłyszeć.
-Arigato- odparłam i uśmiechnęłam się do niej po cym ruszyłam w stronę pokoju gdzie znajdował się świadek. Ojciec pewnie nawet się tym nie przejął, bo przecież płaci im za to by utrzymywali porządek. Szybkim krokiem weszłam do pokoju.
-Czy możecie zostawić mnie samą z Kaya?-zapytałam grzecznie. Każdy spojrzał po sobie i niepewnie kiwnęli głowami po czym opuścili pokój zostawiając mnie sama z dość młodą dziewczyna.
-Lucy-hime gomen, nie potrafię- mówiła, a z jej oczu płynęły łzy. Podeszłam do niej i siadając koło niej przytuliłam ją.
-To musiał być wielki szok, nie przejmuj się- odparłam zdając sobie sprawę że dziewczyna musi być w szoku.
-Był przystojny ,niesamowicie przystojny i potem czułam ból i nic więcej nie wiem- powiedziała nadal szlochając.
-Spokojnie, nie przejmuj się tym już- odparłam głaszcząc ja po włosach i uspokajając. Zastanawiałam się kto był na tyle głupi a jednocześnie odważny by napaść na królestwo rodziny Heartfili.
Dziewczyna szybko zasnęłam zmęczona wydarzeniami, a ja powróciłam do pokoju także szybo zasypiając. Kolejne dni mijały mi dość spokojnie, zapoznałam się bliżej z Gray’em który był naprawdę sympatyczny i chyba mnie polubił, ale ja już wiedziałam że nie chce za niego wychodzić. Był dla mnie miły i lubiłam go, naprawdę, ale nie wyobrażałam sobie bym mogła dzielić z nim łoże i przyszłość. 14 lipca 784. Była późna noc, nie spałam. Była pełnia zawsze nie spalam wtedy patrząc na księżyc i gwiazdy. Siedziałam na swoim balkonie opatulona w koc i wsłuchując się w nocną ciszę. Moje oczy znów były czerwone od płaczu po dzisiejszej kłótni z macochą. Nienawidziła jej z całego serce i mimo iż chciałam aby każdy mógł żyć spokojnie na tym świecie to naprawdę chciałam aby ona w końcu poczuła choć trochę cierpienia tych których skrzywdziła. Usłyszałam hałas na korytarzu i obierając delikatnie oczy po cichu wyszłam ze swojego pokoju zostawiając koc na balkonie. Szłam powoli nie wydając nawet jednego odgłosu. W chwili znalazłam się koło skarbca i ujrzałam strażnika, rozmawiał z kimś po czym otworzył skarbiec. Oburzona wyszłam szybko zza rogu by sprawić mu ładne kazanie i nagle mnie zamurowało. Nic dziwnego że Kaya nie pamiętała nic. Po zobaczeniu takiej twarzy też popadłabym w obłęd marzeń i fantazji, ale musiałam się trzymać.
-Co tu się dzieje?- zapytałam hardo patrząc to na nieznajomego zatrzymanego w połowie wejścia do skarbca, to na strażnika widocznie przestraszonego moja obecnością.
-Lucy-sama- powiedział przerażony patrząc to na mnie to na włamywacza- ja wszystko wy….. – nie dokończył gdyż nieznajomy przerwał mu ruchem ręki patrząc na mnie uważnie od stóp do głowy.
-Wiec to jest ta niesamowita Lucy, a może nie tak bardzo- nie wiem nawet kiedy znalazł się blisko mnie podkładając mi nóż pod gardło. Przestraszyłam się , zadrżałam lekko le nie odsunęłam się. Byłam księżniczka tego kraju i musiałam bronić jego majątku. Stałam prosto i spojrzałam w oczy. Tak niesamowicie hipnotyzujące czarne oczy.
-Hmmm, mimo iż widać strach w twoich oczach to nie poddajesz się, podobasz mi się- uchwycił mój podbródek i zbliżył swoją twarz patrząc mi uważnie w oczy.
-Kim jesteś?- zapytałam nie odrywając od niego spojrzenia
-Można powiedzieć że od teraz będę twoim koszmarem, albo marzeniem- po tych słowach puścił moją twarz i minął mnie. Nie potrafiłam się ruszyć mimo wszystko moje ciało było jakby zahipnotyzowane, ale tak naprawdę było zdrętwiałe. Ze strachu nie potrafiłam się ruszyć.
-A propos ładna piżamka- po tych słowach zniknął zza zakrętem a razem z nim strażnik skarbca.

Strażnik szybko znalazł się nowy, ale ja ciągle nie potrafiłam zapomnieć tych bujnych pomarańczowych włosów i tych czarnych oczu. Chciałam wiedzieć jak ma na imię i czego szuka akurat w tym zamku. Westchnęłam przewracając się ciągle z boku na bok. Dziś był dzień moich zaręczyn a ja nie miałam ochoty się na nie udawać. Ze zrezygnowaniem zeszła z łóżka gdy do mojego pokoju weszły trzy służące z wielkimi uśmiechami na twarzach. Wiedziałam że były przeszczęśliwe że mogą mnie przygotować do tak ważnego dnia w moim życiu, ale mnie nie było tak wesoło jak im. Miałam na sobie jedwabistą suknie koronkową koloru jasnego różu i trochę białego. Włosy miałam lekko podkręcone , ale rozpuszczone. Wyglądałam naprawdę ładnie i być może gdyby to była inna okazja cieszyłabym się.
-Lucy- mój ojciec zawitał w progu mojego pokoju uśmiechając się do mnie delikatnie. Prychnęłam tylko delikatnie i podnosząc za końce suknie lekko do góry minęłam go bez słowa.
-Mówię do ciebie!- podniósł głos chwytają mnie za ramie gdy przechodziłam obok niego.
-Myślę ze nie mamy o czy rozmawiać- stwierdziłam i wyrwałam rękę z jego uścisku. Ostatnimi czasy było coraz gorzej, odpychałam go od siebie jeszcze bardziej. Na sale weszłam pewnym krokiem , a widza uśmiechniętego Gray’a ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać ,a przecież i tak spędzę z nim resztę życia. Goście grzecznie się uśmiechali i gratulowali mi moich zaręczyn . Nie chciała tego, to wszystko było nie dla mnie, myślałam tylko o tym aby mnie ktoś uratował.
-Lucy- usłyszałam za plecami swoje imię. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się cierpko. Mój przyszły mąż podawał mi ramie zapewne chcąc abym udała się w miejsce gdzie znajduje się teraz mój ojciec i tamta kobieta. Przelotnie spojrzała po gościach i  z wielki bólem ruszyłam w stronę tronu. Teraz moje życie będzie jeszcze gorsze, nigdy nie wydostanę się z tej klatki.

Czy tylko ja byłam znudzona tym wszystkim? Wszystko co tu się działo było takie strasznie sztuczne. Te uśmiechy, te ciepłe słowa, aż mi się niedobrze robiło. Nadszedł w końcu finałowy moment, przemówienie mojego ojca. Siedziałam jak na szpilkach a Gray próbował dodawać mi otuchy swoich słodkim uśmiechem, który działa odwrotnie.
-Moja mała Lucy w końcu weszła w ten okres wiekowy, gdy z żalem, ale musze w końcu oddać ja innemu mężczyźnie. Chciałbym aby zawsze była moją mała córeczka- prychnęłam na to stwierdzenie i przestałam go słuchać , wpatrywałam się w księżyc za oknem. Piękna pełnia dawała uroku dzisiejszej nocy.
-A teraz zaręczyny chciałbym uczcić wspaniałym pocałunkiem- ostatnie słowa mojego ojca zwróciły moja uwagę. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc do końca. Ze niby on i ten babsztyl będą się całować przy wszystkich? I dopiero po krótkiej chwili zrozumiałam ze nie chodzi o niego tylko o mnie. Gray czekał koło mojego ojca z niecierpliwością, czekał aż podniosę tyłek z tronu i podejdę. Mój pocałunek miał być zgoda jak i podpisem że nasze zaręczyny dobiegły końca i wyczekiwać tylko ślubu. Niechętnie wstałam poprawiając przy tym swoja suknie. Szłam powoli, bardzo powoli by jak najdłużej odwlekać to przed czym nie mam już ucieczki. Będąc blisko mojego narzeczonego uśmiechnęłam się sztucznie. Już do końca życia będę musiała grać szczęśliwa. Wtem nagle zgasły światła. Przestraszyłam się i chciała zrobić kok do tyłu Potknęłam się ale ku mojemu zdziwieniu nie upadła. Poczułam tylko czyjeś silne ramiona oplatające moje ciało, a potem czyjeś ciepłe wagi przy moim uchu.
-Nie bój cię księżniczko- nie mogła uwierzyć w to co słyszała, a raczej kogo słyszała. Mimo iż tylko raz słyszałam jak mówił to bardzo dobrze zapamiętałam jego głos. Chciałam krzyknąć , zawołać straże, ale był taki hałas ze sama z ledwością własne myśli słyszałam, a potem nic ciemność pusta i piekielny ból na karku.

Obudziłam się w jakiejś ruderze, nie wiem co to było za miejsce, ale było bardzo ubogie. Nie przywykłam do takich warunków, ale nie było i to obce. Widziałam jak ludzie mieszkali w domach które mogły im zagrażać. Nie byłam związana co bardzo mnie dziwiło, przecież byłam zakładniczką co nie? Niestety drzwi były zamknięte, a nie było żadnych okien. Nawet światła, jedyne co oświetlało ten mały pokoik to przygasająca świeczka. Było dość czysto. Było tu łóżko, drewniane , skrzypiące. Mała szafka nocna i jakaś komoda. Mimo to i tak zajmowało to wszystko większość pokoju. Z rezygnacja znów opadłam na łóżko. Nie spałam już dość długi czas i co trochę próbowałam otworzyć te cholerne drzwi. Byłam głodna, strasznie. Po chwili usłyszała skrzypienie drzwi i od razu podniosłam się do pozycji siedzącej. Zdziwiłam się widząc pomarańczo włosego chłopaka w luźnym ubraniu. Mimo iż byłam zła jak diabli to widząc tace z jedzeniem nie odezwałam się. Podszedł podając mi ją po czym usiadł obok patrząc na mnie uważnie.
-Wybacz, ale w naszym kraju się nie przelewa- powiedział a w jego oczach było widać smutek. Faktycznie jedzenia nie było zbyt wiele, ale czy mam prawo wybrzydzać. Ze smakiem zjadłam to co i podał mimo iż chleb był troszkę twardy a zupa słona to musze stwierdzić ze mi smakowało.
-To jest porwanie- odezwałam się w końcu gdy odstawiłam tace. Odwróciłam się w jego stronę i stwierdziłam ze moja twarz jeszcze nigdy nie znajdowała się tak blisko mężczyzny , dzieliły nas zaledwie milimetry. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Wybacz mi za to, ale jakoś wydawało mi się że nie masz ochoty całować i wychodzić za tego gościa- odparł jakby od niechcenia ciągle patrząc mi w oczy, a ja byłam zbyt dumna by cofnąć spojrzenie.
-To nie twoja sprawa za kogo wychodzę i kogo całuje- powiedziałam hardo. Jego brew uniosła się do góry, a po chwili czułam jego ciężar na sobie. Przygwoździł mnie swoim ciałem do łózka które strasznie skrzypnęło.
-Wiec uważasz że takie rzeczy powinno się robić z przymusu, wiec ci cos pokaże- po tych słowach brutalnie wpił się w moje usta. Jego język do razu zaczął penetrować moje usta. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy kiedy jego jedna ręka zaczęła masować przez materiał moje piersi , a druga błądziła po moich udach. Bałam się, próbowała się bronić, chciała uciec. Ale chłopak nagle przestał wstając ze mnie i patrząc na mnie wzrokiem bez uczuć. Patrzyłam na niego zapłakanym wzrokiem, myślałam że mnie zgwałci posiądzie, bałam się, ale nie zrobił tego. Pytanie dlaczego?
-Widzisz do czego doprowadza cię takie myślenie? Myślisz ze czułabyś się inaczej gdyby to tamten koleś cię całował? Jeśli to on by cię dotykał? Też go nie znasz i nie kochasz wiec czułabyś się tak samo, jakby bezcześcił twoje ciało, powinnaś pomyśleć o tym- po tych słowach wyszedł trzaskając drzwiami i zamykając je na klucz. Rozpłakałam się na dobre, bałam się go. Dotknęłam moich ust palcem, jego brutalny pocałunek na zawsze zostanie w mojej pamięci, mój pierwszy pocałunek.
Siedziałam ta już może czwarty dzień, do końca nie wiem. Nie przyszedł więcej, jedzenie przynosił mi jakiś mały chłopczyk w towarzystwie jakiegoś osiłka. Zaś do toalety prowadzała mnie młoda kobieta. Mimo tak ubogiego życia jakie prowadzili byli naprawdę szczęśliwi. Mieli podobno kochanego księcia, który próbował jakoś wydostać ich z tego bagna. Słyszałam od dziewczyny która się czasami mną zajmowała że kilka lat temu żyła tu kobieta, która uwiodła króla. Zostawił on swoją zonę i wyszedł za te kobietę, doprowadziła ona do choroby króla , aż w końcu do jego śmierci jak i śmierci na kraj. Przez nią były toczone niepotrzebne wojny po czym opuściła królestwo pozostawiając je same sobie wraz z 13 letnim małym księciem. Chciałam go poznać, ale nie było go. Chciałam mu pomóc.
-Książe powiedział że może cię dziś odwiedzić jeśli zechcesz- powiedziała młoda kobieta odprowadzając mnie do pokoju.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się zadowolona że w końcu go poznam. Nie musiałam długo czekać, bo zaledwie po wyjściu kobiety ktoś cichutko zapukał po czym przekręcił kluczyk w drzwiach i wszedł do środa. Widząc pomarańczowe włosy prychnęła tylko cicho i obrażona zakładając nogę na nogę usiadłam na łóżku.
-Chciałam się widzieć z księciem- powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
-Wiec jestem, pospiesz się- odparł znudzony. Spojrzałam na niego z niedowierzeniem. On miał być tym wspaniałym księciem? Ten który mnie porwał i przetrzymuje tutaj jest tym wspaniałym księciem Lokim? No chyba sobie żartujecie.
-Żartujesz?-spytałam dalej niedowierzając.
-Mam sporo spraw więc jeśli to wszystko to do widzenia- powiedział i już chciał wychodzić.
-Zaczekaj- powiedziałam podnosząc się. Znów to chłodne spojrzenie skierowane w moja stronę od którego przechodziły mi ciarki po plecach.
-Więc?-ponaglił mnie.
-Chcę pomóc twojemu państwu- odparłam. Zaśmiał się sucho.
-Ty? A niby jak?
-Moje królestwo jest jednym z najwspanialszych, moglibyśmy ci pomoc z biedą w kraju, pomoc mieszkańca- powiedziałam próbując go jakoś przekonać.
-Twoje państwo tez tak skończy- odparł sucho i znów chciał wyjść, ale szybko go zatrzymałam chwytając za ramię. Syknął, a ja momentalnie je puściłam
-Gomen, co ci?- przeprosiłam , ale zawsze byłam ciekawska.
-To nic, ostatnia walka była ciężka- odparł od niechcenia. Jednak uśmiech bardziej mu pasował.
-Co miałeś na myśli mówiąc że moje państwo tez tak skończy?
-Wasza nowa królowa, jest moją stara macochą- po tych słowach wyszedł. Stałam osłupiała, nie mogłam tu dłużej zostać, musiałam ratować moje królestwo.

Ostatnio coraz częściej przychodził do mojego pokoju. Dorze mi się z nim rozmawiało. Był bardzo sympatyczny, a jego uśmiech poprawiał humor i mnie. Dowiedziała się że porwał mnie by wywabić moja macochę, chce aby w końcu poczuła ból odrzucenia i choć cząstkę cierpienia ludzi. Byłam razem z nim, ale ciągle nie mogłam zapomnieć naszego pierwszego pocałunku. Siedział właśnie naprzeciwko mnie śmiejąc się. Przyglądałam mu się z fascynacją. Książęcy strój naprawdę mu pasował.  Był teraz taki beztroski, jakby ten cały świat naokoło niego nie istniał. Spojrzałam po chwili na niego z lekki smutkiem.
-To był mój pierwszy pocałunek- powiedziała jakby sama do siebie spuszczając głowę. Poczułam jak łapię mnie za podbródek i speszony przecier dłonią moje usta.
-Wybacz, zapomnij o nim- był jakby zasmucony tym co zrobił.  Spojrzałam w jego ciemne oczy zatapiając się w nich. Uwielbiała jego uśmiechnięte spojrzenie skierowane w moją stronę cos jakby mnie do niego przyciągało, jakby był mi bardzo bliski. Dotknęłam delikatnie jego policzka, jadąc dłonią delikatnie w górę aż do jego włosów, które lekko odgarnęłam. Przy uchu znajdowała się blizna. Przejechałam po niej delikatnie palcem. Jego twarz zaczęłam się niebezpiecznie zbliżać. Miałam ochotę go odepchnąć, ale gdy jego wargi delikatnie musnęły moje, ta ochota przeszła. Był delikatny, jego pocałunki były niepewne, a dotyk tak delikatny ze niemal się rozpływałam pod jego dotykiem. Moja dłoń wplątała się w jego włosy delikatnie je przeczesując i przybliżając do siebie . Jego język zaczął delikatnie masować moje wargi co sprawiało że miałam ochotę na więcej. Jego prawa dłoń znalazła się na moich plecach masując je powoli. Zaczął na mnie napierać przez co wylądowałam na łóżku przygnieciona jego ciężarem, tym razem jednak mi to nie przeszkadzało. Jego lewa dłoń zaś spoczęła na mojej tali zjeżdżając powoli coraz niżej. To było dziwne uczuć, ale jednak takie przyjemne. Oderwał się ode nie i spojrzał  nie pełen troski.
-Ja…- odezwał się niepewnie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się naprawdę szczerze i dotknęłam jego policzka, przysuwając jego twarz bliżej, tak że znów połączyłam nasze usta. Jego język po chwili wkradł się do moich ust. Nie był natarczywy, jego ruchy były powolne co sprawiało mi przyjemność. Po chwili zjechał pocałunkami na szyje, która obdarował niejednym delikatne muśnięciem warg. Moje dłonie wplatane w ego włosy i przeczesujące je, także dawały mu rozkosz. Jego ciche pomruki przyspieszały bicie mojego serca. Czułam jak jego sprawne ręce znajdują się na moich pośladkach co muszę przyznać było bardzo przyjemne i podniecające. Delikatnie zaczęłam rozpinać jego koszule gdy powrócił do całowania moich ust. Zaśmiał się czule pomagając mi. Po krótkiej chwili jego koszula wylądowała na brudnej ziemi, a ja mogłam zachwycać się jego umięśniona klatą. Każde najdrobniejszy mięsień był widoczny, ale także posiadał kilka blizn które szpeciły jego piękne ciało.  Przeturlałam się tak że teraz to on leżał pode mną a ja siedziałam na nim okrakiem. Łóżko zaskrzypiało, a na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, który po chwili zniknął . Zaczęłam całować delikatnie jego klatkę piersiową scałowując dokładnie każdą z blizn pozostawioną po walkach. Pocałunkami przeniosłam się na jeden sutek i ugryzłam go. Syknął śmiejąc się. Pocałunkami zaczęłam schodzić niżej, jego oddech był szybszy, a ja myślałam że moje serce zaraz wyskoczy z orbity. Kto by pomyślał że będę robić takie rzeczy z kimś kogo prawie nie znam. Scałowałam jego podbrzusze i gdy zaczynałam odpinać jego pasek od spodni podniósł mnie do góry i wpił się w moje usta. Dłońmi błądził po moich plecach rozwiązując suknię. Gdy tylko się z nią uporał szybko pomogłam u ją z siebie zrzucić  i teraz siedziałam na nim,  samych majtkach i gorsecie. Czułam się niezręcznie. Obrócił się tak ze znów to a byłam pod nim. Zaczął całować mój dekolt. Jedną ręką delikatnie masował pierś, a drugą błądził po brzuchu. Jego erotyczne tortury mogłyby trwać wiecznie, było mi tak dobrze przy nim i jego pieszczotach.  Językiem przejechał między moimi piersiami by po chwili chwycić w żeby sznurowadło od gorsetu, jednym sprawnym pociągnięciem rozplatał je, by móc uwolnić moje piersi z tego obcisłego więzienia. Gorset wylądował obok jego koszuli i mojej sukni.  Zaczął się bawić moimi piersiami. Co chwilę całował to jeden sutek to drugi przygryzające je. Czułam jak pod wpływem jego ciepła twardnieją co sprawiało mi jeszcze większa rozkosz.
-Loki- szepnęłam nie mogąc się oprzeć. Nie wiedziałam że taka bliskość może dać tyle rozkoszy. Zaczął rozpinać swoje spodnie. Szybko się ich pozbył i został w same bieliźnie. Powrócił do przerwanej czynności. Całował moje podbrzusze, a a czułam jak wszystkie mięsnie zaczynają się kurczyć. To było takie przyjemne.  Zębami zahaczył o moje majtki powoli je zsuwając. Jego oddech na mym łonie sprawiał że jeszcze bardziej go pragnęłam. Powoli pozbył się mojej bielizny i powrócił do całowania moich ust. Przygniótł mnie do łóżka, tak że na łonie czułam jego wzwód w bokserkach. Jęknęłam cicho poruszając delikatnie biodrami. Uśmiechnął się delikatnie w moich ustach i ręką zjechał na mój brzuch po czym zaczął delikatnie masować moją łechtaczkę. To było niesamowite, chciałam więcej. Szybko pozbył się swojej bielizny. Spojrzał na nie niepewnie, a ja tylko tego pragnęłam. Patrzyłam na niego zamglonym wzorkiem. Pocałował mnie czułem i zaczął powoli we mnie wchodzić. Nie czułam bólu, chodź zawsze mi mówili że ból towarzyszy każdej kobiecie przy pierwszym razie. Jedno mocniejsze pchniecie i wtedy poczułam lekki ból i ciecz spływającą po moim udzie. Właśnie pozbyłam się czegoś co powinna trzymać dla swojego narzeczonego do dnia ślubu. Cała ta rozkosz którą sprawił mi gra wstępną sprawiła że nie czułam bólu. Poruszał się powoli, co chwile przyspieszając. Jego oddech jak i mój były nie równe. Co chwilę składał na moich usta delikatne pocałunki. Wypychałam biodra w przód chcąc go poczuć bardziej. Jego ręce trzymały moje biodra. Czułam jak moje mięsnie zaciskają się na jego członku. Tak to było to , spełnienie. Poruszał się we mnie jeszcze przez chwilę po czym także doszedł.
-Lucy- szepnął mi do ucha wychodząc ze mnie i zabierając i kosmyk włosów z twarzy.


Przygotowania do wielkiej dywersji trwały. Musiałam pokazać ojcu że ta kobieta była nikim i że jej rządy doprowadza do upadku naszego państwa. Nie chcieliśmy wojny, nie planowaliśmy zaczynać atakiem. Musiałam po prostu wrócić do naszego kraju wraz z Lokim, musiałam porozmawiać z ojcem, przekonać go. Nie byłam przyzwyczajona do jazdy konnej. Miała na sobie jeden z męskich strojów by lepiej mi się jechało. Jako nasza straż jechało dwóch najlepszych przyjaciół jak i ochroniarzy Lokiego. Natsu i Gajeel. Podobno niesamowicie potężni. Podróż była dość długa i męcząca. Gdy tylko znalazłam się na obrzeżach wioski widziałam jak przez moja nieobecność miasto straciło. Ludzie witali mnie ze smutkiem w oczach, widziała martwe ciała. Mimo iż chciałam spuścić wzrok to nie mogłam. Loki jechał blisko mnie czule trzymając mnie za dłoń i dodając mi otuchy. U bram zamku straż doniosła mi że ojciec zachorował. Przestraszyłam się, czyżbym się  spóźniła? Niczym piorun pognałam do jego pokoju. Nie zastałam jej, prychnęłam tylko i szybko podbiegłam do łózka ojca a za mną czarnooki.
-Ojcze
-Lucy, córeczko- powiedział ochrypłym głosem dotykając moje policzka.
-Już spokojnie, wyjdziesz z tego, ulatujemy królestwo.
-Co się działo z tobą? Co się dzieje kochanie?- mówił jakby przez ostatnie kilka lat nie wiedział co robił. Przytuliłam jego dłoń i uśmiechnęłam się do niego. Był pod wpływem uroku tej kobiety.
-Spij ojcze, a jak się obudzisz to powrócisz do dawnego niesamowitego królestwa- po tych słowach ociec odwzajemnił uśmiech i oddał się w objęcia morfeusza.

-Jesteś tylko mała gówniarą, która nic nie może zrobić- krzyknęła , a w jej oczach można było zauważyć furię. Była wściekła że chcieliśmy ją wykurzyć z zamku, ale nie mogłam pozwolić by dłużej tu została.
-To koniec- odezwał się Loki patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem.
-Dwójka dzieciaków mi nic nie zrobi!- znów podniosła głos. Wiedzieliśmy że ona nie podda się tak łatwo. Wiedźmy naprawdę były straszne i nigdy nie sądziłam że jakąś naprawdę spotkam, a tu patrzcie mieszkała ze mną.
-Już dali rade- usłyszeliśmy za sobą. Loki się uśmiechnął kłaniając nisko. Do pokoju gdzie się znajdowaliśmy wszedł starszy mężczyzna.
-Roy- odezwała się przestraszona kobieta.
-To koniec, matko- po tych słowach nie bardzo wiem co się stało. Zemdlałam. Podobno Roy użył jakiegoś zaklęcia aby unieszkodliwić swoją matkę. No właśnie, byłam bardzo ciekawa jak to możliwe ze była jego prawdziwa matka a wyglądała jak co najmniej jego córka. Otóż Loki wyjaśnił mi że tuż po narodzinach Roya została wygnana z królestwa za uprawianie magii. Chciała zemsty na swoim mężu więc zaczęła prześladować inne państwa, chciała zdobyć władzę, ale także chciała być piękna i młoda do czego wykorzystywała zdrowie ludzi. Zabierała im ich energie życiową przez co ona mogła zostać młoda i piękna. Nawet nie chciałam o tym dużo myśleć. Po prostu w końcu mogłam odetchnąć z ulga.

Mój ojciec się zmienił. Opłakiwał moją matkę przez dłuższy czas, odwołał moje zaręczyny z Gray’em i pozwolił mi samej wybrać. Oczywiście udałam się do państwa Lokiego i jak obiecałam tak dotrzymałam obietnicy. Państwo było zrujnowane i nic nie dało się z nim zrobić, więc każdy mieszkaniec został mieszkańcem mojego królestwa, a Loki zostanie jego przyszłym władcą. Tak zaręczyłam się z Lokim, pokochałam go i teraz razem rządzimy naszym królestwem.

-------------------------------------------------------------------

Uh nareszcie skończyłam. Wiec po pierwsze to wielkie gomen za błędy ale pisanie notki o 3 w nocy nie wpływa zbyt pozytywnie na błędy i wgl. Po drugie wybaczcie ale nie jestem dobra w pisaniu Hentai i to pierwszy raz jak pisałam w pierwszej osobie i mogło wyjść troszkę dziwnie, a po trzecie to mam nadzieję że wam się choć troszkę spodoba( to chyba najdłuższa notka na tym blogu xd)





poniedziałek, 25 marca 2013

7. Klątwa


Biegła ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Wiedziała że jeśli tylko zatrzyma się na chwilę lub obejrzy za siebie to zginie. Przestała już odczuwać zmęczenie, nic nie widziała przez łzy które leciały z jej oczu. Czuła się okropnie. Już nawet nie wiedziała co ją goni i ile już uciekać . Bała się, tak cholernie sie bała spojrzeć znów na to coś ... lub kogoś. Jego czerwone oczy prześladowały ją w głowię i mimo że chciała wymazać to spojrzenie z pamięci to ono powracało coraz bardziej. Dlaczego to zawsze jej się przytrafia? Dlaczego to przez nią cierpią jej najbliżsi? Jej bose stopy były całe pokaleczone od kamienistej powierzchni. Znajdowała się w jakiejś ogromnej jaskini, nie wiedziała gdzie jest wyjście. Zauważyła światło, chciała pobiec w tamtym kierunku, ale potknęła sie o coś. Wylądowała na twarzy. Poczuła coś oślizłego na nodze.  Mimo wszystko spojrzała w tamta stronę a te czarne ślepia zaczęły ją wciągać. Obudziła się z krzykiem, była cała spocona a jej oddech był przyspieszony. Nie potrafiła do końca zrozumieć tego co jej się śniło, ale na samo wspomnienie tych oczu robiło jej się niedobrze . Szybko wstała i wybiegła z łóżka zmierzając do łazienki. Nie wtrzymała i wymiotowała. Opadła dalej trzymając się ubikacji. Była zmęczona jakby przebiegła maraton, jej oddech był nierównomierny a do tego strasznie bolała ją głowa.
-Proszę przestań- powiedziała łapiąc się za głowę. Ból był nie do wytrzymania, jakby ktoś wkradł się do jej głowy i robił w niej bałagan.  Zmęczona opadła bez sił na zimne kafelki łazienki. Ciężko dysząc spojrzała na swoje dłonie, jej obraz był rozmazany.
-Natsu- szepnęła po czym zemdlała.

-Aaa psik!- przetarł swój nos i spojrzał na rozgwieżdżone niebo zakładając ręce za głowę.
-Jest już chłodno , wracajmy- odezwał się jego mały przyjaciel przecierając łapkami swoje już zaspane oczy.
-Mam dziwne uczucie- odezwał się różowo włosy i zaczął nabierać świeżego powietrza do płuc- chodźmy do Lucy
-Zabije nas- powiedział kotek a w jego oczkach pojawił się strach o własne życie. Natsu spojrzał niepewnie w niebo po czym uśmiechnął sie do swojego przyjaciela kiwając mu głową że się z nim zgadza. Ruszyli do własnego mieszkania by udać się w krainę snów.

-Lucy trzymaj się- usłyszała czyiś ciepły krzyk. Otworzyła oczy, ale nie była przyzwyczajona do światła więc jej obraz był zamazany. Ciągle czuła jak jej gorącą a w głowię ciągle jej szumiało.
-Przestań- powiedziała znów do siebie chwytając  sie za głowę. Chciała w końca by ten ból minął , żeby w końcu mogła pomyśleć o czymś i żeby poczuła się lepiej. Czerwonowowłosa spojrzała na nią niepewnie zastanawiając się przez chwilę o co jej chodzi, ale gdy tylko zobaczyła jak blondynka trzyma sie za głowę i zaczyna wiercić próbowała ją uspokoić.
-Lucy przestań, to twoja wyobraźnia, nikogo tu nie ma uspokój się- powiedziała spokojnie Erza kładąc jej mokrą szmatkę na głowę i łapiąc za rękę. Dziewczyna uspokoiła się na moment i spojrzała na swoją przyjaciółkę.  Po chwili swój wzrok przeniosła na sufit i zamknęła oczy nabierając powietrza. Miała rację, gdy tylko uspokoiła się ból od razu zniknął, jakby nigdy nie istniał. Jej wzrok także się poprawił, a ona była wstanie usiąść. Oparła sie o ścianę i niepewnie spojrzała znów na Erzę.
-Co się stało?- zapytała , ostatnie co pamiętała to gdy Natsu wychodził z jej domu. Potem miała koszmar, a następnie obudziła się tutaj przy Erzie.
-Przyszłam porozmawiać o misji z tobą, ale zastałam sie w łazience. Byłaś cała rozpalona i miałaś drgawki, ciągle krzyczałaś coś , coś niezrozumiałego. Przeniosłam cię tutaj i zajmowałam się tobą- odparła szybko dziewczyna przysiadając na skraj łóżka i dotykając policzka Lucy patrząc na nią ze zmartwieniem.
-Arigato- odparła cicho blondynka uspokajając się trochę. To było dziwne, nie rozumiała co tu się dzieję.- A więc o czym chciałaś porozmawiać?- zapytała uświadamiając sie po co tu tak naprawdę Scarlet przyszła.
-Rozmawiałam z mistrzem o naszej misji i mistrz domyśla się kto może za tym stać- odparła całkowicie poważna Erza nawet nie mrugając tylko patrząc ciągle na przyjaciółkę. Lucy głośno przełknęła ślinę i kiwnęła głową na znak że może kontynuować.


Białowłosy chłopak siedział na jednym z wielu stołów które znajdowały sie na sali. Ciągle nucił coś pod nosem i bawił się dwoma kluczami oplatając je ciągle wokół swojego palca. Nudziło mu się, już dawno powinien tu być jego partner i powinni wyruszyć w poszukiwania , a tym czasem Seitaro siedział z mistrzem i o czymś dyskutowali zapominając o nim. Westchnął cicho i zacisnął dłoń na dwóch kluczach.
-Aki-sama- usłyszał swój imię tak delikatnym głosem, a jednak drżącym. Spojrzał beznamiętnie w tamtą stronę i lekko się uśmiechnął. W drzwiach stała młoda zielonowłosa kobieta, jej wzrok był spuszczony , a dłonie miała zaciśnięte na brzegach sukienki. Chłopak się uśmiechnął po czym dłonią dał jej znak by podeszła do niego. Niepewnym krokiem zmierzyła w jego stronę, a gdy znalazła się dostatecznie blisko szybko złapał ja za dłonie i przyciągnął blisko siebie zbliżając się do niej. Musnął ustami delikatnie jej policzek, a widząc że dziewczyna rumieni się i przełyka cicho ślinę uśmiechnął się jeszcze bardziej. Chciał skosztować jej ust.
-Akihito- usłyszał jak zwykle chłodny głos i westchnął. Zdążył jedynie delikatnie musnąć jej usta a juz mu przerwaną dobrą zabawę. 
-Wybacz dokończymy innym razem- po tych słowach puścił zarumienioną dziewczynę która tylko przytaknęła delikatnie głową po czym od razu dotknęła swoich ust.
-Przestań się bawić- usłyszał znów ten lodowaty głos, gdy go mijał. Tak tak, zawsze zachowywał sie jak ojciec lub nie wiadomo co dając mu nauczki.
-Sama tego chciała - odparł zakładając ręce za głowę i nawet nie patrząc na niego.
-Nie powinieneś jej mieszać w nasz świat- i on śmiał mu to powiedzieć . Dopiero teraz odwrócił się  jego stronę i spojrzał na niego wkurzony.
-Ale Haru to mogłeś- powiedział hardo , ale po chwili zdał sobie sprawę z tego co uczynił. Nie zdążył nawet mrugnąć gdy ręka Seitaro znalazła sie na jego szyi mocno ją oplatając, a w jego oczach można było dostrzec furię.
-Nigdy więcej nie wypowiadaj jej imienia- po tych słowach puścił go a jego twarz znów przybrała kamienny wyraz. Aki splunął krwią masując lekko szyje. To był błąd jego błąd.


Szła zamyślona, w jej oczach nie było widać szczęścia, tylko smutek. Wiedziała że to do niej nie pasuje, ale nie potrafiła teraz nic z tym zrobić. Mimo wszystko to co usłyszała od swojej koleżanki z gildii było straszne. Nie spodziewała się nawet że taka osoba chce jej mocy. Teraz tylko pytanie błądziło jej po głowię po co i skąd mistrz był tego pewny. Westchnęła cicho.
-Lucy- usłyszała dobrze znany głos i jak na komendę uśmiechnęła się szeroko odwracając na pięcie i machając swojemu przyjacielowi.
-Cześć chłopaki- powiedziała gdy ci zbliżali się do niej. Gdy tylko do niej dotarli poczuła jak silne dłonie chłopaka zaciskają się na jej ramionach a on sam patrzy na nią uważnie.
-Wszystko w porządku?-zapytał przyglądając się jej twarzy.
-A niby dlaczego miałoby nie być?-zapytała lekko zdziwiona i z grymasem na twarzy, gdyż uścisk chłopka był coraz silniejszy- boli- upomniała go szybko. Natsu od razu zabrał swoje ręce i z uśmieszkiem podrapał się w tył głowy.
-Gomen, ale słyszałem od Erzy że miałaś rano gorączkę- w jego głosie można było usłyszeć nutkę niepokoju o nią. Cieszyła się że miała takich przyjaciół.
-Już wszystko okej- odparła
-Więc chodźmy coś zjeść- krzyknął uradowany chłopak uśmiechając się od uha do ucha. Cieszyli się chwilami spokoju nie wiedząc że czeka ich zagłada że ich spokojne życie w końcu ulegnie zmianie.


Przez chwile przeglądał jej się jak szła sama, zamyślona. Była tak łatwym celem w tym momencie że chciał sam ją zaatakować, ale wtedy pojawił się on. Salamander, mimo to nie mógł wyskoczyć i walczyć z nim na oczach tylu ludzi. Mimo że sam teraz zdobył by szybciej dziewczynę ni te dwa  głupki, ale wiedział że może jeszcze trochę poczekać, poczekać aż będzie sama.

Cieszył się że mimo wszystko było z nią w porządku, chodź odkąd dziś ją spotkał strasznie na nią uważał. Widział że mimo wszystko jej ciało jest przemęczone a temperatura jej ciała jest wyższa niż powinna. Ciągle bujała w obłokach, ale nie dzieliła się swoimi myślami z nimi co przeważnie robiła, więc też wydawało mu się to trochę dziwne. Po szwendaniu się po mieście i jakiś zakupach z Lucy, odprowadzając ją pod sam dom ruszyli w stronę swojego.
-Lucy dziwnie się dziś zachowywała- powiedział cicho Happy jedząc swoją rybkę i co chwilę zerkając na Natsu, który także szedł dziwnie zamyślony.
-Coś przed nami ukrywa- zatrzymał się chłopak , a jego oczy mimowolnie zrobiły się większe.
-Hmm?- zapytał Happy z pełną buzią także się zatrzymując
-Lucy ma kłopoty- powiedział Natsu i szybko zawrócił biegnąc ile sił w nogach, jego mały przyjaciel nawet pozostawił swoją rybkę i także ruszył szybko w stronę domu blondynki.


Zmęczona dzisiejszym dniem  z ulgą opadła na łóżko. Cieszyła się że to koniec, ale trochę jej było smutno że okłamywała swoich przyjaciół. Nie było lepiej, wcale. Może ból trochę ustal, ale ciągle czuła jak piecze ją szyja.  Głowa od czasu do casu bolała ją strasznie i do tego gdy szła to czasami zaczynało kręcić jej się w głowię i miała wrażenie że się przewróci i do tego obraz stawał się nie wyraźny. Przejechała delikatnie dłonią po znaku na swojej szyi i skrzywiła się lekko. Wiedziała już że to wszystko przez tą bliznę, przecież jej koszmary zaczęły się odkąd ją ma i do tego te bóle i upadki, wymioty. To wszystko działo się od powrotu z tamtej misji i co najgorsze to wszystko coraz bardziej się nasilało. Usłyszała stukot o parapet i ciężko westchnęła Odwracając się na buch by spojrzeć na włamywacza.
-Tyle razy i mówiła, wchod….-nie dokończyła. Urwała w połowię zdania gdy zobaczyła że to nie różowo włosy chłopak znajduje się w oknie jej mieszkania, tylko ktoś inny, ktoś całkiem obcy. Przejechała po jego sylwetce od góry do dołu i widząc jak mężczyzna zaczyna schodzić z okna chciała odskoczyć szybko, ale pech chciał że zakręciło jej się w głowię i upadła na ziemię.
-Kuso- powiedziała pod nosem zakrywając znak na szyi.
-Boli prawda?- jego głos był zimny i opanowany, ale nie straszny. Mimo wszystko kiwnęła delikatnie głową.
-Mogę uśnieżyć ten ból, ale musisz mi pomóc- to było dziwne , cofnęła się o krok dokładnie lustrując faceta.
-Czego chcesz?- krzyknęła robiąc kolejny krok w tył. Mężczyzna od razu zmienił nastawienie i w mgnieniu oka znalazła się przed dziewczyną . Nie dotknął jej, tylko delikatnie przejechał palcami po końcówka jej włosów.
-A więc wiesz kim jestem?- dziewczyna na to stwierdzenie prychnęła. Oczywiście że wiedziała , przecież z opisu bardzo dobrze pasował do osoby o której mówi mistrz.
-Nie dziwiłabym się tak skoro chcesz mnie zabić- odparła z przekąsem. Chciała się od niego oddalić, ale przeszkadzała jej w tym ściana.
-Nie chcę cię zabić, nie chce aby ktoś ucierpiał- odparł dalej bawiąc się kosmykami jej włosów.
-Więc czego chcesz?
-Byś pomogła mi oczyścić świat z całego zła- odpowiedział w końcu patrząc jej w oczy. Widziała w nich smutek i gorycz. Jakby to co mówił było prawdą.
-Więc dlaczego ranisz moich bliskich?- zapytała wpatrzona w te jego ciemne oczy.
-Chodź ze mną, a oni więcej nie doznają krzywdy, a twój ból zniknie- przełknęła głośno ślinę zastanawiając się przez chwilę. Jej znajomi ostatnio tyle wycierpieli przez nią, więc chyba była im to winna.
-Dobrze- skinęła głową , a mężczyzna od razu się od niej odsunął. Dziewczyna myślała że jak na razie zostawi ją w spokoju, ale myliła się. Poczuła kolejny ból głowy i się zachwiała wpadając wprost w ramiona mężczyzny. Chciała się szybko wyrwać, ale wtem w oknie pojawił się niezapowiedziany gość. W jego oczach widniała złość , a jego ciało płonęło.
-Natsu- powiedział cicho z uśmiechem czarnooki mężczyzna. Salamander widząc że jego przyjaciółka znajduje się w rękach jakiegoś mężczyzny dostał jeszcze większej furii.
-Puść ją!- krzyknął i chciał uderzyć go jednym ze swoich ataków.
-Natsu! Lucy!- upomniał go Happy wlatując tuż za przyjacielem.
-Wybacz Natsu, ale twoja dziewczyna wraca ze mną, mogę dać jej coś czego nie dasz ty, a teraz zapomnij- po tych słowach uśmiechnął się do niego, a w jego oczach pojawiła się czerwień.
-ZEREF!- krzyknął wkurzony Dragneel chcąc go zaatakować, ale gdy tylko ruszył na niego ten zniknął  jego oczu. Chłopak zaczął się nerwowo rozglądać po czym szukać jej zapachu. Opadł na kolana łapiąc się za głowę
-Natsu?- exceedo dotknął niepewnie przyjaciela.
-Nie ma jej, zniknęła- w jego oczach było przerażenie. Nie potrafił ej uratować, a przecież obiecał że będzie ją chronił że nie da odejść któremuś z jej przyjaciół.



Trochę późno ale zawsze coś jest. Nie wyszedł mi ten rozdział i jakoś mało jestem z niego zadowolona ale chyba wy musicie się zadowolić czymś takim.  Co do zamówionych partówek to już następną mam prawie skończoną, dopiszę tylko jakąś końcówkę i jutro albo w środę będziecie mieć partówkę.
Wczoraj wzięłam się za siebie i w końcu przeczytałam nowy chapter Fair tail i normalnie jestem w szoku. Rogue wydawał się taki fajny i wgl ( aaa Ciacho *.*) a tu kurde zabił Lucy, ej normalnie myślałam że się poryczę do tego Lucy z przyszłości nie miała już znaku co oznacza że Fairy tail nie istnieje i do tego powiedziała że cieszy się widząc ich znów razem co znaczy że nikt już nie żyje. Jestem strasznie ciekawa co się dalej wydarzy, a widząc w tym chapterze łzy i wściekłość Natsu to jestem jeszcze bardziej ciekawa. Buziaczki ;*



wtorek, 19 marca 2013

Jednopartówka: Twój uśmiech Lucy x Sting


Specialne zamówienie od ..... no właśnie od Anonima, ale jest.Zajeło mi trochę pisanie tego mimo że jest takie krótkie. Za każdym razem jak chciałam zapisać cos nowego to word nie chciał nic zapisać i wkurzna musiała pisać kilka razy od nowa, ale w końcu się udało i jest. Mam nadzieję że wam się spodoba;D

Lucy x Sting: Twój uśmiech

Znów wygrała, zawsze wygrywała, nie zdarzało jej się przegrywać. Praktycznie zmiażdżyła swoją przeciwniczkę wyrzucając ją z kuli wody. Uśmiechnął się patrząc w stronę jej przyjaciół . Widział zdenerwowane wywołane na ich twarzach, wiedział że będą chcieli ją pomścić. Spadała, natychmiast została złapana przez Salamandra i jego lodowego kolegę. Uważne patrzył jak ją przytulają do siebie. Była taka słaba, nie rozumiał jak można było dopuścić kogoś tak słabego do igrzysk a co dopiero mieć kogoś takiego w gildii, ale było w niej co takiego że patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Patrzył uważnie jak sanitariusze wynoszą jej pokiereszowane ciało na noszach. Chcieli ruszyć na Minewre, byliśmy szybsi zasłoniliśmy ją, zatrzymała ich ta czerwono włosa kobieta. Uśmiech satysfakcji nie schodził m z twarzy i dobrze wiedziałem że go to irytuje. Chciał go sprowokować  i dobrze wiedział jak najbardziej go sprowokuje, ale nie teraz. Odchodzą, każdy wraca na trybuny. Fairy tail rusza do szatni.
-Sting?- cichy głos jego kolegi zatrzymał go na chwilę..
-idę się przejść- odparł nawet nie patrząc na kolegę po czym ruszył przed siebie. Mały czerwony kotek maszerował tuż koło jego nogi nie odzywając się. Nie wiedział dlaczego ani po co się tam wybiera ale nogi same jakoś go tam niosły. Stanął za rogiem widząc jak jej przyjaciele wchodzą zaraz za nią. Słyszę krótką rozmowę. Chcą ją pomścić , szczególnie Natsu. Znów pojawia się uśmiech na jego twarzy. Będzie walczył za niedługo. Wychodzą do niej z pokoju, każdy kieruje się z powrotem na trybuny. Chłopak upewniając się że wszyscy opuścili pokój udał się do niej bezszelestne. Spała, wyglądała śliczne, ale nie potrafiłby tego przyznać na głos. Delikatnie dłonią odgarnął kosmyk jej włosów opadających na twarz. Drgeneela, a on szybko zabrał dłoń bojąc się że może ją skrzywdzić. Jej skóra była taka delikatna, a jego dłonie szorstkie.
-Natsu-wypowiedziała jego imię uśmiechając się przy tym i przytulając klucze. Sting spojrzał na nią wściekle i więcej na nią nie patrząc wyszedł z jej pokoju kierując się na arenę. Musiał pokonać Salamandra za wszelką cenę.

Nie rozumiał tego, nie potrafił w to uwierzyć. Mimo iż razem z Rogue byli smokami trzeciej generacji, zabili swoje smoki to i tak oni byli niepokonani.  Kiedy myśleli że wygrali to Fairy tail się podniosło, wyglądali jakby nic im się nie stało. Sting patrzył z jeszcze większym uwielbieniem na Natsu widząc jego siłę. Coraz bardziej chciał go pokonać i był tego strasznie pewny. Przegrali, nie mógł w to uwierzyć że przegrał z Salamandrem. Zostali upokorzeni , jego kochany Lektor, NIE!
Siedział czekając na koniec ostatniej rundy, musiał pokonać wszystkich , musiał wygrać, musiał odzyskać Lektora. Rozmyślał ciągle o swojej poprzedniej porażce. Nie zostali wygnani z gildii, przecież ich szef nie mógł od tak wyrzucić bliźniaczych smoczych zabójców. Ale on wcale nie był taki silny, nie potrafił obronić swojego najlepszego przyjaciela, jego Lektor, mógł go przecież więcej nie zobaczyć.  Westchnął ciężko i spojrzał na tablicę, zostało tylko Fairy tail, każdy był wykończony swoją walką. Uśmiechnął się do siebie, wygrana miał w kieszeni. Stal naprzeciwko nich, nie potrafili się nawet ruszyć, mogli tyko stać i patrzeć na niego. Wygrał, tak jego gidlia wygrała. Szykowała się do ataku, ale jednak nie potrafił. Nie mógł ich zaatakować.
-Nie potrafię-powiedział upadając na kolana. Nie rozumiał tego, przecież mógł wygrać, mógł znów zobaczyć Lektora, ale nie potrafił ich zaatakować.
-Sting- odezwała się Erza uśmiechając do niego. Jej uśmiech był tak promienny. Dlaczego przy nich czuł się inny? Przy nich czuł że żyje , że nie musi żyć na siłę , że może żyć dla siebie i tych których kocha.
-Nie potrafię, jesteście niesamowici, wybacz mi Lektor  nie potrafię nie mam prawa znów się z tobą zobaczyć- powiedział spuszczając głowę. Miał ochotę się rozpłakać.
-Nie zgadzam się- odezwała się Erza uśmiechając w jego kierunku
-Erzuś gratuluje- podniósł głowę słysząc jakiś nieznany mu głos. Nie mógł uwierzyć, ta dziewczyna niosła na rękach jego przyjaciela.
-Lektor!- krzyknął nie zważając na nic , z jego oczu popłynęły łzy a on był prze szczęśliwy.
-Sting!- krzyknął kotek wyskakując z rąk dziewczyny i biegnąc w stronę swojego przyjaciela. Obydwoje byli przeszczęśliwi. W tej chili as mógłby się zatrzymać.
-Arigatou- powiedział blondyn tuląc do siebie kotka  , a z jego oczu nie przestawały lecieć łzy szczęścia. Spojrzał na Fairy tail. Tak bardzo ich cienił.

Gildia szablozębnych się rozpadła, mimo swojej wielkiej potęgi i siły nie potrafiła utrzymać przy sobie członków. Każdy kto widział zaciętość Fairy tail nie chciał już więcej widzieć cierpienia swoich przyjaciół.  Wygrali magiczne igrzyska i znów byli najpotężniejsza gildią w Fiore. Sting siedział teraz w jednej z Magnolskich kawiarni. Tak bardzo chciał znów walczyć z Salamandrem , ale bał się pokazać w ich gildii, nie chciał być brany za wroga. Razem z Rogue Lektorem i Fro chcieli dołączyć do jakiejś gildii , ale obawiali się że przez to że należeli do szablozebnych każdy będzie się ich bał. Westchnął patrząc z uśmiechem na swojego exceedo jedzącego rybkę.
-Sting?- usłyszał ten anielski głos i momentalnie się odwrócił. Stała tam z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Tak uśmiechała się właśnie do niego, do tego przez którego gildię ta wycierpiała.
-Lucy- powiedział cicho.
-Co tu robisz sam?- zapytała podchodząc i siadając obok niego.
-Włóczę się tu i tam- odparł nieco spokojniej.
-Gdzie Rogue z Fro?
-Nie zawsze jesteśmy razem- odparł uśmiechając się a ona odwzajemniła uśmiech. Była taka pogodna.
-Lucy!- usłyszał krzyk tak bardzo dobrze mu znany. Obejrzał się i jak się spodziewał ujrzał Dragneela idącego w ich stronę.
-Gomen Natsu- powiedziała machając do niego.
-Miałaś czekać na nas- oburzył się i jakby dopiero teraz zauważył blondyna.
-Ale widzisz spotkałam Stinga i Lectora i chciałam się przywitać- odparła.  Blondyn spuścił głowę.
-Nie rozumiem was, tyle przez nas wycierpieliście, a mimo to traktujecie nas tak dobrze- powiedział cicho i po chwili poczuł ból na plecach spowodowany uderzeniem salamandra. Spojrzał na niego zdezorientowany.
-Daj spokój, było minęło, ważne że nie trzymacie z tym wrednym babskiem- po ostatnim razie mina smoczego zabójcy wyraźnie się wykrzywiła , a Sting i Lucy cicho się zaśmiali.
-Misja?- zapytał patrząc na ich bagaże.
-W sumie to powrót z misji- odpowiedziała Lucy
-Gdzie teraz należycie?- zapytał Natsu usadawiając się koło Lucy .  Uśmiech z twarzy blondyna zniknął.
-Na razie nigdzie- odparł Lektor wiedząc że jest to dość trudny dla nich temat.
-Hmm, dlaczego?- zapytała Heartfilia patrząc uważnie na blondyna.
-Nie wiem czy jakaś gildia zechciałaby nas- odparł wzdychając i popijając swój sok. Lucy nagle wstała złapała go za rękę, przez co jego serce momentalnie przyśpieszyło. Zastanawiał się dlaczego ta dziewczyna tak na niego działa. Kątek ok spojrzał na Dragneela który też patrzył zdziwiony na blondynkę.
-Więc chodźcie z nami- uśmiechnęła się ściskając jego dłoń- w Fairy tail jest miejsce dla każdego-  i znów ten uśmiech i do tego ta propozycja. Miał ochotę się rozpłakać i wtulić w nią, ale wolał nie ryzykować.

Miała rację, to był ich najlepszy wybór jak dotąd. Na początku każdy patrzył na nich dziwnie, ale gdy tylko rozkręciła się impreza każdy się z nimi zaprzyjaźnił. Było to dla nich czymś nowym i musieli się do tego przyzwyczaić, ale już teraz razem z Rogue mogli stwierdzić że na pewno ta gildia jest najlepszym ich wyborem.  Wracał właśnie z misji. Był strasznie zamyślony i jakby zdenerwowany. Chciał podziękować Lucy za to że ich zaprosiła do gildii  , za to że dzięki niej nie są już wyrzutkami. Zdenerwowany doszedł do jej mieszkania i przełykając głośno ślinę wszedł do klatki po czym chciał zapukać do jej drzwi . Usłyszał chciałaś i mimo że nie chciał podsłuchiwać to przystawił ucho do drzwi.
-Mówiłam ci żebyś wchodził drzwiami jak normalny człowiek- krzyknęła i usłyszał jak coś mocno huknęło. Przełknął silę i zapukał chcąc wiedzieć co się dzieję. Drzwi po chwili się otworzyły, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Stała w samym ręczniku , a na jej twarzy widniało zdenerwowanie.  Jednak widząc go na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Sting? Co tu robisz?-zapytała zdezorientowana , ale po chwili wpuściła go do środka.
-Chciałem poga….- nie dokończył bo zobaczył ledwo przytomnego salamandra leżącego pod ścianą a obok niego małego niebieskiego kotka.
-Wybacz na chwilę- powiedział spokojnie z uśmiechem wymijając go. Nadal nie mógł się przyzwyczaić że była tak skąpą ubrana, ale nic nie powiedział. Podeszła do Natsu chwytając go za fraki
-Wstawaj idioto- potrząsnęła nim krzycząc na niego- mówiłam ci tyle razy żebyś wchodził drzwiami i nie właził mi do łazienki ani łóżka- znów krzyknęła , a salamander tylko podrapał się po głowię.  Byli tak blisko , nawet bardzo blisko siebie.
-Lucy jest potworem- odezwał się mały kotek masując obolała główkę
-Że co?- zapytała a  w jej oczach pojawiły się małe ogniki. Po chwili obydwoje wylecieli przez okno.
-Sekunda, rozgość się- po czym zniknęła jak się spodziewał za drzwiami łazienki. Usiadł przy stole wyczekując jej powrotu. Nie musiał długo czekać, gdyż już po jakiś pięciu minutach znalazła się w salonie i usiadła naprzeciwko niego podając mu od razu kubek z herbatą.
-Cieszę się że chociaż ty wiesz od czego służą drzwi- powiedziała jakby sama do siebie.
-Natsu często tak wpada.
-Za często, czasami mam wrażenie że mieszka tu ze mną- odpowiedziała.
-Jesteście ze sobą bardzo blisko.
-Jesteśmy przyjaciółmi- odparła patrząc na niego zdziwiona.
-Jesteś z nim bliżej niż z innymi- nie rozumiał dlaczego, ale chciał wiedzieć dlaczego jest z nim tak blisko i czy ona coś czuje do Dragneela.
-Natsu przyprowadził mnie do gildii, dzięki niemu tu jestem, zawszę mnie ratuje i wiem że mogę na niego liczyć, łączy mnie z nim bardzo bliska więź przyjaźni- odparła a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Kochasz go?- chciał się ugryź w język , ale nic już nie mógł poradzić że to pytanie wyszło z jego ust. Spojrzała na niego, a na jej twarzy pojawił się rumieniec.
-Coś ty! Kto mógłby pokochać tego wiecznie nieogarniętego głupka- odparła śmiejąc się przy tym sztucznie- a tak po za tym to o tym chciałeś pogadać?- zapytała szybko zmieniając ton głosu.
-Chciałem ci podziękować- odparł szybko uśmiechając się do niej- za to że dzięki tobie mamy rodzinę i przyjaciół którym możemy ufać.
-Cieszę się – odparła.
-Nie wiedziałem o mógłbym ci dać zato więc nic nie kupiłem, ale jeśli jest coś co chcesz to mów- powiedział hardo patrząc na nią wyczekującym wzrokiem. Mrugnęła kilka razy patrząc na niego nie bardzo na początku wiedząc o co chodzi, a po chwili uśmiechnęła się do niego dotykając jego dłoni znajdującej się na stole.
-Wystarczy mi że będziemy już zawsze razem w jednej gildii i każdy z nas będzie mógł polegać na innych, wystarczy że będziemy sobie ufać- odparła. Na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec.
-Nie przegram z Natsu- odparł szybko wstając. Dziewczyna znów spojrzała na niego zdezorientowana.
-W czym?-zapytała doganiając go przy drzwiach. Poczuła szarpnięcie za nadgarstek i po chwili poczuła jak ciepłe i miękkie wargi chłopaka otulają jej w delikatnym pocałunku. Muskał delikatnie jej usta , a ona nie bardzo wiedziała jak zareagować. Nie przeszkadzało jej to więc go nie odepchnęła, ale chłopak po chwili oderwał się od niej i oblizał wargi.
-W zdobyciu ciebie- po tych słowach zostawił ją z wielkim rumieńcem na twarzy i oszołomną sama. Upadła na podłogę i dotknęła koniuszkiem palców swoich ust po czym przyłożyła rękę do piersi.
-Sting- jego imię wypowiedziała tak delikatnie z uśmiechem na twarzy.





piątek, 15 marca 2013

6. Potęga


Nie śpieszyli się za bardzo mimo że ich urządzenie prawie wariowało wyczuwając magię przeciwnika. Szli spokojnie przygotowując się w duchu do najgorszego. Nikt podczas drogi się nie odezwał. Każdy był zamknięty w swoim małym świecie. W świece gdzie wracając bezpieczni z tej misji. Magia z którą przyjdzie im się mierzyć nie jest jedną z tych co nic im nie zrobią,  może nie zadaje ran fizycznych , ale pozostawia te psychiczne. Blondynka idąc na samym końcu ciągle zerkała na plecy swoich przyjaciół i uśmiechała się przy tym pod nosem. 

Jego podniecenie sięgało zenitu, chodził ciągle w kółko nie mogąc się doczekać kiedy tu dotrą. Za każdym razem gdy czuł bardziej ich obecność uśmiech na jego twarzy się powiększał. Kochał krew, kochał walczyć, zabijać. Do tego dochodziło to że dziewczyna na której zależało szefowi podobała mu się. Jej umysł był w stanie oprzeć się choć trochę jego magii co go jeszcze bardziej nakręcało na to aby ją po torturować.
-Akihito – usłyszał swoje imię i nawet nie patrząc na osobę która je wymówiła z uśmiechem na twarzy zniknął. To było to na co czekał, ich plan na pewno się powiedzie. Szybkim krokiem zmierzał ku swoim ofiarom. Był pierwszym który z nimi walczy, był dla nich i tak za silny, wiedział że jego kompan nie będzie musiał się włączać do walki, ale ich mistrz nakazał mu iść gdyby sobie nie poradził. Prychnął pod nosem na samo wspomnienie słów szefa że sobie nie poradzi.  Szybkim krokiem wyszedł zza drzew wpadając prawie na swoje ofiary. Widział ich zdziwione miny, a po krótkiej chwili bojowe postawy.
-Witaj ślicznotko- zwrócił się do blondynki puszczając jej oczko, na co ona zrobiła krok w tył nie spuszczając oczu z chłopaka.
-Nie dostaniesz Lucy- krzyknął Natsu zasłaniając ją delikatnie swoim ciałem, tak że stała za nim, a chłopak przed nimi nie dostałby jej nie omijając różowowłosego. Widzieli na jego twarzy wymalowany szaleńczy uśmiech, ale jakby nic nie robił sobie z ich słów.
-Ciemne usunięcie- krzyknął białooki a z jego dwóch dłoni wystrzeliło kilka kul zmierzających z zawrotną szybkością ku przeciwnikom.
-Lodowy stwór: Kokon- Krzyknął szybko Gray a wokół niego i jego przyjaciół utworzył się kokon z lodu z kolcami z przodu pozwalający im uniknąć ataku. Dragneel szybko wybiegł poza kokon zmierzając ku przeciwnikowi.
-Stalowe pięści ognistego smoka- gdy był już przy przeciwniku i prawie go miał uderzyć, ten nagle odsunął się pojawiając za nim.
-Ciemny kaprys- powiedział cicho tak że mógł go usłyszeć tylko salamander stojący dwa kroki przed nim. Po chwili poczuł palący ból na plecach i odleciał od białowłosego na kilka metrów rażony podmuchem ciemności.
-Natsu!-krzyknął mały kotek lecąc zaraz za chłopakiem.
-To wszystko na co stać sławnego salamandra- zapytał kpiącą odwracając się do reszty przeciwników.- Więc kto teraz- zapytał oblizując wargi.
-Zbroja czarnego skrzydła- Erza zamieniła swoje zbroje po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę fioletowo okiego.  Za każdy razem gdy próbowała go uderzyć chłopak robił unik. Nawet wtedy gdy uderzenie było pewne.
-Lodowy stwór:  Kosa śmierci- krzyknął Gray i także ruszył na przeciwnika pomagając Erzie. Lucy patrzyła na to wszystko z przerażeniem. Przeciwnik robił ciągle uniki , ale co było najważniejsze nie atakował.
-Otwórz się bram…- nie dokończyła ponieważ poczuła jak ktoś chwyta ją z tyłu i zatyka usta. W jej oczach pojawiło się przerażenie. Jednak po chwili znów była wolna a pod wpływem uderzenia znalazła się na ziemi patrząc na swojego wybawcę. Natsu lekko pokiereszowany stał przed nią ocierając lekko wargę  krwi. Przed nim stał niebiesko włosy mężczyzna , a jego spojrzenie było pozbawione uczuć.
-Happy trzymaj się Lucy- powiedział spokojnie Dragneel.
-Lepiej dla was żebyście ją oddali- powiedział beznamiętnie nawet nie zerkając na swoją ofiarę.
-Mówiłem że sobie poradzę- koło niego pojawił się białowłosy zakładając ręce za głowę. Na jego ciele nie było ani jednego zadrapania, za to Erza i Gray byli nieźle wykończeni gdy podeszli do nich.
-Czyżby twoja siła malała, strasznie długo ci to zajmuje Akihito- odparł ciągle przypatrując się salamandrowi.
-Mógłbym pokonać ich wszystkich za jednym zamachem-odparł a w jego oczach pojawiło się coś jakby złość że jego kompan wtrącił się w jego zabawę.
-Hm, myślisz że jesteś taki silny? Zobaczymy kto tu skopię ci tyłek- odezwał się Natsu uśmiechając się i przygotowując do ataku.
-Nie pozwolimy wam zabrać naszej przyjaciółki- krzyknął Gray.
-Ostrze rogu ognistego smoka- na całym ciele chłopaka pojawiły się płomienie.
-Lodowy stwór : Miecz
-Zbroja niebiańskiego koła- po chwili Natsu ruszył do ataku, mimo że Aki chciał uniknąć jego ataku, nie spodziewał się tego że chłopak był tylko przynętą. Został zaatakowany przez Gray’a po czym szybko odsunął się. Jego obrona była dość słaba gdy atakowali go wszyscy razem. Poczuł uderzenie w plecy i został wykopany w niebo. Czuł palący ból po uderzeniu smoczego zabójcy.
-Blumenblatt- miecze wokół Erzy zaczęły wirować po czym lecieć na przeciwnika. Byli pewni że nie uniknie tego ataku, gdyż sam spojrzał lekko przerażony w stronę czerwonowłosej po czym zacisnął powieki. Na jego twarzy nagle pojawił się uśmiech. Miecze Erzy zostały jednak zneutralizowane przez strumień światła, który przybył z dołu. Każdy obejrzał się w tamtą stronę i zobaczył niczym nie wzruszonego niebieskogłowego patrzącego na nich tym zimnym spojrzeniem. Na twarzach członków Fairy tail pojawiło się przerażenie.


Zaraz po tym jak jej przyjaciele zaatakowali także chciała do nich dołączyć co niestety nie było jej dane, gdyż nie posiadała swoich kluczy tak gdzie zawsze. Z przerażeniem rozejrzała się dookoła szukając ich. Swoje spojrzenie przeniosła na nieznajomego mężczyznę , który w ogóle nie zwracał na nią uwagi, tylko ciągle patrzył jak jego kompan obrywa. Przełknęła głośno ślinę po czym wstała i powoli skierowała się w stronę przeciwnika.
-Nie radze – usłyszała gdy zrobiła krok w przód i poczuła dreszcze na plecach pod wpływem jego zimnego spojrzenia.
-Oddaj moich przyjaciół- powiedziała stanowczo.  Happy stał koło jej nóg i z trzęsącymi się łapkami udawał silnego.
-Jeszcze jedno słowo, a sam cię uciszę a twoi przyjaciele zginą- odparł .
-Jak na razie to twój kompan dostaje baty- tym razem odezwała się już bardziej śmiało i pewniej siebie. Widziała jak białowłosy chłopak dostawał baty. Widziała tylko szybki ruch po czym uderzenie które jej zaserwował w brzuch było nie do wtrzymania. Nie krzyknęła mimo iż chciała wyć z bólu. Nie chciała zawracać przyjaciołom głowy, mieli swoją walkę. Odlatując trochę od swojego przeciwnika, podniosła się na kolana i wypluła krew z ust. Jego ręce były niczym stal.
-Lucy- krzyknął Happy podlatując do niej i stajać w jej obronie.
-Atak maksymalnej szybkości- Happy rozpędził się próbując chociaż zadać jedno uderzenie przeciwnikowi który powalił Lucy, ale gdy był już blisko niego, tamten złapał go a główkę. Niebieski kotek poczuł wielki ból, jakby ktoś palił jego skórę po czym został odrzucony do tyłu. Na szczęście nie uderzył o nic bo w porę Heartfilia go złapała mocno przytulając do swojej piersi.
-Damy radę Happy- powiedziała cicho i sięgnęła do bata przywieszonego do spódnicy.
-Nie radzę- odparł Seitaro zjawiając się tuz przed nią łapiąc ręką ją za gardło. Dziewczyna próbowała jedną ręką się wyswobodzić z jego uścisku, choć nie był on naj mocniejszy, drugą zaś ciągle trzymała małego kotka.
-Promień światła- powiedział cicho pod nosem  podnosząc wolną rękę do góry a niej wydobyło się jasne światło. Nie patrzył nawet w co celuje, a blondynka także nie miała już siły by to sprawdzić. Czuła jakby ktoś wyciągał z niej siły życiowe. Puściła Happiego a jej ręce opadły wzdłuż jej ciała, była na wpół przytomna. Słyszała krzyki Dragneela dobiegające jakby gdzieś z oddali. Nagle jej sily jakby powróciły , a mężczzna który ją trzymał wziął zamach i uderzając ją drugą ręką w brzuch puścił. Czuła zilny ból, a do tego była pewna ze zaraz uderzy w jakąś twardą powierzechnię i to będzie konieć jej walki. Ku jej zdziwienu złapały ja czyjeś silne ramiona.
-Nie ma ich wszystkich- odparł Seitaro patrząc na nich z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Jak to?- zapytał Aki ocierając krew z wargi.
-Nie posiada dwóch kluczy- odparł po czym odwrócił się do nich plecami i zaczął odchodzić. Gray chciał ruszyć za nim, ale poczuł szarpnięcie za rękę. Erza chwyciła go kiwając przecząco głową by nie szedł za nim. Każdy z nich był wykończony. Westchnął i znów spojrzał w stronę przeciwnika ze złością. Ku ich zdziwieniu stał tam jeszcze białowłosy i miał się dużo lepiej niż podczas walki.
-Wybacz cukiereczku, ale jeszcze pozostaniemy w separacji- odparł patrząc na Lucy z jakby delikatnym uśmiechem- a za to że byłaś dzielna i wytrzymałaś spotkanie  z Seitaro dam ci prezent.- Włożył rękę do kieszeni po czym ją wyciągnął i schylając się podniósł Happiego i włożył mu co do plecaka po czym rzucił w ich stronę.  Gray szybko złapał małego kotka i delikatnie, ale szybko wyciągnął coś z jego plecaczka. Ku ich zdziwieniu był to medalion z ich misji.
-Dlaczego?-zapytała blondynka nie mogą uwierzyć co robił.
-Nie jest prawdziwy, ale nigdy nie był, musieliśmy cię jakoś wabić więc troszkę nawymyślałem tej kobitce- odparł i wkładając ręce do kieszeni uśmiechnął się w ich stronę. Ten chłopak był dla nich zagadką.
-Nie zbliżaj się więcej do Lucy- powiedział nagle salamander ze śmiertelną powagą i ognikami w oczach. Nienawidził jak była raniona przez to że nie potrafił jej ochronić.
-Wybacz, ale nie mogę ci tego obiecać, podoba mi się twoja dziewczyna, a teraz bye- po tych słowach szybko zniknął im z oczu. Drużyna Natsu , gdy tylko przeciwnik zniknął padła na ziemię z wykończenia.

-Mimo to mogliśmy ją zabrać- powiedział Aki przyklejając plaster na swoją lekko czerwoną twarz- a co do salamandra to faktycznie jest silny, nawet się nie spodziewałem że dadzą radę mnie dotknąć- odszedł od lusterka przy toaletce i usiadł na łóżku patrząc na zamyślonego kompana.
-Mistrz każe nam zdobyć tamte dwa klucze po czym znów ruszyć na Lucy Heartfilie, gdybyśmy ją teraz wzięli mogłaby wadzić nam.- dopiero też niebiesko włosy spojrzał na swojego kompana z ciekawością wymalowaną na twarzy- pytanie tylko po co dałeś im medalion który ukradłeś tamtej kobiecie?
-Lubię ich, są tacy jak ty kie….- nie dokończył po poczuł chłód jaki go otacza- nic nie mówię- dokończył szybko uśmiechając się przy tym głupkowato.
-Ruszajmy- tylko tyle usłyszał, a na twarzy Seitaro znów zagościła obojętność.


Zaraz po powrocie ze wzgórza udali się do kobiety oddając jej medalion. Po tym udali się do wcześniej zajmowanego hotleu gdzie opatrzyli swoje rany i wypoczęli. Następnego dnia udali się s powrotem do Magnolii gdzie każdy mógł wypocząć w swoim domu. Erza kazała każdemu iść do swoich domów zaś sama udała się do gildii by móc porozmawiać z mistrzem. Szła właśni wolnym krokiem koło brzegu rzeki zastanawiając się czy to się powtórzy, to co miało miejsce dnia wczorajszego.  Wiedzieli że zależało im na jej kluczach i nie wiadomo z jakiego powodu wiedzieli także o tym że nie posiada tyko dwóch złotych kluczy. Dotknęła swojej szyi na której był jakby na wymalowany jakiś znak. Bolał ją gdy go dotykała. Pojawił się on zaraz po tym jak tamte niebiesowłosy mężczyzna chwycił ją za szyje. Westchnęła po czym już nieco weselej weszła do swojego mieszkania.
-Natsu!- krzyknęła widząc chłopaka siedzącego na jej łóżku i widocznie czekającego na nią. Co najdziwniejsze nie było z nim jego najlepszego małego przyjaciela. Nie zdążyła zrobić nawet kroku gdy poczuła jak chłopak ciągnę ją za dłoń i zbliża swoją twarz do jej. Poczuła wypieki na policzkach i odepchnęła go.
-C..c..co ..ty robisz?-zająkała się cała czerwona na twarzy, nie wiedziała że Dragneel jest zdolny do czegoś takiego.
-Lucy- powiedział cicho i spokojnie. Ciągnąc ja tak że nie wiedząc jak znalazła się na łóżku a Natsu usiadł na niej okrakiem zniżając się ku jej twarzy. Zamknęła oczy czekając na moment pocałunku, ale jedyne co poczuła o jego gorące palce na jej szyi po czym delikatny ból. Otworzyła oczy i zauważyła jego nieco smutne spojrzenie, a jego wzrok był skierowany na jej szyje.
-Byli za silni- powiedział cicho schodząc z niej i siadając obok. Dziewczyna szybko także usiadła odganiając od siebie myśli o tym że Nastu chciał ją pocałować i patrząc na niego z uśmiechem.
-Dzięki tobie tu jestem- powiedziała przytulając swoje kolana i patrząc na niego.
-Przyjdą znowu.
-A więc będziemy ciężko ćwiczyć- odpowiedziała i widocznie podziałało bo na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.
-Aye- odparł i przybił Lucy piątkę.


-Więc dlaczego nic wcześniej nie powiedziała!?- nie sądziła nawet że będzie kiedykolwiek w stanie podnieść głoś na swojego mistrza, ale była teraz naprawdę zdenerwowana. Gdyby wiedzieli o wizji Charlie może by coś z tym zrobili.
-Uspokój się Erzo, teraz nic na to nie poradzimy, musimy po prostu przygotować się na ich kolejny atak- odparł spokojnie mistrz. Teraz najważniejsze dla niego było to ze jego podopieczni wrócili cali i zdrowi. Chociaż zaniepokoiła go siła o jakiej mówiła czerwonowłosa.
-Przyjdą znowu, są potężni ich magia jest potężna a do tego….- spojrzała niepewnie na mistrza który kiwając głową dał znak by kontynuowała- jeden z nich władał magią światła…..tak samo jak ty mistrzu- po tych słowach widziała jak na twarzy mistrza pojawiła się zmarszczka spowodowana zdziwieniem a potem lekki uśmiech
-Daj spokój, dużo ludzi włada taką magia- odparł z uśmiechem, ale dziewczynie nie było jakoś bardzo do śmiechu.
-Władają także magia zapomnienia i coś mi się wydaje że ich magia światła i ciemności nie są takie zwyczajne , a do tego jestem pawie pewna że to oni stoją za pojawieniem się tej bestii z kamieniem.
-Powinnaś odpocząć Erza, skontaktuje się z Gildartsem- tym razem mistrz się nie uśmiechał a na jego twarzy widniała powaga.
-Mistrzu- powiedziała cicho.
-Jeśli władają zapomnianą magią do tego posiadaj też jakąś nadzwyczajną moc to musimy być ostrożni, a do tego powiedziałaś że obserwują dość uważnie Natsu mimo że chodzi im o Lucy- spojrzał w bok po czym znów zwrócił twarz w stronę Erzy- jeśli moje przypuszczenia są dobre to chyba wiem kim jest ich mistrz.




I troszeczkę późno ale rozdział jest ;D
Coś się niby wydarzyło ale nie za wiele, mam nadzieję ze chociaż troszkę wam się podobała notka.
Co do partówek na zamówienie to ciągle jestem przy pierwszej którą ciągle próbuje skończyć, ale za każdym razem coś się dzieje i nie mogę jej skończyć, jeśli dobrze pójdzie to może w niedziele pojawi się jakaś zamówiona partówką, ale nic ie obiecuję, także do następnej buziaczki;*


piątek, 8 marca 2013

5. Zakazana magia


Każdy zajął miejsce przy stole . Przez dłuższa chwilę siedzieli w milczeniu , każdy zbierał informacje by móc podzielić się nimi z przyjaciółmi.
-Więc zacznijmy od medalionu, chłopak będący tu w pokoju miał go przy sobie. Jego oczy były fioletowe, więc na pewno to on jest sprawcą jego kradzieży , a jego wizyta u Lucy świadczy że ją zna. Pytanie teraz po co im ten medalion. Zatrzymuje wspomnienia , może w nich mieszać a także je usuwać.- zaczęła Erza patrząc na każdego po kolei.
-Do tego ta dziwna moc chłopaka- odparł Gray patrząc uważnie na Lucy, która siedziała ze spuszczoną głową próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Ręce ściskała na udach.
-Nie wiadomo jakby próbowała to nie potrafię- odparła w końcu przerywając głuchą ciszę Heartfilia- Nie mam pojęcia co się wydarzyło, jego spojrzenie, jakby…..jakby mnie zahipnotyzowało- odparła przykładając dłoń do piersi. Cały czas błądziła po zakamarkach swojej pamięci szukając choćby najdrobniejszych szczegółów- pamiętam tylko jakby urywki, jakby snu- dodała.
-Snu?- zapytała zaciekawiona Erza. Lucy tylko kiwnęła głową.
-Tak, mówił do mnie ciągle, patrzył mi cały czas w oczy, a ja nie potrafiłam się oprzeć jego głosowi.- odparła lekko zdezorientowana.
-Zapomniana magia- powiedziała do siebie cicho Erza.
-Zapomniana?- zapytał Happy do tej pory śledząc tok rozmowy. Z tego co każdy z nich pamiętał, osoby z zapomnianą magią były dla nich utrapieniem zawsze i zawsze było ciężko ich pokonać.
-To była legenda- powiedziała Scarlet pod nosem, jakby tylko do siebie, ale każdy bardzo dobrze ją słyszał.
-Legenda?-zapytała cicho Lucy.
-Kiedyś coś o niej słyszałam, ale nie pamiętam do końca- była zła na siebie że nie potrafiła sobie przypomnieć tak ważnej teraz dla nich rzeczy.
-Poczekajcie- uśmiechnęła się blondynka podchodząc do szafki i zabierając swoje klucze.-Otwórz się bramo południowego krzyża. Crux- po tych słowach pojawił się delikatny  błysk i przed dziewczyną pojawił się starszy pan z głową w kształcie krzyża i obfitymi wąsami.
-W czym mogę ci pomóc Lucy- odezwał się ziewając i patrząc kątem oka na zgromadzonych  wokół niego.
-Powiedz czy wiesz coś na temat magii hipnozy?-zapytała od razu wyczekując odpowiedzi. Krzyż usiadł po turecku w powietrzu chwytając dłońmi kolana i zamknął oczy. Wydawałoby się że śpi, ale każdy już wiedział że myślał. W pewnym momencie otworzył nagle oczy i patrzył na maga gwiezdnych duchów przez chwile w milczeniu.
-Straszna magia- odparł kręcąc głową.
-Powiedz cos o niej- domagał się Fullbaster, nie mogąc znieść już dłużej tej niewiedzy. Do tej pory co było dziwne jedyną osobą która się jeszcze nie odezwała był Natsu. Siedział grzecznie po turecku obserwując każdego z zaciekawioną miną. Pierwszy raz miał ochotę posłuchać o jakiejś magii był po prostu ciekawy czy zaszkodzi ona jego przyjaciołom.
-Dawno temu żył pewien mężczyzna, był panem jednego z wielu królestw , ale to mu się wystarczało. Chciał więcej i więcej. Rankiem rządził państwem, a nocami uczył się magii próbował różnych ciemnych sztuczek by podbić kolejne królestwa. Eksperymentował. Pewnej nocy w jego zamku nastąpił wybuch , a większość służby i zamku spłonęła. Każdy obawiał się o swojego władcę że go stracili, ale niestety nie. Między płonącymi balami wyszedł chwiejąc się i trzymając twarz w dłoniach. Na jego twarzy widniał uśmiech, straszny. Gdy tylko służba podeszła do niego z zamartwieniem pytając co się stało. Wyminął ich cały czas próbując ukryć swą twarz. Rano obudził się niewiele pamiętając. Był w zastępczym mniejszym zamku. Spał w jednej z wielu komnat, ale czuł że tamtej nocy coś się zmieniło. Jego oczy z soczystej zieleni zamieniły się w hipnotyzujący fiolet. Potrafił kontrolować ludzkie emocje, potrafił sterować ludźmi.  Szybko nauczył się posługiwać swoją nową magią, zdobytą przez nieudany eksperyment. Widział strach w ludzkich oczach, którzy zapominali co robili przez pół dnia. Nikt nawet nie wiedział że byli wykorzystywani przez swojego władcę. Tylko jedna osoba była odporna na jego magię, jej umysł był tak silny że nie potrafił przełamać tej bariery. Jego magia została uznana za niebezpieczną. Ludzie z jego królestwa zostali z niego ewakuowani , a on pozostał tam sam, sam ze swoją magią i swoim obłędem. Za pomocą swojej magii, zmusił niejednego dobrego człowieka do morderstwa, do napaści i gwałtów. Został okrzyknięty jednym z najniebezpieczniejszych magów. Wtedy chciał równać się z Zerefem, ale ten nigdy się nie zjawił. Został spalony na stosie , a każdy jego uczeń zamordowany z zimną krwią. Każdy był pewny że jego magia nie przetrwa, że została zniszczona. -przerwał nabierając powietrza.
-Więc tamten chłopak może posługiwać się tą zakazaną i zapomnianą magia?-zapytała z przejęciem Lucy łapiąc się za głowę.
-Możliwe że zmusił tych ludzi by myśleli że to ty ukradłaś ten medalion.- odparł Gray przytakując delikatnie głową przy tym.
-Pytanie teraz tylko, dlaczego właśnie Lucy?- Erza spojrzała niepewnie na swoją przyjaciółkę, chyba czekała ich dość długa misja.


Kichnął po czym podrapał się po nosie.
-Ocho , chyba ktoś o mnie mówi- powiedział wesoło po czym znów ugryzł swoje jabłko. Widział zdenerwowanie wymalowane na twarzy swojego kompana. Wiedział  że jest ono spowodowane jego osoba, ale jakoś zwisało mu to.
-Akihito!- donośniejszy głos jego kompana wyrwał go z jego ciekawego zajęcia zajadania się owocem.
-Aleś ty sztywny Seitarou, tobie jest po prostu potrzebna jakaś rozrywka, a jedyne co robisz to siedzisz z tym wiecznie nadąsanym facetem- odparł uśmiechając się i kończąc swoje jabłko.
-Cieszę się że humor ci dopisuje- usłyszeli za sobą. Białowłosy poczuł jak po jego ciele przechodzą ciarki i z udawanym uśmiechem odwrócił  się powoli w stronę swojego szefa.
-Mistrzu- niebiesko włosy ukłonił się schylając delikatnie głowę po czym prostując się. Jednak czarnowłosy nie spojrzał nawet przez ułamek sekundy na niego. Cały czas był wpatrzony w jego młodszego kolegę.
-Chciałeś ją zabić-stwierdził po krótkiej chwili , jego wyraz twarzy dalej był chłodny. Aki przełknął głośno ślinę po czym śmiejąc się nienaturalnie drapał po tyle głowy.
-Wiedziałem że jej na to nie pozwoli- odparł po chwili dalej się uśmiechając.
-Więc mogą być z nim problemy, pozwól mi się nim zając- wtrącił się niebiesko włosy .
-NIE!- krzyknął natychmiast, nie mógł pozwolić na jego śmierć. Jeżeli jego plan nie wypali będzie mu jeszcze potrzebny- muszą zapomnieć. Akihito jutro zaczniesz- po tych słowach spojrzał jeszcze raz na swoich podopiecznych po czym odwracając się na piecie odszedł.
-Mistrz czasami jest straszny- odparł wesoło Aki zakładając ręce za głowę i patrząc jak czarnowłosy odchodzi.
-Poradzisz sobie?- to nie było w jego stylu martwić się o tego małego młokosa, ale miał jakąś słabość do niego. Może dlatego że się razem wychowywali.
-Jasne, przecież obiecałem że ci pomogę- po tych słowach puścił mu oczko i ruszył do swojej komnaty. Seitarou stał jeszcze chwilę wpatrzony w miejsce gdzie zniknął jego kolega. Westchnął.
-Wybacz że cię w to wplątałem- po tych słowach on także udał się do swojej komnaty. Jutro czekał ich naprawdę ciężki dzień.


-Myślę że powinniśmy zostawić to na jutro, jest późno- odezwała się w końcu Erza ziewając i przeciągając się.
-Nie, ustaliliśmy tylko że ten koleś włada jakąś niedorzeczną magią, a co z Lucy?-krzyknął oburzony Natsu odzywając się pierwszy raz od początku ich konwersacji. Każdy spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-Nasu- odezwał się cicho exceed patrząc smutną minką na przyjaciela.
-Daj spokój każdy jest zmęczony, możemy porozmawiać o tym jutro- odezwała się Lucy uśmiechając  delikatnie. Mimo tych słów była naprawdę ciekawa opinii innych na ten temat. Na temat tego co ona ma z tym wszystkim wspólnego. W końcu przecież chodziło o nią nie?
-Dobra, zastanówmy się jeszcze chwilę- odparła ze zrezygnowaniem Erza. Usiadła znów w kręgu jaki tworzyli i zauważyła że na twarzach Lucy i Nasu pojawia się zaciekawienie- więc zacznijmy , Gray- zwróciła się do maga lodu.
-Eh, no wiec z tego co wiemy zależy im na tym by była to akurat Lucy. Zostało to potwierdzone gdy przybył tu ten koleś hipnotyzując ją i miał ze sobą medalion.  Nie mam bladego pojęcia po co może im być Lucy- odparł z westchnięciem. Był lekko zdenerwowany tym że nie potrafił wysunąć jakiś wniosków z tego wszystkiego.
-Może w końcu zadziałał seksapil Lucy- uśmiechnął się Happy. Oczywiście od razu dostał pięścią po głowię od niej i schował się za Natsu płacząc- Natsu potwór- krzyknął, ale chłopak jakby zahipnotyzowany patrzył na przyjaciół.-Natsu?- znów nie odpowiedział więc kotek dał sobie spokój.
-Może Lucy ma w sobie ukrytego jakiegoś potwora- powiedział po chwili Dragneel widocznie zadowolony ze swojej odpowiedzi. Każdy westchnął z rezygnacją wyobrażając sobie jakie musiał mieć wizje chłopak.
-Magia duchów- powiedziała cicho Lucy patrząc na swoje klucze.
-Magia duchów?-zapytał Gray ilustrując ją wzrokiem.
-Duchy są niesamowite czyż nie?-zapytała uśmiechając się do nich i przykładając klucze do piersi- ich moc wykracza poza nasz świat, dlatego mogą czasami zrobić coś czego żaden mag nie mógłby zrobić, ale by duchy mogły funkcjonować potrzebny jest mag gwiezdnych duchów, czyli ja- dodała patrząc tępo w podłogę. Po chwili zaśmiała się i podrapała w tył głowy- chyba jestem naprawdę zmęczona, przeceniam się- po tych słowach miała zamiar wstać, ale powstrzymała ją dłoń przyjaciółki. Dopiero teraz zauważyła jak każdy jej się przygląda z niedowierzeniem.
-Gwiezdne duchy mogą podróżować między czasami- odparła Erza kiwając głową że sama ze sobą się zgadza.
-To by oznaczało że chce twoich duchów, ale pytanie po co?- odparł z uśmiechem Gray.
-Nieważne – krzyknął smoczy zabójca wstając i uśmiechając się od ucha do ucha- ważne jest to że musimy im wbić do głowy że z nami się nie zadziera- dokończył a każdy się  z nim zgodził.
-Przyjaciele- powiedziała cicho Heartfilia. Była taka szczęśliwa że ich przy sobie ma. Ludzi których kocha.


-Zaczynajmy- uśmiechnął się w stronę swojego kolegi , ten przytaknął mu tylko skinieniem głowy i po chwili obydwoje zniknęli ze wzgórza na którym stali. Był ranek i wiedzieli że ich cel już opuścił lokum w którym się zatrzymali. Byli teraz w drodze na czarne wzgórze. Czasami magiczne gadżety pokazujące gdzie zaginął dany przedmiot się przydają, ale im akurat było to na rękę, bo dzięki temu paszek sam wleci do klatki. Zatrzymał się widząc swoją zdobycz. Oblizał wargi po czym wrócił tam skąd wcześniej zniknął.
-Już tu są- odparł widząc jak niebiesko włosy rozsiada się wygodnie na jednym z kamieni.
-Więc czekajmy- odpowiedział a na jego młodej twarzy od bardzo dawna pojawił się ledwo widoczny uśmiech, dzięki któremu wyglądał młodziej.


Uważnie przyglądał się temu małemu kociakowi . Przed chwilą poprosiła go aby porozmawiali na osobności i dopiero teraz mówiła mu że miała wizje  tydzień temu. Westchnął przeciągle rozmyślając. Nie może teraz wysłać kogoś by zawrócili z misji, muszą czekać na bieg wydarzeń. Spojrzał na kamień który leżał na jednej z półek z zakazanymi rzeczami. To na pewno miało coś z tym wspólnego. Znów spojrzał na Charle.
-Czy ktoś jeszcze wie?-zapytał.
-Wendy- odparła szybo.
-Nie mów nikomu, twoje wizje nie zawsze są trafne, a nie chcemy wywoływać zamieszania- odparł i uśmiechnął się do niej. Mimo że tak powiedział to martwił się o swoich podopiecznych.  



-------------------------------------------------------

I jak widać coś się pojawiło, choć poźniej niż myślałam. Niestety złapał mnie leń i mi się nie chciało, do tego zaczełam pisać partówkę na zamówienie i pisząc ją Luffy wyłączył i się nie zaposało przez co stwierdziłam że ma gdzies taką robotę i zaczynam znów od początku. Właśne także przeczytałam nowy rozdział Fairy tail i po prostu się zakochałam jeszcze raz i prawie popłakałam ;D Uwielbiam Stinga, chociaz w mandzę wygląda o niebo lepiej niż w anime to też ujdzie.  Mam nadzieję że rozdział choć odrobinę wam się spodoba i do następnej ;*
A tu macie zdjęcie słodziaka *.*