Natsu x Zeref: Dziwne uczucia
Od zawsze uważałem że moje zżycie było do bani. Szkoła,
praca, dom, i tak wyglądała moja codzienność odkąd zacząłem chodzić do liceum.
Gdy byłem dzieckiem to jeszcze potrafiłem cieszyć się życiem, ale dziś już nic
nie było takie jak kiedyś. Moi rodzice ciągle się kłócili o to kto co zbierze.
Tak rozwodzą się bo matka nakryła ojca na zdradzie, prościej mówiąc widziała
jak posuwał naszą młodszą sąsiadkę. Nie
rozumiałem tego jak młoda dziewczyna może dać się dobrać takiemu staremu
prykowi do gaci. Ale moja matka nie była w cale lepsza. Niby tu wykwintna pani
domu, idealna dama, ale ja wiedziałem że na boku także ma swojego kochanka. Nie
sypiali przecież z ojcem w jednej sypialni nawet, więc to nic dziwnego że
doprowadziło to do zdrad a potem rozwodu. Według mnie kobiety są strasznie
irytujące. Te ich słodkie głosiki piszczące ci ciągle przy uszach. Ta ich
niewinność która w końcu przemija i stają się prawdziwymi diabłami. Są
strasznie kruche, aż strach się ich dotknąć bo może coś im się stać. Naprawdę
uważałem że kobiety są nam niepotrzebne, no chyba że jedynie do rodzenia
dzieci. Robiły nam tylko problemy i bałagan w życiu. Właśnie rozpoczynałem
drugi rok w liceum. Nawet nie miałem ochoty iść na rozpoczęcie. Jak w tamtym
roku pewnie przyjdzie tu tona głupich dziewczyn które będą mi tylko zawracać
dupe swoimi durnowatymi wyznaniami. Nie rozumiałem tego jak można zakochać się
od pierwszego wejrzenia. Przecież to nienormalne. Spojrzałem na zegarek, który
wskazywał za 20 ósmą. Powinienem
wychodzić z domu, ale nie skończyłem śniadania.
-Zeref chyba nie chcesz się spóźnić?- jak zawsze
irytujący głos matki przypominający o tym że się spóźnię. Ja jakoś nigdy się
nie spóźniam w porównaniu do niej po mizdrzy się przed lustrem nie wiadomo ile
czasu.
-Hai hai- odparłem i dokończyłem kanapkę po czym zabrałem
pieniądze na lunch i wyszedłem z domu. Jak na razie byłem zmuszony zamieszkać z
matką ze względu na to że sąd tak uznał. Chociaż tak naprawdę wolałbym mieszkać
z ojcem , który chyba także chciał mnie stąd zabrać. Wiedział ze nie darze
matki zbyt wielką sympatią.
-Siemanko przystojniaczku- dokładnie w drodze do szkoły
jak zwykle dołączył do mnie mój najlepszy przyjaciel. Na tym całym głupim
świecie był on jedyną osobą którą znosiłem. Laxus był osobą dość do mnie
podobną , więc myślę ze to dlatego tyle ze sobą wytrzymujemy.
-To nie było zabawne- odparłem wzdychając. – masz ten sam
problem- dodałem i spojrzałem na niego
kątem oka, jego czoło się pomarszczyło delikatnie, a na twarzy pojawił się
grymas niezadowolenia. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, nie wybieraliśmy
się na aule by wysłuchiwać słów dyrektora i jakiś pierwszaków. Od razu daliśmy
się do spisu klas. Gdy okazało się że znów jesteśmy w tej samej klasie,
przybiliśmy sobie tylko piątkę po czym ruszyliśmy stronę klasy gdzie zajęliśmy
swoje miejsca i zaczęliśmy czekać na resztę naszej głupiej klasy. Nasze
oczekiwanie w końcu dobiegło końca , gdy zaczęli zjawiać si inni uczniowie, a w
końcu nasz wychowawca. Posłuchaliśmy trochę jego słów po czym mogliśmy zbierać
się do domu. Nienawidziłem rozpoczęcia roku szkolnego.
-Eh i znów 10 miesięcy więzienia- westchnął Laxus gdy
wyszliśmy ze szkoły. Od razu zauważyły nas pierwszaczki i zaczęło się
obgadywanie nas. Nienawidziłem tego, nie rozumiałem co takiego było w naszym
wyglądzie że przyciągało tą irytującą płeć. Westchnąłem tylko i odwróciłem
twarz w bok. Zamarłem na chwilę. Gdzieś
pośród uczniów wyłoniłem tę bardzo charakterystyczną twarz. Ciągle roześmianą i
wygłupiającą się. Nie wiedziałem kim jest, ale nie potrafiłem od tej osoby
odciągnąć wzroku.
-chodźmy- odezwał się mój przyjaciel, a ja wytrącony w
równowagi kiwnąłem głową i ruszyłem za nim. Nie rozumiałem co się ze mną
działo, przecież to był jakiś smarkacz, a ja jakby coś pchało mnie w jego kierunku. Wygoniłem szybko od siebie
te wszystkie myli i żegnając się z kumplem ruszyłem w stronę domu. Oczywiście
matka nie czekała na mnie sama, tylko z tym swoim kochasiem. Minąłem ją nawet
na nich nie patrząc co widocznie nie bardzo spodobało się tej jędzy, bo zaczęła
coś krzyczeć za mną, ale nie przejmowałem się tym , nie miałem ochoty znów się
z nią kłócić. Gdy wszedłem do pokoju zamknąłem go na klucz i od razu rzuciłem
się na łóżko. Zapowiada się kolejny nudy rok szkolny.
Następnego dnia, wstałem dość wcześnie i od razu po
śniadaniu wyszedłem z domu. Nie miałem ochoty wysłuchiwać znów paplaniny matki
na temat swojego zachowania, ani tego że bardzo przypominam jej ojca. Ale to
był już jej problem, to ona wybrała faceta za którego wyszła. Do szkoły mi się
zbytnio nie śpieszyło gdyż i tak wyszedłem wcześniej, a będę musiał zaczekać na
Laxusa tam gdzie zawsze. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i westchnąłem. Miałem
jeszcze 10 minut do przyjścia kumpla, więc usiadłem na murku i zacząłem bawić
się telefonem.
-Szybciej idioto bo się spóźnimy- usłyszał krzyk i od
razu spojrzałem w stronę skąd dochodziły krzyki.
-Nie nazywaj mnie idiotą ty playboyu.
-Mnie przynajmniej ktoś chcę płomyczku- i śmiech. Koło
mnie przebiegło dwóch chłopaków widocznie spieszących się do szkoły. Ich
mundurki były takie same jak moje, a co najlepsze biegł tam ten sam różowo
włosy chłopak co zwrócił wczoraj moją uwagę. Nie zwrócili zbytnio na mnie
swojej uwagi, tylko szybko przebiegli. Natychmiast wstałem i patrzyłem w ich
stronę póki nie zniknęli z mojego pola widzenia. Uśmiechnąłem się delikatne pod
nosem. Ten rok szkolny może jednak nie będzie taki sam jak poprzedni.
-Jestem- usłyszałem za sobą i nawet nie odwracając się
ruszyłem przed siebie. W drodze do szkoły nie rozmawialiśmy zbyt wiele, zresztą
jak zawsze. Jesteśmy raczej osobami którzy nie zwierzają się sobie, ale jeśli
coś jest nie tak to stajemy w obronie drugiego. Doszliśmy do szkoły i od razu
skierowaliśmy się w stronę Sali gimnastycznej gdzie odbędzie się segregowanie
pierwszaków. Należę do szkolnej drużyny koszykarskiej, zaś Laxus do klubu piłki
nożnej, jest świetnym napastnikiem, strasznie szybkim. Rozdzieliliśmy się przed
pokojami klubowymi. Jestem v-ice kapitanek wiec powinienem być wcześniej i byłem,
ale jak się okazało większość pierwszaków i ludzi z drużyny już było. Jak
zwykle spóźniał się tylko kapitan i trener. Oczywiście kapitan oblegany przez
te irytujące kobiety dotarł do nas nawet później niż trener Elfman. Czasami się
zastanawiałem co te baby widzą w naszym kapitanie Lyon’ie. Ominąłem go i
usiadłem niedaleko nawet się z nim nie witając. Był moim sempai’em ale nie
darzyłem go zbytnim szacunkiem. Nawet pod koniec pierwszego roku wdałem się z
nim w bójkę czego konsekwencją było wykluczenie mnie z meczów na jakiś czas i
zawieszenie. Więcej przyrzekłem sobie tego nie robić , bo kochałem koszykówkę
nade wszystko i nie chciałem być wydalony z drużyny przez jakiegoś idiotę…
-Więc może zaczniemy od zapoznania członków, a potem
krótkiej rozgrzewki by zobaczyć wasze umiejętności. Po tym pójdziecie na
lekcje, a po lekcjach zmierzycie się ze starszakami, i zobaczymy czy ktoś z
pierwszaków nadaje się do pierwszego składu- odezwał się Lyon jak zwykle z tym
swoim sztucznym uśmiechem.
- Jeśli jesteście mężczyznami to ruszać dupska , ale już-
oczywiście trener musiał dodać swoje trzy grosze. Nie interesował mnie nabór
zawodników, oczywistym było że będę w pierwszym składzie, zawsze dostawałem
tego czego chcę. Wyciągnąłem z torby swoją mp4 i już chciałem zakładać
słuchawki gdy znów go zobaczyłem. Uśmiechał się tak niewinnie, jego uśmiech był
taki szczery i pośród tego całego obornika głupich ludzi wydawał się inny.
-Co jest Zeref na kogo się tak patrzysz?- musiało go do
mnie przywiać co nie?
-A ty Lyon nie powinieneś sprawdzić czy nie ma tu jakiejś
twojej fanki?- nie miałem ochoty na rozmowy z nim.
-Zazdrosny?
-Jak diabli- odpowiedziałem z sarkazmem uśmiechając się
do niego sztucznie.
-Powinieneś chociaż zwrócić uwagę na jakąś, inaczej
zaczną myśleć że wolisz chłopców- przysiadł się do mnie, czy nie mógł się po
prostu od pieprzyć?
-A ty powinieneś zacząć patrzeć na trening swoich nowych
nabytków- odparłem, nie chcąc dłużej prowadzić rozmowy o tym kogo wolę,
przecież to oczywiste że kobiety.
-Sempai!- usłyszeliśmy krzyk i obydwoje zwróciliśmy głowy
w stronę skąd dochodził krzyk. Zauważyliśmy jak grupka chłopców pochyla
się nad kimś. Wstałem szybko by jak
najszybciej opuścić towarzystwo tego idioty i ruszyłem w tamtym kierunku.
-Co jest?- zapytałem, ale gdy podszedłem lekko mnie
zamurowało. Różowowłosy chłopak siedział ze skwaszoną miną , a pośród niego
stali koledzy i bacznie mu się przyglądali. Miał lekko zaczerwienione kolano i
kapała z niego delikatnie krew.
-Natsu się poślizgnął i przewrócił.
-Wszystko wyolbrzymiacie, nic mi nie jest, grajmy-
wkurzył się i szybko wstał i był gotowy do dalszej gry. Idiota przeszło mi
przez myśl.
-Powinniśmy to odkazić- powiedziałem wzdychając i
klepnąłem go po plecach by poszedł za mną.
-Mówiłem że nic mi nie je…- nie dokończył bo złapałem go
za ucho i przybliżyłem lekko do siebie.
-Może i tak, ale jeśli chcesz zagrać po lekcjach o
wejście do pierwszego składu radziłbym iść ze mną to odkazić- powiedziałem
lekko poddenerwowany i puściłem go wyczekując na jego odpowiedź. Patrzył na mnie
przez chwilę w szoku po spuścił głowę i ruszył w kierunku budynku szkoły.
Uśmiechnąłem się zwycięsko i ruszyłem za nim.
-Zeref- sempai jest straszny- usłyszałem jeszcze za sobą
na co prychnąłem. To było nic, jak się zdenerwuję to naprawdę mogę być straszny.
Natsu, tak chyba miał na imię bo w końcu tak go nazywali szedł kilka kroków
przede mną. Nie odwracał się by sprawdzić czy idę za nim, ale chyba był
zdenerwowany tym że potraktowałem go tak przy kolegach. Doszliśmy do budynku
szkoły i od razu skierowaliśmy się na drugie piętro gdzie znajdował się gabinet
pielęgniarki.
-Przepraszam?- zapukałem i wszedłem. Oczywiście ja to mam
szczęście bo jej nie było. Westchnąłem i wszedłem kiwając głową na młodego by
ruszył za mną. Pokazałem mu krzesło na którym ma usiąść, po czym zacząłem się
rozglądać po gabinecie w poszukiwaniu jakiejś gazy i wody utlenionej.
-Sempai wyglądasz strasznie, ale jesteś miły – usłyszałem
głos Natsu i zdezorientowany odwróciłem się w jego stronę.
-He?- nie rozumiałem do końca jego słow.
-No bo w końcu martwisz się o swoich Kouhai’ów i dlatego
przyprowadziłeś mnie tutaj- odparł szczerząc się do mnie i drapiąc w tył głowy.
Co za idiota.
-Nie zrozum mnie źle , przypałętał się do mnie taki jeden idiota więc chciałem jakoś
stamtąd odejść, więc użyłem ciebie jako ucieczki- odparłem po czym wróciłem do
poszukiwań.
-Idiota?
-Ta, Kapitan Lyon- odparłem i lekko się uśmiechnąłem gdy
znalazłem to czego czekałem. Wyciągnąłem gazę i wodę utleniona po czym
podszedłem do chłopaka i klęknąłem przed nim. Zacząłem obmywać delikatnie ranę
wodą utlenioną , widziałem jak krzywił się na twarzy, ale nic nie mówił. Zuch
chłopak. Gdy skończyłem wziąłem jeszcze plaster i przykleiłem na jego kolano po
czym wstałem.
-Możesz iść i przebrać się, a po lekcjach widzimy się na
Sali gimnastycznej- powiedziałem i spojrzałem na jego roześmianą twarz.
-Hai sempai- krzyknął i szybo zniknął z pokoju
pielęgniarki. Westchnąłem i spojrzałem za okno. Pogoda była słoneczna, a ja
czułem się delikatnie mówiąc zmęczony. Był dopiero początek dnia, a ja miałem
ochotę znaleźć się już w domu. Dzień nie zleciał mi zbyt szybko, ale nawet nie
dłużył się zbytnio. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja i byłem w drodze na
sale gimnastyczna. Zastanawiałem się czy któryś z pierwszaków załapię się do
pierwszego składu albo na ławkę rezerwową przynajmniej. Wchodząc do pokoju klubowego rzuciłem torbę
do swojej szafki i spojrzałem konta oka po osobach z mojej prawej. Dwóch
trzecioklasistów którzy odkąd pamięta próbują wejść do pierwszego składu , ale
marne mają szanse. W szatni nikogo więcej nie było, co oznaczało że znów byłem
ostatni. Jakoś nie dziwiło mnie to zbytnio , w końcu nigdy mi się jakoś
specjalnie nie spieszyło. Przebrałem się w strój do ćwiczeń i po chwili także
ruszyłem na salę gimnastyczna.
-Nareszcie- każdy spojrzał na mnie, a ja tylko
uśmiechnąłem się przepraszająco po czym ruszyłem ku ławce gdzie siedział Lyon i
usiadłem koło niego. Nigdy nie zajmowałem się zapoznawaniem pierwszaków czy też
jakimiś mowami. Było to zbyt męczące i wiedziałem i tak że Lyon zrobi to za nas
dwóch lepiej.
-Wiec zaczniemy od rozgrzewki, którą poprowadzi nasz
drugi kapitan spóźnialski Zeref- na dźwięk swojego imienia spojrzałem
zaskoczony na kapitana a potem przekląłem siarczyście na niego pod nosem.
Przeklęty idiota, zawsze musiał mnie w coś wrobić- po czym zagramy mały sparing
bym mógł zobaczyć czy któryś ma jakieś podstawy- skończył po czym przeszedł z
uśmieszkiem obok mnie. Och jak on mnie wkurzał. Z lekkim ociąganiem wstałem z
zajmowanego przez siebie miejsca po czym rozejrzałem się po pierwszakach. Było
ich zaledwie siedmiu, ale wiedziałem że mogą być z nimi problemy.
-No więc zaczniecie od trzech kółek wokół szkoły- od razu
usłyszałem ich sprzeciw i buczenie. No w sumie mnie by się tam nie chciało tyle
biegać, w końcu jedno okrążenie ma prawie kilometr. Westchnąłem po czym znów
spojrzałem na nich. Naprawdę zaczynali mnie denerwować.
-Dobra, zaczniemy od jednego, ale najpierw rozciągnijcie
się trochę , a jak już przybiegniecie to pokaże wam jak wygląda piłka do kosza-
po tych słowach odwróciłem się i zacząłem kierować do schowka, gdzie znajdowało
się wszystko co potrzebne klubom, a także na wf’ie. Kluczyk miał woźny, ale
składzik zawsze był otwarty do wieczora więc każdy mógł z niego skorzystać. Zabrałem
cały kosz piłek koszykarskich i znów zacząłem kierować się na boisko. Większość
chłopaków już wybiegła, wraz ze starszakami, którzy codziennie biegali wokół
szkoły.
-Chcesz ich zniechęcić? Bieganie wokół szkoły zaczynają
dopiero po jakimś miesiącu- usłyszałem obok siebie. Znów ten przeklęty
kapitanek.
-A ty nie biegasz?- wiem że to było głupie pytanie. W Końcu przychodził tu rano i biegał.
-A ty co?
-Dam im wycisk na boisku- odarłem i uśmiechnąłem się do
niego cwaniacko. Widziałem na jego twarzy wymalowane zadowolenie że ja Zeref w
końcu chcę się do czegoś przyłożyć. W sumie miał rację, chciałem dziś dać
popalić tym dzieciakom. Razem z Lyonem podczas biegania reszty drużyny graliśmy
jeden na jednego. Jedyne dlaczego nawet szanowałem go to dlatego że był osobą z
którą idealnie dopasowywałem swoją grę. Zawsze dobrze nam się razem grało.
-Skończyliśmy- usłyszeliśmy zadowolony krzyk i także
przestaliśmy grać. Spojrzeliśmy na wejście do Sali i można powiedzieć że i mnie
i białowłosego zamurowało. Każdy pierwszak był wykończony i ledwo zipał oprócz
jednego. Stał na nogach ocierając pot z czoła a na jego twarzy widniał wielki
uśmiech. Uśmiechnąłem się na ten widok. Ten chłopak naprawdę był interesujący.
-No no już macie dość?- odezwałem się biorąc piłkę do
ręki i podchodząc do pierwszaków.
-Brać piłki i trenować!- krzyknął Lyon do starszych
członków po czym kiwnął do mnie głową i ruszył wraz z innymi by potrenować.
-Dobra panienki jeśli to było dla was męczące to
radziłbym wam zrezygnować- powiedziałem patrząc na nich wyczekująco. Popatrzyli
na mnie przerażeni.
-No coś ty sempai! To było nic!- krzyknął Natsu pokazując
mi kciuk do góry. Patrzyłem na niego naprawdę zdumiony.
-Tak On ma rację damy radę- odezwał się kolejny i każdy z
nich podniósł się z ziemi i ciężko dysząc patrzyli na mnie. Każdy z nich w
oczach miał determinacje. Uśmiechnąłem się i znów spojrzałem na różowo włosego.
Miał w sobie to coś co dawało moc innym.
-Dobra, wiec każdy z was weźmie piłkę , zrobimy kilka
ćwiczeń po zagramy cztery na cztery, a skoro jest was siedmiu to ja dołączę do
jednej drużyny , a teraz panienki za piłki i do ćwiczeń!- krzyknąłem , a każdy
szybko podbiegł do kosza i zabrał dla siebie piłkę. Kazałem im na początek
wrzucać piłkę do kosza w dwutaktu, po czym próbowałem zobaczyć czy któryś
potrafi zrobić wsad. Ćwiczyli drybling, a także omijanie przeciwnika. Dałem im
lekki wycisk, ale żaden nie stracił woli jaką zyskali na początku.
-Dobra gramy!- krzyknąłem , a jakiś starszak podał nam
piłkę. Byłem w przeciwnej drużynie niż Natsu co dla mnie było wręcz idealne.
Chciałem wiedzieć na co tego dzieciaka stać. Widziałem w nim największy
potencjał, ale zobaczymy na co go stać. Mecz zaczynała przeciwna drużyna, ale odebranie
im piłki nie było zbyt trudne. Grało się dość łatwo, dopóki nie przeszli na wyższy
poziom i nie zaczęli mnie kryć dwójkami. Trudno było wtedy jakoś ich wyminąć
przez co zaczęli zdobywać punkty. Ich głównym graczek był Dragneel, co mnie
jakoś nie dziwiło. Naprawdę byli dobrzy jak potrafili się zgrać.
-Koniec!- głos Lyona rozniósł się po Sali, a każdy
pierwszak ze zmęczenia opadł na ziemię. Przetarłem koszulką pot z czoła i
spojrzałem na każdego z uśmiechem. Byli naprawdę dobrzy.
-Dragneel i Fullbuster – powiedziałem wymijając Lyon.
Ostatnie co widziałem to jego uśmieszek. Skierowałem się do szatni skąd wziąłem
ręcznik i zacząłem się przebierać.
-Sempai jesteś niesamowity- zdziwiłem się widząc tą
różową czuprynę za mną także z ręcznikiem i wielkim uśmiechem na jego twarzy
który chyba nigdy stamtąd nie znikał.
-Siedzę w tym trochę- odparłem po czym ściągnąłem
koszulkę i przetarłem ręcznikiem klatkę piersiową. Chyba powinienem jednak
zrobić tą rozgrzewkę przed meczem.
-Ale musisz powiedzieć że my też nie byliśmy najgorsi,
przegraliśmy tylko 8 punktami.
-Jestem zaskoczony- odparłem szczerze. No bo byłem.
Zerknąłem na niego kątem oka i nawet nie wiedząc dlaczego zacząłem się w niego
wpatrywać. Na jego szyi widniała jakaś blizna przykryta na co dzień włosami
widocznie, ale teraz miał je spocone przez co przyklejały się do szyi i widoczna
była blizna. Jego barki były naprawdę rozbudowane, a klatka piersiowa
umięśniona.
- Musze ćwiczyć więcej- odparł po czym pomachał mi i
wybiegł szybko. Zdziwiłem się tym trochę ale uśmiechnąłem się tylko i gdy
ubrałem się ruszyłem w stronę wejścia do szkoły. Byłem ciekawy czy Laxusowi też
trafiło się takie ziółko.
Patrzyłem znudzony na tablicę, naprawdę nie rozumiałem po
co nas uczą tej matmy. Przecież pierwiastki czy też ciągi nie przydadzą mi się
nigdy, no chyba że trafie na studia
ekonomiczne co w moim przypadku było nie możliwe. Rozejrzałem się po klasie po
czym lekko uśmiechnąłem. Przymknąłem oczy i zacząłem opadać.
-Zeref-kun- usłyszałem pisk jakieś laski z mojej klasy. A
no tak Nozomi, siedziała obok mnie i usilnie próbowała zwrócić moją uwagę. Otworzyłem
oczy i zauważyłem że każdy patrzy na mnie. Leżałem na ziemi i ciężko
oddychałem. Chyba jednak przesadziłem, chciałem tylko zerwać się z lekcji ze
źle się czuje.
-Możesz wstać?- zapytał nauczyciel, kiwnąłem tylko głową.
-Pójdę położę się u pielęgniarki- powiedziałem i wstając
ruszyłem w stronę wyjścia.
-Pójdę z tobą- krzyknęła kolejna. Spojrzałem na nią
zimnym spojrzeniem, a uśmiech z jej twarzy znikł.
-Ale widocznie poradzisz sobie sam- powiedziała po chwili
cicho , a na jej twarzy pojawił się smutek. Nie zwróciłem na to większej uwagi.
Jedyne co teraz chciałem to trochę odpocząć. Przeklęty Laxus. Siedział u mnie
do rana i musiałem grać w nim na play’u do rana , a rano mi powiedział ze ma
wolne bo jego dziadek przyjeżdża i nie idzie do szkoły. Byłem strasznie
zmęczony i jedyne co teraz chciałem to łóżko i spokój. Wchodząc do pokoju
powiedziałem tylko że jestem zmęczony, a ona nawet nic nie powiedziała. Może jej
nie było, nie wiem, ale od razu skierowałem się do łózka i zasnąłem.
Czułem ciepło na wargach. Delikatnie otworzyłem oczy i
doznałem szoku. Widziałem tak bardzo dobrze znana mi różową czuprynę. Miał zamknięte
oczy, a jego wargi dotykały delikatnie moich.
-Na..tsu- odezwałem się a chłopak natychmiast oderwał się
ode mnie.
-Ja…ja- nie wiedział co powiedzieć jego twarz była cała
czerwona w głowie zapewne panował chaos.
-uspokój się- powiedziałem łapiąc się za głowę , też
miałem natłok myśli w głowię.
-Gomen!- krzyknął i ukłonił się. Jego oczy były mocno zaciśnięte.-
Ja chodziłem w pierwszej klasie do tego samego gimnazjum co ty sempai i zawsze
się podziwiałem, potem się przeprowadziłem, ale obiecałem sobie że pewnego dnia
znów cię spotkam i powiem że zawszę cię podziwiałem!- mówił dość głośno, ale
jakoś mnie to nie interesowało. Dokładnie wysłuchałem każdego jego słowa.
-Chyba tu…- usłyszałem głos zza drzwi i szybko wstałem i
pociągnąłem chłopaka do siebie po czym zasłoniłem parawan. Usiadłem na łóżku i
zakryłem mu usta dłonią. Nie potrzebowałem kolejnych głośnych gości. Ktoś
wszedł do pokoju rozejrzał się i wyszedł. Wypuściłem powietrze i spojrzałem na
Natsu. Dopiero teraz zauważyłem że jego twarz znajduje się naprawdę blisko
mojje. Jego oczy aż świeciły, a ja? Ja chyba nie miałem nic przeciwko.
Zamknąłem oczy i przybliżyłem swoją twarz do jego. Jego pocałunki były
niezdarne i delikatne, jakby bał się. Cieszyło mnie to. Rzuciłem go na łóżko, a
on wyglądał na zdezorientowanego. Lubiłem rządzić i pasowało mi to ze jest
posłuszny. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem brutalniej pieścić jego usta.
Moja dłoń zaczęła wędrować po jego klatce piersiowej dostając się za koszulę i
powoli ją rozpinając. Nie opierał się, jego jęki próbowałem stłumić
pocałunkami. Jego dłonie znalazły się na zapięciu moich spodni. Uśmiechnąłem
się delikatnie i pocałunkami zacząłem schodzić coraz niżej. Zacząłem ssać jego
sutek co widocznie sprawiało mu wielką radość, bo jego czerwona twarz z
podniecenia mówiła tylko jedno, nie przestawaj. Poniosłem się o kciuk
objechałem linie jego warg, by po chwili znów zatopić się w jego ustach.
-Zeref- usłyszałem swoje imię i przekląłem siarczyście. Zszedłem
z zdezorientowanego chłopaka i kazałem mu szybko zapiać koszulę.
-co jest?- zapytałem wychodząc zza parawanu i patrząc na
Lyona który miał nieciekawy wyraz twarzy.
-Może i z lekcji się umiesz zmyć. Ale z treningu nic z
tego- powiedział i kiwnął głową bym ruszył za nim. Odwórciłem się tylko by
spojrzęc na Natsu przez lekką szparę po czym ruszyłem. Na trening przyszedł
ostatni Dragneel, ale za każdym razem jak go mijałem to uśmiechałem się , a on
czerwienił. Czekał mnie wspaniały rok i już wiedziałem dlaczego byłem na
początku bnim tak zainteresowany. Moje mieszane i dziwne uczcucia przerodziły się
coś co uważałem ze nie isteniej.
Widocznie myliłem się, a do tego moje życie zaczęło nabierać barw.
Ekhm tak szczerze to nie spodziewała się ze kiedyś to
napiszę. Nie lubię Yaoi i przenigdy nie pisałam nic z tych rzeczy więc
wybaczcie mi jeśli wam się nie podoba. Nie zaszłam zbyt daleko z wątkiem +18 bo
nie potrafiłam się przemóc i czegoś więcej napisać więc gomen. Przeczytałam specjalnie
kilka mang z gatunku Yaoi , nie przypadły mi do gustu, ale nie wiedziałam jak stworzyć
więc miedzy jedną płcią, ale myślę że jakoś się udało. Wiec mam nadzieję ze wam
się nawet podoba i do następnej ;*
Yaoi~! *Q*... Ok. No dobra, uspokoję się, żebyś tu nie miała mnie za zboczeńca... Ale o dziwo nigdy nie wyobrażałam sobie paringu Natsu x Zeref... Ale wyszedł ci naprawdę cudownie~!
OdpowiedzUsuńGrimmjow: Zaczynam się ciebie bać i tych tych twoich yaoistycznych fantazji...
Bój się! A co do one shotów, to chyba sama jakieś zamówię~!
Ok, no dobra pozdrawiam i weny życzę na dalsze rozdziały i one-shoty ;*~!
~Natuśka-chan
Ja chcę NaLu...Rozdział super, ale proszę!!!!! Nalu LOVE!!!!
OdpowiedzUsuń