GaLevy: Początek miłości
Zastanawiałam się ile już tak leże, czy to wszystko na co
było mnie stać. Czy to koniec mojego życia, mojej młodości? Przecież tak wiele
było jeszcze przede mną. Miała jeszcze tyle do zrobienia. Miałam się zakochać,
założyć rodzinę i żyć razem z gildią już zawsze. Patrzyłam jak to coś zbliża
się do mnie. Spojrzałam przerażonymi oczyma na członków drużyna Shadow Gear.
Leżeli nieprzytomni , to coś uśmiechnęło się obnażając swoje żółte kły.
Zacisnęłam powieki modląc się w duchu. Dlaczego powiedziałam że sami sobie
poradzimy? Dlaczego nie przyjęłam jego pomocy? Przecież mówił że ta misja może
nie być łatwa, ale nie ja chciałam mu pokazać że nie jestem słaba. A teraz?
Teraz mogłam go więcej nie zobaczyć. Zaczynałam już tęsknić za tym jego
uśmieszkiem. Za jego zuchwałymi powiedzonkami , za ty że ciągle mi dokuczał że
jestem taka malutka.
-Gajeel- pojedyncza łza słynęła po moim policzku. I wtedy
nastąpił ten wielki huk. Momentalnie otworzyła oczy, a w moim sercu zapanował
spokój. Stał tam między Natsu a Erzą.
-Levy-chan- krzyk Lucy był taką przyjemną melodią dla
uszu. Dragneel wyglądał jakby popadł w szał gdy tylko nas zobaczył. Mimo wielu
obrażeń na moich ustach pojawił się uśmiech a z oczu zaczęły płynąc łzy. Łzy
szczęścia że oni tu są, są tu dla nas. Zabrali Jeta i Droya, ale ja była dalej,
nie mogłam się ruszyć i widziałam jak oni ruszają w tempie natychmiastowym na
tą bestię.
Widziałem ją tam zalaną łzami. Jej smutek a po chwili
szczęście wymalowane na twarzy. Popadłem w furie. Widziałem jak salamander aż płonie
z wściekłością o to że ta bestia zrobiła coś takiego naszym przyjaciołom. Gdy tylko wyprowadzili Jeta i droya chcieli
udać się po Levy by nic jej się nie stało, ale te stwór nie pozwalał na to.
Więc musieliśmy walczyć narażając ją na niebezpieczeństwo. Nabrałem powietrza
do płuc.
- Krzyk żelaznego smoka- krzyknąłem a z mojego gardła
wyrwał się metal, uderzający w bestię. Warknęła rozjuszona.
-Pięść ognistego smoka- usłyszałem koło siebie i
zobaczyłem jak salamander szybko rusza się z miejsca i atakuję bestię. Scarlet
zmieniła zbroję na zbroję szermierza i ruszyła przed siebie . Lucy nie była
gorsza, Wendy tak samo.
-Lodowy stwór, Lanca- i kolejny atak Graya . Uśmiechnąłem
się widząc jak ten mały dzieciak uśmiecha się gdzieś tam mimo tylu obrażeń. Tak
ta bestia zadarła z Fairy tail a tu nie zostawia się przyjaciół. Dowiedziałem się
o tym na własnej skórze i nigdy przenigdy nie pozwolę by komuś z moich
przyjaciół coś się stało. Mimo że tego nigdy nie okaże to martwię się o
każdego. Uśmiechnąłem się i ruszyłem na przód . Ta bestia zrobiła największy
błąd w swoim życiu, zadarła z Fairy tail.
Byłam taka szczęśliwa że moje łzy nie chciały przestać
płynąc. Byli tu dla mnie, dla mojej drużyny, przyszli nas uratować. Zacisnęła mocno powieki, by łzy przestały
lecieć. Słyszałam ich krzyki, wiedziałam że ta bestia nie ma szans.
-Miecz żelaznego smoka- otworzyła szybko oczy i widziałam
go przed sobą. Zadał ostateczny cios przecinając bestię, które wydała z siebie
ostatni ryk i opadła bezwładnie na ziemię
-Mina- szepnęłam i zobaczyłam ich uśmiechy na twarzach.
Ciepło ramion Lucy która mnie otulała była taka przyjemna. Zmartwione
spojrzenie Gajeela i reszta. Kocham ich wszystkich.
Siedział już tak nade mną dobre poł godziny. Denerwowało
mnie to, ale nic więcej nie mówiłam tylko siedziałam obrażona. Mistrz
przesadzał, naprawdę nic mi nie było a każdy to wyolbrzymiał. To prawda wczoraj
po tym wszystkim zemdlałam ale dziś naprawdę czułam się świetnie i nic mi nie
było poza tymi małymi zadrapaniami. Nawet Jet i Droy zgodzili się że trzeba
mnie pilnować żebym nie wychodziła z łóżka. Spoko rozumiem, ale dlaczego akurat
on chciał mnie pilnować.
-Zjedz-powiedział dalej nalegać i podstawiając mi miskę z
zupą pod twarz. Prychnęłam i odwróciłam głowę w druga stronę.
-Nie- rzekłam hardo. Nie chcę być niańczona, nie mam już
pięciu lat.
-Jak zjesz to może urośniesz maluchu- przesadził.
Nienawidziłam gdy nazywał mnie maluchem.
-Chcę się przespać- powiedziałam i otuliłam się kołdrą
kładąc się. Byłam im wdzięczna za uratowanie nas, ale teraz chciałam pobyć
sama. Słyszałam jak wstaje odkłada miskę na stolik obok i wychodzi, po chwili
znów wrócił położył coś i odszedł. Usłyszałam lekkie zamykanie drwi po czym
westchnęłam. W końcu mogłam udać się w krainę snu i zostawić wczorajszy
dzień za sobą.
To już tydzień a ja nie mogę spuścić z niej wzroku.
Ciągle jej szukam, patrzę czy ciągle się jeszcze uśmiecha czy nic się nie
dzieje. Gdy poszła na misję miałem ochotę iść za nią, ale wiedziałem że nie
powinienem. I tak była już dość zdenerwowana gdy powiedziałem że nie powinna
jeszcze nigdzie iść . Wiem że poszła na tą misję tylko dlatego że jej
zabroniłem. Prychnąłem po nosem widząc ja siedzi pijąc kawę i rozmawiając z
Lucy szczęśliwa jak zawsze. Byłem ostatnio rozdrażniony i szkoda mi było trochę
Liliego ze wyładowywałem gniew na nim poprzez cięższe treningi.
-Ruszamy?-usłyszałem głos czarnego kotka i tylko kiwnąłem
głową. Może misja mi dobrze zrobi.
Widziałam jak wychodzi, nie patrzył w tę stronę ale ja
zawsze go obserwowała. Zawsze patrzyłam gdzie jest. Nie wiem dlaczego, może to
przez to że uratował mnie wtedy przed Laxusem , że byliśmy razem w drużynie na
wyspie Tenroo. Jasne jak słońce było to
że nie jest mi obojętny, ale wiedziałam także że on nie widzi we mnie kobiety.
Jestem dla niego malutka dziewczynką którą trzeba chronić . Zachowuje się
bardziej jak straszy brat. Mimo że chciałabym aby było inaczej, coś nie sądzę
by kiedyś coś z tego wyszło.
-Wszystko ok Levy- Spojrzałam na Lucy którą wyglądała na
trochę zmartwioną i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Tak- szepnęłam i popiłam łyk kawy. Było mnie więcej
okej.
-Czy martwi cię Gajeel?- zakrztusiłam się kawa i
spojrzałam z niedowierzeniem na przyjaciółkę Tak dobrze mnie znała.
-O co ci chodzi?- zapytałam niepewnie odkładając
filiżankę na bok i patrząc na nic uważnie.
-Cały czas za nim podążasz wzrokiem, szukasz go. Levy czy
cos się stało, czy zrobił ci coś jak się tobą zajmował?- była taka kochana, na
jej twarzy było wymalowane zmartwienie moją osoba. Spuściłam wzrok na ręce po
czym z westchnieniem spojrzałam znów na nią. Musiałam z kimś porozmawiać a
wiedziałam że Lu-chan może mi pomoże. Nie ona na pewno coś wymyśli.
-Myśłisz że Gajeel mnie nie lubi?- to było pierwsze co
przyszło mi na myśl by ją zapytać. Widziałam jej zdziwienie n twarzy a potem
lekkie zmieszanie.
-Dlaczego tak uważasz? Znów zrobił cos niemiłego , powiedział
ci coś co cię obraziło?- była lekko zła, bała się Gajeela ale wiedziałam że dla
przyjaciół zrobiłby wszystko.
-To nie tak,- odparłam szybko. Znów spojrzała na mnie
pytająco a potem uśmiechnęła się delikatnie,
-Ty go lubisz?- brzmiała teraz trochę jak Happy a ja
czułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Nie wiedziałam co
odpowiedzieć. Przecież nie mogła akurat jej skłamać. Kiwnęłam delikatnie głowa.
-Ale nie mów nikomu- powiedziałam szybko i dość cicho,
ale wiedziałam że mnie usłyszał. Kiwnęła głową i klasnęła w dłonie.
-Ty na pewno też nie jesteś mu obojętna- odparła wesoła
patrząc na mnie z uśmiechem . Mimo swego podekscytowania mówiła dość cicho
wiedząc że jeśli powie głośniej to zaraz przyleci ktoś kto mógłby rozpowiedzieć
całej gildii przez przypadek. Tak Erza Natsu czy Gray nie rozumieją do końca co
znaczy dyskretność.- Zobacz jak się zachowuje, wyróżnia Cię.- nie rozumiałam o
co jej do końca chodzi. Przecież zachowywał się zawsze tak samo.
-Wyróżnia?-zapytałam chcąc się dowiedzieć o co jej
dokładnie chodzi.
-Nie zauważyłaś?- teraz to na jej twarzy pojawiło się
zdziwienie i lekkie rozbawienie- Zauważyłaś żeby jakakolwiek dziewczyną tak
rozmawiał jak z tobą? By przejmował się kimś bardzie niż tobą? Troszczy się o
ciebie, wiec to proste ze mu zależy na tobie- oparła się delikatnie o oparcie
krzesła i zamyśliła- ale teraz pytanie w jakim sensie mu zależy- znów zbiła
mnie z tropu. Eh Lucy naprawdę czasami umiała pomieszać.
-Sensie?- kolejne pytanie z moich ust.
-Tak, musimy się dowiedzieć czy lubi cię jako
przyjaciółkę, jaką młodszą siostrę czy jako kogoś z kim mógłby być- odparła to
tak lekko że miałam wrażenie że Ona mimo że nigdy nie mówi o tym i nie ma
chłopaka to bardzo dobrze zna się na tych sprawach.
-Ale jak?
-To proste. Poczekamy aż wróci z misji, po czym urządzimy
wam jakieś wyjście- uśmiechnęła się a ja odwzajemniła uśmiech. Byłam
przeszczęśliwa wiedząc że Lu-chan tu jest i zawsze mi pomoże. Kochałam ją
Minęły dwa tygodnie a ja ciągle nie widziałam go. Nie
wrócił jeszcze z misji więc zaczynałam się trochę martwić. Potem okazało się że
wybrał się już na trzecią misję pod rząd co nieźle mnie zdenerwowało, gdyż ja
się tu zamartwiałam a on po prostu świetnie się bawił na misjach. Zaczynałam się martwic ze mój i Lucy plan
jednak nigdy nie wypali, bo Gajeel nie wróci zbyt szybko do gildii, a moja
odwaga z dnia na dzień uciekała. Kolejny dzień mijał, a ja siedziałam przy
stoliku sama czytając książkę o runach. Było dość wcześnie więc w gildii byłam
tylko ja, Mira i mistrz. Ostatnio spędzałam tu dość dużo czasu . Przychodziłam
wcześnie i wychodziłam późno czekając aż wróci, ale jednak szczęście chyba nie
było po mojej stronię. I wtedy drzwi otworzyły się i wszedł Lili a za nim lekko
pokiereszowany Redfox. Ucieszyłam się niesamowicie, ale nie dałam tego po sobie
poznać. Podszedł do Miry dając jej jakąś kartkę i chciał wziąć kolejną misję,
ale mistrz kazał mu odpocząć. Spojrzał na mnie przelotnie i ruszył ku wyjściu.
Gdy znalazł się już poza gildia szybko zamknęłam książkę i pakując ja do torby
wybiegłam za nim. Dogoniła go i chwyciłam za kawałek ubrania lekko dysząc.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Co jest maluchu?- zapytał kładąc jak to miał w zwyczaju
dłoń na mojej głowię. Czasami miałam wrażenie że robi to by pokazać że w
stosunku do niego jestem naprawdę niziutka. Wciągnęłam powietrze i zacisnęłam
powieki.
-O 20 przed starym dębem na górze widokowej, sam-
krzyknęłam i nie patrząc na niego uciekłam z wielkim rumieńcem…
Krzyknęła i odbiegła. Patrzyłem na jej znikające małe
ciało zaskoczony. Widziałem jak jej twarzyczka robi się czerwona i zacząłem
zastanawiać się czy czasem nie jest chora. Odwróciłem się za siebie i
spojrzałem na wielki zegar na szczycie wieży zegarowej. Była dopiero 10 rano,
wiec było jeszcze sporo czasu . Zacząłem się przez chwilę zastanawiać o co może
jej chodzić, ale skoro chce się ze mną widzieć to dlaczego mam nie przyjść.
-Pójdziemy?-zapytał Lili przyglądając mi się uważnie z
łapkami założonymi na piersiach.
-Pójdę- odparłem. Nie musiałem nic więcej mówić ,
wiedziałem że Lili zrozumie. Przecież powiedziała wyraźnie że mam być sam, więc
stawie się tam sam.
Myślałam ze nie przyjdzie, a jednak. Był tu , siedział naprzeciwko
mnie i ze smakiem zajadał się wszystkim co przygotowałam na te okazję.
-Czemu nie jesz?-zapytał przerywając swoją konsumpcję.
-Nie jestem zbyt głodna, ale cieszę się ze tobie smakuje-
odparłam uśmiechając się. To prawda, nie byłam głodna, przez te nerwy jakie mi
towarzyszyły nie byłam w stanie nic przełknąć. Zastanawiałam się co dalej. Lucy
mi pomogła wymyślić to wszystko, ale reszta leżała już w moich rękach. Musiałam
się odważyć. Musiałam to powiedzieć.
-Ale się najadłem- powiedział klepiąc się po brzuchu.
Spojrzał na mnie nieco poważniej- wszystko w porządku? Wypadasz na zdenerwowana
-oczywiście że byłam. Właśnie miałam powiedzieć cos co może zepsuć nasza przyjaźń.
Znów wzięłam głęboki oddech po czym zacisnęłam
powieki.
-Gajeel, Lubię Cię- krzyknęłam, i czekałam. Nie słysząc odpowiedzi
otworzyłam delikatnie oczy i spojrzałam na niego. Wyglądał na zdziwionego , ale uśmiechał się . Jego dłoń znalazła się na
mojej głowię i poklepał mnie lekko.
-Ja też cię lubię, nie ma co- odparł a ja poczułam ucisk
w sercu. Nie zrozumiał moich uczuć, a co gorsze czułam ze zaraz wybuchnę
płaczem. Szybko wstałam zaciskając małe piąstki na końcu sukienki.
-gomen- szepnęłam i odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia,
ale poczułam ucisk na nadgarstku. Chciałam spojrzeć na niego, ale wtedy
mogłabym się rozpłakać. Znów wzięłam głęboki oddech i zamykając oczy odwróciłam
się i pocałowałam go. Było coś nie tak. Otworzyłam oczy i odsunęłam się od
niego. Pocałowałam go w brodę a on stal jak kamień ze zdziwieniem wymalowanym
na twarzy.
-Faktycznie jestem jak dziecko. Jestem mała , nie potrafię
nawet dobrze cię pocałować- czułam ja po moich policzkach lecą łzy. Otarłam je
,ale to nic nie dawało, one ciągle leciały- jestem beznadziejna. To co
wydarzyło się potem było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Czułam jego silne ramię
oplatające mnie. Jego dłoń trzymała moją brodę a jego gorące usta znajdowały się
na moich. Jego pocałunki były taki żarliwy że czułam że się zaraz rozpłynę.
Dłonie wplątałam w jego czarne włosy delikatnie je czochrając. Pogłębiał
pocałunek a ja nie opierałam się, jego język gładzący moje podniebienie i mój
język to było to czego teraz potrzebowałam. Nie chciałam rozmawiać, nie
chciałam słyszeć słow. Teraz chciałam tylko czuć że jest blisko mnie, czuć jego
dotyk n swoim ciele. Naparłam delikatnie na niego i po chwili poczułam jak opadamy.
Mimo tego ze wylądował na ziemi z dość mocnym hukiem, a ja na nim to nie
przerwał pocałunku. Jego ręka z mojej brody znalazła się po chwili na moim
biodrze i powoli zjeżdżała ku moim pośladkom. Jęknęłam cicho gdy jego duża dłoń
zacisnęła się na moim pośladku. Uśmiechnął się szarmancko odrywając się od
moich ust i zaczynając całować moją szyję. To gdzie teraz się znajdowaliśmy nie
miało nawet teraz znaczenie. Liczyliśmy się teraz tylko my. Jego druga dłoń
znalazła się na moim brzuchu pod moją sukienką . Jego dotyk był taki żarliwy
jakby spragniony dotyku. Jęknęłam cicho i wtedy usłyszałam wybuch. Oderwaliśmy się
od siebie i spojrzeliśmy w niebo z uśmiechami. Zeszłam z niego i usiedliśmy. Było
niezręcznie, nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
-Gajeel- odezwałam się w końcu patrząc na niego i
umilkłam. Siedział z rumieńcem na twarzy. Położył dłoń na mojej głowię przekręcając
ją tak bym nie patrzyła na jego twarz. Zachichotałam cicho z tego. Wtuliłam się
w jego bok a on objął mnie ramieniem. Nie musieliśmy nic mówić. Ten czas, ten
dzień obydwoje zapamiętamy na zawsze. Początek miłości, początek czegoś co
sprawia że stajemy się silniejsi.