Lucy x Loki: Noc pełna gwiazd
Witajcie,
nazywam się Lucy Heartfili, mam 25 lat i jestem niesamowicie szczęśliwa
księżniczką najwspanialszego królestwa. Mam kochającego męża i dwie wspaniałe
córeczki które kocham ponad życie i za nic nie chciałabym aby doznały
jakiejkolwiek krzywdy, niestety nie wszystko to miałam od zawsze. Moje
młodzieńcze lata były naprawdę bolesne a ja sama wspominam je z wielkim
grymasem na twarzy. Mimo to postanowiłam się w końcu z kimś podzielić tą
historią bo uznałam iż mimo bolesna to naprawdę warta wysłuchania. Wszystko
zaczęło się w 777r. gdy miałam 10 lat. Mój ojciec był bardzo dobrym i
kochającym ojcem, ale nie tylko dla mnie. Byłam księżniczka, a więc mój ojciec
król władający potężnym królestwem musiał dzielić swą miłość pomiędzy mnie a
swoich poddanych. Moja matka była jedną z najwspanialszych królowych jakie
kiedykolwiek żyły. Zawsze traktowała dobrze innych i kochała każde żyjące
stworzenie. Była dla mnie inspiracją jak być nową niesamowitą królową. Zawsze
chciałam być taka jak ona, kochana i podziwiana przez wszystkich. Jednak nikt
tak bardzo nie podziwiał jej jak mój ojciec. Był w nią wpatrzony jak w obrazek.
Kochał ją najbardziej na świecie. Czasami miałam wrażenie że tej miłości
zaczyna brakować dla mnie, ale nigdy się nie skarżyłam. Nawet gdy dostałam od
niego w twarz za złe zachowani to nigdy nie płakałam, zawsze wszystko znosiłam
dzielnie, do pewnego czasu. Przybyła nie wiadomo skąd. Piękna o długich blond
włosach księżniczką małego kraju. Ledwo żywa przyjechała do nas na koniu
zostawiając swoich podwładnych na pastę innego sadystycznego króla a sama się
ratując. Była ledwo żywa więc moi rodzicie ją od razu przyjęli i służba
opatrzyła jej rany. Nie zaglądałam do niej gdyż służba mi zabraniała, ale
słyszałam pogłoski że była naprawdę piękna , ale jej oczy były chłodne. Była
niczym królowa lodu. Przez te wszystkie plotki byłam naprawdę ciekawa jej
wyglądu. Pewnego dnia ojciec poprosił bym zaniosła jej kosz owoców do pokoju co
uczyniłam szczęśliwa jak nigdy. Z grzeczności oczywiście najpierw zapukałam,
ale nie doczekałam się odpowiedzi wiec lekko uchyliłam drzwi. Widząc moją małą
twarzyczkę uśmiechnęła się delikatnie co dodało mi otuchy i żwawo weszłam do
środka.
-Tata
posyła owoce- powiedziałam nieśmiało odwzajemniając uśmiech. Służba nie
kłamała, była niesamowicie śliczna, jej długie blond włosy porozrzucane po
całym łożu były jaśniejsze niż moje. Jej niebieskie oczy były zimne jak lud,
jakby pozbawione uczuć, ale za to jej uśmiech rozgrzewał serca.
-Więc
jesteś następczynią tego cudownego królestwa?- zapytała głaszcząc mnie
delikatnie po policzku.
-Hai-
odparłam szczęśliwa wdrapując się na krzesło obok. Wtedy nawet nie zdawałam
sobie sprawy jak bardzo ta kobieta namiesza. Czesto do niej przychodziłam,
opowiadała mi naprawdę niesamowite historię a ja bardzo uważnie słuchałam. Moja
matka widząc mnie szczęśliwa była tak samo szczęśliwa, ale nie wiedziała że
ukrywała ból w sercu, ból zdrady.
-Zostaw
moją rodzinę!- pierwszy raz widziałam wtedy jak moja matka podnosi głos, ale to
nie było najgorsze z tego wszystkiego, najgorszy był ten uśmiech którego nigdy
wcześniej nie widziałam. Ta kobieta uśmiechała się tak perfidnie w stronę mojej
matki , jakby pokazywała jej że to teraz ona jest panią tego zamku. Wtedy nie
wiedziałam co się dzieję, ale po jakimś czasie zrozumiałam. Moja matka
zachorowała, była przemęczona i choroba panująca po kraju dopadła także ją,
mimo moich modlitw i starań jej stan ciągle się pogarszał. Gdy miałam 11 lat
odeszła ode mnie, ale mimo tego mój ojciec nie pozostał długo wdowcem, przyjął
sobie już kolejną żonę by zapełnić lukę po stracie mojej matki. Tej którą
kochał najbardziej, tej za którą był w stanie oddać życie. A najgorsze że moją
macochą została ta sama kobieta która przybyła do naszego kraju jako ranna
księżniczka. Lila- piękne i delikatne imię jakie posiadała było
odzwierciedleniem jej urody ale nie charakteru. Po tym jak objęła stanowisko
królowej jej zachowanie diametralnie się zmieniło, traktowała mnie jak śmiecia
a mój ojciec? nie potrafił nic z tym zrobić, jego spojrzenie stało się tak samo
lodowate jak jej.
Szłam
korytarzem , pewna siebie i wyprostowana. Moja suknia była raczej prosta.
Zwykła zielona , bufiasta uwydatniająca biust i zakrywająca kostki. Miała na
boku przewiązaną jedynie kokardkę, nie chciałam się dziś stroić, nie dla nich.
Wczoraj skończyłam 16 lat, a mój ojciec stwierdził że to najwyższy czas
zamążpójścia. Dla mnie była to głupota, gdyż nie chciałam wychodzić za kogoś
kogo nigdy w życiu nie widziałam, moim zdaniem to powinien być ktoś kogo sama
wybiorę za nie ktoś kogo wybierze mój ojciec, albo ta kobieta. Podeszłam do
dużych dębowych drzwi i nawet nie pukając kazałam straży je otworzyć. Dumna i z
głową podniesioną do góry weszłam do sali patrząc uważnie na ojca.
-Witaj
ojcze- uśmiechnęłam się sztywno i ukłoniłam lekko.
-Lucy-
kiwnął głową i ścisnął dłoń swojej wybranki , której wzrok był skupiony na
młodym mężczyźnie stojącym niedaleko jej prawego boku. Przelotem spojrzałam na
niego. Był wysoki i umięśniony, jego ciemne włosy delikatnie przykrywały jego
twarz co dodawało mu uroku, a jego szarmanckie spojrzenie zapierało dech w
piersi, ale mimo to nie mogłam sobie pozwolić na to by jakiś tam chłopaczek
uwiódł mnie.
-Więc czy
coś się stało że mnie wezwałeś?-zapytałam lekko ironicznie doskonale wiedząc po
co tu przyszłam.
-wybraliśmy
ci mężczyznę życia, ale wątpię czy jest dobry dla ciebie, myślę że jest za
dobry dla takiej dziewuchy bez manier- teraz to przesadziła. Widać było gołym
okiem że podobał jej się ten chłopak i pewnie sama jak najszybciej wpadła by do
jego łóżka i spędziła z nim noc. Prychnęłam tylko pod nosem i znów uśmiechnęłam
się sztucznie. Nie odpowiedziałam po prostu stałam, wiedzą że to denerwuję
Lile. Zaciskała delikatnie swoje pięści na oparciu swojego tronu, ale tak samo
jak ja nie dawała po sobie poznać swojego zdenerwowania.
-Przepraszam
ale czy mógłbym porozmawiać z Lucy-sama?-odezwał się w końcu chłopak patrząc na
mnie i uśmiechając się w moją stronę.
-Oczywiście,
chciałbym aby wasze zaręczyny doszły do skutku- odpowiedział mój ojciec.
Chłopak podszedł do mnie podając mi swoją rękę. Szybko chwyciłam jego ramię i
pośpiesznie puściliśmy sale. Nie miałam ochoty dłużej przebywać w tamtym
pomieszczeniu. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale moje szczęście przecież
nie może trwać wiecznie.
-Więc
panienko Lucy czym się interesujesz?-zapytał ciągle się uśmiechając co było
troszkę irytujące.
-To zależy
co mnie zaciekawi. Uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu, wychodzić do
młodzieży gdzie mogę pobyć ze swoim ludem chodź troszkę- odparłam jakby od
niechcenia.
-Jesteś
niesamowitą osobą, tak jak mówiła służba. Twoja matka….
-Nie jest
moją matką!- odparłam szybko przerywając mu co troszkę wyprowadziło go z
równowagi.
-Wybacz,
nie wiedziałem, ale skoro mówiła o tobie takie rzeczy to chyba nie może być
twój matką- odparł jakby na chwilę się zastanawiając.
-Takie
rzeczy? To znaczy jakie?-zapytałam zaciekawiona.
-Że jesteś
niekompatybilna, dużo marudzisz i jesteś osobą o wielkim mniemaniu o sobie ,
nieznającą się na dobry wychowaniu- powiedział nieco rozbawiony a co najlepsze
mnie też to sprawiło troszkę humoru.
-Chyba
powiedziała wszystko o sobie- odparłam pierwszy raz uśmiechając się do niego
szczerze.
-Masz
piękny uśmiech – powiedział zatrzymując się i patrząc mi w oczy.
-Dziękuje
odparłam, wybacz mi ale nie wiem jak masz na imię- odparłam szczerze
przysiadając na murku. Znajdowaliśmy się jeszcze w zamku, na dziedzińcu.
-Wybacz mi
moją nieuprzejmość, jestem Gray Fulbaster- odparł kłaniając się i całując moją
dłoń. Był bardzo miły, ale strasznie sztuczny. Ten wieczór był niesamowity i
mimo tego że opierałam się małżeństwu z zobowiązania to Gray był naprawdę
niesamowitym mężczyzna. Gdy tylko znalazłam się w swoim pokoju od razy rzuciłam
się na łóżko przytulając moją pluszową lalkę , którą dostałam od matki.
Odwróciłam się na plecy i patrząc w sufit ciężko westchnęłam. Nienawidziłam
swojego życia, ciągle musiała udawać że wszystko jest okej że to co robi moja
macocha jest w porządku, że w tym raju nic nie dzieje się złego, co oczywiście
nie było prawdą. Ludzie zaczynali umierać wyniszczani przez choroby, ojciec
zaniedbywał swoich ludzi patrząc tylko na potrzeby swojej żony. Nasz kraj
prowadził bezsensowe wojny w których ginęli niewinni ludzie. Przytuliłam moją
małą siostrzyczkę(lalkę) po czym poszłam się przebrać i zasnęłam
Obudziłam
się strasznie gwałtownie. Zapewnię spałabym dale gdyby nie służba bardzo głośno
zachowująca się niedaleko mojego pokoju. Panowała wrzawa i wiedziałam że coś
jest ni tak. Szybko wyskoczyłam z łóżka
i zakładając szlafrok na swoją piżamę i cichutko wyszłam ze swojego pokoju.
-Mia-
szepnęłam widząc brązowooką kobietę przechodzącą niedaleko.
-Lucy-dono
proszę wracać do pokoju przeziębi się pani- odezwała się opiekuńczo kobieta.
Zawsze traktowały ją jak córkę a ona kochała bardziej swoje służące niż
macochę.
-Czy coś
się stało?- zapytałam olewając jej prośbę o powrót do pokoju.
-Nic
takiego, proszę wracać do pokoju- znów rzecznie poprosiła, ale na jej twarzy
widniało zdenerwowanie.
-MIA!-
podniosłam lekko głos wiedząc że inaczej nic z niej nie wyciągnę. Spuściła na
chwile wzrok po czym nabrała powietrza do płuc głośno je wypuszczając.
Spojrzała na mnie niepewnie.
-Przed
chwilą doszło do napaści na jedną ze służek, znajdowała się wtedy blisko
skarbca, gdyż niosła kolacje stróżowi . Niestety zapytana o wygląd sprawcy nic
nie pamiętała, jakby miała wielką dziurę w głowie. Ze skarbca nie zniknęła na
szczęście nic kosztownego, a straty są niewielkie- odparła szybko jakby bojąc
się że ktoś może ją usłyszeć.
-Arigato-
odparłam i uśmiechnęłam się do niej po cym ruszyłam w stronę pokoju gdzie
znajdował się świadek. Ojciec pewnie nawet się tym nie przejął, bo przecież
płaci im za to by utrzymywali porządek. Szybkim krokiem weszłam do pokoju.
-Czy
możecie zostawić mnie samą z Kaya?-zapytałam grzecznie. Każdy spojrzał po sobie
i niepewnie kiwnęli głowami po czym opuścili pokój zostawiając mnie sama z dość
młodą dziewczyna.
-Lucy-hime
gomen, nie potrafię- mówiła, a z jej oczu płynęły łzy. Podeszłam do niej i
siadając koło niej przytuliłam ją.
-To musiał
być wielki szok, nie przejmuj się- odparłam zdając sobie sprawę że dziewczyna
musi być w szoku.
-Był
przystojny ,niesamowicie przystojny i potem czułam ból i nic więcej nie wiem-
powiedziała nadal szlochając.
-Spokojnie,
nie przejmuj się tym już- odparłam głaszcząc ja po włosach i uspokajając.
Zastanawiałam się kto był na tyle głupi a jednocześnie odważny by napaść na
królestwo rodziny Heartfili.
Dziewczyna
szybko zasnęłam zmęczona wydarzeniami, a ja powróciłam do pokoju także szybo
zasypiając. Kolejne dni mijały mi dość spokojnie, zapoznałam się bliżej z
Gray’em który był naprawdę sympatyczny i chyba mnie polubił, ale ja już
wiedziałam że nie chce za niego wychodzić. Był dla mnie miły i lubiłam go,
naprawdę, ale nie wyobrażałam sobie bym mogła dzielić z nim łoże i przyszłość.
14 lipca 784. Była późna noc, nie spałam. Była pełnia zawsze nie spalam wtedy
patrząc na księżyc i gwiazdy. Siedziałam na swoim balkonie opatulona w koc i
wsłuchując się w nocną ciszę. Moje oczy znów były czerwone od płaczu po
dzisiejszej kłótni z macochą. Nienawidziła jej z całego serce i mimo iż
chciałam aby każdy mógł żyć spokojnie na tym świecie to naprawdę chciałam aby
ona w końcu poczuła choć trochę cierpienia tych których skrzywdziła. Usłyszałam
hałas na korytarzu i obierając delikatnie oczy po cichu wyszłam ze swojego
pokoju zostawiając koc na balkonie. Szłam powoli nie wydając nawet jednego
odgłosu. W chwili znalazłam się koło skarbca i ujrzałam strażnika, rozmawiał z
kimś po czym otworzył skarbiec. Oburzona wyszłam szybko zza rogu by sprawić mu
ładne kazanie i nagle mnie zamurowało. Nic dziwnego że Kaya nie pamiętała nic.
Po zobaczeniu takiej twarzy też popadłabym w obłęd marzeń i fantazji, ale musiałam
się trzymać.
-Co tu się
dzieje?- zapytałam hardo patrząc to na nieznajomego zatrzymanego w połowie
wejścia do skarbca, to na strażnika widocznie przestraszonego moja obecnością.
-Lucy-sama-
powiedział przerażony patrząc to na mnie to na włamywacza- ja wszystko wy….. –
nie dokończył gdyż nieznajomy przerwał mu ruchem ręki patrząc na mnie uważnie
od stóp do głowy.
-Wiec to
jest ta niesamowita Lucy, a może nie tak bardzo- nie wiem nawet kiedy znalazł
się blisko mnie podkładając mi nóż pod gardło. Przestraszyłam się , zadrżałam
lekko le nie odsunęłam się. Byłam księżniczka tego kraju i musiałam bronić jego
majątku. Stałam prosto i spojrzałam w oczy. Tak niesamowicie hipnotyzujące
czarne oczy.
-Hmmm, mimo
iż widać strach w twoich oczach to nie poddajesz się, podobasz mi się- uchwycił
mój podbródek i zbliżył swoją twarz patrząc mi uważnie w oczy.
-Kim
jesteś?- zapytałam nie odrywając od niego spojrzenia
-Można
powiedzieć że od teraz będę twoim koszmarem, albo marzeniem- po tych słowach
puścił moją twarz i minął mnie. Nie potrafiłam się ruszyć mimo wszystko moje
ciało było jakby zahipnotyzowane, ale tak naprawdę było zdrętwiałe. Ze strachu
nie potrafiłam się ruszyć.
-A propos
ładna piżamka- po tych słowach zniknął zza zakrętem a razem z nim strażnik
skarbca.
Strażnik
szybko znalazł się nowy, ale ja ciągle nie potrafiłam zapomnieć tych bujnych
pomarańczowych włosów i tych czarnych oczu. Chciałam wiedzieć jak ma na imię i
czego szuka akurat w tym zamku. Westchnęłam przewracając się ciągle z boku na
bok. Dziś był dzień moich zaręczyn a ja nie miałam ochoty się na nie udawać. Ze
zrezygnowaniem zeszła z łóżka gdy do mojego pokoju weszły trzy służące z
wielkimi uśmiechami na twarzach. Wiedziałam że były przeszczęśliwe że mogą mnie
przygotować do tak ważnego dnia w moim życiu, ale mnie nie było tak wesoło jak
im. Miałam na sobie jedwabistą suknie koronkową koloru jasnego różu i trochę
białego. Włosy miałam lekko podkręcone , ale rozpuszczone. Wyglądałam naprawdę
ładnie i być może gdyby to była inna okazja cieszyłabym się.
-Lucy- mój
ojciec zawitał w progu mojego pokoju uśmiechając się do mnie delikatnie.
Prychnęłam tylko delikatnie i podnosząc za końce suknie lekko do góry minęłam
go bez słowa.
-Mówię do
ciebie!- podniósł głos chwytają mnie za ramie gdy przechodziłam obok niego.
-Myślę ze
nie mamy o czy rozmawiać- stwierdziłam i wyrwałam rękę z jego uścisku.
Ostatnimi czasy było coraz gorzej, odpychałam go od siebie jeszcze bardziej. Na
sale weszłam pewnym krokiem , a widza uśmiechniętego Gray’a ruszyłam w
przeciwnym kierunku. Nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać ,a przecież i tak
spędzę z nim resztę życia. Goście grzecznie się uśmiechali i gratulowali mi
moich zaręczyn . Nie chciała tego, to wszystko było nie dla mnie, myślałam
tylko o tym aby mnie ktoś uratował.
-Lucy-
usłyszałam za plecami swoje imię. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się cierpko.
Mój przyszły mąż podawał mi ramie zapewne chcąc abym udała się w miejsce gdzie
znajduje się teraz mój ojciec i tamta kobieta. Przelotnie spojrzała po gościach
i z wielki bólem ruszyłam w stronę
tronu. Teraz moje życie będzie jeszcze gorsze, nigdy nie wydostanę się z tej
klatki.
Czy tylko
ja byłam znudzona tym wszystkim? Wszystko co tu się działo było takie strasznie
sztuczne. Te uśmiechy, te ciepłe słowa, aż mi się niedobrze robiło. Nadszedł w
końcu finałowy moment, przemówienie mojego ojca. Siedziałam jak na szpilkach a
Gray próbował dodawać mi otuchy swoich słodkim uśmiechem, który działa
odwrotnie.
-Moja mała
Lucy w końcu weszła w ten okres wiekowy, gdy z żalem, ale musze w końcu oddać
ja innemu mężczyźnie. Chciałbym aby zawsze była moją mała córeczka- prychnęłam
na to stwierdzenie i przestałam go słuchać , wpatrywałam się w księżyc za
oknem. Piękna pełnia dawała uroku dzisiejszej nocy.
-A teraz
zaręczyny chciałbym uczcić wspaniałym pocałunkiem- ostatnie słowa mojego ojca
zwróciły moja uwagę. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc do końca. Ze niby on i
ten babsztyl będą się całować przy wszystkich? I dopiero po krótkiej chwili
zrozumiałam ze nie chodzi o niego tylko o mnie. Gray czekał koło mojego ojca z
niecierpliwością, czekał aż podniosę tyłek z tronu i podejdę. Mój pocałunek
miał być zgoda jak i podpisem że nasze zaręczyny dobiegły końca i wyczekiwać
tylko ślubu. Niechętnie wstałam poprawiając przy tym swoja suknie. Szłam powoli,
bardzo powoli by jak najdłużej odwlekać to przed czym nie mam już ucieczki.
Będąc blisko mojego narzeczonego uśmiechnęłam się sztucznie. Już do końca życia
będę musiała grać szczęśliwa. Wtem nagle zgasły światła. Przestraszyłam się i
chciała zrobić kok do tyłu Potknęłam się ale ku mojemu zdziwieniu nie upadła.
Poczułam tylko czyjeś silne ramiona oplatające moje ciało, a potem czyjeś
ciepłe wagi przy moim uchu.
-Nie bój
cię księżniczko- nie mogła uwierzyć w to co słyszała, a raczej kogo słyszała.
Mimo iż tylko raz słyszałam jak mówił to bardzo dobrze zapamiętałam jego głos.
Chciałam krzyknąć , zawołać straże, ale był taki hałas ze sama z ledwością
własne myśli słyszałam, a potem nic ciemność pusta i piekielny ból na karku.
Obudziłam
się w jakiejś ruderze, nie wiem co to było za miejsce, ale było bardzo ubogie.
Nie przywykłam do takich warunków, ale nie było i to obce. Widziałam jak ludzie
mieszkali w domach które mogły im zagrażać. Nie byłam związana co bardzo mnie
dziwiło, przecież byłam zakładniczką co nie? Niestety drzwi były zamknięte, a
nie było żadnych okien. Nawet światła, jedyne co oświetlało ten mały pokoik to
przygasająca świeczka. Było dość czysto. Było tu łóżko, drewniane , skrzypiące.
Mała szafka nocna i jakaś komoda. Mimo to i tak zajmowało to wszystko większość
pokoju. Z rezygnacja znów opadłam na łóżko. Nie spałam już dość długi czas i co
trochę próbowałam otworzyć te cholerne drzwi. Byłam głodna, strasznie. Po
chwili usłyszała skrzypienie drzwi i od razu podniosłam się do pozycji siedzącej.
Zdziwiłam się widząc pomarańczo włosego chłopaka w luźnym ubraniu. Mimo iż
byłam zła jak diabli to widząc tace z jedzeniem nie odezwałam się. Podszedł
podając mi ją po czym usiadł obok patrząc na mnie uważnie.
-Wybacz,
ale w naszym kraju się nie przelewa- powiedział a w jego oczach było widać
smutek. Faktycznie jedzenia nie było zbyt wiele, ale czy mam prawo wybrzydzać.
Ze smakiem zjadłam to co i podał mimo iż chleb był troszkę twardy a zupa słona
to musze stwierdzić ze mi smakowało.
-To jest
porwanie- odezwałam się w końcu gdy odstawiłam tace. Odwróciłam się w jego
stronę i stwierdziłam ze moja twarz jeszcze nigdy nie znajdowała się tak blisko
mężczyzny , dzieliły nas zaledwie milimetry. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Wybacz mi
za to, ale jakoś wydawało mi się że nie masz ochoty całować i wychodzić za tego
gościa- odparł jakby od niechcenia ciągle patrząc mi w oczy, a ja byłam zbyt
dumna by cofnąć spojrzenie.
-To nie
twoja sprawa za kogo wychodzę i kogo całuje- powiedziałam hardo. Jego brew
uniosła się do góry, a po chwili czułam jego ciężar na sobie. Przygwoździł mnie
swoim ciałem do łózka które strasznie skrzypnęło.
-Wiec
uważasz że takie rzeczy powinno się robić z przymusu, wiec ci cos pokaże- po
tych słowach brutalnie wpił się w moje usta. Jego język do razu zaczął
penetrować moje usta. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy kiedy jego jedna
ręka zaczęła masować przez materiał moje piersi , a druga błądziła po moich
udach. Bałam się, próbowała się bronić, chciała uciec. Ale chłopak nagle
przestał wstając ze mnie i patrząc na mnie wzrokiem bez uczuć. Patrzyłam na
niego zapłakanym wzrokiem, myślałam że mnie zgwałci posiądzie, bałam się, ale
nie zrobił tego. Pytanie dlaczego?
-Widzisz do
czego doprowadza cię takie myślenie? Myślisz ze czułabyś się inaczej gdyby to
tamten koleś cię całował? Jeśli to on by cię dotykał? Też go nie znasz i nie
kochasz wiec czułabyś się tak samo, jakby bezcześcił twoje ciało, powinnaś
pomyśleć o tym- po tych słowach wyszedł trzaskając drzwiami i zamykając je na
klucz. Rozpłakałam się na dobre, bałam się go. Dotknęłam moich ust palcem, jego
brutalny pocałunek na zawsze zostanie w mojej pamięci, mój pierwszy pocałunek.
Siedziałam
ta już może czwarty dzień, do końca nie wiem. Nie przyszedł więcej, jedzenie
przynosił mi jakiś mały chłopczyk w towarzystwie jakiegoś osiłka. Zaś do
toalety prowadzała mnie młoda kobieta. Mimo tak ubogiego życia jakie prowadzili
byli naprawdę szczęśliwi. Mieli podobno kochanego księcia, który próbował jakoś
wydostać ich z tego bagna. Słyszałam od dziewczyny która się czasami mną
zajmowała że kilka lat temu żyła tu kobieta, która uwiodła króla. Zostawił on
swoją zonę i wyszedł za te kobietę, doprowadziła ona do choroby króla , aż w
końcu do jego śmierci jak i śmierci na kraj. Przez nią były toczone niepotrzebne
wojny po czym opuściła królestwo pozostawiając je same sobie wraz z 13 letnim
małym księciem. Chciałam go poznać, ale nie było go. Chciałam mu pomóc.
-Książe
powiedział że może cię dziś odwiedzić jeśli zechcesz- powiedziała młoda kobieta
odprowadzając mnie do pokoju.
-Oczywiście-
uśmiechnęłam się zadowolona że w końcu go poznam. Nie musiałam długo czekać, bo
zaledwie po wyjściu kobiety ktoś cichutko zapukał po czym przekręcił kluczyk w
drzwiach i wszedł do środa. Widząc pomarańczowe włosy prychnęła tylko cicho i
obrażona zakładając nogę na nogę usiadłam na łóżku.
-Chciałam
się widzieć z księciem- powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
-Wiec
jestem, pospiesz się- odparł znudzony. Spojrzałam na niego z niedowierzeniem.
On miał być tym wspaniałym księciem? Ten który mnie porwał i przetrzymuje tutaj
jest tym wspaniałym księciem Lokim? No chyba sobie żartujecie.
-Żartujesz?-spytałam
dalej niedowierzając.
-Mam sporo
spraw więc jeśli to wszystko to do widzenia- powiedział i już chciał wychodzić.
-Zaczekaj-
powiedziałam podnosząc się. Znów to chłodne spojrzenie skierowane w moja stronę
od którego przechodziły mi ciarki po plecach.
-Więc?-ponaglił
mnie.
-Chcę pomóc
twojemu państwu- odparłam. Zaśmiał się sucho.
-Ty? A niby
jak?
-Moje
królestwo jest jednym z najwspanialszych, moglibyśmy ci pomoc z biedą w kraju,
pomoc mieszkańca- powiedziałam próbując go jakoś przekonać.
-Twoje
państwo tez tak skończy- odparł sucho i znów chciał wyjść, ale szybko go
zatrzymałam chwytając za ramię. Syknął, a ja momentalnie je puściłam
-Gomen, co
ci?- przeprosiłam , ale zawsze byłam ciekawska.
-To nic,
ostatnia walka była ciężka- odparł od niechcenia. Jednak uśmiech bardziej mu
pasował.
-Co miałeś
na myśli mówiąc że moje państwo tez tak skończy?
-Wasza nowa
królowa, jest moją stara macochą- po tych słowach wyszedł. Stałam osłupiała,
nie mogłam tu dłużej zostać, musiałam ratować moje królestwo.
Ostatnio
coraz częściej przychodził do mojego pokoju. Dorze mi się z nim rozmawiało. Był
bardzo sympatyczny, a jego uśmiech poprawiał humor i mnie. Dowiedziała się że
porwał mnie by wywabić moja macochę, chce aby w końcu poczuła ból odrzucenia i
choć cząstkę cierpienia ludzi. Byłam razem z nim, ale ciągle nie mogłam
zapomnieć naszego pierwszego pocałunku. Siedział właśnie naprzeciwko mnie śmiejąc
się. Przyglądałam mu się z fascynacją. Książęcy strój naprawdę mu pasował. Był teraz taki beztroski, jakby ten cały
świat naokoło niego nie istniał. Spojrzałam po chwili na niego z lekki
smutkiem.
-To był mój
pierwszy pocałunek- powiedziała jakby sama do siebie spuszczając głowę.
Poczułam jak łapię mnie za podbródek i speszony przecier dłonią moje usta.
-Wybacz,
zapomnij o nim- był jakby zasmucony tym co zrobił. Spojrzałam w jego ciemne oczy zatapiając się w
nich. Uwielbiała jego uśmiechnięte spojrzenie skierowane w moją stronę cos
jakby mnie do niego przyciągało, jakby był mi bardzo bliski. Dotknęłam
delikatnie jego policzka, jadąc dłonią delikatnie w górę aż do jego włosów,
które lekko odgarnęłam. Przy uchu znajdowała się blizna. Przejechałam po niej
delikatnie palcem. Jego twarz zaczęłam się niebezpiecznie zbliżać. Miałam
ochotę go odepchnąć, ale gdy jego wargi delikatnie musnęły moje, ta ochota
przeszła. Był delikatny, jego pocałunki były niepewne, a dotyk tak delikatny ze
niemal się rozpływałam pod jego dotykiem. Moja dłoń wplątała się w jego włosy
delikatnie je przeczesując i przybliżając do siebie . Jego język zaczął
delikatnie masować moje wargi co sprawiało że miałam ochotę na więcej. Jego
prawa dłoń znalazła się na moich plecach masując je powoli. Zaczął na mnie
napierać przez co wylądowałam na łóżku przygnieciona jego ciężarem, tym razem
jednak mi to nie przeszkadzało. Jego lewa dłoń zaś spoczęła na mojej tali
zjeżdżając powoli coraz niżej. To było dziwne uczuć, ale jednak takie przyjemne.
Oderwał się ode nie i spojrzał nie pełen
troski.
-Ja…-
odezwał się niepewnie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Pierwszy raz od dawna
uśmiechnęłam się naprawdę szczerze i dotknęłam jego policzka, przysuwając jego
twarz bliżej, tak że znów połączyłam nasze usta. Jego język po chwili wkradł
się do moich ust. Nie był natarczywy, jego ruchy były powolne co sprawiało mi
przyjemność. Po chwili zjechał pocałunkami na szyje, która obdarował niejednym
delikatne muśnięciem warg. Moje dłonie wplatane w ego włosy i przeczesujące je,
także dawały mu rozkosz. Jego ciche pomruki przyspieszały bicie mojego serca.
Czułam jak jego sprawne ręce znajdują się na moich pośladkach co muszę przyznać
było bardzo przyjemne i podniecające. Delikatnie zaczęłam rozpinać jego koszule
gdy powrócił do całowania moich ust. Zaśmiał się czule pomagając mi. Po krótkiej
chwili jego koszula wylądowała na brudnej ziemi, a ja mogłam zachwycać się jego
umięśniona klatą. Każde najdrobniejszy mięsień był widoczny, ale także posiadał
kilka blizn które szpeciły jego piękne ciało.
Przeturlałam się tak że teraz to on leżał pode mną a ja siedziałam na
nim okrakiem. Łóżko zaskrzypiało, a na mojej twarzy pojawił się lekki grymas,
który po chwili zniknął . Zaczęłam całować delikatnie jego klatkę piersiową scałowując
dokładnie każdą z blizn pozostawioną po walkach. Pocałunkami przeniosłam się na
jeden sutek i ugryzłam go. Syknął śmiejąc się. Pocałunkami zaczęłam schodzić
niżej, jego oddech był szybszy, a ja myślałam że moje serce zaraz wyskoczy z
orbity. Kto by pomyślał że będę robić takie rzeczy z kimś kogo prawie nie znam.
Scałowałam jego podbrzusze i gdy zaczynałam odpinać jego pasek od spodni
podniósł mnie do góry i wpił się w moje usta. Dłońmi błądził po moich plecach rozwiązując
suknię. Gdy tylko się z nią uporał szybko pomogłam u ją z siebie zrzucić i teraz siedziałam na nim, samych majtkach i gorsecie. Czułam się
niezręcznie. Obrócił się tak ze znów to a byłam pod nim. Zaczął całować mój dekolt.
Jedną ręką delikatnie masował pierś, a drugą błądził po brzuchu. Jego erotyczne
tortury mogłyby trwać wiecznie, było mi tak dobrze przy nim i jego
pieszczotach. Językiem przejechał między
moimi piersiami by po chwili chwycić w żeby sznurowadło od gorsetu, jednym
sprawnym pociągnięciem rozplatał je, by móc uwolnić moje piersi z tego
obcisłego więzienia. Gorset wylądował obok jego koszuli i mojej sukni. Zaczął się bawić moimi piersiami. Co chwilę
całował to jeden sutek to drugi przygryzające je. Czułam jak pod wpływem jego ciepła
twardnieją co sprawiało mi jeszcze większa rozkosz.
-Loki-
szepnęłam nie mogąc się oprzeć. Nie wiedziałam że taka bliskość może dać tyle
rozkoszy. Zaczął rozpinać swoje spodnie. Szybko się ich pozbył i został w same
bieliźnie. Powrócił do przerwanej czynności. Całował moje podbrzusze, a a
czułam jak wszystkie mięsnie zaczynają się kurczyć. To było takie
przyjemne. Zębami zahaczył o moje majtki
powoli je zsuwając. Jego oddech na mym łonie sprawiał że jeszcze bardziej go
pragnęłam. Powoli pozbył się mojej bielizny i powrócił do całowania moich ust.
Przygniótł mnie do łóżka, tak że na łonie czułam jego wzwód w bokserkach. Jęknęłam
cicho poruszając delikatnie biodrami. Uśmiechnął się delikatnie w moich ustach
i ręką zjechał na mój brzuch po czym zaczął delikatnie masować moją łechtaczkę.
To było niesamowite, chciałam więcej. Szybko pozbył się swojej bielizny.
Spojrzał na nie niepewnie, a ja tylko tego pragnęłam. Patrzyłam na niego
zamglonym wzorkiem. Pocałował mnie czułem i zaczął powoli we mnie wchodzić. Nie
czułam bólu, chodź zawsze mi mówili że ból towarzyszy każdej kobiecie przy
pierwszym razie. Jedno mocniejsze pchniecie i wtedy poczułam lekki ból i ciecz
spływającą po moim udzie. Właśnie pozbyłam się czegoś co powinna trzymać dla
swojego narzeczonego do dnia ślubu. Cała ta rozkosz którą sprawił mi gra
wstępną sprawiła że nie czułam bólu. Poruszał się powoli, co chwile przyspieszając.
Jego oddech jak i mój były nie równe. Co chwilę składał na moich usta delikatne
pocałunki. Wypychałam biodra w przód chcąc go poczuć bardziej. Jego ręce trzymały
moje biodra. Czułam jak moje mięsnie zaciskają się na jego członku. Tak to było
to , spełnienie. Poruszał się we mnie jeszcze przez chwilę po czym także
doszedł.
-Lucy-
szepnął mi do ucha wychodząc ze mnie i zabierając i kosmyk włosów z twarzy.
Przygotowania
do wielkiej dywersji trwały. Musiałam pokazać ojcu że ta kobieta była nikim i
że jej rządy doprowadza do upadku naszego państwa. Nie chcieliśmy wojny, nie
planowaliśmy zaczynać atakiem. Musiałam po prostu wrócić do naszego kraju wraz
z Lokim, musiałam porozmawiać z ojcem, przekonać go. Nie byłam przyzwyczajona
do jazdy konnej. Miała na sobie jeden z męskich strojów by lepiej mi się
jechało. Jako nasza straż jechało dwóch najlepszych przyjaciół jak i ochroniarzy
Lokiego. Natsu i Gajeel. Podobno niesamowicie potężni. Podróż była dość długa i
męcząca. Gdy tylko znalazłam się na obrzeżach wioski widziałam jak przez moja
nieobecność miasto straciło. Ludzie witali mnie ze smutkiem w oczach, widziała
martwe ciała. Mimo iż chciałam spuścić wzrok to nie mogłam. Loki jechał blisko
mnie czule trzymając mnie za dłoń i dodając mi otuchy. U bram zamku straż doniosła
mi że ojciec zachorował. Przestraszyłam się, czyżbym się spóźniła? Niczym piorun pognałam do jego
pokoju. Nie zastałam jej, prychnęłam tylko i szybko podbiegłam do łózka ojca a
za mną czarnooki.
-Ojcze
-Lucy,
córeczko- powiedział ochrypłym głosem dotykając moje policzka.
-Już
spokojnie, wyjdziesz z tego, ulatujemy królestwo.
-Co się
działo z tobą? Co się dzieje kochanie?- mówił jakby przez ostatnie kilka lat
nie wiedział co robił. Przytuliłam jego dłoń i uśmiechnęłam się do niego. Był
pod wpływem uroku tej kobiety.
-Spij
ojcze, a jak się obudzisz to powrócisz do dawnego niesamowitego królestwa- po
tych słowach ociec odwzajemnił uśmiech i oddał się w objęcia morfeusza.
-Jesteś
tylko mała gówniarą, która nic nie może zrobić- krzyknęła , a w jej oczach
można było zauważyć furię. Była wściekła że chcieliśmy ją wykurzyć z zamku, ale
nie mogłam pozwolić by dłużej tu została.
-To koniec-
odezwał się Loki patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem.
-Dwójka
dzieciaków mi nic nie zrobi!- znów podniosła głos. Wiedzieliśmy że ona nie
podda się tak łatwo. Wiedźmy naprawdę były straszne i nigdy nie sądziłam że
jakąś naprawdę spotkam, a tu patrzcie mieszkała ze mną.
-Już dali
rade- usłyszeliśmy za sobą. Loki się uśmiechnął kłaniając nisko. Do pokoju
gdzie się znajdowaliśmy wszedł starszy mężczyzna.
-Roy-
odezwała się przestraszona kobieta.
-To koniec,
matko- po tych słowach nie bardzo wiem co się stało. Zemdlałam. Podobno Roy
użył jakiegoś zaklęcia aby unieszkodliwić swoją matkę. No właśnie, byłam bardzo
ciekawa jak to możliwe ze była jego prawdziwa matka a wyglądała jak co najmniej
jego córka. Otóż Loki wyjaśnił mi że tuż po narodzinach Roya została wygnana z
królestwa za uprawianie magii. Chciała zemsty na swoim mężu więc zaczęła
prześladować inne państwa, chciała zdobyć władzę, ale także chciała być piękna
i młoda do czego wykorzystywała zdrowie ludzi. Zabierała im ich energie życiową
przez co ona mogła zostać młoda i piękna. Nawet nie chciałam o tym dużo myśleć.
Po prostu w końcu mogłam odetchnąć z ulga.
Mój ojciec
się zmienił. Opłakiwał moją matkę przez dłuższy czas, odwołał moje zaręczyny z
Gray’em i pozwolił mi samej wybrać. Oczywiście udałam się do państwa Lokiego i
jak obiecałam tak dotrzymałam obietnicy. Państwo było zrujnowane i nic nie dało
się z nim zrobić, więc każdy mieszkaniec został mieszkańcem mojego królestwa, a
Loki zostanie jego przyszłym władcą. Tak zaręczyłam się z Lokim, pokochałam go
i teraz razem rządzimy naszym królestwem.
-------------------------------------------------------------------
Uh
nareszcie skończyłam. Wiec po pierwsze to wielkie gomen za błędy ale pisanie
notki o 3 w nocy nie wpływa zbyt pozytywnie na błędy i wgl. Po drugie wybaczcie
ale nie jestem dobra w pisaniu Hentai i to pierwszy raz jak pisałam w pierwszej
osobie i mogło wyjść troszkę dziwnie, a po trzecie to mam nadzieję że wam się
choć troszkę spodoba( to chyba najdłuższa notka na tym blogu xd)