sobota, 16 sierpnia 2014

Dawno dawno temu....

Eto.. wiec dość dawno mnie tu nie było. Nie zawieszam bloga i obiecuję nadrobić ten stracony czas. Postaram się jak najszybciej dodać nową notkę i mam nadzieję że jeśli ktoś jeszcze czyta tego bloga to nie zabije mnie za tak długą nieobecność ;)


wtorek, 14 stycznia 2014

17. Decyzje

Ogień mimo swego ciepła jest jednym z najniebezpieczniejszych żywiołów, a do tego jeśli ktoś nie potrafi się nim posługiwać nie powinien w  ogóle wchodzić w jego posiadanie. Wszystko płonęło, ogień był coraz większy, a ona nie mogła się ruszyć, patrzyła na to wszystko z przerażeniem w oczach. Dlaczego coś takiego ją spotkało. Słyszała jak ludzie wołają o pomoc, a ona? Ona nie mogła nawet się ruszyć o milimetr. Ciągle patrzyła jak ludzie są pożerani przez płomienie, a mimo że działo się to koło niej to nic nie czuła, ogień palił jej skórę , ale ona nie odczuwała tego.
-Proszę przestań!- krzyknęła, ale na nic, jej krzyk był niesłyszalny. Ludzie błagali o pomoc, ale jakby jej nie zauważali, jakby nie istniała. Czułą się taka bezbronna, jej ciało w ogóle nie chciało słuchać jej rozkazów. Jakby nie należało już do niej.
-Lucy!- usłyszała swoje imię i spojrzała w bok. Nie mogła w to uwierzyć widziała siebie stojąca w płomieniach. Uśmiechała się delikatnie , a jej ręka coś pokazywała. Chciała się uratować, ale jej wysiłek szedł na nic, nie ruszyła się nawet o milimetr. Chciała wyciągnąć dłoń w stronę swojego ciała i zdała sobie sprawę z tego że to nie jest jej ciało. Ze jej świadomość nie jest w jej ciele. Miała męskie dłonie i po chwili zdała sobie sprawę ze to ona jest osobą która to wszystko zrobiła. To ona podpaliła całe miasto, to ona zabiła siebie…
Krzyknęła głośno otwierając oczy i rozglądając się. Pierwsze co zauważyła to biały sufit i oślepiające słonce. Nie była w stanie sobie przypomnieć gdzie jest i co tu robi. Powoli zaczęła się podnosić, a wtedy do pokoju wpadł różowo włosy chłopak z wielkim uśmiechem. Coś krzyknął i zbliżał się do niej, a za nim wpadło jeszcze więcej osób. Jej oczy momentalnie się rozszerzyły.
-NIE!- krzyknęła spadając z łóżka do tylu i opierając się o ścianę. Przyłożyła dłonie do głowy i patrzyła na nich przestraszonym wzrokiem.
-Lucy?- szepnął zdezorientowany Natsu przyglądając się jej. Zrobił krok w przód, ale dziewczyna znów krzyknęła.
-Nie zbliżaj się!- nikt nie rozumiał o co chodzi, przecie żak długo jej nie widzieli, tak długo spała a teraz nawet nie mogli się nacieszyć jej przebudzeniem. Patrzyła na nich przerażona , chciała żeby stąd wyszli, żeby zostawili ją samą. Bała się , nie wiedziała dlaczego ale bała się ich. Widziała jak zza chłopaka wychodzi jakiś niski staruszek i rozkazuje im wszystkim wyjść, co każdy robi niechętnie, a chłopak który wpadł pierwszy jeszcze się o coś kłóci i w ostateczności jakaś czerwownowłosa dziewczyna wyciąga go siłą, patrząc na blondynkę smutnym wzrokiem.
-Lucy możesz wstać?- zapytał dziadek podając jej dłoń. Dziewczynę przełknęła ślinę i nie korzystając z pomocy wstała powoli i opierając się o łóżko znów na nim usiadła. Nie miała zbyt wiele siły, a jej mięsnie po tak długim snie były zmęczone.
-C…co ja tu robię?- zapytała trochę niepewnie patrząc na dziadka. On tylko westchnął i usiadł na łóżku obok.
-Nie pamiętasz nas?- zapytał chcąc się dowiedzieć co może być tego przyczyną. Dziewczyna pokiwała przecząco głową. –A co ostatnie pamiętasz?- może tak uda mu się coś na to poradzić. Lucy przez chwilę siedziała cicho zastanawiając się nad odpowiedziała po czym usiadła wygodniej.
-Ojciec, opuściłam posiadłość, miałam dość. Chciałam być magiem- odpowiedziała po chwili patrząc na swoje dłonie. – moje klucze- powiedziała głośniej a mistrz pokazał jej szafkę  gdzie leżały. Dziewczyna od razu je przytuliła uśmiechając się do siebie.
-To dziwne powinnaś nas pam…- nie dokończył gdyż drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i do środka weszła starsza kobieta z posępną miną.
-To moja sprawka Makarov
-Porylusca co to znaczy?- zapytał nie rozumiejąc jej słów. Kobieta podeszła do blondynki. Dotknęła delikatnie jej czoła po czym spojrzała znów na mistrza Fairy Tail.
-Odprowadzę ją do domu, a  potem porozmawiamy- odparła po czym pomogła dziewczynie się zebrać. Każdy patrzył z zaciekawieniem jak starsza kobieta wyprowadza ich przyjaciółkę, ale na polecenie mistrza nikt nie nawet nie ruszył o krok.
-Dlaczego!- krzyknął Natsu który chciał pobiec za Lucy i z nią porozmawiać, udać się na misje, cokolwiek. Jednak nie uzyskał odpowiedzi, Makarov siedział na barze wpatrzony w wejście do gildii także czekając na wyjaśnienia.

Odprowadziła dziewczynę pod sam dom. Wprowadziła ja do środka uważnie się jej przyglądając. Lucy wchodząc do środka uważnie się rozglądała po pomieszczeniu, znała każdy zakamarek chociaż nie byłą pewna dlaczego. Spojrzała na kobietę która stała za nią.
-Mój ojciec…- szepnęła i podeszła do półki ze zdjęciem na którym była ona i jej rodzice. Wiedziała że nie żyję, a jednak brakowało jej kilku elementów układanki. Skąd wzięła się w Magnolii, dlaczego obudziła się w jakiejś dziwnej gildii i dlaczego  miała taką pustkę w głowię. Pamiętała że opusciłą dom, potem mieszkała w tym mieszkaniu , brała udział w misjach… ale zawsze sama, nigdy nie dołączyła nigdzie, mieszkała sama, wychodziła na misje sama , jadała sama. Była po prostu sama.
-Skąd pani mnie zna?- zapytała i dotknęła swojej głowy.
-Przez ostatnie wydarzenia możesz mieć delikatne zaburzenia pamięci z ostatnich wydarzeń, ale to tylko od ciebie zależy czy sobie je przypomnisz, ta gildia znalazła cię nieprzytomną , musiałaś zostać zaatakowana na jednej ze swoich misji i oni ci pomogli dlatego tam byłaś- odparła kobieta po czym się odwróciła i wyszła z jej mieszkania zostawiając ją samą. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na zamykające się drzwi. Westchnęła i usiadła na łóżku przeczesują swoje włosy. Dlaczego miała taką pustkę w głowię? Dlaczego wydawało jej się że zapomniała o czymś ważnym? Dlaczego na widok tamtego chłopaka zrobiło jej się tak ciepło na sercu, a zarazem przestraszyła się lekko? Kim byli tamci ludzie i co ona u nich robiła? Zacisnęła mocno dłonie na kolanach i spojrzała na nie. Na prawej ręce poczuła jakby czegoś jej brakowało, jakby ktoś ukradł cząstkę jej duszy.

Każdy z niecierpliwością w gildii czekał na powrót Porylusci i na jej wyjaśnienia. Nikt nie rozumiał dlaczego dziewczyna nic nie pamiętała , a do tego żadne z nich nie mogło nawet się z nią dobrze przywitać, ani jej zobaczyć. Gdy tylko drzwi gildii zaczynały się otwierać każdy wyczekiwał spotkania z tą kobietą, którą zawsze im pomagała, ale ponoć nienawidziła magii jak i wszystkich gildii.
-Coś z nią zrobiła!?- krzyknął wściekły Natsu i zaczął podążać w jej kierunku, ale został momentalnie zatrzymany przez swojego mistrza i przygwożdżony do ziemi. Kobieta zmierzyła go chłodnym spojrzeniem i nie weszła dalej tylko przystanęła przy wejściu do gildii i cicho westchnęła.
-Porylusco?- odezwał się mistrz, mierząc ją dokładnie swoim wzrokiem. Rzadko kiedy bywał poważny , chyba że to dotyczyło jego dzieci, jego małych magów.
-Wymazałam jej wspomnienia związane z wami- wyjaśniła szybko. Natsu z powrotem zaczął się wydzierać i wyrywać, ale znów został szybko uciszony, tym razem przez Erze i Greya, którzy zmierzyli kobietę chłodnymi spojrzeniami.
-Nie miałaś prawa!- tym razem złość aż kipiała nawet z Greya, który traktował Lucy niczym siostrę.
-Lucy jest jedną z nas i nic tego nie może zmienić !- tym razem krzyknęła Levi wyrywając się z zaciśniętymi piąstkami. Za nią stanęli Jet i Droy kładąc jej dłonie na małych ramionach i kiwając potwierdzająco głowami.
-Może uciszysz te bandę durniów zanim nie skończę- dodała kobieta i założyła dłonie na piersiach patrząc tylko i wyłącznie na Makarova. Ten westchnął ciężko, widząc że każdy aż wyrywa się by powiedzieć coś Porylusce.
-Dajcie jej skończyć- powiedział mistrz piorunując wszystkich spojrzeniem. Kobieta  czując na sobie wrogie spojrzenia, znów westchnęła i zaczęła mówić.
-Myślicie że wam jest ciężko, a co ta dziewczyna ma powiedzieć? Nigdy nie zwróciliście uwagi na jej uczucia prawda młody smoku- tu w końcu spojrzała na Dragneela, który na chwilę obecną się uspokoił i zaczął wsłuchiwać w słowa kobiety – nie zdałeś sobie sprawy że może cierpieć po tym zajściu prawda? Wiedzieliście że nim dołączyła do waszej gildii to nigdy nie była atakowana ani porywana? Że jej życiu nigdy nic nie groziło? Ale odkąd jest z wami za każdym razem coś się dzieje i to ona jest punktem kulminacyjnym w tym wszystkich. Dlatego wymazałam jej wspomnienia o was, jednak można to odwrócić- powiedziała a wszyscy spojrzeli po sobie. Tym razem nikt się nie odezwał tylko wsłuchiwał w słowa kobiety, którą widząc ich zainteresowanie uśmiechnęła się delikatnie , ale szybko ten uśmiech znikł z twarzy zastępując go grymasem – jeśli wy będziecie tego pragnąc, a także ona będzie czułą pustkę i będzie pragnąc sobie przypomnieć jej wspomnienia wrócą, ale to zależy tylko od niej czy będzie chciała znów cierpieć- zakończyła swój monolog i odwróciła się z zamiarem opuszczenia gildii. Nikt jej nie powstrzymywał, więc kobieta stwierdziła że musieli sobie wziąć do serca jej słowa. Każdy patrzył na siebie z bezradnością. Tylko Salamander stał na środku gildii z zaciśniętymi pięściami i wzrokiem utkwionym w ziemię.
-Natsu- Erza położyła dłoń na jego ramieniu, ale on szybko ją strzepnął i spojrzał wymownie na całą gildię.
-I co? Myślicie że na to pozwolę? Że ratowałem ją po to żeby znów ją stracić?!- krzyknął i chciał wyjść z gildii, ale znów poczuł że ktoś go zatrzymuje. Znów spojrzał na sprawcę, jednak tym razem nie odepchnął tej dłoni. Była to mała Wendy, miała w oczach łzy i patrzyła tymi wielkimi oczyma wprost na chłopaka.
-Panie Nastu niech pan przestanie! – krzyknęła dławiąc się łzami. Każdy patrzył na nią zszokowany
-Wendy…- szepnęła Charla, ale dziewczyna jeszcze nie skończyła.
-Jeśli pani Lucy ma nas nie pamiętać to wolę żeby tak było, niż znów patrzeć jak cierpi. Nie chce znów patrzeć jak pani Lucy umiera na naszych oczach. Wole widzieć ją uśmiechniętą na ulicy niż wykrwawiającą się jak wtedy w jaskini- dziewczynka mówiła przez łzy, a każdy patrzył na to z bólem w sercu. Wiedzieli że ona ma racje, ale czy potrafili teraz żyć bez tej dziewczyny. Natsu chwilę tak stał patrząc zszokowany na twarz niebieskowłosej, po chwili jednak wyszarpał rękę z jej małych rączek i ruszył w stronę wyjścia bez słowa.
-Panie Natsu!- krzyknęła Wendy, ale tym razem to Erza położyła dłoń na jej ramieniu uśmiechając się delikatnie.
-Nie martw się, nie pozwoli by Lucy znów cierpiała- po tych słowach spojrzała na znikającego chłopaka i odwróciła się z zamiarem wybrania jakiejś misji. Musiała teraz zapełnić czym umysł, tak samo jak każdy.

Szedł zdenerwowany tym wszystkim. Dlaczego gdy wychodzili z jednej opresji nagle znajdowali się w następnej? Dlaczego znów czuł jak ją traci? Zdenerwowany uderzył o jeden z budynków po czym przeklął siarczyście pod nosem. Znów był bezsilny. Wiedział że jego przyjaciel znajdował się tuż koło niego i czuł się tak samo.
-Um… przepraszam- usłyszeli przed sobą i nie wiedząc kiedy znaleźli się pod mieszkaniem gdzie mieszkała Lucy i to akurat ona stała przed budynkiem i z lekkim uśmiechem patrzyła na nich jakby te miesiące nie minęły, jakby wszystko było tak jak dawniej, ale chłopak wiedział że już tak nie jest. Nie będzie mógł wchodzić do niej bez pukania, nie będzie z nią na misjach, nie będzie widział codziennie jej uśmiechów, a razem z Happym nie będzie już mógł z niej żartować…
- Dziękuję bardzo za pomoc, nie sądziłam że zemdleje na misji i że ktoś z gildii mi pomoże. Przepraszam też za moje wcześniejsze zachowanie i dziękuje ci….- zacięła się chwilę ukłoniła lekko i wtedy zorientowała się że nawet nie wie jak chłopak ma na imię.
-Natsu…- szepnął chłopak patrząc na nią. Miał ją na wyciągnięcie ręki, a mimo to nie mógł się ruszyć nawet o krok.
-Natsu- uśmiechnęła się tak jak zawsze odgarniając kosmyk włosów za ucho. Spojrzała na chwilę na dół , a widząc plączącego towarzysza chłopaka kucnęła delikatnie.- Co jest malutki- dotknęła jego główki i jemu także posłała szczery uśmiech. Kotek zaszlochał i patrzył na nią niedowierzając dalej. On tylko pokiwał przeczącą głową i przetarł swoje łzy. Dziewczyna nie wiedząc co się za bardzo dzieje wstała pomachała im i zaczynała się odwracać gdy poczuła jak ktoś łapię ją za nadgarstek a po chwili poczuła jak czyjeś ramiona mocno ją obejmują. Poczuła się bezpiecznie i tak bardzo znajomo. Miała ochotę oddać ten uścisk, ale nie potrafiła, cos ją blokowała. Wdychała przez chwilę zapach chłopaka, jednak po chwili została przez niego delikatnie odsunięta i spojrzała na niego zdezorientowana. Uśmiechał się od ucha do ucha pokazują jej swoje białe ząbki. Musiała przyznać że ten jego uśmiech był zaraźliwy bo też się uśmiechnęła.
-Wybacz, ale musimy już lecieć, jeśli będziesz czegoś potrzebować to Fairy tail stoi otworem- pomachał jej i szybko ją opuścił. Patrzyła jeszcze chwilę za nim, po czym przyłożyła prawą dłoń do serca i poczuła ból. Potrząsnęła jednak głową i ruszyła z powrotem do swojego przytulnego mieszkanka. Chłopak w tym samym czasie coraz to bardziej zwalniał , a jego uśmiech powoli znikał z twarzy.
-Natsu?- szepnął Happy doganiając go i lecąc nad nim. Patrzył jak chłopak przeciera oczy i smutno się uśmiecha do niego.

-Skoro nie mogę jej chronić w gildii, będę ją chronił z daleka- po tych słowach Happy także delikatnie się uśmiechnął i także ruszyli do swojego domu.




poniedziałek, 6 stycznia 2014

16. Na ratunek

Śmierć nieubłagalnie go ścigała, ale on nie mógł się tak po prostu poddać. Mimo że poruszali się magicznym pojazdem nic mu nie było, nie tracił przytomności, ale trwał. Mimo własnych obrażeń nie myślał o sobie, tylko o kruchej istocie którą trzymał w dłoniach. Jej oczy były zamknięte , a skóra coraz bardziej zimna. Nie potrafił jej puścić, trzymał ją w swoich objęciach tak mocno, że jego przyjaciele zaczęli się trochę obawiać. Rana na jego brzuchu coraz bardziej się otwierała, ale nie zwracał uwagi nawet na ból. Teraz najważniejsze dla niego było życie jego przyjaciółki. Nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej. Wtedy w jaskini gdy uśmiechała się tak promiennie do niego, gdy jej dusza opuszczała ciało by udać się do krainy duchów myślał że jego serce się zatrzyma. Była ich jedynym łącznikiem ze światem duchów, więc mógłby już więcej nie ujrzeć jej uśmiechu. Nie potrafiłby się pogodzić z tym że więcej jej nie zobaczy. Spojrzał na jej bladą twarz i przeklną w myślach. Był zbyt słaby by ją uratować, by jej pomóc, a teraz przez to ona cierpi, umiera na jego rękach.
-Nie da się szybciej?- powiedział niecierpliwy. Posłali Charle i Happiego by powiadomić wcześniej mistrza o stanie dziewczyny by wezwali Porylusce która na pewno pomoże ich przyjaciółce. Erza co jakiś czas zmieniała się z innymi którym zostało trochę magii by jak najszybciej dojechać do gildii. Każdy widział że dziewczyna w oczach słabnie.
-Lucy nie waż się umierać, ni tu nie teraz- szeptał Natsu dotykając jej ziemnego czoła swoim.- pamiętasz mieliśmy przeżyć przygodę, miałaś się razem z nami bawić. Lucy przed tobą jeszcze tyle lat świetnego życia. Kiedyś założysz rodzinę, będziesz się jeszcze z tego śmiać, ale nie waż mi się tu umrzeć, proszę- szeptał do niej a po jego policzka spływały łzy. Przez to dziewczyna sama wyglądała jakby roniła łzy, gdyż jego spadały na jej policzki. Chłopak po chwili poczuł jak ktoś dotyka jego ramienia, al. Nie odwrócił nawet na chwile wzroku od dziewczyny, cały czas na nią patrzył.
-Panie Natsu- szepnęła Wendy z łzami w oczach, nie potrafiła sobie wyobrazić fairy tail bez panienki Lucy, bez jej kłótni z Natsu jej śmiechu i pozytywnego nastawienia. Nie potrafiła sobie wyobrazić że spotka w swoim życiu kogoś kto potrafi każdego obdarować swoją miłością.
-Natsu musicie się spieszyć- pojawił się nagle Loki , a jego ozy wyrażały determinacje- mimo że król duchów dał jej trochę naszej magii różni się ona od waszej dlatego ucieka z niej razem z jej życiem. Nie zostało jej wiele czasu, jeśli się nie pośpieszycie ona….
-WIEM!- krzyknął Natsu i pierwszy raz spuścił wzrok z Lucy i przeniósł swoje załzawione oczy w stronę ducha lwa.- Wiem , wiem to ale ja..ja..ja jestem bezsilny, nie mogę zrobić nic by jej pomóc, mogę tylko teraz próbować do niej mówić , nic nie mogę zrobić jestem słaby ja… dlaczego nie ja dlaczego ona- każdemu się serce łamało gdy widział wiecznie uśmiechniętego Natsu w takim stanie. Loki był w szoku widząc tą scenę. Poprawił okulary na nosie .
-Natsu czy ty….- nie dokończył gdyż wóz podskoczył i wszyscy spojrzeli przed siebie. Nareszcie ujrzeli wejście do miasta, co oznaczało że już za niedługo będą w gildii.
-Natsu!- usłyszeli krzyk i po chwili zobaczyli zapłakanego ale i uradowanego małego kotka- już czekają!- dopowiedział i tym razem leciał tuż nad wozem bacznie się przyglądając dziewczynie. Rożowowłosy od razu wziął dziewczynę mocniej przytulił do swojej piersi i wstawał powoli by jak najszybciej dotrzeć do środka gildii gdzie czeka pomoc. Gdy Erza zaczynała już hamować chłopak wyskoczył z dziewczyna i wpadł niczym piorun do gildii.
-MISTRZU!


Szedł zarośniętymi trawami rozkoszując się ciepłym wiatrem który go otulał. A wiec jego plan który próbował już od tak dawna zrealizować nie poskutkował.  Tyle czasu spędził na obmyślaniu go ,a mimo to nie poskutkowało. Westchnął ciężko po czym runął na plecy na ziemię, patrzył w niebo. Mimo że nie dał rady zabić aknologi, to przynajmniej był w stanie zobaczyć znów mała Hikari, która zostanie uwolniona dopiero wtedy gdy umrze ten przez którego się tam znalazła. Przykro mu było tylko z powodu że musiał w to wplątać magów fairy tail, że zafundował sobie ich nienawiść do końca ich dni, bo przecież nie jego. On nie umrze tak łatwo, mimo żeby chciał jego żywot będzie jeszcze długi.
-Zerefie- usłyszał swoię imię i uśmiechnął się delitaknie.
-Myślałem że tylko magia duchów może ci stamtąd uwolnić- powiedział i otworzył swoje oczy. Odniósł się do pozycji siedzącej i zauważył koło siebie Hikari która siedziała koło niego.
-Król duchów dał mi trochę swojej energii , może wiedział że potrzebuję trochę wolności- odparła przyglądając się niebu. Tak dawno go nie widziała.
-Chciałbym wrócić do tych czasów- on także się zamyślił na chwilę, ale wyczuł jej przenikliwe spojrzenie na sobie więc znów odwrócił się w jej stronę.
-Musimy zostawić ten świat Zerefie, musimy zabić aknologię, muszę umrzeć i ja i ty, musimy zostawić świat w ich rękach, on już do nas nie należy- odpowiedziała na jednym tchu po czym nawet nie używając rąk uniosła się tak że znów nie dotykała nogami podłoża. Uśmiechnęła się do niego promiennie ucałowała go w czoło.
-Wybacz że zostawiam naszą śmierć na twoich barkach, kocham cię Zerefie- po czym jej ciało zaczęło powoli zanikać, a on znów upadł na ziemie plecami i westchnął.
-Wiem- po tych słowach zamknął oczy. Musiał coś w końcu z tym zrobić, dla niej, dla tej która tyle poświeciła dla nich.


Dostali zakaz wchodzenia do pokoju gdzie Porylusca zajmowała się Lucy. Każdy z niecierpliwością czekał na jakiś znak od niej o stanie ich przyjaciółki, ale mimo upływu czasu nikt z pokoju nie wychodził. W pokoju znajdowała się Lucy, Porylusca i mistrz. Czekali chociaż na ały znak o stanie jej życia. Ale nikt nawet nie pomyślał żeby wejść i przeszkadzać, nawet Dragneel który już nie jeden raz podchodził do drzwi chwytał za klamkę , jednak w ostateczności rezygnował nie chcąc ich rozpraszać.
-Natsu powinieneś dać się opatrzyć- podeszła do niego Mira , ale on strzepnął jej rękę którą położyła na jego ramieniu. Nie chciał być opatrywany, chciał by jego Lucy wróciła do niego cała i zdrowa.
-Nie potrzebujemy idioto kolejnej śmiertelnie rannej osoby, myślisz że siedząc tu tak rannym pomożesz jej? Zastanów się co by Lucy zrobiła gdybyś tak siedział z taka raną ? weź się w garść!- krzyknął do niego Gray, mimo że także był załamany z powodu Lucy, potrafił normalnie myśleć. Natsu zjechał go spojrzeniem, nie miał ochoty się z nim kłócić i niechętnie przystał na to że trzeba opatrzeć mu rany. Mira uśmiechnęła się dziękując w duchu Grayowi że przegadał w końcu salamandrowi do rozumu. Mimo że się ciągle kłócili to jednak byli najlepszymi przyjaciółmi. Natsu pozwolił opatrzeć swoje rany, a godziny mijały nieubłagalnie. Zbliżał się wieczór i większość magów została odesłana do domów, a w szczególności ci którzy wrócili ranni z misji, jednak oni najbardziej nie chcieli wracać. Chcieli zostać i pilnować swojej przyjaciółki. Została ich tylko garstka czekająca na jakieś wieści. Siedzieli już tam dobre sześć godzin a oni dalej nie wiedzieli co ze stanem ich przyjaciółki. Po chwili jednak drzwi się uchyliły i zobaczyli w nich swojego mistrza z nieciekawą miną. Spojrzał po wszystkich, widział na ich twarzach wyczekiwanie na jakieś wyjaśnienia.
-Co z nią!?- pierwszy wyrwał się Natsu klęcząc koło mistrza i trzymając go za ramiona. Makarov delikatnie zrzucił ręce chłopaka z siebie i obszedł go naokoło.
-Możesz wejść, ale tylko ty i na chwilę- powiedział suchym głosem i ruszył w stronę lady gdzie przeważnie siedział. Każdy spojrzał po sobie i przełknął głośno ślinę. Natsu nie czekając na nic dłużej wstał i powoli skierował się w stronę lekko uchylonych drzwi. Nie był pewny co teraz ma uczynić, ale zamknął za sobą drzwi i pierwsze co ujrzał to Porylusce odwróconą w jego stronę plecami i schylającą się nad blondynką. Gdy podszedł bliżej wyraźnie zobaczył zabandażowaną twarz Lucy, jej obandażowane ręce i spokój na twarzy. Wyglądała jak anioł wśród białej pościeli. Wyglądała jakby… nie potrafiło mu to nawet przejść przez myśl. To że mógł ją stracić , że przez to że nie potrafił jej uratować mógł ja stracić.
-Podejdź młody smoku- powiedziała starsza kobiety odwracając się w jego stronę. Ruszyła w jego kierunku i zatrzymała się pry nim.
-Czy ona…?- spojrzał przerażony na kobietę, a ta obdarzyła go zimnym spojrzeniem.
-Dziewczyna straciła prawie cala magiczna moc, ciężko było przywrócić jej chociaż cząstkę , ale jakoś się udało, teraz wszystko zależy od niej czy będzie walczyć czy jednak postanowi was zostawić. Lepiej żeby nie przyjmowała za dużo gości, jej ciało musi teraz wypoczywać, ale także musi być pilnowana gdyby jej stan się pogorszył- po tych słowach także opuściła ów pomieszczenie a młody smok w końcu mógł chociaż na chwilę odetchnął z ulgą. Usiadł na krześle obok niej i dotknął jej lodowatej dłoni. Uśmiechnął się do niej ciepło i przyłożył jej dłoń do swojego policzka.
-Nie pozwolę by znów cię ktoś skrzywdził- ucałował delikatnie jej dłoń na znak obietnicy, a jedna mała łza spłynęła po jego policzku.

Dni powoli mijały, Lucy codziennie była odwiedzana i pielęgnowana przez przyjaciół. Kolory powoli wracały na jej bladą twarz, a Porylusca mówiła że jej magia powoli wraca. Niestety mimo tego dziewczyna nawet nie drgnęła , gdyby nie to że jej klatka piersiowa unosi się i opada mogli by stwierdzić że dziewczyna jednak ich opuściła. Dni mijały i dłużyły się. Każdy powrócił do wykonywania misji, nawet Natsu co nie bardzo mu wychodziło jednak, ale zawsze gdy wracał to nie odstępował dziewczyny na krok i opowiadał jej wszystko co się wydarzyło. Codziennie trzymał ja za rękę ogrzewając jej schłodzone ciało. Nigdy nie brał misji dłuższych niż na jeden dzień by móc z nią posiedzieć. Nie tylko on był u niej częstym gościem. Wendy codziennie wymieniała kwiaty w jej pokoju. Happy przynosił jej rybki, Gray wraz z Natsu opowiadał co sie dzieje. Levy wraz z Mira przebierały ją i przemywały, a Erza siedziała po prostu i trzymając ją za dłoń. W pokoju można było codziennie usłyszeć śmiech wszystkich, tylko nie jej.

-Lucy wróciłem, wiesz co dziś Gildarts znów wziął nas na wycieczkę, chciałem go zaatakować, ale znów mnie zbył. Hahahahaah jednak muszę jeszcze potrenować by stać się od niego silniejszym i wiesz jak tylko wstaniesz stąd to pójdziemy na jakaś misje razem, jestem dużo silniejszy wiec cię będę bronił-  podszedł do jej łóżka i uklęknął przed nim a uśmiech z jego twarzy zniknął- tylko proszę wstań już , wróć- i tak jak zawsze nic się nie wydarzyła, nawet nie drgnęła. Od dwóch miesięcy dziewczyna leżała w bezruchu, jej magia praktycznie już całkowicie wróciła, ale dziewczyna mimo to nie chciała się budzić. Natsu jak zawsze posiedział z nią dopóki nie został wygoniony przez mistrza. Z ostatnim uśmiechem zostawił ją zamykając za sobą drzwi. Została sama w ciemnym pokoju, gdzie nikogo nie było, tylko ona i jej płytki oddech. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

15. Życie

Każdy ledwo stojąc przyglądał się Hikaru i Zerefowi. Nikt nie był w stanie się poruszyć choćby o milimetr.
-Kogo to obchodzi! Oddaj Lucy!- krzyknął znów Natsu nawet nie zdając sobie sprawy jak może to być poważna sprawa. Opierając się o kamienie ciągle wpatrzony w dziewczynę, był w stanie oddać swoje życie za jej.
-Uspokój się młody smoku- odezwała się swym melodyjnym głosem Hiakri no Yami, patrząc na niego swym smutnym spojrzeniem, a po chwili znów odwróciła się w stronę Zerefa. – Już nie posiadam tych samych mocy Zerefie, a poza tym powiedziałam ci już że nie potrafię walczyć z Aknologią. Jednak Zeref nie wykonał żadnego ruchu, ciągle przyglądał się ślicznej dziewczynie z takim wyrazem twarzy jakby ciągle czegoś od niej oczekiwał.
-Czekajcie- krzyknęła w pewnym momencie Erza, opierając się o jedna ze skał i patrząc na nich wściekłym spojrzeniem- o co chodzi z tą aknologią?- tym razem wyraz jej twarzy trochę zelżał, jednak wiedziała ze musza się spieszyć, gdyż od nich zależało życie ich przyjaciółki
-Nie mamy na to czasu- znów wydarł się młody zabójca smoków próbując iść w stronę blond dziewczyny, jednak była tak ranny że każdy jego krok sprawiał mu wielki ruch, a rana na jego brzuchu się otwierała.
-Wy nic nie wiecie?- zapytała dziewczyna patrząc tym razem zdezorientowanym wzorkiem w stronę Fairy tail. Każdy delikatnie kiwnął głową na nie, nie bardzo wiedzą o co jej chodzi.
-Nie muszą- tym razem odezwał się Zeref, jednak gdy tylko Hikari na niego spojrzała od razu się cofnął i prychnął pod nosem.
-Czy jesteście tego pewni ? Czerpie życie z waszej przyjaciółki, im dłużej tu jestem tym ona coraz słabsza się robi- i znów długa cisza. Natsu próbował krzyczeć by znikała i był oddała Lucy, ale reszta jego przyjaciół miała trudny orzech do zgryzienia.
-Przyjaciele- usłyszeli cichy szept blondynki i od razu spojrzeli w jej stronę. Z trudem podniosła głowę, a na jej twarzy widoczny był uśmiech. Krew ciekła z jej rąk i nóg gdzie była przykuta kajdanami. Kaszlała krwią, a mimo to uśmiechała się- musimy poznać prawdę, dam rade- Mieli ochotę się rozpłakać widząc ja w takim stanie. Każdy spojrzał po sobie po czym przenieśli wzrok patrząc z wyczekiwanie na Hikari. Uśmiechnęła się ona delikatnie po czym spoważniała.
-Wszystko wydarzyło się ponad 400 lat temu, gdzie smoki górowały na niebie, a żaden mag nie próbował im dorównać, z wyjątkiem jednego, potężnego maga. Aknologia, był kiedyś uśmiechniętym chłopcem, niestety z wiekiem jego żądze władania nad smokami rosły,  a on sam zaczął pragnąc być potężniejszy od nich. Pragnął ich krwi, krwi smoków. Aknologia był moim przyjacielem, był dla mnie jak starszy brat, przewodnik po życiu. Razem z Zerefm byli dla mnie cennymi osoba, niestety żądza krwi tak pochłonęła Aknogolię, że zaczął karmić się krwią smoków, a on sam przestał przypominać człowieka- mówiąc te słowa coraz mocniej zaciskała pieści na krawędziach swojej sukienki – przestał rozróżniać przyjaciół od wrogów, aż pewnego dnia broniąc mieszkańców jednej z wiosek przed nim zostałam przez niego zraniona. Zostałam uwięziona w wiecznej magii kluczy, a Zeref od tego czasu próbuje go powstrzymać, niestety on już nie wie kim jest, nie wiem dlaczego sieje zniszczenie, a my nie możemy mu pomóc- po tych słowach spojrzała na każdego po kolei.- posiadałam magię zdolna pokonać aknologię, ale moja miłość do niego jest zbyt wielka, przez co nie potrafiłam go powstrzymać, moja magia na nic się nie zda- znów spojrzała na Zerefa i dotknęła delikatnie jego twarzy.- oddaj im dziewczynę i odejdź- po tych słowach na jej kamiennej twarzy pojawił się uśmiech,  a ona sama zaczęła znikać. Gdy zniknęła , a urządzenie się zamknęło, czarny mag ukłonił lekko głowę po czym machnął ręką a każdego zebrało na sen, Natsu ostatkami sił patrzył jak Zeref zbliża się w stronę Lucy, ale nie miał już siły nic powiedzieć, nie miał siły otwierać powiek, a co dopiero wstać. Zasnął.


Stał na jednym z wielu skał i przyglądał się jaskini z której przed chwilą wyszedł. Tyle przygotowań na nic, chociaż mógł ostatni raz zobaczyć starą przyjaciółkę. Chciał już zakończyć swój żywot, ale obiecał zabić aknologię i nie mógł się wycofać z tego danego słowa.  Założył kaptur na głowę i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie. Musiał znaleźć inny sposób na uśmiercenie przyjaciela, a tym czasem chciał by Natsu go nienawidził, by przyszedł go kiedyś zgładzić za tą dziewczynę, miał wielką nadzieje że wyrył w  sercu młodego maga nienawiść do siebie i do smoków.

Poczuł nagle niesamowity ból głowy, a czyjeś krzyki doprowadzały go do szału, chciał spać. Po chwili jednak szybko otworzył oczy, a gwałtowne ruchy sprawiły mu nie mały ból.
-LUCY!- krzyknął i mimo że jego ciało ni było w stanie się poruszać resztkami sił podniósł się i ruszył w kierunku skały, gdzie wcześniej była przykuta dziewczyna, a teraz stały tam wszystkie jej duchy. Zatrzymał się nagle i zamrugał kilka razy oczyma. Pierwszy raz w życiu widział wszystkie jej duchy razem, zgromadzone w jednym miejscu.
-Natsu- jego imię smutno wypowiedział Loki odchodząc od grupy i kładąc mu rękę na ramieniu. Dragneel patrzył na niego z przerażeniem, nie chciał tam podchodzić bojąc się ja ujrzeć, a jednak bardzo chciał poczuć jej ciepło jej uśmiech.
-Loki- jego przyjaciele też właśnie odzyskali przytomność i resztki sił podchodzili do nich. Na ich twarzach wyryte było zmartwienie. Lew mocno zaciskał pięści, a na jego twarzy malowało się cierpienie. Podniósł głowę i omiótł ich wszystkich swoim spojrzeniem.
-Jej stan jest krytyczny, straciła zbyt wiele magii, może tego nie przeżyć- po tych słowach Natsu od razu złapał go za kołnierzyk i przycisnął do siebie, w jego oczach widać było złość.
-Nie umrze, musicie ją uratować, nieważne jak, nie stracę jej- krzyknął, a mimo to Loki nie uląkł się. Kiwnął głową i próbowała trochę odepchnął od siebie smoczego zabójcę.
-Jest sposób by przeżyła, ale…- nie dokończył tylko znów spuścił głowę.
-Mów Loki- pośpieszył go Gray z furią w oczach, czuł się taki bezradny gdy jego przyjaciółce zagrażała śmierć.
-Może żyć jako duch, będzie duchem stróżem w naszym świecie, duchy ją kochają dlatego każdy odda jej trochę energii by mogła z nami żyć, ale nie będzie mogła żyć z wami- odparła szybko, a uścisk Natsu poluzował się na jego szyi. Odepchnął od siebie Lokiego i ruszył w stronę Lucy. Nie widział jej, duchy mu ją zasłaniały. Poczuł szarpniecie , ale wyrwał rękę natychmiast i odwrócił się ze wściekłym spojrzeniem w stronę przyjaciół. W jego oczach widać było furię.
-Nie oddam jej- powiedział spokojnie, a mimo to w jego oczach jak i dłoniach palił się ogień. Nikt się nie odezwał, wiedzieli że to jedyne wyjście, ale czy mogą żyć nie widząc jej na co dzień, czy mogą zapomnieć o przyjaciółce? Przecież jest ich jedynym łącznikiem ze światem duchów.
-Natsu to nasze jedyne wyjście- odparła Erza tłumiąc swoja złość. Nie chciała tego, ale nie mieli wyboru, nie mogli pozwolić jej po prostu umrzeć. Wendy cicho płakała i co chwilę przecierała swe oczy.
-Będzie w raju, Lucy kocha swoje duchy dlatego będzie ta szczęśliwa- dodał Gray , a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech.
-Natsu musisz pozwolić jej odejść- tym razem odezwał się Loki znów kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Tym razem nie odwrócił się, patrzył na tył duchów, a z jego oczu płynęły łzy. Zaciskał mocno pięści. Loki podszedł do swoich przyjaciół duchów i po chwili pomiędzy nimi można było ujrzeć światło które rozbłysło nagle, a po chwili duchu ustąpiły drogę, a przed nimi stała Lucy, jej włosy były rozpuszczone, miała na sobie zwiewną biała suknię, a jej brązowe oczy patrzyły na nich uśmiechnięte. Podeszłą powolnym krokiem do Natsu i uklękła przed nim.
-Gomen- szepnęła dotykając jego policzka po którym spłynęła łza.
-Lucy- załkała mały niebieski kotek przytulając się nagle do niej. Zaśmiała się cicho i pogłaskała go.
-Nie zostawiaj nas- szepnął Natsu wtulając twarz w jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego jak zawsze, a po jej policzku spłynęła łza. Nagle jej ciało zaczynało powoli unosić się do góry, a Natsu wstając próbował ja przy sobie zatrzymać, lecz wyśliznęła mu się z rąk.
-LUCY! – znów  krzyknął a jego przyjaciele patrzył w milczeniu. Nie chciał je tracić  nie w ten sposób.
-Kocham was- ostatnie jej słowa, ostatni uśmiech, po czy światło koło niej zaczynało się rozświetlać. Coś błysnęło, każdemu poleciały łzy z oczu. Lecz Lucy nie zniknęła, nie udałą się do świata duchów, a jej ciało zaczęło nagle opadać. Natsu szybo ją złapał wtulając w swoją pierś.

-Nie mogę wam tego zrobić- usłyszeli stary głos, który już znali. Każdy spojrzał przed siebie gdzie stał król duchów i uśmiechał się delikatnie- zbyt mocno ją kochacie bym wam ją odebrał,  dałem je cząstkę naszej duchowej energii, ale teraz zależy od was czy Lucy Heartfilia znów będzie z wami czy też odejdzie- po tych słowach król duchów zniknął , jak i reszta duchów, a Lucy pozostała z nimi. Słaba, ale żywa , a on znów miał ją przy sobie. Charla odetchnęła z ulgą ciesząc się że jej wizja jednak się nie spełniła, a na twarzy każdego pojawił się uśmiech. Wygrali, nie całą wojnę, ale wygrali bitwę, najważniejsza. Teraz tylko musieli jak najszybciej udzielić Lucy pierwszej pomocy.



środa, 24 lipca 2013

Jednopartówka: Mamy w sobię tę moc Happy x Carla

Happy x Carla ;

Mamy w sobie tę moc 

Mam nadzieję zę spodoba wam sie chociaż troszeczkę , tak samo jak mam nadzieję że ktoś czyta jeszcze tego bloga. Miłoby mi było gdyby czytelnicy raz na jakiś czas zostawili po sobie jakaś pamiątke że podoba im się blog czy cos co dawało by mi wenę i motywację do dalszego pisania. ;]

Ostatnie co pamiętam z tamtej nocy to dym. Kąpałam się, a pod drzwiami szparą wlatywał dym do łazienki. Zerwałam się na równe nogi, ale poślizgnęłam się i wywróciłam. Musiałam uderzyć głową o coś dość mocno bo pamiętam jeszcze ostry ból głowy, a potem ciemność. Obudziłam się w białym pokoju, słońce zażarcie próbowało się dostać do pokoju rażąc mnie po oczach. Byłam zmęczona , strasznie zmęczona, ale mimo to podniosłam powoli się do pozycji siedzącej, a przeszywający ból w głowie dal o sobie znać. Przetarłam delikatnie oczy swoim małymi dłońmi i rozejrzałam się po pokoju.  Cisza i pustka. Biały pokój, koło okna znajdowało się moje łóżko, naprzeciwko znajdowało się łóżko dla jeszcze jednej osoby, które akurat było wolne i ten zapach. Zapach którego nienawidziłam najbardziej, zapach szpitala. Dotknęłam dłonią bolącej głowy i zauważyłam że mam wenflon . No pięknie, a co najlepsze nie mogła sobie przypomnieć co się stało.
-Dzień dobry- usłyszałam kobiecy głos i od razu odwróciłam się w stronę drzwi. Stała w nich kobieta o fioletowych włosach ubrana w biały fartuszek. Pielęgniarka o bardzo miłym wyrazie twarzy – jestem Laki Olietta pielęgniarka- odezwała się znowu i podeszła do mnie po czym dotknęła mojej głowy.
-Dobry- powiedziałam cicho dokładnie się jej przyglądając.
-A więc jak się nazywasz?
-Carla Marvell
-Ile masz lat?
-Dwanaście- nie rozumiałam zbytnio po co te pytania, ale grzecznie odpowiadałam.
-Dobrze chyba wszystko okej, a co pamiętasz jako ostatnie?- Podświetliła mi latarka oczy po czym uśmiechnęła się  moją stronę wyczekując odpowiedzi. Zawahałam się prze chwilę próbując sobie coś przypomnieć.
-Ból głowy, dym, smród a potem ciemność- odparłam nie patrząc na nią, ale w podłogę próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Kobieta kiwnęła głową i znów się uśmiechnęła.
-Zaraz powinna być tu twoja mam – po tych słowach wyszła z pokoju i tak jak powiedziała po chwili pojawiła niewysoka niebiesko włosa kobieta z wypisanym zmartwieniem na twarzy.
-Mamo- powiedziałam cicho i pierwszy raz dzisiejszego dnia pojawił się na mojej twarzy delikatny uśmiech. Kobieta podbiegła do minie ucałowawszy mnie przytuliła mocno tak że myślałam że zaraz zejdę.  Mama była niewielką istotką , ale za to z wielkimi uczuciami.  Zawsze przy mnie była, kochała wszystkie stworzenia a jej serce biło dla każdego. Mój ojciec mimo że czasami surowy też był kochany i wiem że zabiłby gdyby ktoś spróbował skrzywdzić jego żonę czy dziecko.
-Kochanie wszystko w porządku?- chwyciła moją twarz w obie dłonie przyglądając mi się dokładnie. Znów te pytania.
-Tak mamo- odparłam próbując wyrwać twarz z jej uścisku co nie bardzo dawało efekty.
-Wybuchł pożar w piwnicy, leżałaś nieprzytomna w tym dymie, gdyby nie papa- odezwała się znów , a w jej oczach znów były widoczne łzy. No tak mam lubiła też troszeczkę majaczyć oto Wendy Marvell najbardziej uczuciowa z najbardziej zachowanymi emocjami matka.
-Nic mi nie jest- odparła znów siląc się na uśmiech. Chciałam znów położyć się spać.
-Kochanie byłaś nieprzytomna, spałaś trzy dni- to mnie zaskoczyło, a zdawało mi się jakby spała zaledwie dwadzieścia minut. Spojrzałam na zegarek, było południe, a więc mama musiała wrócić do pracy.
-Wracasz?- zapytała znów patrząc na jej twarz. Pogłaskała mnie delikatnie po policzku i ucałowała w czoło.
-Wieczorem wpadnę z ojcem, kocham cię- po tych słowach zostawiła mi jakieś łakocie i wyszła. Odetchnęłam i znów położyłam się na łóżku patrząc w sufit. Ode chciało mi się spać , nie miałam teraz na nic ochoty, zapewne przytrzymają mnie jeszcze trochę w tym szpitalu. Westchnęłam i znów usiadłam w pozycji siedzącej co sprawiło mi trochę trudu. Odkryłam kołdrę i chciałam spuścić nogi w  dół , ale poczułam straszliwy ból który przeszedł mnie aż do kręgosłupa. Krzyknęłam i znów opadłam na łóżko czując jak ból powoli mija, ale w umyśle jakby ciągle trwał.
-Carla?- przybiegła Laki od razu podbiegająca do mojego łóżka i patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Nogi- szepnęłam przełykając głośno ślinę. Posmutniała, a ja nie wiadomo czemu poczułam jakby spadła na mnie lawina, jakby zaraz miało wydrążyć się coś naprawdę okropnego.
-Ogień dostał się do środka, twojego nogi zostały sparaliżowane, czujesz je ale nie wiadomo czy odzyskasz nad nimi władze, póki co będziesz dostawała tabletki na ból- odezwała się smętnie, a ja poczułam jak łzy nabierają mi do oczu. Miałam ochotę się rozpłakać , ale otrząsnęłam się i spojrzałam znów w sufit. Czy tak już będzie zawsze? Czy jedyne co będę oglądać to wiecznie biały suit. -  ale Carla nie martw się  twój stan nie jest krytyczny, sądzimy że wrócisz do zdrowia po rehabilitacji- tym razem na jej twarzy zawitał uśmiech i mnie zrobiło się jakoś lżej. Pokiwała delikatnie głową, a ona pomogła mi znów usiąść po cym wyszła i przyszła z tabletkami. Połknęłam je niemalże od razu, a po jakiś piętnastu minutach nie czułam bólu co nie zmieniało faktu że ciągle byłam przygwożdżona do łóżka i nie mogłam się ruszać. Nie było to raczej coś co sobie wymarzyłam, ale wciąż żyła i cieszyłam się z tego.  A jednak ciągle cos mnie zastanawiało, skoro to był oddział dziecięcy to dlaczego było tu tak cicho? Dlaczego czułam się jakby była jedyną pacjentką w całym szpitalu. Po chwili jednak zauważyłam małe oczka przyglądające mi się z korytarza. Stał tam mały chłopiec z maskotką w dłoni, jakby obawiając się czy może wejść czy nie.
-Mamy nową pacjentkę- powiedział jakby sam do siebie chłopiec , a po chwili w drzwiach stanął czarnowłosy chłopiec w piżamie, a obok niego niebiesko włosy chłopak, tylko że normalnie ubrany.
-ła Pierwsza dziewczyna na oddziale od chyba roku- powiedział niebiesko włosy i szybko wszedł do Sali i zajął krzesło obok mojego łóżka. Zdziwienie na mojej twarzy to mało powiedziane, nigdy ich na oczy nie widziałam a oni wparowali do mojego pokoju jakbyśmy byli przyjaciółmi.
-Kim jesteście?- zapytała z grzeczności dalej przyglądając się niebieskowłosemu chłopakowi który kręcił się na krześle w kółko.
-A no tak, wybacz – odezwał się w końcu i zatrzymał po czym uśmiechnął jeszcze szerzej. -  Jestem Happy mam 12 lat, to jest Lili- wskazał na czarnowłosego chłopaka który kiwnął tylko głową – też ma 13 lat, a ten mały to Plue , ma tylko 7 lat, a ty?
-Carla też mam 12 lat- odparłam zaskakująco szybko. Ten chłopak był jakiś dziwny , uśmiechał się tak beztrosko.
-Wiec co cię tu sprowadza?- zapytał Lili siadając na przeciwnym łóżku i sadzając koło siebie małego chłopca. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale po chwili zorientowałam się że chodzi im o to przez co tu trafiłam.
-Pożar w domu, nawdychałam się dymu i czegoś jeszcze , czuje ostry ból w kręgosłupie i nie czuje nóg- odparłam patrząc na niego. Dziwiła mnie moja szczerość, nie zadawałam się z nikim w szkole, byłam raczej typem samotniczki, a teraz rozmawiałam z trzema nieznanymi chłopcami jakbym znała ich cale życie.
-Nie może się z nami bawić?- zapytał mały chłopiec zeskakując z łóżka i podchodząc do mojego ze swoim pluszakiem. Jego oczy były takie duże, a twarz tak słodziutka że miałam ochotę go przytulić.
-Oczywiście że może, w końcu możemy tu przychodzić- odparł Happy pokazując małemu peac palcami.
-a wy?- zapytałam ciągle śledząc małego wzrokiem jak odchodzi od mojego łóżka i znów siada naprzeciwko.
-Ja miałem wypadek , potracił mnie samochód, na szczęście już jest lepiej- odparł Lili machając swoją ręką w gipsie -  Plue ma ostre zapalenie płuc więc siedzi tu już troskę- dodał czochrając małego po glewię.
-A ja odwiedzam dziadka, ale bawię się z nimi czasami – tym razem odezwał się Happy jak zwykle wesoły. Było w nim coś co przyciągało do niego ludzi.
-Jesteście tu jedynymi dziećmi?
-Są jeszcze starszaki, ale wiesz oni trzymają razem, nie chcą się zadawać z dzieciakami-  znów odezwał się Lili a Happy nagle zerwał się z krzesła.
-Wybaczcie ja lecę- po tych słowach już go nie było.
-Wybacz, rodzie zawsze po niego przychodzą o tej godzinie—spojrzałam na Liliego i kiwnęłam głową. W końcu ich nie znam a nasze drogi się rozejdą gdy tylko stąd wyjdę wiec chyba nie będzie nic złego w tym że trochę z nimi pobędę prawda.

Następnego dnia gdy się obudziłam Laki dała mi do kroplówki leki uśmierzające ból więc spokojnie mogłam usiąść, a nawet pozwoliła mi by chłopcy wzięli mnie na wózek i oprowadzili po szpitalu na co oczywiście się nie zgodziłam. Pierwszy raz w życiu czułam takie ciepło w sercu i spokój. W pokoju był tylko nasza czwórka, a ja znałam ich zaledwie jeden dzień ale czas spędzałam z nimi bardzo dobrze.
-Happy- usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety, a Happy natychmiast odwrócił głowę w stronę wyjścia. Właśnie graliśmy w jaka grę planszową i wygrywałam.  W drzwiach stała śliczna pielęgniarka z uśmiechem, nie widziałam jej tu wcześniej.
-Kinana-san- powiedział chłopak, po czym podniósł się z krzesła i ruszył w jej stronę- ah wybaczcie na chwilę- powiedział ze sztucznym uśmiechem i wyszedł z kobietą. Zdziwiłam się tym trochę, w końcu zawsze szczerze się uśmiechał,  teraz jakby ten jego uśmiech zbladł.
-Kim ona jest?- zadałam o pytanie nawet dokładnie nie myśląc, dopiero po chwili doszło do mnie co powiedziałam. Starałam się przed nimi nie otwierać więcej i nie wnikać w ich sprawy, ale to pytanie jakby samo wypadło z moich ust.
-Kinana-san? Jest pielęgniarką na innym wydziale, chyba tam gdzie leczą dziadka Happiego, przychodzi tu po niego gdy dziadek się obudzi.
-Obudzi?
-Tak, rodzice Happiego ciężko pracują wiec Happy przychodzi tutaj by być przy dziadku, ale podobno jest tak chory że rzadko kiedy z nim rozmawia i przeważnie śpi- znów odparł Lili i rzucił kostką. Patrzyłam jak przemierza pola swoim pionkiem
-Co znaczy że podobno?
-Nie wiem, nigdy go nie spotkaliśmy- znowu się zdziwiłam. Skoro są już tu od dłuższego czasu to powinni chociaż odwiedzić chorego dziadka , a szkoła? Znów chciałam zadać pytanie, ale do Sali wkroczył niebiesko włosy z delikatnym uśmiechem na ustach. O nic więcej nie pytałam. Tak mijały mi dnie w szpitalu. Codzienna zabawa z chłopakami dawała mi dużo radości mimo że nie starłam się zbytnio tego po sobie pokazywać. Czułam się z dnia na dzień coraz lepiej i zaczęło wracać czucie w nogach co okazało się dość bolesne, ale nie odczuwałam tego tak bardzo. W cieplejsze dni chłopaki zabierali mnie na wózek szpitalny i wozili się ze mną po parku szpitalnym. Jedliśmy lunch przygotowany przez mamę Happiego na zewnątrz, a każdy kolejny dzień był zabawą. Do czasu. Minęły dokładnie dwa tygodnie od mojego przybycia do szpitala. Pani Laki była jakby moją opiekunką i bardzo mi pomagała. Starałam się codziennie chociaż spróbować przejść kilka kroków. Zawsze na moje rehabilitacje przychodził Happy i z uśmiechem a twarzy patrzył na mnie jakby jego własne dziecko stawiało pierwsze kroki. Co dla mnie było oczywiście najwspanialsza rzeczą na świecie. Bardzo się do niego przywiązałam i obiecałam sobie ze jak tylko wyjdę z tego szpitala to będę razem z nim odwiedzać jego dziadka i tak jak on chciałabym by dzieciaki w szpitalu czuły się dzięki mnie lepiej.
-Carla dajesz!- krzyknął Lili stojąc przede mną. Miałam dość nogi mi już odpadały, ale musiałam dojść do chłopaka, to był mój cel. Gdy tylko znalazłam się w jego ramionach poczułam jak zabiera mnie i zanosi na wózek.
-Mówiłem że dasz radę- powiedział Happy zbliżając się zbyt blisko.
-Sama to wiedziałam- odparłam odwracając głowę w bok  czerwieniąc się lekko. Po chwili znów jednak na niego zerknęłam – twoje włosy- powiedziałam cicho, a on jakby znów uśmiechnął się sztucznie. Opanowałam już jego uśmiechy do perfekcji, wiedziałam kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy kłamię. Co do jego włosów, to były strasznie krótkie, wcześniej nosił je długie, a teraz miał je bardzo krótko przystrzyżone, jakby w ogóle ich nie było.
-Założyłem się z kolega o coś i przegrałem zakład więc musiałem je obciąć- wytłumaczył szybko po cym chwycił za rączki mojego wózka i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Więcej o nic nie pytałam. Ostatnio nie był go też trzy dni pod rząd ale jak wrócił to zachowywał się normalnie.
-Hej Carla- szepnął do mnie gdy jechaliśmy do Sali. Odwróciłam się w jego stronę .
-Co jest?- zapytałam ciekawa. Zawsze gdy mówił szeptem wpadał na jakieś głupie pomysły, ale i tak zawsze było ciekawie.
-Jutro jest Hanami- po tych słowach czułam jak wzbiera we mnie radość. Tak bardzo chciałam iść na ten festiwal, ale nie sądziłam że w tym roku będę mogła. Kiwnęłam z uśmiechem głową , a on odwzajemnił mój uśmiech.
Wieczorem razem z Lili, Plue i o dziwo z panią Laki staliśmy przed szpitalem. Mama przyniosła mi wspaniała yukatę, pomogła mi ją ubrać i powiedziała że będzie trzymać za mnie kciuki cokolwiek to miało znaczyć. Lili i Plue także mieli na sobie męskie yukaty, ale najbardziej wyczekiwałam aż zobaczy mnie Happy. Ciągle byłam na wózku ale lekarz powiedział ze jeśli nie będę się zbytnio przemęczać to będę mogła pochodzić trochę o własnych siłach.
-Siemnko- usłyszeliśmy krzyk Happiego który machał nam energicznie ręką. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, chciałam mu odmachać ale moja duma na to nie pozwalała. Podbiegł do nas szybko, a za nim ruszyła piękna blondynka. Nie miał na sobie yukaty, ale i tak bardzo dobrze się reprezentował.
-Happy pamiętaj o czasie- blondynka ucałowała go w czoło przejechała w delikatny sposób bo jego głowię i z uśmiechem, i jakby smutkiem odeszła od nas w stronę Kinany-san która uśmiechała się sztucznie. Dlaczego każdy dorosły próbował nam wmawiać ze jest dobrze z tym sztucznym uśmiechem. Zauważyłam że Happy znów ma długie włosy. Chciałam za ni pociągnąć ale oddalił się ode mnie po czym pokazał mi język.
-Mama mówi że póki nie odrosną mam nosić perukę- po tych słowach zaśmiał się a ja razem z nim.
-Piękna kobieta- zwróciłam uwagę pokazując gestem głowy w stronę blondynki, która zmierzała do szpitala wraz z pielęgniarką.
-Mama jest wyjątkowa- odpowiedział z uśmiechem, którego nigdy u niego nie widziałam. Uśmiech ten pokazywał jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu na niej zależy. Zrobiłam się trochę zazdrosna, ale nie miałam o co przecież to była jego matka. Festiwal Hanami był czymś niezapomnianym, czymś czego nie zapomnę do końca życia. Mimo iż większość czasu spędziłam na wózku to złapałam złotą rybkę. Happy wygrał dla mnie pluszaka, a Plue zajął pierwsze miejsce w wyborze słodkich rzeczy. Tego festiwalu nie zapomnę do końca życia.
-Carla- zobaczyłam Happiego naprzeciwko mnie z uśmiechem i watą cukrową.
-Co jest?- zapytałam uśmiechając się także do niego. Byłam zmęczona i chciało mi si już spać.
-Musze już iść, świetnie się bawiłem- po tych słowach schylił się w moją stronę i nie wiedząc kiedy skradł mi całusa. Mimo że było to delikatnie muśniecie jego warg o moje to czułam jak moje usta płoną. Byłam cała czarowna, a gdy spojrzałam znów przed siebie już go nie było. Zakryłam usta dłonią i uśmiechnęłam się. Tak to zdecydowanie był najwspanialszy dzień mojego życia.
Następnego dnia gdy tylko się obudziłam wyczekiwałam z niecierpliwością przyjścia Happiego i mimo że pojawili się już Lili i Plue jego dalej nie było. Cały dzień wyczekiwałam jego przyjścia , ale się nie pojawił. Drugiego, trzeciego , czwartego, a nawet piątego dnia także się nie zjawił. Codziennie chodziłam na rehabilitacje i codziennie coraz lepiej chodziłam mimo to on się nie pojawił. I tak minął mi kolejny tydzień bez niego. Moje nogi były już sprawne i miałam wyjść ze szpitala. Lili wyszedł przede mną ale przychodził od czasu do czasu na moje rehabilitacje i po to by dawać mi otuchy. Plue niestety musiał jeszcze zostać w szpitalu. Gdy przyszedł tato z mama byłam już gotowa by mnie wypisano. Pożegnałam się z każdym z kim się zadawałam. Podałam Plue swój dres i numer telefonu i obiecałam że będę go odwiedzać wraz  Lilim i jeśli dowiem się co z happym to z nim także.
-Chciałabym odwiedzić jeszcze jedna sale- odparłam gdy tylko wyszliśmy z oddziału dziecięcego. Tata z mama spojrzeli po sobie i nic nie mówiąc kiwnęli głowami ze się zgadzają. Dotarliśmy na oddział dla ludzi starszych. Gdy tylko tam się naleźliśmy od razu udaliśmy się do biura gdzie siedziała oddziałowa.
-Um gomenasai, ale czy jest tu pacjent o nazwisku Dragneel?- zapalam grzecznie jak mnie uczono. Kobieta spojrzała na mnie zza biurka po czym zaczęła coś stukać w klawiaturze. Była dość potężna w okularach i do tego coś jadła. Trochę straszna.
-Nie mamy nikogo takiego n naszym oddziale, ale na innym- odparła a ja jakby zamarłam. Wiec nie przychodził tu do dziadka. Wiec okłamał nas, ale po co w takim razie tu przychodził.
-A mogłabym wiedzieć gdzie jest osoba o tym nazwisku? – znów spojrzała na mnie zza swoich okularów i wstała zza biurka.
-A kim jesteś dla pacjenta?- zapytała przyglądając mi się uważnie.
-Wystarczy Bets, znam ją- usłyszałam za sobą i tak samo zdziwiłam się jak moi rodzice gdy do Sali weszła młoda fioletwowłosa kobieta.
-Kinana-san- powiedziała cicho, a ona smutno się uśmiechnęła. Podała mi dłon a jakby nigdy złapałam ją za nią i pozwoliłam się jej prowadzić. Szłyśmy do windy, gdzie zjechałyśmy na trzecie pietro, a gdy wyszłyśmy z niej poczułam odór chemikaliów, takich jakimi często pachniał Happy. Po chwili zobaczyłam mnóstwo dzieci, bawiących się , niektórych smutnych, a najgorsze było to że każde z nich nie miało włosów, a ich skóra była taka jasna. Przełknęłam głośno ślinę, czułam wielką gule w gardle.
-Nie- szepnęłam cicho gdy ujrzałam Liliego przed wejściem do jednego z pokoi. Gdy tylko mnie zobaczył podniósł się i zamarł. Spuścił wzrok, a ja nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyrwałam rękę Kinanie, nikt mnie nie zatrzymywał. Wpadłam do Sali przed która siedział Lili i zamarłam. Na łóżku leżał pod kroplówką Happy. Nie miał włosów, jego skóra była taka jasna i , a na twarzy nie gościł ten uśmiech. Podeszłam do łóżka. Nogi i ręce mi drżały. Dlaczego on tu jest, dlaczego?!
-Ha…happ..y- wyjąkałam dotykając lekko jego dłoni. Jego powieki drgnęły i uniosły się ku górze. Czułam jak w oczach wzbierają mi się zły. Dlaczego on tu leżał.? Uśmiechnął się w moją stronę, mimo że był słaby to próbował tego nie pokazywać.
-Gomen Carla, że musisz mnie takiego widzieć- powiedział i zacisnął dłoń na mojej.  Jego ocz znów się zamknęły, a ja miałam wrażenie jakby miały się więcej nie otworzyć.
-Carla- usłyszałam za sobą głos Liliego, gestem ręki pokazywał mi że mam się do niego udać, ale ja chciałam zostać przy nim. Kiwnęłam w jego stronę głową i puszczając dłoń Happiego ruszyłam w jego stronę.
-Czy on?-m zapytałam, ale nie wiedziałam dokładnie o co, co chciałam powiedzieć. Przerażały nie własne myśli. Lili nabrał powietrza i powoli je wypuścił.
-Happy od trzech lat znajduję się na onkologii- po tych słowach jakby mój świat zawirował. Podparłam się ściany, ale słuchałam dalej , wiedziałam że to nie koniec tego co ma mi do powiedzenia – Nie chciał żebyśmy wiedzieli bo nie chciał żebyśmy go jakoś inaczej traktowali. Chciał być bo czuł że żyje. Przed festiwalem Hanami wymiotował krwią, a jego włosy już ostatecznie wypadły, ale chciał tam iść bo ty tam byłaś. Powiedział że dzięki tobie każdy jego dzień był lepszy. Chciał cię zobaczyć, dodawać otuchy gdy chodziłaś. Ale jego nerki odmówiły posłuszeństwa. Przestały całkowicie działać, wątroba też jest na wykończeniu. On umiera- nie musiał dodawać tych ostatnich słów. Poczułam jak cały świat mi się wali. Jego uśmiech, jego głos jego spojrzenie . Miałam więcej nie zobaczyć tych rzeczy. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Ostatnie co czułam to ciepłe ramiona przyjaciela.
Przychodziłam codziennie do niego po szkole, jego stan się nie poprawiał, chemioterapia nie miała prawa już pomóc, a on z dnia na dzień przestawał w ogóle ze mną rozmawiać.
-Carla- odezwał się słabym głosem szukając mojej dłoni. Jego oczy były zamknięte, ale wiedział że tu była. Zawszę tu będę. Ścisnęłam jego dłoń w mojej.
-Jestem tu- odparłam uśmiechając się delikatnie.
-Nie widzę cię już, nie mogę cię zobaczyć, ale wiem że mimo tego uśmiechasz się- zrobił przerwę by móc złapać powietrze, coraz ciężej mu się nawet mówiło – zawsze byłaś naszą iskierką, twoja słodka twarz dawała nam otuchy by walczyć, chcę byś żyłą pełnią życia.
-Kiedy ja nie chcę żyć bez ciebie- odarłam a w moim głosie można było wyczuć gorycz. Po mojej twarzy znów płynęły łzy. Przyłożyłam jego dłoń do ust, a on mimowolnie się uśmiechnął.
-Hej nie płacz mała- powiedział, ale widziałam że na jego twarzy także gości ból. To było straszne.
-Kocham cię- szepnęłam cicho, ale słyszał nie. Jego dłoń bardziej ścisnęła moją.
-Chciałbym znów cię pocałować- powiedział, a ja niewiele myśląc zbliżyłam się do niego i dotknęłam moimi wargami jego. Muskałam jego usta delikatnie, a on oddawał pocałunek. Poczułam jego dłoń na policzku. Oderwałam się od niego. Mimo że miał otwarte oczy to wiedziałam że już mnie nie widzi.
-Też cię kocham- odparł i uśmiechnął się. Znowu tak szczerze jak zawsze, tak jak kochałam.
Tego dnia nie zapomnę do końca życia, wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można kogoś kochać i jak to jest tą osobę utracić. W nocy gdy kładłam się spać z myślą o tym by jutro odwiedzić mojego ukochanego mama zawołała mnie do kuchni. Dała mi telefon do ręki, a ja jedyne co usłyszałam to stłumiony głos jego matki.
~Happy odleciał dziś przed północą, dziękuje ci że z nim byłaś, dałaś mu nadzieję i szczęśliwe wspomnienia~ nie odpowiedziałam. Upadłam na kolana  szlochając jak nigdy dotąd. Nie pamiętam zbyt wiele co potem się działo, jakbym miała jedną wielką czarną dziurę.  W wieku 12 lat doświadczyłam tak wiele że niejeden dorosły tyle nie doświadczył. Tamten pocałunek i oświadczenie bym żyła pełnią życia były niczym pożegnanie od niego.  Musiałam ruszyć dalej, nie chciałam go zapomnieć, a nawet nie próbowałam, ale stałam się osobą bardziej towarzyszką. Starałam się więcej uśmiechać, żyć swoim życiem tak aby był ze mnie dumny. Dziś kończąc 25 lat i stojąc nad jego grobem ciągle pamiętam jego uśmiech, jego miny , jego słodkie usta. Ciągle pamiętam cię, jakbyś stał tu koło mnie prowadząc mnie za rękę przez życie.
-Dziękuje- szepnąłem i poczułam jak ktoś szarpię mnie za koszulę. Odwróciłam się ale nikogo nie ujrzałam, ale w mojej głowię wyobraziłam sobie twój obraz. Ty stojący przede mną z dłońmi na biodrach i uśmiechający się szeroko. Poczułam jak zbierają się w moich oczach łzy , ale nie dałam im upustu nie mogłam. Zawiał wiatr bawiąc się moimi włsami.
-Kocham cię- czułam jakbyś wyszeptał do moich uszu. Tak jak też cię kocham i nigdy o tobie nie zapmnę.




wtorek, 16 lipca 2013

14. Trudne decyzje

Tadam! Ot tak trochę spóźniona, ale z okazji 14 lipca, gdyż iż były moje urodziny chciałam wam dać oto taki prezent w formię notki, która jest straszne krótka, ale chciałam wam napisać cokolwie. Ale to nie koniec niespodzianki, gdyż iż pojutrze ukaże się ostatnia częsć jednopartówki Sing x Lucy , która czego sie nie spodziewała zyskała dosć dużo fanów. No wiec nie rozpisuję się wiecej i życze miłego czytania.


Patrzyła jak jej przyjaciele walczą. Widziała że mimo swoich starań nie mieli zbytnio też szans. Akihito i Seitarou bawili się z nimi. Na ich twarzach ciągle gościł uśmiech, a jej przyjaciele ciągle byli przypierani do muru.
-Lucy, Natsu cię uratuje- spojrzała na małego kotka który właśnie wylądował przed nią. W jego oczach dostrzegła łzy, a na małej mordce cień uśmiechu. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-Happy- szepnęła. Kochała go, tak naprawdę ten kot był częścią rodziny, częścią jej życia. Znowu przeniosła wzrok na Natsu. Dzięki niemu była w gildii, dzięki niemu przeżyła najwspanialsze chwile swojego życia. Znowu spojrzała na to przeklęte białe urządzenie , które co jakiś czas powoli się otwierało.

Nie potrafił przełamać  się przez jego idealną linie obrony, mimo że walił go pięściami ile sił, tamten jakby tego nie odczuwał. Znowu został powalony na ziemię i przygwożdżony przez niego. Spojrzał na niego spod byka i ocierając krew z wargi znów ruszył w jego stronę.
-Ryk ognistego smoka!- krzyknął celując w swojego przeciwnika, który próbował ominąć atak, ale ktoś go chwycił. Spojrzał na swoja nogę która był przytrzymywana  przez żelaznego smoczego zabójcę. To był jego błąd, dostał ciosem Natsu tak że wylądował na ścianie w jaskini. Podniósł się uśmiechając lekko.
-Nieźle- powiedział do siebie po czym szybko ruszył w stronę Natsu. Jego magia była szybsza niż Natsu, za nim ten chciał zebrać się by uderzyć przeciwnika, przeciwnik zdołał powalić go już na ziemie. Kolejny raz. Spojrzał kątem oka na Gajeela i Wendy którzy tak samo obrywali od tego białowłosego dupka. Przeklął w myślach, musieli działać szybciej inaczej Lucy…

-Nie powinnaś nie doceniać Juvi- szepnęła niebiesko włosa patrząc na kobietę w kuli wody. Na jej twarzy nie było już tego samego uśmiechu, tylko przerażenie. Po chwili kobieta straciła przytomność , a Juvia opuściła wodne więzienie i upadła na kolana.
-Juvia- usłyszała swoje imię i spojrzała w stronę z której tu dotarła. Grey strasznie poobijany ledwo trzymający się na nogach patrzył w jej stronę z uśmiechem na twarzy. Jej serce momentalnie szybciej zabiło, ale nie potrafiła się podnieść jej nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
-Panicz Gray!- powiedziała przytykając ręke do piersi. Jej nogi były całe poharatane, nie miała na sobie butów. Podczas walki kobieta ciągle atakowała jej nogi, by ta nie mogła się w końcu ruszyć, ale udało jej się wygrać.
-Musimy się śpieszyć- powiedział podchodząc do niej i podając jej dłoń, z której oczywiście skorzystała. Mimo bólu w nogach, wstała podtrzymywana przez maga lodu i ruszyła z nim przed siebie. Może uważała Lucy za swoja rywalkę w miłości, ale były też przyjaciółkami , a nie mogła zostawić przyjaciela na pastwę losu. Gdy dotarli do następnej dużej wyrwy w jaskinie, oparta o skały stała Erza i jakby czekała na nich. Podchodząc do niej kiwnęli tylko głowami i ruszyli przed siebie. Każdy z nich był wyczerpany, ale nawet jeśli mieli tam iść i stać to musieli zobaczyć w jakim stanie jest ich przyjaciółka.

Patrzyła jak Natsu leży ledwo przytomny na ziemi, jego oddech był płytki, a ona była przerażona. Wendy i Gajeel leżeli obok niego, a ich przeciwnicy posiadali tylko lekkie zadrapania.
-Dość- powiedział nagle Zeref podchodząc do urządzenia i przekręcając klucz. Urządzenie zaskrzypiało i znów zaczynało się powoli otwierać.
-Dlaczego?- odezwał się Natsu wstając powoli z ziemi i patrząc na niego prawie nieprzytomnym wzrokiem. Mimo tylu obrażeń dalej chciał walczyć, dalej był w stanie oddać życie za Lucy. W jego ręce znajdowały się jej klucze, które ściskał tak mocno że po ręce ciekła mu krew.
-Natsu- znowu jej cichy głos, pozbawiony życia. Nie patrzyła w jego stronę, nie była już w stanie podnieść głowy. Po chwili znów cos zaskrzypiało, a drzwi od białego urządzenia znów zaczęły się otwierać. Lucy miała zamknięte oczy, ale czuła jak cała magia z niej uchodzi.
-LUCY!- tym razem natychmiast otworzyła oczy. Mimo że kosztowało ją to wiele energii to zaczęła podnosić głowę i z uśmiechem spojrzała w ich stronę. Nic nie mówiła , ale czuła radość, radość z tego że ostatnie chwilę spędza z przyjaciółmi. Erza , Gray i Juvia także tam byli, stali parci o ściany, głośno dysząc i ledwo stoją, ale byli tutaj, razem z nią.
-Powinniście odejść puki możecie, inaczej zginiece- znów odezwał się Zeref pojawiają się szybkim ruchem przed Natsu i klękając przed nim.
-Wal się!- krzyknął podnosząc się co okazało się być błędem bo czarnowłosy chwycił go za gardło i pomógł mu wstać dusząc go przy tym delikatnie.
-Wybacz Natsu, miałem poczekać aż staniesz się silniejszy, ale to nie może już czekać, nie chcę patrzeć więcej na to cierpienie, dlatego musisz ją poświęcić.- po tych słowach wyrwał klucze z jego ręki, puścił go po czym wrócił znów koło maszyny.
-Dlaczego Lucy? Przecież jest tyle innych magów – tym razem to krzyk Erzy rozniósł się po jaskini. Zeref odwrócił się i zaszczycił ją swoim spojrzeniem.
-Bo tylko wtedy będę mieć pewność że Natsu znajdzie mnie i zabije gdy już zakończę to wszystko- zakrwawione klucze położył na otwartej półeczce w urządzeniu, a po chwili coś znów zaskrzypiało. Drzwi się otworzyły, a wokół nich pojawiły się duchy Lucy.
-LUCY!- tym tarem to był Loki, przestraszony widokiem swojej pani. Chciał do niej podejść zrobić cokolwiek , ale nie mógł się ruszyć, jakby był zatrzymany przez coś niewidzialnego. Tak samo jak reszta. Po chwili z urządzenia zaczęła wychodzić młoda dziewczyna, przypominająca wyglądem trochę dziecko. Jej cera była śnieżnobiała. Oczy miała niczym błękit nieba, a włosy puszyste długie. Była ubrana w zwiewną białą sukienkę.

Our hero, our hero, claims a warrior's heart. 
I tell you, I tell you, the Dragonborn comes. 
With a Voice wielding power of the ancient Nord art. 
Believe, believe, the Dragonborn comes. 
It's an end to the evil, of all Skyrim's foes. 
Beware, beware, the Dragonborn comes. 
For the darkness has passed, and the legend yet grows. 
You'll know, You'll know the Dragonborn's come. 

Aaach…

Dovahkiin! Dovahkiin! 
Naal ok zin los vahrii 
wah dein vokul 
mahfaeraak ahst vaal, 
ahrk fin norok paal graan 
Fod nust hon zindro zaan. 
Dovahkiin, fah hin 
kogaan mu draal.

Jej śpiew rozniósł się po całej jaskini, a każdy patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Śpiewając piosenkę o smoczym zabójcy miała zamknięte oczy ,a rękę przyłożoną do serca. Gdy tylko skończyła śpiewać rozejrzała się po jaskini. Na jej twarzy nie gościły żadne emocje, jakby była ich pozbawiona. Gdy ruszyła przed siebie, można było zauważyć że nie chodzi ona o własnych siła, ale jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i sunęła przed siebie. Wyglądała jak porcelanowa lalka. Każdy patrzył na nią jak zahipnotyzowany, nikt nie potrafił wydusić z siebie słowa. Po chwili znalazła się tuż przed Natsu, który klęczał przed nią, nie wiedząc za bardzo co się dzieje. Dotknęła swoją zimną niczym lód dłonią jego policzka.
-Natsu Dragneel- powiedziała swoich cichym i niesamowitym głosem.  Chłopak przełknął ślinę , nie mogą oderwać od niej wzroku.
-Hikari no Yami- szepnął Zeref, próbując zwrócić na siebie jej uwagę, ale ona ani drgnęła ciągle wpatrzona w Natsu.
-Moja piosenką mówi o smoczym dziecku które pokona mrok- odezwała się znowu i teraz spojrzała na ledwo przytomną Lucy przypiętą do ściany- ale by mógł pokonać ten mrok jego serce musi być czyste inaczej nigdy on tego nie dokona- i znów swój wzrok przeniosła na Zerefa – a ty to zniszczyłeś Zerefie- po tych słowach zabrała swoją dłoń z policzka salamandra i pojawiła się tuż obok czarnego maga.

-Obiecałem że więcej cię nie wezwę, ale Aknologia staję się zbyt potężna- każdy na słowa Zerefa stanął jak wryty. Każdy próbował wytężyć słuch jeszcze bardziej, nie wiedzieli co to oznacza, ale chcieli dowiedzieć się więcej, a w tym samym czasie nie chcieli stracić zbyt wiele czasu bo Lucy nie pozostało go dużo. Mieli trudny orzech do zgryzienia.

A oto nasza piękna Hikari no Yami( można to tłumaczyć jak światło i mrok)






czwartek, 27 czerwca 2013

Jednopartówka: Zdobyć Ciebie Lucy x Sting

Ze względów że dużo osob chciało ciąg dalszy napisałam coś. Nie wydaje mi sie aby było to coś nadzwyczajnego, ze względów iż już pod konieć naprawdę nie wiedziałam jak to skończyć, ale tu niespodzianka w formie zaskoczenia dla was. Otóź postanowiłam że zakończenie będzie dalej, więc po prostu musicie poczekać na nie, więc będzie tak jakby tzrecia część tego opowiadania, w której ukaże się zakończenie i całkowite wytłumaczenie miłości między Lucy a Stingiem.

Lucy x Sting: Zdobyć Ciebie

Magnolia kolejne słoneczne południe.  Śmiech dzieci roznosił się po całym miejsce. Każdy ciężko pracował, lub wypoczywał po pracy. Pewna blond włosa dziewczyna siedziała nad brzegiem rzeki i oparta o dłonie twarz miała uniesioną ku niebu. Jej oczy były zamknięte, a wiatr delikatnie muskał jej twarz. Zastanawiała się nad swoim dalszym życiem. Była szczęśliwa jak nigdy, miała wspaniałych przyjaciół, gildię do której należała, którą zawsze podziwiała, ale czuła jakby pustkę. Czegoś jej brakowało, jakby utraciła to coś.
-Lucy nie spadnij- usłyszała krzyk jednego z rybaków i otwierając oczy pomachała im uśmiechając się przy tym promiennie. Kochała swoje miasto, tu gdzie mieszkała. Każdy mieszkaniec był taki kochany.  Westchnęła po czym wstała i odwróciła się w kierunku swojego mieszkania.
-Czynsz- zatrzymała się nagle i spojrzała na właścicielkę uśmiechając się przy tym sztucznie. Kompletnie wyleciało jej z głowy ze w tym miesiącu nie płaciła jeszcze czynszu. Przełknęła głośno ślinę i podrapała się po głowię, jak to miał w zwyczaju salamander.
-Czekam do końca tygodnia- po tych słowach odwróciła się i odeszła, a Lucy upadła na ziemię. Nie wiedziała co robić. Chciała iść na misje, ale Natsu wyruszył gdzieś z Gildartsem, a ona nawet nie chciała wiedzieć gdzie. Namawiali ją by udała się z nimi, lecz wolała zostać. Wiedziała że będą walczyć ze sobą lub cos podobnego . W końcu Natsu za wszelką cenę chciał być najsilniejszy w gildii, by móc chronić swoich przyjaciół. Wstała otrzepała kolana i wtuliła w swoją pierś Plue. Musiała się wybrać na jakąś misję wiec udała się do gildii. Nie mogła czekać, aż Natru wróci, może będzie mogła iść z kimś innym. Jeśli Levi będzie to powinna się zgodzić. Gorzej będzie przekonać Jeta i Droya, którzy nie chcą jej puścić z nikim innym oprócz nimi, a sami pewnie nie będą chcieli jej i tak wziąć. Rozmyślała nad innymi. Gray odpada bo Juvia by ją zabiła. Z Erzą tez jest strach iść, może z tego wyniknąć jakaś wojna.
-Cześć Lucy- podskoczyła zaskoczona słysząc swoje imię i spojrzała w bok na osobę która zaczęła jej towarzyszyć.  Koło niej szedł Rogue , a na jego ramieniu siedziała Fro zajadając się jakimś lizakiem.
-Oh nie zauważyła cię- uśmiechnęła się promiennie w jego stronę, po czym nagle się zatrzymała- ej słuchaj nie poszedłbyś na misję?- zapytała od razu, a widząc wyraz jego twarzy zrozumiała że musiała go zdziwić tym pytaniem.
-Ja?
-No tak, bo widzisz nie chcę iść sama, już przyzwyczaiłam się że jestem z kimś i pomyślałam że moglibyśmy iść razem- wytłumaczyła my stawiając Plue na ziemi.
-Ah jasne- odparł uśmiechając się także do niej.- To pierwszy raz- dodał ciszej, ale dziewczyna doskonale to słyszała.
-Pierwszy raz?- zapytała nie pewnie chcąc się dowiedzieć o co chodzi.
-Misja z dziewczyną- powiedziała Fro podnosząc łapkę do góry i uśmiechając się do Lucy.
-Z kimś innym niż Sting!- krzyknął zaczerwieniony chłopak do swojego exceedo. Lucy patrzyła na nich na początku ze zdziwieniem po czym zaczęła się śmiać. Naprawdę nie mogła uwierzyć w to że jeszcze jakiś czas temu należeli do najgorszej gildii jeśli chodzi o traktowanie towarzyszy.
-To będzie tez mój pierwszy raz- odarła wesoło pokazując na siebie palcem. Naprawdę lubiła spędzać czas z Rogue, czuła się przy nim naprawdę dobrze.

Szedł właśnie z domu do gildii, miał ochotę zobaczyć pewien promienny uśmiech. Od czasu gdy ja pocałował w sumie niewiele się zmieniło w ich relacjach. Byli lepszymi przyjaciółmi, ale dziewczyna udawała jakby była trochę głucha na sprawy miłosne, no i denerwowało go to że ciągle spędza tyle czasu z salamandrem. Westchnął i spojrzał na zaspanego Lectora, który szedł obok niego co chwilę ziewając. Dużo ostatnio trenował, a on trwał przy nim. Chciał stać się silniejszy by móc w końcu spełnić swoją obietnicę.
-To będzie też mój pierwszy raz!- usłyszał tak dobrze znany u glos. Szybko się odwróciła w tamtą stronę i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego bliźniaczy smok Rogue stał zaczerwieniony razem z uśmiechniętą Lucy, ale najgorsze były jej słowa. Nie rozumiał co oni robią razem.  Nawet nie myśląc zbyt wiele szybkim kokiem udał się w ich stronę. Musiał się dowiedzieć co ta dwójka robi.
-Co wy wyprawiacie!- zapytał podchodząc do nich i dysząc lekko.
-Sting?- zdziwiła się dziewczyna, ale po chwili się uśmiechnęła – wybieramy się na misję- odarła wesoła.
-Misja?- zdziwił się, ale po chwili przypomniał sobie jej słowa- a co z pierwszym razem?- dopiero gdy wypowiedział te słowa zaczerwienił się bo wiedział jak mogło to głupio zabrzmieć.
-A to, bo to będzie pierwszy raz jak Rogue idzie z kimś innym niż ty, a ja pierwszy raz pójdę na misję bez Natsu- odparła szybko, nawet nie zastanawiając się głębiej nad pytaniem Stinga. Chłopak słysząc odpowiedź odetchnął jakby z ulgą po czym spojrzał kątem oka na Rogue. Mimo że byli przyjaciółmi i nie interesował się on zbytnio dziewczynami to obawiał się tej misji. W końcu poruszyła ona serce kogoś takiego jak Sting, więc obawiał się że jego przyjaciel także mógłby coś do niej poczuć. Po chwili jednak jakby sobie coś uświadomił i znów spojrzał na dziewczynę zdziwiony.
-Nigdy nie byłaś bez pana Natsu na misji?- naprawdę było to dziwne. Wchodził jej do mieszkania przez okno, z tego co pamięta to mówiła też że czasami budzi się a on śpi koło niej, co było dla niego chore, a do tego wchodził jej do łazienki gdy się kąpała. Na sama myśl o tym na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec.
-No w sumie nigdy, odkąd dołączyłam do gildii to można powiedzieć że pilnuje mnie bym nic sobie nie zrobiła- zażartowała.
-Więc żeby pan Natsu się nie martwił my cię popilnujemy- powiedział wesoło Sting, że udało mu się jakoś wkręcić w misję Lucy.
-Ok- uśmiechnęła się dziewczyna po czym razem ruszyli w stronę gildii. Gdy tylko tam się znaleźli każdy udał się w swoje grono. Lucy ruszyła do lady gdzie siedziała Levy , a za ladą stała Mira, zaś chłopaki ruszyli w stronę stolika gdzie siedział Gray razem z Gajeelem.
-Czyżbyś wymieniła swojego smoczego zabójcę na dwa młodsze modele- zapytała Mira uśmiechając przy tym słodko i dotykając ręką policzka.
-C…co? N..nie ja spotkałam ich po drodze- tłumaczyła się Lucy, wiedząc że na pewno w głowie jej znajomej na pewno siedzi coś na temat tego że łączy ją coś z którymś ze smoczych zabójców.  Spojrzała na nich kątem oka i uśmiechnęła się delikatnie. W sumie dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę, ale bardzo dobrze dogaduje się ze smoczymi zabójcami. Natsu jest jej najlepszym przyjacielem, który rozumie jej uczucia i jak nikt potrafi ją pocieszyć. Wendy którą traktuje jak młodsza siostrzyczkę. Sting i Rogue mimo że niedawno tu dołączyli to często chodzą na obiady razem, lub odprowadzają ją do domu. Gajeel często jej dokucza, ale mimo to myśli że i tak mają dobry kontakt, rzecz jasna nie tak dobry jaki ma z nim Levy. Najgorzej jest z Laxusem, który chciał kiedyś by Lucy została jego kobietą, ale te ideały chyba już mu przeszły.
-Więc jakieś plany na dziś?- zapytała Levy parząc na nią znad książki którą właśnie studiowała.
-Ah no tak , zapomniałabym. Mira masz może jakąś niezbyt ciężką misję, ale taką z której mogłabym opłacić mieszkanie- zapytała zwracając się w stronę baru i wyczekując jakiejś odpowiedzi.
-Misja? Przecież Natsu jeszcze nie wrócił- znów usłyszała glos przyjaciółki. Odwróciła się w jej stronę pokazała jej Peac palcami i się uśmiechnęła.
-Idę bez Natsu, ściga mnie czynsz więc nie mogę na niego czekać- odparła.
-Sama? To niebezpieczne- uniosła się delikatnie Levy odkładając swoją książkę na blat.
-Spokojnie, idę ze Stingiem i Rogue- odparła machając dziewczynie by się uspokoiła.
-Więc który cię bardziej kręci? Mroczny i małomówny, bardzo skryty w sobie Rogue, czy może bardzo żywiołowy , energiczny i z boskim uśmiechem Sting, który bardzo przypomina Natsu, czy naszego kochanego salamandra, bardzo żywiołowego lecz czasami troszeczkę przygłupiego- odezwała się znowu białowłosa patrząc na Lucy przenikliwym wzrokiem i z uśmiechem. Na twarzy dziewczyny znów pojawił się rumienieć.
-Mira to nie tak- odezwała się , a jej pięści zacisnęły się na końcu spódniczki. Nie myślała o tym by znaleźć sobie teraz chłopaka , a w szczególności nie myślała o tym by któryś ze smoczych zabójców mógł nim być. Spojrzała kątem oka na chłopaków i przypomniał jej się pocałunek Stinga.  Bardzo ja wtedy zaskoczył i stresowała się tym że nie będzie wiedziała co zrobić gdy znów się zobaczą, ale chłopak był radosny jak zwykle i jakoś tak nawet nie przejmowała się już zbytnio tym pocałunkiem.
-Ja pewnie wybrałabym Rogue, jest tajemniczy i spokojny, nie wytrzymała bym z kimś hałaśliwym, Levi na pewno wybrała by Gajeela, a ty Lucy?- blond włosa zdziwiła się odpowiedzą Miry, a po chwili spojrzała na czerwoną jak burak McGarden która schowała twarz za książką i nie odezwała się słowem. Zaczęła się przez chwilę zastanawiać, ale po chwili wygoniła te wszystkie myśli z głowy.
-Są dla mnie tylko przyjaciółmi- wstała i położyła ręce na blacie- co z misją?- ponagliła koleżankę, a ta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę baru, by po chwili pojawić się z kartką w ręce.
-Myślę że ta wam spasuje- podała jej kartkę, a Lucy nawet na nią nie spoglądając ruszyła w kierunku stolika , gdzie siedzieli smoczy zabójcy.
-Wyruszamy?- zapytała podchodząc do nich z uśmiechem.
-Co to za misja?-zapytał ciekawie Sting przyglądając się kartce. Zbiło to trochę blondynkę z tropu, bo tak szczerze to nawet nie spojrzała na jaką misję wychodzą.
-hmm zobaczmy, nagroda to 300000 kryształów, ułaa super starczy mi na ten miesiąc na czynsz, a zadanie to , potrzebujemy słodkiej dziewczyny, która wykradnie się do domu kolekcjonera słodkich rzeczy, w stroju który przyciągnie jego uwagę i wykraść medalion który należał od wieków do naszej rodziny, heh wydaje się proste- powiedziała na głos, po czym szybko znów spojrzała na zadanie i posłała wściekłe spojrzenie Mirze.
-Hah zadanie idealne dla ciebie Lucy- uśmiechnął się szeroko Sting. Lucy spojrzała na niego niepewnie, naprawdę cieszyła się że tak myślał.
-Tylko że- zaczęła ale nie wiedziała jak to powiedzieć.
-Tylko że seksapil Lucy nigdy nie działa- uśmiechnął się Gray zakładając ręce za głowę. Bliźniacze smoki spojrzały na niego zdziwione po czym na lekko zmieszaną blondynkę.
-Nie powinieneś tak mówić!- oburzył się blondyn wstając od stołu.
-Niestety Gray ma rację, próba uwodzenia moim seksapilem zawsze kończy się tragicznie- odparła załamując się trochę. Zastanawiała się dlaczego zawsze to zawodzi.
-Bierzemy tą misję, na pewno damy radę- powiedział Sting i wyrwał dziewczynie kartkę po czym ruszył w stronę wyjścia. Dziewczyna była trochę zdezorientowana , ale uśmiechnęła się w duchu, no tak nie idzie sama, oni na pewno coś wymyślą jeśli plan nie powiedzie się. Ruszyła za nim a zaraz za nią ruszył Rogue z Fro.
-Chyba coś tu się kroi- powiedział pod nosem Gray po czym uśmiechnął się widząc wychodzącą dziewczynę z uśmiechem na twarzy.

-Myślisz że da radę?- zapytał niepewnie Rogue gdy czekali na Lucy przed wejściem do jednego z barów. Byli już u pracodawcy i omówili wszystkie ważne kwestie po czym ruszyli do sklepów. Oczywiście Lucy nie pokazała im co kupiła, wiec teraz spokojnie czekali na nią przed wejściem do baru, gdzie ona w jednej z toalet się przebierała.
-Nie bardzo mi to pasuje że jakiś staruch będzie ją oglądał, ale jeśli uśmiechnie się to na pewno go załatwi- odezwał się blondyn z lekko naburmuszoną miną i założonymi rękoma na piersiach. Słyszeli już i sami się nawet o tym przekonali, że Lucy była mistrzynią w przebierankach, uwielbiała skąpe i słodkie stroję więc nie musieli się martwić o to czy będzie dobrze wyglądać. Po chwili usłyszeli dźwięk dzwonka otwieranych drzwi i jak na komendę obydwoje się odwrócili w ich stronę. Na twarzach obydwóch chłopców pojawił się rumieniec.
-Lucy wyglądasz świetnie- odezwał się Lector z uśmiechem.
-Fro też tak myśli- odezwała się jego koleżanka podnosząc łapki do góry z zachwytu.
-Arigato- powiedziała cicho Lucy i obróciła się wokół własnej osi. Nie była do końca pewna co do tej misji, ale już nie było odwrotu.
-Myślę że póki nie dotrzemy do domu tego kolesia to powinnaś coś na siebie założyć- odezwał się Rogue w końcu i podał jej swój płaszcz. Zdziwiła się trochę, ale nic nie mówić odebrała go od niego i założyła na ramiona. Nie czekając na nic dłużej ruszyli w stronę domu, gdzie mieli wykonać swoje zadanie. Blondynka trochę się stresowała, w głowię ciągle pojawiała jej się myśl, a co jeśli jej seksapil nie zadziała. Przecież nie raz już ich zawiódł, nawet gdy chciała żeby ktoś spuścił jej z ceny to nie zawsze dawało upragniony efekt. Co  dziwnie, od czasu wyjścia z baru Sting się nie odzywał, szedł jakby zamyślony co też trochę ją denerwowało, bo jego towarzysz był bardzo małomówny, a ona jakoś nie bardzo była przyzwyczajona do tego że jest tak cicho. Szła pierwsza, a zaraz za nią maszerował Lector a za nim cała reszta. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Naprawdę często narzekała że chciałaby mieć w końcu chwilę spokoju bez Natsu , ale czasami naprawdę było nudno bez niego. Po chwili poczuła nagle szarpnięcie i niespodziewanie wylądowała na ziemi, przygnieciona czyimś ciężarem. Słyszała jak Sting i Rogue wykrzykują jej imię, ale jakoś nie bardzo była w stanie się tym skupić. Kręciło jej się w głowię, a przed oczyma miała mroczki.
-Lucy?- usłyszała znajomy głos, a w jej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze przekleństwa pod adresem pewnej osoby. Poczuła jak ktoś z niej schodzi i podaje jej rękę by pomóc jej wstać. Oczywiście korzysta z pomocy, ale ciągle drugą ręką trzyma się za głowę.
-Co ty tu robisz?!- gdy w końcu trochę się otrząsnęła, krzyknęła w stronę różowowłosego chłopaka, który stał z uśmiechem w jej stronę.
-Jestem na misji z Gildartsem- odpowiedział ciągle się uśmiechając w jej stronę, ale po chwili spojrzał na nią z zaciekawieniem- a ty co tu robisz? W końcu jesteśmy dość daleko od Magnolii- po tym pytaniu spojrzał na jej ciało,  na którym był dość niecodzienny strój. Różowy mundurek pokojówki, za kolanówki z wstążeczkami na udach i buty na obcasie. Do tego w ręce trzymała opaskę z kocimi uszami.
-Jestem na misji- odparła i wtedy do niej dobiegli bliźniacze smoki.
-Pan Natsu?- zdziwił się widocznie Sting widząc go tutaj całego ubrudzonego, a do tego Lucy która także miała cały pobrudzony płaszcz.
-Siemka- przywitał się z nimi, a za chwilę czuł ból na policzkach, bo blondynka właśnie rozciągała jego policzki, przez co musiał zwrócić na nią swoją uwagę.
-A możesz mi powiedzieć dlaczego wpadasz na ludzi i ich przewracasz?!- znów krzyknęła w jego stronę, ciągle rozciągając jego twarz.
-aaaa, boli Luszy- powiedział próbując się jej wyrwać. Dziewczyna go puściła i spojrzała na niego wkurzonym spojrzeniem.
-Straszna- szepnął Lector chowając się za nogą Stinga, a Fro poszła w jego ślady. Smocze bliźniaki też uważały że Lucy była wyjątkowa straszna w stosunku do Natsu, ale po głowię Stinga chodziła jeszcze myśl że przez to akurat są ze sobą jeszcze bliżej co go denerwowało.
-Szukałem z Happym tego kolesia co nam ukradli bagaż- odezwał się masując obolałe miejsce twarzy, a po chwili jakby spoważniał.- Jest!- krzyknął, szybko wstał i ruszył w kierunku największych bazarów.
-Czekaj!- krzyknęła Lucy i nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy ruszyła zaraz za chłopakiem. Zdezorientowany Sting patrzył jak dziewczyna znika mu z oczu. Nie chciał tego, zacisnął pięści i ruszył zaraz za nią, zostawiając zdezorientowanego przyjaciela samego. Biegł ile sił w nogach byle by tylko ją dogonić i ją zatrzymać. Nie chciał żeby biegła za Natsu, chciał ją zatrzymać. Obiecał przecież sobie że będzie lepszy od niego, że uda mu się rozkochać ją w sobie, a tymczasem co zrobił? No właśnie nic takiego, stał ciągle w miejscu, ale w  końcu musiało się to zmienić. Czuł jej zapach coraz bliżej, a gdy w końcu zobaczył ją stanął jak wmurowany. Kucała tam, obejmowana przez Salamandra, chronił ją własnym ciałem przed ogniem, które rozprzestrzeniał jakiś mag z szaleńczym śmiechem. Nie czekając na nic dłużej chciał zaatakować, ale Natsu był szybszy. Nawet się nie zorientował kiedy przeciwnik leżał pod jego stopami.
-Nie wybaczę jeśli ktoś skrzywdzi Lucy- odezwał się ocierając usta z krwi. Stał jak wryty patrząc na tę scenę. Podziwiał tak bardzo Natsu, a zarazem tak bardzo go nienawidził i mu zazdrościł.
-Sting wszystko okej?- usłyszał jej głos i zatroskaną minę skierowaną w jego stronę. Spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Rany, Lucy zawsze musisz się pakować w kłopoty- powiedział Natsu zbliżając się do niej i kucając obok niej.
-To twoja wina że pobiegłeś tak nagle- rzuciła mu oskarżycielskim tonem uderzając w klatkę piersiowa.
-Boli cie bardzo- tym razem zapytał bardziej zatroskanym głosem spoglądając na jej kostkę.
-Prawie nie czuję bólu- odparła i chciała wstać, ale gdy tylko próbowała ruszyć nogą na jej twarzy pojawiał się grymas bólu.
-Co się stało?- zapytał w końcu blondyn podchodząc do dwójki przyjaciół. Dopiero teraz zauważył że koło dziewczyny jest pełno krwi. Natsu ma zakrwawioną całą rękę, a Lucy kostkę.
-Eh, walczyłem i pewnie bym bardziej oberwał gdyby znowu nie Lucy- odparł Dragneel siadając na ziemi obok dziewczyny i uśmiechając się przy tym promiennie.
-Powinniście się opatrzeć- odparł siadając koło nich i zarażając się ich uśmiechem.
-A wiec poszłaś na misję z nimi? – odezwał się znów różowowłosy, całkowicie olewając wypowiedź Stinga by się opatrzeć. Dziewczyna tylko kiwnęła głową na tak.
-Ale nie opuścisz naszej drużyny? – zapytał jakby niepewnie.
-No co ty, zawszę będziemy drużyną- uśmiechnęła się i przy pomocy Natsu wstała.
-Panie Natsu chciałbym znów z panem walczyć- odezwał się w końcu Sting. Jego towarzysze spojrzeli na niego natychmiast. Lucy nie chciała by jej towarzysze się bili, ale widząc zapał Natsu wiedziała że nic na to już nie wskóra.
-Więc gdy tylko wrócimy z misji zmierzymy się- odpowiedział Dragneel z szeroki uśmiechem.  Kady rozszedł się w swoją stronę, a w głowię Lucy był tylko jedna myśl. Dlaczego oni zawszę chcą się ze sobą mierzyć? Dlaczego skoro są przyjaciółmi. Zapewne nigdy tego nie zrozumie skoro jest dziewczyną, ale także nigdy nie miała zamiaru tego zrozumieć, zawsze będzie przeciwna walkom z przyjaciółmi.
-myślałem że już nie wrócicie- z zamyśleni wyrwał ją glos Rogue, który siedział na kamieniu z Fro na kolanach. No tak w końcu znalła jednego smoczego zabójcę który nie chciał się wdawać w bójki, każdy wiedział ze chciałby walczyć znów z Gajeelem, ale nigdy nie wyzwał go na pojedynek.
-Więc ukończmy naszą misję- krzyknęła uradowana Lucy po czy ruszyli w stronę posiadłości, gdzie czekała ich zadanie.


Siedział w domu patrząc ciągle w ścianę. Wczoraj wieczorem wrócili z misji, która delikatnie mówiąc źle się skończyła. Gdy tylko znaleźli się przed domem tego zboka, przyjął Lucy z otwartymi rękoma, ale gdy tylko usłyszał jej krzyk nie mógł zostać obojętny na to i wparował do domu. Zobaczył jak ten koleś obmacuje Lucy więc po prostu stuknął go na kwaśne jabłko, przez co dostał opieprz od blondynki. Zwinęli to co mieli zabrać i udali się do pracodawcy. Wykonali misję, ale Lucy była na niego zła że tak nagle wparował do domu tego dziada i nie odzywała się do niego cała drogę powrotną. Westchnął ciężko i znów spojrzał na śpiącego Lecctora. Pan Natsu wrócił z misji przed nimi, więc dziś czekała go walka na która nie miał ochoty jeśli jej tam nie będzie. Chciał ją przeprosić, ale wiedział że to ni nie da. Spojrzał na zegarek po czy się uśmiechnął. Musiał wygrać tę walkę, musiał jej zaimponować. Ubrał swoją niebieską kamizelkę i podszedł do łóżka budząc małego kotka.
-Już czas Lector- powiedział po czym ruszył ku wyjściu a zaraz za ni ruszył mały zaspany exceedo.


Nie miała ochoty oglądać tej walki, ale nogi jakoś same ją niosły przed gildię. Chciała tam już przyjść jak będzie po wszystkim, ale nie potrafiła tego tak po prostu zostawić. Miała jakiś wrażenie że ta bitwa dotyczy także jej.
-Lucy!- usłyszała krzyk Happiego i szybko odwróciła się w prawo, gdzie unosił się kotek w powietrzu.
-Co się dzieje?- zapytała podchodząc do niego i próbując przedrzeć się wzrokiem przez ten wielki tłum.
-Jak na razie walka jest wyrównana- odpowiedział kotek i usiadł u dziewczyny na ramieniu. Ta spojrzała rozczulonym wzrokiem na tłum przed nią. Chciała wiedzieć co tam się dzieje, ale nie było szans żeby przebiła się przez ten tłum ludzi, którzy ciągle dopingowali bijących się.
-Atak skrzydłem ognistego smoka!- usłyszała tak dobrze znany jej krzyk, a po chwili ludzie koło niej rozstąpili się i zauważyła że przeleciał tędy Sting. Chciała do niego podbiec i zobaczyć czy nic mu nie jest, ale się powstrzymała, wiedząc że tylko zraniła by jego dumę. Widziała jak się podnosi i patrzy na nią z uśmiechem. Ociera krew z wargi i jest gotowy do kolejnego ataku.
-Pięść Białego smoka!- tym razem to krzyk Stinga rozniósł się w powietrzu i po chwili można było zauważyć jak pięść chłopaka pokrywa strefa światła i po chwili ciska raz za razem nią w Nastu, przygważdżająco go w tej chwili do ściany.
-Nie tak szybko, Szkarłatny Lotos: Pięść ognistego smoka- po tych słowach Lucy chwyta się za serce wiedząc że to może się źle skończyć. Były to sekretne  techniki smoczych zabójców, a skoro ich używał to znaczy że brał walkę na poważnie. Ludzie zaczęli szeptać, gdy nagle Dragneel zniknął im z oczu, a widzieli tyle małe płomienie, które co jakiś czas pojawiały się obok Stinga zadając mu ciosy. Mimo tych ran chłopak nie chciał się poddać. Blondyn próbował użyć na Natsu Szponów białego smoka, ale nie potrafił go dosięgnąć. Z jego ust znów poleciała stróżka krwi.
-Znów przegrałem- powiedział do siebie czekając na ostatni cios.
-Jesteś dużo lepszy niż na turnieju- usłyszał śmiech swojego przeciwnika, po czym przed jego oczyma pojawiła się ręką Dragneela proponująca pomoc. Uśmiechnął się w jego stronę i skorzystał z pomocy. Podniósł się , przegrał ale nie czuł w sobie złości. Oznaczało to że musiał jeszcze dużo trenować by pokonać Natsu.
-Natsu, Sting!- obydwoje usłyszeli głośny krzyk i odwrócili się w stronę osoby która krzyczała. NA ustach obydwóch pojawiły się uśmiechy gdy zobaczyli blondynkę biegnącą w ich kierunku.
-Co jest Lucy?- zapytał różowowłosy ciągle podtrzymując trochę Stinga, który był dużo bardziej pokiereszowany do niego. Gdy tylko dziewczyna do nich dotarła pierwsza co zrobiła to uderzyła Dragneela w głowę, ale na tym nie poprzestała bo Sting mimo swych ran także dostał przez łeb.
-Jesteście nienormalni- westchnęła i znów spojrzała na nich , tym razem z uśmiechem- powinniście opatrzyć swoje rany, chodźcie- po tych słowach odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, a chłopaki za nią.
-Mówiłem że Natsu wygra, a teraz będziesz mi przynosił rybki przez cały iesiac- usłyszeli jeszcze w oddali głos Happiego i każdy się roześmiał widząc jak rozmawia z Lectorem. Ten mały kotek przy Happym będzie miał przerąbane.

-Mówiłem ci że nic mi nie jest- jęki Natsu można było chyba usłyszeć w całej Magnolii gdy dziewczyna zakładała mu bandaże. Wiedziała że przydałaby się tu Wendy, ale podobno była na misji, więc sama musiała się tym zając.
-Nie marudź , właśnie skończyłam- odparła dziewczyna i schowała resztę rzeczy do apteczki. NA jej łóżku siedziało dwóch smoczych zabójców , opatrzonych i jeden jakby lekko obrażony że kazali u zakładać bandaże.
-Dziękuje- powiedział Sting przyglądając się swojej opatrzonej ręce po czym się do niej uśmiechnął. Lucy tylko westchnęła i wyszła z pokoju.
-Ah Happy- krzyknął Natsu i nagle wyskoczył z okna nie mówiąc nic nikomu więcej.
-Gdzie ten idiota?- zapytała dziewczyna wchodząc z powrotem do swojego salonu z dwoma kubkami w ręce.
-Krzyknął coś o Happym i wyskoczył- odparł Sting dalej zmieszany ty co się przed chwilą stało.
-Eh jesteście niemożliwi – odparła dziewczyna podając mu kubek z ciepłą herbatą i siadając obok niego.
-Następnym razem wygra- powiedział chłopak patrząc na kubek z cieczą w swoich rękach.
-Wiem że bardzo chcesz pokonać NAtsu, ale czemu akurat teraz?- zapytała patrząc na niego ciekawa odpowiedzi. Sting spojrzał na nią i trochę się speszył widząc jej spojrzenie na sobie.
-Chcę dotrzymać obietnicy i jest jeszcze jedna rzecz- drugie zdanie dodał trochę cisze.
-Jeszcze coś?- dziewczyna nie ustępowała i dalej brnęła w to, chociaż widoczne było że chłopak nie będzie za bardzo chciał odpowiedzieć na to pytanie.
-Pan Natsu bardzo się zdziwił jak zobaczył cię z nami- blondyn za wszelką cenę starał się zmienić jakoś tor ich rozmowy i o dziwo chyba podziałało bo dziewczyna tylko westchnęła i spojrzała przed siebie.
-Czasami go nie rozumiem, ale on też dawno nie był beze mnie na misji- po tych słowach wyglądała jakby na rozmarzoną, a on nie mógł tego znieść.
-Pan Natsu jest niesamowity.
-Masz rację- odparła szybko nawet bez zastanowienia. Czuł jak wzbiera w nim złość, jak ręce coraz mocnej ściskając kubek. Spojrzał nagle na niego ty swoich kochającym wzrokiem- ale uważam że ty też jesteś niesamowity, jak każdy w naszej gildii- po tych słowach odstawiła kubek na stół i chciała wstać, ale poczuła szybkie pociągniecie za nadgarstek i znów siedziała na łóżku zaskoczona.
-Nie potrafię dłużej się powstrzymywać- powiedział chłopak i po chwili dziewczyna poczuła jego ciepłe wargi na swoich. Chłopak nie był zachłanny, całował ją delikatnie muskając jej wargi. Dziewczyna na poczuła była zszokowana, ale nie odepchnęła chłopaka. Zamknęła oczy i dotknęła delikatnie dłonią jego policzka.
-Sting?- zapytała cicho gdy chłopak oderwał się od niej i smutno spojrzał na nią.
-Kochasz Pana Natsu?- zapytał nagle , a ona poczuła jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce, ale usiała być opanowana w tej chwili.
-To ty jesteś jedynym smoczym zabójcą który całuje mnie z zaskoczenia drugi raz- uśmiechnęła się niewinnie w jego stronę, a ten jakby odżył trochę. Znów zbliżył twarz w jej kierunku i chciał ją pocałować, ale niestety zostało mu to przerwane przez osobę która nagle wskoczyła przez okno.
-Chodźmy na misję- usłyszeli oboje i spojrzeli na Dragneela, który jakby nie wiedział co się dzieje uśmiechał się do nich głupkowato. Sting i Lucy spojrzeli na siebie po czym wy buchnęli śmiechem. Nie musieli się spieszyć mieli jeszcze dużo czasu.


A tak wyglądała Lucy w stroju: